Intrygująca historia kobiety skazanej za brutalne przestępstwo i więziennego psychologa, który rozpoznaje w niej swoją miłość z liceum. Ich pełne emocji spotkanie wyzwoli łańcuch wydarzeń, których konsekwencje okażą się niebezpieczne dla nich obojga.
Wydaje się, że Franka Lundquista, psychologa w więzieniu stanowym, nic już nie zaskoczy. W najśmielszych snach nie mógł jednak przypuszczać, że pewnego dnia w jego gabinecie pojawi się szkolna miłość, Miranda Greene.
Lundquist jeszcze nie pozbierał się po skandalu, który kosztował go utratę prywatnej praktyki na Manhattanie i przez który musiał przyjąć posadę psychologa więziennego w Milford Basin. Wie, że ze względów etycznych powinien przydzielić komu innemu przypadek Mirandy, ale nadal pozostaje pod jej urokiem. Jest ciekawy: jak to się stało, że przepiękna sprinterka z liceum, córka kongresmena, skończyła w więzieniu, skazana za szokujące przestępstwo.
Miranda jest zrozpaczona i zdesperowana. W więziennych murach prześladują ją wspomnienia tragedii z dzieciństwa i nadal usiłuje uwolnić się od miłości, która doprowadziła do jej upadku. Frank szybko staje się potencjalnym źródłem nadziei na jej rozgrzeszenie, a może nawet ucieczkę. Miranda nie pamięta jednak, że już go kiedyś poznała i ile dla niego znaczyła.
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 2019-03-13
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 304
Tytuł oryginału: THE CAPTIVES
Zbrodnia i kara, lekarz i pacjent, a wszystko to wymieszane w różnych proporcjach, podane w setkach kombinacji. Jeśli dodacie do tego dwa słowa : thriller psychologiczny to wyjdzie wam przepis na niezwykle silny afrodyzjak, który działa na mnie jak płachta na byka. Sięgając po takie książki, mam niezwykle duże oczekiwania i często kończy się tak, że siedzę w strumieniach wylanej na głowę zimnej wody. A jak było tym razem? Niektórzy wydawcy, żeby zbytnio nie rozpieszczać swoich recenzentów, udostępniają im zaledwie kilka pierwszych rozdziałów książki. Gdyby w moje ręce trafiło zaledwie 150 stron tej powieści, to moja ocena byłaby miażdżąca. Dopiero za półmetkiem dostałam to czego oczekiwałam od samego początku. Jednak czy nie było tego za mało? Czy udana końcówka jest w stanie uratować dość przeciętny wstępniak i obronić całą książkę? Myślę, że tak. Myślę, że trzeba dawać szansa "nowym" autorom, w końcu każdy z nas uczy się na własnych błędach.
Franka Lundquista, psychologa w więzieniu stanowym, nic już nie zaskoczy. W najśmielszych snach nie mógł jednak przypuszczać, że pewnego dnia w jego gabinecie pojawi się szkolna miłość, Miranda Greene.Lundquist jeszcze nie pozbierał się po skandalu, który kosztował go utratę prywatnej praktyki na Manhattanie i przez który musiał przyjąć posadę psychologa więziennego w Milford Basin. Wie, że ze względów etycznych powinien przydzielić komu innemu przypadek Mirandy, ale nadal pozostaje pod jej urokiem. Jest ciekawy: jak to się stało, że przepiękna sprinterka z liceum, córka kongresmena, skończyła w więzieniu, skazana za szokujące przestępstwo.
