Wydawnictwo: Poradnia K
Data wydania: 2017-05-10
Kategoria: Literatura faktu, reportaż
ISBN:
Liczba stron: 374
Najlepsze książki pisze samo życie. Historie zaskakujące, szokujące, czasami nie do uwierzenia. Taka właśnie jest historia Deborah Feldman.
Deborah opisuje swoje życie od dzieciństwa. Ojciec psychicznie chory. Matka nie wytrzymała życia we wspólnocie i wybrała wolność i tym sposobem nie mogła kontaktować się z własną córką. Dziewczynka została wychowana przez dziadków, ortodoksyjnych Żydów. W świecie zakazów i nakazów, często wręcz absurdalnych. W świecie, w którym kobieta nie ma za wiele do powiedzenia, nie ma dostępu do wyższej edukacji. Gdzie małżeństwa są aranżowane i nie ma w nich miejsca na miłość. Żona ma zaspokajać męża, rodzić dzieci i zajmować się domem. Tyle.
W książce są opisane przeróżne zwyczaje, święta, tradycje oraz ceremonia ślubu głównej bohaterki. Szokujące jest to, że po ślubie kobieta musi zgolić głowę, nie może zapuszczać włosów, żeby żaden mężczyzna, prócz jej męża, tych włosów nie mógł oglądać. Ale za to może nosić peruki.
Opowieść jest ciekawa, wciągająca. Szybko i dobrze się ją czyta. W trakcie czytania pojawia się współczucie dla tych wszystkich kobiet we wspólnocie ortodoksyjnych Żydów. Jak pod pretekstem pobożności, wiary łatwo jest zniewolić drugiego człowieka. Jak później trudno jest wyzwolić się z takiej sekty.
Książka głownie opowiada o życiu Deborah we wspólnocie, niewiele wiemy jak potoczyły się jej dalsze losy. O tym jest napisane w drugiej książce autorki "Exodus".
„Jeśli nie ja, to kto? Jeśli nie teraz, to kiedy?”
Dotarliśmy do zamkniętego świata ortodoksyjnych Żydów, świata nam obcego i nieznanego. Jego przedstawiciele za wszelką cenę bronią przed innymi swoją inność i odmienność, nie pozwalają, aby obcy mieli dostęp do ich społeczności. W takim oto odseparowanym środowisku wychowywała się autorka, i zarazem bohaterka tej wstrząsającej opowieści, Deborah Feldman.
W południowej części Williamsburga na Brooklynie żyje Deborah, wychowywana przez dziadków i dalszą rodzinę. Matka ją opuściła, jak była malutka, za wszelką cenę chciała się wyrwać z tej zakłamanej wspólnoty. Ojciec, chory psychicznie, żył obok, w swoim własnym świecie. Dziewczynka była wychowywana w surowych warunkach, przez rodzinę ogarniętą fanatyzmem religijnym, podporządkowana nakazom i zakazom. Nie zaznała miłości i dobroci, ciągle poniewierana i traktowana z wyższością. Starała się buntować przeciwko panującym zasadom, jednak był to bunt rozkwitający wewnątrz, nie uzewnętrzniany. W ukryciu czytała książki, pragnęła poznać ten inny świat, istniejący poza granicami ich dzielnicy. W świat dorosłości wprowadzała ją babcia, jednak czyniła to bardzo nieumiejętnie i niechętnie, w sposób upokarzający kobietę. W wieku siedemnastu lat dziewczyna wychodzi za mąż za wybranego jej mężczyznę. Nie można mówić w tym przypadku o miłości, motylach w brzuchu czy radosnych randkach. W tym chasydzkim środowisku kobieta miała za zadanie rodzić dzieci i usługiwać mężowi, być na każde jego skinienie. Aż trudne wydaje się to dzisiaj do zrozumienia i zaakceptowania. Dla mnie to świat nierealny i odległy, nie dociera do mnie, że ludzie w naszych czasach jeszcze tak żyją. Jak można być tak głęboko uzależnionym od zasad religijnych i podporządkować im każdą sferę swojego życia? Jak można nie mieć własnego zdania i przekonań? Jak inni mogą nami sterować i narzucać swoją wolę? Jak daleko sięga granica całkowitego zniewolenia i uzależnienia?
