Czytelniku, trzymasz w rękach książkę o naprawdę nieprzeciętnym człowieku. Jej bohaterem jest zafascynowany Azją fotograf i podróżnik, który na szklanych płytach negatywów utrwalił niepowtarzalne widoki krajobrazów i miast Azji Środkowej, zwłaszcza Samarkandy. To dzięki niemu możemy spojrzeć na twarze rdzennych mieszkańców dalekich zakątków Azji sprzed ponad stu lat. Leon Barszczewski uchwycił w kadrze obiektywu chwile grozy podczas górskich wypraw, utrwalił piękno i majestat lodowców oraz potęgę gór. Jednak najważniejsi byli dla niego ludzie — z jego fotografii spoglądają na nas bekowie i wieśniacy, biedacy i bogacze, tancerze i obłąkani, a nawet muzułmańskie kobiety odsłaniające twarze. Dla wielu z nich Barszczewski był pierwszym spotkanym Europejczykiem. Te jedyne w swoim rodzaju obrazy przenoszą nas w świat zagubiony i nieznany, nieomal baśniowy…
Publikacja, będąca swoistym zwierciadłem duszy Barszczewskiego, jest owocem przeszło trzydziestoletnich badań genealogicznych Igora Strojeckiego oraz fascynacji postacią i dokonaniami jego pradziadka — podróżnika i fotografa Leona Barszczewskiego. Nieistniejący już świat autor odtworzył na podstawie notatek samego podróżnika, artykułów publikowanych w prasie oraz wspomnień jego córki, Jadwigi Barszczewskiej‑Michałowskiej.
...dłuższe obcowanie z półdzikimi mieszkańcami nauczyło mnie wielu rzeczy. Jak fałszywie i źle sądzimy tych biedaków. Najczęściej sami jesteśmy przyczyną nieporozumień, jakie wynikają pomiędzy nami i nimi. Niejednokrotnie sam, zdawało się, byłem w położeniu bez wyjścia wśród tych półdzikich ludów, gdzie byle drobiazg mógł pociągnąć za sobą utratę życia. A przecież zawsze dawałem sobie radę, co zawdzięczam temu, że stosunek mój do mieszkańców był zawsze serdeczny, że starałem się wniknąć w ich życie, zwyczaje i obrzędy, wierzenia i przesądy. Zjednałem sobie wśród nich wielu prawdziwych przyjaciół. Dziewiętnaście lat obracałem się między nimi i nie mogę znaleźć ani jednego przykładu ich rzekomej zwierzęcości, o czym tak chętnie piszą rozmaici podróżnicy.
L. Barszczewski
Niezwykłe zdjęcia. Nawet dzisiaj, w dobie dronów i satelitów z kamerami, trudno byłoby znaleźć się w wielu z tych miejsc. Dotarcie do nich wymagało niezwykłej pasji i nietuzinkowej osobowości. Równie ciekawa jest historia zachowania tych fotografii. To był polski Indiana Jones.
Tomek BagińskiAutor wybornie przybliżył nam sylwetkę podążającego w iście londonowskim duchu za pionierskimi wyzwaniami badacza Azji Środkowej końca XIX wieku i jednocześnie znakomitego fotografa zagubionego świata.
Jacek PałkiewiczWarszawa, gdzie urodził się bohater tej książki Leon Barszczewski, i Samarkanda, gdzie częściowo rozgrywa się jej akcja, w drugiej połowie XIX wieku znajdowały się w jednym państwie. Polacy w Imperium Rosyjskim byli nie tylko powstańcami sprzeciwiającymi się potędze caratu, ale także, jako wojskowi, potęgę tę umacniali. Losy Barszczewskiego pokazują, że oba wątki — powstańczy i imperialny — często się zbiegały. Barszczewski, syn powstańca dumny z polskich patriotycznych zrywów, był jednocześnie carskim oficerem zaangażowanym w kolonizację Turkiestanu. Do historii przeszedł jako autor znakomitych zdjęć, które do dziś pozostają ważnym źródłem wiedzy o przyrodzie, a przede wszystkim o życiu mieszkańców tego regionu. Życie samego Barszczewskiego dotychczas pozostawało w cieniu. Teraz, dzięki gigantycznej pracy jego prawnuka, Igora Strojeckiego, możemy je wreszcie poznać.
Ludwika WłodekLudzie odważni docierają na krańce świata, a my wiemy, że coś leży za horyzontem. Ale to dzięki tym, którzy są dość wytrwali, żeby ten świat dokumentować, wiemy też, jaki ten świat jest, możemy zrozumieć go lepiej. Leon Barszczewski był jednym z najwybitniejszych eksploratorów Azji Środkowej, a dzięki jego fotograficznej pasji mamy dziś szansę podziwiać unikatowe w skali świata fotografie dawnej Samarkandy, Buchary, Pamiru. Miał niezwykły wkład w badania obcych kultur, ale też ocalił je od zapomnienia, uwiecznił, zanim stały się historią. Dzięki temu w jakimś sensie możemy też podróżować w czasie. Barszczewski miał w sobie tego samego ducha, który stał się podstawą stworzenia „National Geographic”, dlatego jego fotografie i wspomnienia trafiły na łamy polskiej edycji magazynu w 2008 roku. Teraz, zebrane w książce Utracony świat…, ocalą od zapomnienia tę wybitną postać.
Martyna Wojciechowska
Wydawnictwo: Bezdroża
Data wydania: 2016-10-14
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN:
Liczba stron: 344
Przeczytane:2018-03-10, Ocena: 3, Przeczytałam, Mam, Wygrane, Wygrane w Trójce :-D, Literatura polska,