Nie pozostaje mi zrobić nic innego jak podzielić tę powieść na dwie części : przegadany, mało interesujący początek i fragment środka oraz interesującą drugą połowę, zwieńczoną intrygującym i zaskakującym zaskoczeniem. Po kilku pierwszych rozdziałach w mojej głowie panowało uczucie konsternacji. Zdarzyło wam się kiedyś zostać poczęstowanym miską pełną kolorowych cukierków, z których każdy wygląda lepiej od poprzedniego, a wiecie że możecie wybrać tylko jeden? Tak właśnie było w tym przypadku. Autorka stworzyła istną mozaikę, historii, wątków, motywów, z których żaden nie pełni roli przewodniej. Do końca nie wiedziałam czy będziemy tutaj opowiadać o życiu Mirandy, o jej zbrodni i karze, czy może nieudanym małżeństwie Franka i jego zaprzepaszczonej karierze. Na prowadzenie czasem wychodził Cloude, brat Franka, uzależniony od narkotyków sprzedawca skarpetek, a czasem rodzina Mirandy, chowająca parę rozkładających się w szafie trupów. Jedno było pewne : zbrodnia się dokonała, morderca (w tym przypadku morderczyni) siedzi w więzieniu, więc trzeba wymyślić coś innego, co przyciągnie czytelnika. Sęk w tym co? Debra Jo Immergut, bardzo długo odpowiadała sobie na to pytanie. Na szczęście dla mnie i reszty czytelników, rozwiązanie w końcu nadeszło i sprawiło, że średnich lotów powieść psychologiczno-obyczajowa zmieniła się w niepokojący, dynamiczny suspens. Muszę przyznać, że jeszcze nigdy nie spotkałam się z powieścią, w której widać tak wyraźny podział w tempie narracji. Nie mam pojęcia, czy autorka dostała lepszą kawę, czy też trafił ją grom z jasnego nieba, jednak nastąpiła diametralna przemiana. Bohaterowie nabrali głębi, fabuła sensu a akcja dynamiczności. W końcu zaczęło być ciekawie. Momentami czułam się jak na planie filmowym "Uprowadzonej". Kiedy nasz bohater, opracował swój plan i podjął się jego realizacji, zdałam sobie sprawę, że Immergut, od samego początku miała rewelacyjny pomysł, tylko jakby bała się go wyegzekwować. Obserwowaliście kiedyś kota próbującego wyłowić ze stawiku złotą rybkę? Jak nieśmiało przystawia łapkę do tafli wodnej, jednocześnie bojąc się zmoczenia i pożądając smacznej przekąski? Autorka również próbowała się z własnym talentem, sprawdzała jego granice, na ile może sobie pozwolić. Początek był przegadany, jak by słowami starała się odwrócić uwagę czytelników od chaosu. Jednak wraz z rozwojem fabuły, Immergut odnalazła właściwe tempo, odważyła się zaatakować mocniej, wsadzić rękę do stawu i sięgnąć po złotą rybkę. Muszę przyznać, że należy jej się nagroda, a były nią moje szeroko otwarte z zaskoczenia usta. Zakończenie tej powieści jest jednym z lepszych, które przyszło mi czytać w ostatnim czasie i sporo rekompensuje. Naprawdę warto się przemęczyć czytając o dość schematycznych rodzinnych dylematach by na końcu poznać prawdziwe oblicze i motywacje naszych bohaterów. By przekonać się, że "oliwa jest zawsze sprawiedliwa".
Czytając zastanawiałam się czy wydawcy zbyt łatwo nie nadają książkom etykietki thrillerów psychologicznych. Bowiem co takiego musi mieć w sobie powieść by godnie zaprezentować ten gatunek? Na pewno musi wywoływać w nas lęk i niepokój, obnażać duszę naszych bohaterów, szokować, opierać się na aspektach psychologicznych. Jeśli weźmiemy pod uwagę pierwszą część książki, to sporo z tych warunków nie zostało tutaj spełnionych. "Uwięzieni", w początkowych rozdziałach, nie trzymają nas w napięciu. To raczej powieść obyczajowa, zbitek wątków i historii z życia ludzi, którzy przewijają się przez karty tej książki. Historii, które często nie mają wielkiego wpływu na fabułę. Owszem autorka kładzie duży nacisk na psychikę naszych bohaterów, eksploruje ich umysły, analizuje wzorce zachowań, jednak nie ma tutaj elementów, które wywoływały by w nas zaniepokojenie. Z początku myślałam, że będzie to powieść o fanatycznej miłość, stalkingu, syndromie sztokholmskim w krzywym zwierciadle. Jednak im dalej w las, tym całość nabierała coraz bardziej surrealistycznego wymiaru. W pewnym momencie już nie widziałam, czy Frank nadal jest zafascynowany Mirandą i za pomocą terapii pragnie uwieść kobietę i zaspokoić własne żądze, czy też naprawdę pragnie jej pomóc. Kiedy już dowiedziałam się jakie są zamiary mężczyzny, z początku nie mogłam w to uwierzyć. Zabrakło mi w tym wiarygodności, zabrakło podania powodów i przyczyn. Zresztą w książce tej, w ogóle za mało jest dialogów i rozmów. Fabuła toczy się jakby w oderwaniu od naszych bohaterów, są oni pionkami przesuwanymi po szachownicy, nie mają własnego zdania.