„Jeśli nie ja, to kto? Jeśli nie teraz, to kiedy?”
Unorthodox to szokująca opowieść o rodzącej się w chasydzkiej dziewczynie sile i buncie. O walce o swoje przekonania i lepsze życie, wolne od nakazów i zakazów. To próba porzucenia świata ortodoksyjnych Żydów i życia na własny sposób, niezależny i wolny, otwarty na inność. Z kart tej historii bije desperacka wola młodej kobiety wyzwolenia się z zakłamanego kręgu fanatyków zasad wypływających z Tory. Widzimy odważną kobietę pragnącą żyć normalnie, chodzić na zakupy, czytać książki zagranicznych autorów, ubierać się w jeansy i pracować. To w zasadzie tak niewiele, ale w naszym dzisiejszym świecie. W społeczności żydowskiej to niedopuszczalne i nieakceptowalne.
„Już uległam zepsuciu, tylko dobrze się z tym kryję”.
Ta powieść jest bardzo realistyczna i prawdziwa. Te wydarzenia miały naprawdę miejsce i dla mnie jest to bardzo bolesne i szokujące. Ale dobrze, że takie relacje są opisywane, to powinna być przestroga dla kobiet, które czasami szukają mocnych wrażeń i wiążą się z mężczyznami z innych kultur czy kręgów religijnych. Często jest to podróż w jedną stronę, z której nie ma powrotu. Czy warto postawić wszystko na jedną kartę?
Ta wzruszająca opowieść potrafi znakomicie zmobilizować nas do walki o swoje rację, o lepszą przyszłość, o spełnianie marzeń. Ukazuje, że nie wolno się poddawać, zawsze trzeba mieć nadzieję i przekonanie, że dla nas też zaświeci słoneczko i rozgrzeje nasze smutne serce. Należy śmiało iść do przodu, szukać drogi do szczęścia, nawet jak jest ona chwilami wyboista i stroma. Wtedy tym bardziej jest satysfakcjonująca. I na pewno doprowadzi nas do upragnionego celu.
Muszę przyznać, że pierwsze strony tej lektury trochę mnie nudziły i już miałam ochotę ją odłożyć. Ale się przełamałam i próbowałam dalej. I dobrze, że byłam cierpliwa i wytrwała. Mniej więcej od trzeciego rozdziału zaczynałam rozumieć bohaterkę i byłam ciekawa, na ile się odważy przeciwstawić bliskim i żyć poza ich kręgiem. Kibicowałam jej, byłam z nią, wspierałam ją całym sercem i duchem.
Unorthodox to nie jest łatwa lektura, ale bardzo pożądana i potrzebna. Bolesna i wstrząsająca, ale skłaniająca do głębokich refleksji. Na pewno na długo w nas pozostanie i zostawi trwały ślad. To historia obok której nie można przejść obojętnie, ona sama nas zachęca do sięgnięcia po nią. Jej nie trzeba reklamować ani polecać, ona jest wartością sama w sobie. Niesamowita podróż do chasydzkiej odrębności kulturowej i religijnej!
„Kto nie ma korzeni, nie ma i spuścizny. Wartość człowieka jest definiowana wartością jego przodków. Każdy pracuje na dobre imię swoich dzieci” [1]
„Unorthodox” to autobiograficzna opowieść o dzieciństwie i dorastaniu w chasydzkiej społeczności. Dewojre była wychowywana przez dziadków, matka odeszła od rodziny, a ojciec był niepełnosprawny umysłowo. Przez to była swego rodzaju wyrzutkiem, odmieńcem i nigdy nie potrafiła odnaleźć się w ultraortodoksyjnej wspólnocie.
