Owiane tajemnicą, nieznane miłosne listy do Haliny Poświatowskiej.
Opowieść o miłości i przyjaźni Haliny Poświatowskiej i Ireneusza Morawskiego.
Ona - poetka chora na serce. On - niewidomy literat. Poznali się pod koniec 1956 roku. Tak rozpoczął się jeden z najpiękniejszych romansów w polskiej literaturze XX wieku. Ale kiedy Haśka wyjechała na operację serca do Stanów Zjednoczonych, zostały im tylko listy. Aż do dziś niepublikowane. Choć sama adresatka przygotowywała je do druku, Ireneusz nie zgodził się na ich wydanie. Dziś czyta się je jak najpiękniejszą opowieść o uczuciu dwojga nadwrażliwców i najczulszy portret genialnej poetki.
Miliony miłośników Poświatowskiej poznały Ireneusza Morawskiego dzięki "Opowieści dla przyjaciela". Po ponad pół wieku spełnia się jedno z największych marzeń Haliny - listy trafiają do czytelników.
Opracowanie: Mariola Pryzwan
Zgódź się, żebym je pokazała ludziom, żebym je pokazała wydawcom. Mnie nawet nie zależy tak bardzo, żeby były drukowane natychmiast, możesz czekać - możesz czekać i wydrukować je wtedy, kiedy mnie już nie będzie, ale chcę, koniecznie chcę wiedzieć, że one będą wydrukowane.
One są piękne, lepsze, mój drogi, od mojej książki i, daruj, ale lepsze od Twoich opowiadań; im nie wolno umrzeć.
Halina Poświatowska
Ireneusz Morawski (1935-2011) - prozaik. Urodzony w Nowogródku. W wieku 2 lat zachorował na zapalenie opon mózgowych, czego konsekwencją była utrata wzroku. Debiutował opowiadaniem "Spotkanie z Marią" w 1957 roku. Przez lata był aktywnym działaczem Polskiego Związku Niewidomych. Czytelnicy Haliny Poświatowskiej poznali go jako tytułowego bohatera "Opowieści dla przyjaciela", autobiograficznej książki wydanej w 1967 roku. Zmarł we Wrocławiu.
Mariola Pryzwan (1963) - urodziła się w Ostrowi Mazowieckiej. Nauczyciel-bibliotekarz, publicystka, biografistka. Ukończyła filologię polską na Uniwersytecie Warszawskim, a następnie studia podyplomowe z bibliotekoznawstwa w Wyższej Szkole Społeczno-Ekonomicznej w Gdańsku. Od 1987 roku pracuje w Pedagogicznej Bibliotece Wojewódzkiej im. Komisji Edukacji Narodowej w Warszawie. Do czerwca 2005 roku była kierowniczką Filii Mokotów tejże biblioteki. Od 1994 roku jest działaczką Towarzystwa Nauczycieli Bibliotekarzy Szkół Polskich, a od 2001 roku Stowarzyszeniu a Bibliotekarzy Polskich. Od 2001 roku należy do Związku Literatów Polskich.
Ze wspomnień złożyła biografie m.in. Ireny Jarockiej, Anny German, Zbigniewa Cybulskiego, Haliny Poświatowskiej, Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, Władysława Broniewskiego, Marii Dąbrowskiej, Marii Kownackiej, Anny Jantar; z wypowiedzi samych bohaterów książki: "Anna German o sobie" i "Cybulski o sobie".
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2017-10-10
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN:
Liczba stron: 240
„Tylko mnie pogłaszcz” to kolekcja listów, które niewidomy literat, Ireneusz Morawski, napisał do chorej na serce poetki, Haliny Poświatowskiej. Wymiana korespondencji między nimi trwała kilka lat i w najbardziej intymny i ujmujący sposób pokazywała, w jaki sposób zmieniały się ich uczucia.
Wydanie tych listów było jednym z wielkich marzeń poetki oraz gorzkim rozczarowaniem ze względu na odmowę adresata. Dopiero 50 lat po jej śmierci udało się opublikować te utwory. Nie bez powodu określiłam w ten sposób listy Morawskiego, korespondencja nie należała bowiem do zwyczajnych. Literat pisał przelewając na kolejne strony ogrom emocji, uczuć, refleksji oraz obserwacji płynących z obcowania z otaczającym go światem.
„Kiedy się ockniesz, będziesz miała ręce zdziwione i włosy, będę Cię szeptem głaskał, nawracał, wszystko, jak lubisz. Odpuść mi moje liryczne winy i wszystkie myśli niewesołe”.