Dopiero w drugiej części książki protagoniści nabierają wyrazistości, dorastają i otrzymują głos, który jest słyszalny. Już nie musimy się nad nimi litować. Historie są poznane, przeszłość odkryta, teraz czas pomyśleć o przyszłości, gdyż to ona jest najważniejsza. A wierzcie mi, nie rysuje się ona w różowych barwach, szczególnie kiedy okazuje się, że każdy pragnie czego innego.
Naszym głównym bohaterem jest psycholog-psychiatra, Frank, który w wyniku błędu lekarskiego, musiał zamknąć prywatną praktykę i podjąć się zajęcia poniżej jego kwalifikacji. Ciszę się w jak kompetentny sposób autorka podeszła do tematu "problemów" lekarzy/psychologów. Wiadomo, że oni również są tylko ludźmi i zdarza im się popełniać błędy. Dzięki Immergut lepiej poznałam kodeks etyczny wykonawców tego zawodu. Dowiedziałam się w jakie pułapki najczęściej wpadają, jak częste jest przekroczenie tej cienkiej granicy pomiędzy relacjami pacjent-lekarz. Słuchać o czyichś problemach, jednocześnie nie biorąc ich do siebie i nie współczując, jest nieludzkie. Każdy z nas obdarzony jest empatią, która sprawia, że czujemy się współwinni, lubimy dźwigać czyjeś problemy. Chodzić w cudzych butach. Dobry psycholog jest w stanie stanąć z boku, popatrzeć z dystansu. Jednak nawet on nigdy nie wie, czy któryś z jego pacjentów nie poruszy kiedyś tej ukrytej struny i nie sprawi, że etyka zawodowa pójdzie w zapomnienie.
"Uwięzieni" jest książką, której tytuł jest metaforyczny. Opowiada z jednej strony o kobiecie, którą fizycznie ograniczają cztery ściany, oraz o mężczyźnie, którego blokuje własna historia. Ojciec Franka jest człowiekiem, który osiągnął wielki sukces w dziedzinie psychologii. Wymyślił "test" który stosowany jest na całym świecie a jego wyniki szeroko komentowane i chwalone. Frank wie , że nigdy nie dogoni swojego ojca, nie będzie lepszy od niego. Jego świat się skurczył do małego mieszkania, nielubianej pracy i grona znajomych. Cień ojca wisi nad nim, więzi go w klatce rzeczywistości nie pozwalając rozwinąć skrzydeł. Muszę przyznać, że mu współczułam. Czasem chciałam by jego plan się powiódł, by dokonał czegoś wielkiego, o czym będą mówić i pisać w gazetach.