Życie chasydów toczy się w rytm świąt religijnych i polega na praktykowaniu tradycji. Wszelkie kwestie reguluje zbiór zakazów i nakazów, a gdy coś wymyka się prawu religijnemu, należy zwrócić się do rabina, który powie jak należy się zachować. Drobiazgowo zachowywane są dawne zwyczaje, a życie poza społecznością uważane jest za niebezpieczne i grzeszne. Opresyjny system wychowawczy nie służy rozwojowi autorki, która w tajemnicy wypożycza książki z biblioteki i czyta je w największym sekrecie przed dziadkami.
Kolejne rozdziały opowiadają o dorastaniu i edukacji w zamkniętej wspólnocie, o zdobywaniu kolejnych doświadczeń, nauce samodzielnego myślenia. Pierwsze wyjście do kina okazuje się zakazaną wyprawą, a lektura „Dumy i uprzedzenia” wywiera niezapomniane wrażenia. Zwykłe doświadczenia życia codziennego nastolatków są złamaniem tabu i zakazów. Nikt nie rozmawia z dziewczętami o tym, co dzieje się z nimi w wieku dojrzewania, nawet menstruacja jest czymś wstydliwym, o czym nie należy mówić. W wieku siedemnastu lat Dewojre wychodzi za mąż. Swojego narzeczonego spotyka tylko kilkukrotnie przed ślubem, małżeństwo jest aranżowane, a za wybór męża odpowiada swatka i rodzina dziewczyny. Uroczystość poprzedzają zakupy, bogata wyprawka dla przyszłej panny młodej oraz nauki przedmałżeńskie, które jednak nie mają na celu edukacji seksualnej i nadal pozostawiają Dewojre w niewiedzy.
Feldman opisuje swoje doświadczenia małżeńskie – szereg upokorzeń, jakie spotykają ją od krewnych męża, pierwsze nieudane doświadczenia seksualne, które są omawiane na forum rodzinnym, konieczność ogolenia głowy i wstyd związany z zasadami nidda, czyli bycia nieczystą przez kobietę w trakcie i bezpośrednio po menstruacji. To również rozpaczliwy obraz starań o zachowanie własnej tożsamości i autonomii, walki o możliwość wyrażania swojego zdania i kształtowania poglądów.
„Unorthodox” to także próba zdefiniowania społeczności, której zamknięcie z jednej strony daje złudne poczucie bezpieczeństwa, a z drugiej pozostawia jej członków samym sobie, wtedy gdy spotykają ich traumatyczne wydarzenia i krzywdy. Niechętni światu zewnętrznemu chasydzi dokonują samosądów i przestrzegają zmowy milczenia. Kara spotyka najczęściej ofiary, molestowani chłopcy są wydalani ze szkół, bowiem to oni stają się źródłem zgorszenia. Jak zauważa Feldman z oburzeniem, „Tora nie mówi nic o tym, jak postępować z mężczyznami, którzy chcą uprawiać seks z dziećmi” [2].
Obraz społeczności chasydzkiej przedstawiony w „Unorthodox” porusza i wywołuje szereg przemyśleń. Feldman szczegółowo i bez wstydu opowiada o swoich przeżyciach i doświadczeniach. Jednocześnie przybliża i tłumaczy żydowską tradycję i przebieg świąt religijnych. To niełatwa i szokująca lektura, czasem wymagająca skupienia. Pokazuje zupełnie inny świat, obwarowany licznymi zakazami, do którego mają wstęp jedynie jego członkowie.
[Recenzja opublikowana na innych portalach czytelniczych]
[1] Deborah Feldman, „Unorthodox. Jak porzuciłam świat ortodoksyjnych Żydów”, przeł. Kamila Sławiński, Wydawnictwo Poradnia K, 2020, str. 141.