Lawirował między tematami, wielokrotnie zbaczał z jednego, by już w następnym akapicie zachwycać się czymś innym. Bo on pięknie się zachwycał, pasjonował światem, cieszył życiem. Dzielił momentami pełnymi trosk, wirującymi marzeniami, pomiędzy wierszami skrywał pasję i wrażliwość. A poczucie humoru i ironia często zastępowały tęsknotę i melancholię.
Listy Morawskiego zrobiły na mnie wielkie wrażenie. Dawno nie miałam do czynienia z tekstami pisanymi w ten sposób, z taką wyobraźnią i słowotwórstwem. On tą formą okazywał uczucia, ale też się bawił. Te wyznania czyta się niespiesznie, z zainteresowaniem, ale też uznaniem. A podczas lektury nasuwa się sporo pytań i jeszcze więcej refleksji.
Dlaczego zrezygnowaliśmy z pisania listów?
Dlaczego nie mówimy już do siebie tak czule?
Dlaczego przyjaźń i miłość schodzą na drugi plan?
„Mam piekielnie zdrowe serce. Chcesz je? Oddam CI całe bez reszty i nawet jeszcze niewybrakowane, tylko żeby oni potrafili wymienić”.
Kolekcja listów Morawskiego bardzo mnie rozczuliła, a jej lektura sprawiła mi wielką przyjemność. To jedna z tych pozycji, w których ciężko oceniać co ma większą wartość- treść, czy sposób jej przekazania.
Warto dodać, że książka została wydana przepięknie i z wielką starannością. Nie brakuje w niej zdjęć, oryginalnych fragmentów listów, skrawków zapisanych wierszami Poświatowskiej. Każda przytoczona w listach nazwa czy wspomniane nazwisko opatrzone zostało przypisami, dokładnie wyjaśnione. Dopełnienie stanowi piękna okładka, skrywająca magiczną zawartość.
Nigdy nie pomyślałabym, że taka publikacja może przypaść mi do gustu, ale nie mogło byś inaczej. Mocno wyróżnia się wśród wydawanych każdego dnia książek, skłania do refleksji, oddziałuje na czytelnika, a także pozwala nieco więcej dowiedzieć się o ludziach żyjących w innych, ale niemniej istotnych czasach i na te czasy rzuca nieco światła.
„Zapamiętałem, że będę w podróży zielonych świateł, z Tobą w liściach jemioły, na wiotkich skrzydłach powracania, będzie zachwyt Twojego Potem, już niedługo”.
Twórczość Poświatowskiej to mój "fiś" od zawsze. Mam wszystkie Jej tomiki poezji, opowiadania, bajki, listy, "Opowieść dla przyjaciela" i książki o Niej- wspomnienia, opracowania. Jak mogłabym tę pominąć?
Niniejszy tom zawiera listy Ireneusza Morawskiego pisane do Haliny Poświatowskiej w czasie od 24.09.1957 do 01.01.1963 roku.
Teraz, gdy nie żyją już Oboje, czyta się to z jakimś żalem.
Morawski pisze: "[...] pytam, czy tamto niespełnienie legło jakimś cieniem na moje późniejsze życie? Nie wiem. Nie sądzę. [...]"
Pisze to z perspektywy ponad 40 letniej rozłąki i ta cezura czasowa ma tu niebanalne znaczenie. Z jego korespondencji bowiem na końcu wieje rozpaczą i chłodem, przejmującym niczym symboliczny, stygnący piec, opisany w ostatnim liście.
Wiele mówi też jego wspomnienie o Halinie zamieszczone na końcu tomu. Zawsze znałam to tylko z Jej, nieco narcystycznej, relacji. Jako czytelnik jestem usatysfakcjonowana, a jednocześnie mam jakieś delikatne, ale nie dające się wybić z głowy poczucie, że zrobiłam coś niestosownego- zajrzałam w coś, co nie było powołane dla niczyich oczu. I mylisz się odbiorco moich słów sądząc, że w epistołach Morawskiego są wyznania miłości- nic z tych rzeczy.
Jego listy to gra słów, zabawa, wygibasy, za którymi dopiero ukryte są żywe uczucia. To też subtelna relacja tamtych czasów i wielki zapis tęsknoty za kimś, kto wyjeżdżając do Ameryki na operację serca mentalnie i emocjonalnie wyjechał na zawsze, pomimo późniejszego powrotu do Polski.