"Uwięzieni" to książka, do której należy mieć cierpliwość i czas. Nie jest lekturą na jedno posiedzenie. Z początku przegadana, zbyt sentymentalna i pełna małych i większych dramatów, prowadzi czytelnika "donikąd", meandruje. Dopiero po kilkuset stronach, kiedy przekroczymy magiczny środek, autorka daje nam ponton, którym dryfujemy na szerokie wody. Część druga powaliła mnie na kolana, sprawiła że ze strony na stronę chciałam więcej. I wiecie co? Dostawałam to. Kiedy miałam wrażenie, że już nic nie można dodać, że wszystko zmierza ku finałowi, autorka z głębi rękawa wyciągała kolejnego asa.Bądźcie cierpliwi i dajcie autorce szansę, szkoda, żeby taki talent się zmarnował i odszedł niedoceniony. Wierzę, że konstruktywna krytyka buduje, że jest przekazywana twórcom, którzy uczą się na błędach, nabierają doświadczenia. Chciałabym przeczytać kolejną książkę Immergut by przekonać się, że mam rację. Polecam i wam.
Wyobraź sobie, że po wielu latach spotykasz swoją szkolną miłość. Ciekawe, czy jeszcze Ciebie pamięta? A teraz spróbuj sobie wyobrazić, że pracujesz jako psycholog i na terapię przychodzi do Ciebie właśnie Twoja ukochana ze szkolnych lat. Może nie byłoby tu niczego szokującego, gdyby nie to, że Ty pracujesz w więzieniu i to właśnie tam spotykasz swoją wymarzoną dziewczynę, która odsiaduje bardzo długi wyrok za morderstwo. Czy byłaby zdolna, by zabić, czy to może okrutna pomyłka? W takiej właśnie sytuacji znalazł się bohater thrillera psychologicznego autorki Debry Jo Immergut – „Uwięzieni”.
Zaczynając „Uwięzionych” spodziewałam się przede wszystkim napięcia, akcji oraz tego, że zakończenie wbije mnie w fotel. Zamiast tego dostałam rozbudowany wątek psychologiczny, co nie byłoby może takie złe, gdybym się nie pogubiła w trakcie czytania. Początek książki był intrygujący, bo poznajemy Franka, który nagle spotyka swoją dawną miłość. Z zaciekawieniem czytałam, bo chciałam dowiedzieć się, czy mężczyzna przekaże pacjentkę innemu psychologowi, tak jak nakazuje etyka zawodowa, czy jednak będąc pod wpływem zauroczenia, zdecyduje się kontynuować terapię. Fabuła jest opowiadana także z perspektywy Mirandy i czytając o jej więziennej sytuacji, miałam przed oczami sceny z genialnego serialu „Orange is the New Black”. Sprawy skomplikowały się, gdy bohaterowie powracali do wydarzeń z przeszłości, było to dla mnie zbyt chaotyczne i czasami nie wiedziałam, o czym dokładnie ja czytam. Im dalej, tym moje zainteresowanie książką malało i dokończyłam ją tylko dlatego, by się dowiedzieć, jak historia Franka i Mirandy się zakończy. Niestety w fotel mnie nie wbiło.
Choć autorka ma bardzo lekkie pióro i w miarę szybko przeczytałam książkę, to zdecydowanie książka „Uwięzieni” jest książka przekombinowaną. Był dobry pomysł na fabułę, lecz zawiodła jego realizacja. Gdyby dodać tutaj napięcie i akcję, to mając świetny wątek psychologiczny, wyszedłby intrygujący thriller psychologiczny. Tak się jednak nie stało i dzieło autorstwa Immergut będzie jedną z tych książek, o której bardzo szybko zapomnę. Szkoda.
Cała recenzja tu: http://www.bookparadise.pl/2019/05/uwiezieni-debra-jo-immergut.html
Przeczytane:2019-05-07, Ocena: 3, Przeczytałam, Mam,
"Kwiat musi rosnąć tam, gdzie go posadzono."
Kolejny thriller psychologiczny, w którym niewiele jest niepewności i napięcia, a reszta elementów próbuje to rekompensować. Czyżby w ten sposób miały być pisane współczesne thrillery? Mam nadzieję, że to kwestia chwilowej mody, która bardzo szybko minie. W "Uwięzionych" nacisk położono na otoczkę obyczajową i psychologiczną, ta ostatnia została ciekawie poprowadzona, chętnie się zanurzamy w przesłania. Frapująco było patrzeć, jak zmienia się perspektywa spojrzenia na dotychczas wyznawane wartości, jak za sprawą jednej decyzji, czy jednego spotkania, burzy się misterny plan życia, jednocześnie jak codzienność otrzymuje w końcu silne brzmienia i jaskrawe kolory.