[2] Tamże, str. 293.
Wyznam szczerze, że pierwszy raz tak długo zbierałam się do napisania recenzji książki. I nie było to winą braku czasu czy chęci, ale przeczytanych treści. Książka Deborah Feldman Unorthodox do tego stopnia weszła mi w głowę, że przez parę dni dosłownie nią żyłam, niepewna, smutna i rozgoryczona idiotyzmem społeczeństwa. Nie potrafiłam zapomnieć o historii kobiety, która gnana pragnieniem wolności porzuciła świat ortodoksyjnych Żydów.
We wstępie zdradzę, że zdecydowanie warto sięgnąć po książkę. A po szczegóły zapraszam poniżej.
Unorthodox jest autobiograficzną powieścią autorki. Dewojre, bo tak zwraca się do bohaterki rodzina, opowiada historię życia w Williamsburgu, zamkniętym na resztę społeczeństwa osiedlu na Brooklynie należącym głównie do chasydzkich Żydów. Już jako mała dziewczynka, Dewojre doświadczyła wiele bólu ze strony rówieśników oraz dorosłych, ponieważ wychowywali ją dziadkowie. Ojciec był człowiekiem chorym psychicznie, którego posłanie do szpitala równało się skandalem, więc rodzina wolała pozostawić go na pastwę własnych urojeń. Matka Dewojre z kolei stała się gojką - tak nazywa się osobę, która odłączyła się od Żydów, zostając niewierną.
Na samym początku poznajemy losy małej dziewczynki, niepotrafiącej zrozumieć wielu spraw, próbującej pytać i za wszelką cenę znajdować odpowiedzi. Ani Zajde (dziadek), ani Bube (babcia) nie są jednak w stanie konkretnie wyjaśnić, dlaczego Dewojre nie może jak inne dzieci chodzić w nowych ubraniach, czytać książek świeckich, czyli takich nienapisanych w jidysz, a przede wszystkim czemu, skoro mieszka w Nowym Jorku, zabrania jej się rozmawiać po angielsku? Oczywiście, Dewojre uczy się tego języka, zgodnie z programem nauczania, ale każdy zdaje się traktować to jako zło, jakby szatan wodził na pokuszenie z każdym słowem wypowiedzianym po angielsku.
Patrząc na dalsze wydarzenia, dzieciństwo autorki (chodzenie do szkoły, czytanie zakazanych książek w ukryciu) wydaje się kompletnie pozbawione emocji. Tutaj czytelnik zderza się z nie do końca logicznym światem, szczególnie dla człowieka wolnego. Połowa zakazów lub nakazów wydanych przez rabinów wydaje się niepotrzebna, a czasami wręcz śmieszna. Ale czytelnik nic nie neguje. Przecież każdy ma prawo wierzyć w co zechce, o ile nie przynosi to krzywdy drugiemu człowiekowi.
Zaczynamy się burzyć dopiero, kiedy Dewojre dorasta, czy raczej dojrzewa. Codzienne sytuacje zdają się wymykać bohaterce spod kontroli (o ile kiedykolwiek jakąkolwiek kontrolę posiadała). Dla przykładu fragment, w którym dostaje pierwszą miesiączkę - dziewczyna nie rozumie, co się dzieje z jej ciałem. Gdy przerażona, że umiera, biegnie do Bube, ta wręcza jej podpaskę, szybko tłumaczy co i jak, nazywa nieczystą i każe milczeć. I tyle. Ja osobiście przeżyłam ogromny szok, no bo jak to tak? Jak można potraktować w ten sposób przerażoną dziewczynkę, która zgodnie z prawami natury przekształca się w kobietę?
Im dalej brniemy w historię, tym Dewojre zdaje się dostrzegać coraz więcej głupstw, wymysłów rabinów prowadzących do krzywdy wiernych. Choćby comiesięczne mycie się w mykwie na oczach pracownic, ścinanie włosów niemal na łyso po zawarciu małżeństwa, noszenie peruki, pierwszy seks dopiero po ślubie (gdzie wcześniej nikt nie wyjaśnił ani jej, ani jej mężowi, czego oczekiwać). Dewojre cały czas neguje słowa Tory, nie potrafiąc pojąć, dlaczego Bogu tak bardzo przeszkadza związek dwóch mężczyzn, skoro o pedofilii nie ma choćby najmniejszej wzmianki? Dlaczego mężczyzna nie może żyć z innym mężczyzną, nikogo tym nie raniąc, a maltretowanie dzieci przez dorosłych jest dopuszczalne? Czemu masturbacja to niemal najgorszy istniejący grzech, a zabójstwo liczy się jako zbrodnia wyłącznie przy udziale dwóch świadków?
Co już zapewne wiecie ze wstępu, Unorthodox poruszyło mnie do głębi. Podczas czytania byłam strzępkiem nerwów. Co chwilę unosiłam się gniewem nad głupotą i zbytnią przesadą chasydzkich reguł, w niektórych momentach łzy wzbierały się pod powiekami, a z każdą kolejną stroną coraz mocniej dopingowałam bohaterkę, żeby się uwolniła i wreszcie uciekła.
Jako człowiek wolny nie jestem też w stanie całkowicie uzmysłowić sobie idei tej dziwnej wiary. Owszem, rozumiem chęć zawierzania się Bogu, życia zgodnie z zasadami moralnymi, ale nie w przypadku, gdy te zasady przynoszą krzywdę innemu człowiekowi. Gdy zamiast rozwijać, blokują i przytłaczają...
Powiem tak: Unorthodox to książka, którą musicie przeczytać. Nie należy ona do łatwych, wyznam od razu. Każde zdanie czyta się powoli, żeby lepiej zrozumieć i głębiej wejść do przedstawionego świata. Osobiście nie miałam pojęcia, że w czasach, gdzie ludzie zdają się otwierać na resztę, stając się tolerancyjniejsi wobec mniejszości, gdzie codziennością jest wysoka technologia i nauka, istnieją jeszcze takie "cuda" jak Williamsburg. Unorthodox Deborah Feldman to pozycja obowiązkowa, ot co!
Kiedy czytałam Unorthodox pierwsze co przychodziło mi na myśl, to pytanie czemu każda religia za swój największy cel wzięła sobie uprzykrzanie życia kobiet? Czemu to my dostajemy zakazy i to my jesteśmy winne? Rola kobiety w świecie przedstawionym przez autorkę skupiała się na byciu wiecznym inkubatorem, żyjącym według tego co mąż powie (no bo po co nam coś więcej?). Przerażały mnie te wszystkie dziwne zasady. Brak pomocy medycznej, bo "instytucja prowadzona przez nie-Żydów nie może spełniać potrzeb chasyda", nastolatka, która nie może z nikim porozmawiać o okresie, a podpaski musi chować pod materacem "bo to nieczyste" lub nakaz golenia kobiecych głów, ponieważ inni mężczyźni nie mają prawa widzieć ich włosów -- to tylko nieliczne zasady, które zdecydowanie napełniały mnie frustracją i smutkiem wobec tych wszystkich kobiet, które czują się do tego zmuszone.
Cała recenzja: https://www.instagram.com/p/CTnOH13sdqq/?utm_source=ig_web_copy_link
Deborah Feldan, uciekinierka z zamkniętego środowiska ortodoksyjnych Żydów, odkrywa przed nami rąbka tajemnicy skrywanej za jedną z najstarszych religi świata. Jej historia miejscami jest groteskowa, lecz w innej części przerażająca i niemożliwa przez nas czytelników do zaakceptowania.