Co znamienne, takich zwrotów w życiu jest kilka, zarówno w sferze prywatnej, jak i zawodowej. Ponieważ okazuje się, że w kontakcie dobra ze złem nie ma możliwości, aby się one ze sobą nie wymieszały, nie stworzyły wybuchowej mieszanki, nie naraziły bohaterów na wychodzenie poza moralny komfort, a nawet bezpieczeństwo. Lubię niejednoznaczność portretów kluczowych postaci, zmienne okazywanie im sympatii i poparcia, konieczność nieustannego dokonywania wyborów i interpretacji. Do końca trzymani jesteśmy w zawieszeniu niemożliwości opowiedzenia się za jedną ze stron, w każdej z nich coś nas przyciąga, a jednocześnie odpycha. Potwierdza się, że często patrząc na to samo zdarzenie, dzieląc wspomnienia, czy dokonując aluzji wobec wspólnych odczuć, wykazujemy się zupełnie odmiennym zmysłem obserwacji i sposobem postrzegania. Swoją drogą, jak różnorodnie los potrafi skrzyżować ścieżki dwójki osób, pozornie wrzucić ich w ten sam nurt, lecz postawić przed każdym zupełnie inne wyzwania. Zastanawiamy się również, do czego zdolny jest człowiek, aby spełnić swoje postanowienia, w imię realizacji pragnień wykorzystać sprzyjającą okazję, perfidnie zmanipulować drugą osobą.
Frank Lundquist, psycholog nowojorskiego zakładu karnego dla kobiet, nieoczekiwanie spotyka w gabinecie szkolną sympatię, w której po kryjomu się podkochiwał. Doskonale zdaje sobie sprawę, że nie powinien leczyć tej więźniarki, ale nie potrafi wyzbyć się osobliwej, a nawet chorobliwej, ciekawości. W ten sposób kolejny raz, bo wcześniej już utracił intratną posadę za błędy lekarskie w atmosferze skandalu, przekracza etyczne reguły i naraża reputację na ryzyko. Miranda Greene zdaje się nie poznawać mężczyzny, z każdym spotkaniem coraz bardziej otwiera się przed nim, wydaje się zmierzać ku uzdrawiającej współpracy. Jednakże zdesperowana kobieta, skazana na jeszcze pięćdziesiąt dwa lata lat odsiadki, nie jest z nim do końca szczera. Stopniowo intryga zagęszcza się, do głosu dochodzą mroczne podszepty, zaś zaślepienie tylko umacnia się.
W finalnej odsłonie widzimy, jak bardzo trzeba się liczyć z konsekwencjami podejmowanych pod wpływem emocji decyzji. Przyznam, że zakończenie mnie zaskoczyło, nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, podejrzewałam, że coś może pójść nie tak w zamierzeniach bohaterów, ale nie sądziłam, że właśnie w tym kierunku zmierzać będą poszczególne elementy prowokacji. Sposób połączenia wątków w zgrabną całość okazał się satysfakcjonujący. Nie przeszkadzał mi mały realizm niektórych wydarzeń, pomysł na fabułę wydawał się nieco przekombinowany, ale autorka poradziła sobie z jego wciągającym przedstawieniem w psychologicznej odsłonie. Szkoda, że nie dodała więcej dreszczyku emocji, silniejszej konfrontacji charakterów, kilku spektakularnych incydentów, tak aby podkręcić atmosferę strachu, mocniej uderzyć w tony obsesji i fiksacji. Nie wykorzystano w pełni potencjału książki, jej interesującego zamysłu i zagadkowej aury, a może zwodniczo przyporządkowano powieść do gatunku literackiego.
bookendorfina.pl