Jako że byłam już po obejrzeniu serialu, książka nie wywarła na mnie tak ogromnego wrażenia, jednak wydaje mi się że produkcja Netflixa idealnie uzupełnia książkę Feldman, jak i na odwrót. Autobiografia pokazuje nam wszystkie blaski i cienie życia we wspólnocie chasydzkiej, ale to czytelnik ma ocenić sam, czy było to dobre, czy złe. Choć chyba nikogo nie zdziwi, jak większość czytelników książki będzie oburzona zasadami funkcjonowania tej zamkniętej wspólnoty żydowskiej. Świat, jaki pokazuje Feldman na kartach swojej książki, jest dla nas niezwykle szokujący, wywołuje wiele emocji i uwrażliwia nas na pewne kwestie. Serdecznie polecam. Wprawdzie nie jest to książka wybitna w swojej formie, ale treść sprawia, że każdy miłośnik literatury faktu będzie zadowolony. Bo, jak dotąd, nie było zbyt wiele historii opisujących życie Żydów. Ale może niebawem to się zmieni...
UCIEC PRZED SZALEŃSTWEM ORTODOKSYJNOŚCI
Książki o ucieczkach z jakichś zamkniętych społeczności czy środowisk co jakiś czas stają się modne. Kiedyś popularne były wspomnienia ludzi, którzy odeszli z sekty, potem moda na nie ograniczyła się do tematyki scjentologów, a w ostatnich latach bestsellerami stały się dzieła traktujące o życiu w krajach muzułmańskich i ucieczkach od arabskich mężów czy z tamtejszych reżimów. Teraz nadszedł czas na opowieść o wyrwaniu się z ortodoksyjnej żydowskiej rodziny, która dobrze wpasowuje się w tę tradycję. I chociaż jest to powieść bardziej kobieca, niż męska, nie tylko przedstawicielki płci pięknej znajdą tu coś dla siebie.
Poznajcie Deborah, nastolatkę mieszkającą w Nowym Jorku. Co w tym jednym z największych i najbardziej znanych miast świata, mieści otwartym i pełnym możliwości, może ją czekać? Wiele, ale nikt nie spodziewałby się, że prawdziwe domowe więzienie, a jednak. Deborah pochodzi bowiem z chasydzkiej rodziny, nie spotyka się z rówieśnikami, nie czyta książek, nie chodzi do kina, nie może nawet posługiwać się angielskim językiem. Ortodoksyjna religia, tradycja, która jest prawdziwym piekłem, zmusza ją do ślubu i nagłego wkroczenia w dorosłe, równie przerażające co dotąd życie. Czy długo da się wytrzymać w tym koszmarze? Jej krewni pokazują, że tak, Deborah nie zamierza jednak długo tego znosić. Tym bardziej, gdy na świat przychodzi jej dziecko, które chce uchronić przed takim losem. Decyduje się zostawić wszystko i zacząć zupełnie nowe życie, ale co ją teraz czeka?
Całość recenzji na moim blogu: https://ksiazkarniablog.blogspot.com/2020/04/unorthodox-jak-porzuciam-swiat.html
Dwudziestotrzyletnia Deborah Feldman w 2009 roku opuszcza opresyjną, ortodoksyjną wspólnotę Satmar w Williamsburgu na Brooklynie i rusza po lepsze życie...
Przeczytane:2021-06-17, Ocena: 5, Przeczytałam, Mam,
Chasydzi. Co to dla nas oznacza to słowo konkretyzujące grupę społeczną? Rabbi decyduje jak się zachowywać, co mówić, czego słuchać, co czytać, co jeść, o jakiej godzinie kłaść się spać, by nie obrazić Boga. Chasydzi uważają, że Holokaust jest karą za asymilację, więc odcinają się od wszystkich i od wszystkiego czerpiąc jednak ze zdobyczy cywilizacyjnych, bo jak inaczej można korzystać z leków, które nie są koszerne, kupować samochody, których produkcją zajmują się nie-Żydzi? Chasydzi protestowali przeciwko powstaniu państwa Izrael i głównie zajmowali się „produkcją” bardzo licznego potomstwa, chcąc tym samym zemścić się na Hitlerze… Hmm. Nie wiem, czy rzeczywiście z tego powodu Adolf H. się przewraca w grobie, ale lektura książki Deborah Feldman spędziła mi sen z powiek na kilka dobrych nocy.
Zagłębimy się w historię nastolatki, która dorasta w bardzo restrykcyjnej chasydzkiej społeczności. Jej historia była jak pocisk, który mnie trafił i rozerwał na strzępy. Przez całą lekturę miałam szeroko otwarte oczy i nie zamykała mi się szczęka. Nie mogłam uwierzyć, że w samym sercu miasta takiego jak Nowy Jork mieszkają ludzie z takimi ograniczeniami, nakazami i zakazami narzuconymi przez wspólnotę. Zakaz uczenia się języka angielskiego, bo to język zepsucia, zakaz czytania książek, oglądania filmów w kinie, spotykania się ze znajomymi. Edukacja dziewcząt skrócona została do absolutnego minimum, aby jak najszybciej zaaranżować ich małżeństwo, by zaczęły rodzić, rodzić i jeszcze raz rodzić. Upokarzające kąpiele czystości, zgolona na łyso głowa, noszenie sztucznych włosów i przekazywanie rabinowi szmatki z krwią menstruacyjną, by mógł kontrolować pożycie małżeńskie! Czy to nie jest koszmar?! A w książce jest jeszcze wiele innych przykładów i opisów, od których stają włosy na karku. Tym bardziej byłam poruszona, bo to nie była fikcja literacka, ale pamiętnik z realnego życia. Podziwiam Autorkę, że wychowana w takich surowych i specyficznych warunkach potrafiła zachować trzeźwość myślenia i szukać dla siebie możliwości, by zacząć życie od nowa i odzyskać wewnętrzny spokój. Polubiłam jej trafne obserwacje i sarkastyczno- cyniczne uwagi.
„Nic nie poradzę, że nieustannie myślę o tym, jak wielu rzeczy nigdy nie będę w stanie doświadczyć. Nie mogę znieść świadomości, że spędzam cały swój żywot na tej planecie i nie mogę robić wszystkiego, o czym marzę, tylko dlatego, że mi nie pozwalają”.
Nie jestem w stanie zrozumieć postępowania społeczności chasydzkiej. Feldman wspominała, że niektórzy są tak pobożni, że nie utrzymują kontaktów nawet ze swoimi babciami, bo to kobiety. Serio??! Nie sądzę, by Bóg patrzył łaskawiej na osoby w sile wieku, które odseparowały się od osób starszych potrzebujących pomocy i wsparcia, szczególnie że dotyczy to osób z kręgu najbliższej rodziny. Świat, ludzie i ich postępowanie nigdy nie przestaną mnie zadziwiać.
Napiszę wprost – lektura mnie nie tylko wciągnęła, co wręcz przeraziła. Wysnułam jeden, ale uważam, że ważny wniosek. Obojętnie jaki kto ma kolor skóry i jaką religię wyznaje, radykalizm jest złem w czystej postaci. Nie służy nikomu i niczemu. Nie buduje więzi, nie sprawia, że jest się silnym i walczy się o dobre życie dla siebie i dla rodziny. Radykalne poglądy dzielą, a nie łączą, burzą, zamiast budować, oddzielają, a nie asymilują. Dotyczy to każdej formy i rodzaju wiary, radykalizm dzieli, zamiast jednoczyć i na tym polega jego zło. Dodatkowo w każdym momencie, w każdej wspólnocie religijnej rola i droga kobiety przez życie jest kamienista, bezkresna i pełna zakrętów. A niestety większość z nich nie ma aż tyle odwagi co Autorka, by zrzucić jarzmo i poszukiwać w ciemnościach własnej drogi.
Za możliwość zapoznania się z treścią książki dziękuję Poradni K.