Z tylu głowy pozostają pytania- czy była jakaś szansa, by mogło Im się udać? Czy od początku byli dla siebie tylko właśnie owym, genialnym niespełnieniem?
Polecam gorąco, pomimo smutku, jaki mnie ogarnął po tej lekturze.
Listy są bardzo prywatną rzeczą. Pisane w jakiejkolwiek formie, czasem długie, czasem krótkie, ledwo muśnięte na chusteczce. Przez lata schowane gdzieś w szufladzie, bywają fragmentem cudownej literatury. Inspiracją, nie tylko dla tych, którzy je napisali, lecz też kolejnych pokoleń…
Halina Poświatowska, poetka chora na serce. Ireneusz Morawski, niewidomy literat. Nie połączyły ich wyłącznie problemy zdrowotne, ale przede wszystkim ogromna wrażliwość, cechująca tych intrygujących ludzi. Poznali się pod koniec 1956 roku, od tamtej pory ich znajomość kwitła. Przechodziła wzloty i upadki, wynikające z ogromnej siły uczuć, czasami sprzecznych. Halina wyjechała na operację, aż do Stanów Zjednoczonych. Wówczas pozostała im przede wszystkim korespondencja — kwiecista, będąca sporym wsparciem w trudnych chwilach. Poświatowska przygotowała listy do druków, lecz Morawski nie chciał zgodzić na publikację intymnych wyznań. W końcu, po latach, udało się doprowadzić do upublicznienia tak pięknych słów. Życzenie poetki zostało spełnione. Mamy szansę jeszcze bliżej poznać Ireneusza, będącego zapalnikiem do stworzenia „Opowieści dla przyjaciela”.
Muszę przyznać, że gdy zobaczyłam zapowiedź tej książki, to popadłam w pewnego rodzaju ekscytację. Jak niejednokrotnie wspominałam, uwielbiam Halinę Poświatowską, od strony literackiej i biograficznej. Jej relacja z Ireneuszem Morawskim była przez dłuższy czas przedmiotem mojego zainteresowania. Dużo gdybałam na temat ich ewentualnej przyszłości. Wyobrażałam sobie, co mogłoby się stać, gdyby postanowili być razem. Nie doszłam do żadnych konkretnych rozważań, to zbyt trudne. Na szczęście, możemy sięgać po materiały, które zostawili. Długo marzyłam, aby ktoś kompetentny zajął się listami Ireneusza do Haliny, poskładał, nadał sens. I prawdopodobnie nie ma odpowiedniejszej osoby od Marioli Pryzwan. Przeczytałam większość napisanych przez nią biografii, żadna mnie nie rozczarowała. Dlatego od początku byłam spokojna o los publikacji. Pryzwan do swojej działalności podchodzi niezwykle starannie, z czułością. Za to cenię tę fantastyczną kobietę — za oddawanie całego serca swoim książkom.
Już samo wydanie mnie zauroczyło. Ten odpowiedni dobór zdjęć na okładkę, kolor czcionki, kojarzący mi się z oceanem. Tą wodą, która rozdzieliła dwójkę przyjaciół. To nie koniec moich zachwytów, bo nie spodziewałam się aż tylu powodów do radości. W środku znajdziemy naprawdę sporo fotografii, kilku z nich wcześniej nie miałam okazji ujrzeć. Całość w swej formie troszkę przypomina mi listy Osieckiej i Przybory. Wykonanie, ale też emocje towarzyszące mi podczas lektury. A o tym mogłabym powstać osobna publikacja, mnóstwo myśli kotłuje mi się w głowie. Data wcale nie jest przypadkowa — właśnie mija pięćdziesiąta rocznica śmierci Haśki.
Niepotrzebnie wyrobiłam sobie zdanie o Morawskim, gdy jeszcze nie posiadałam informacji o jego intencjach. Złościł mnie ten upór w blokowaniu korespondencji, choć Poświatowska wiele razy podkreślała, iż zależy jej na na pokazaniu światu potęgi miłości. Tak, to wielkie słowo, ale nie waham się go użyć. Łączyła ich miłość. Trudna, wyrazista, mężczyzny do kobiety, kobiety do człowieka. Pełna pasji. Teraz już rozumiem, że Ireneuszem kierowała troska o żonę, swoją drogą, wspaniałą osobę. To dzięki niej możemy zobaczyć to, co kochała Halina, chociaż nie był to z jej strony czysty romantyzm.
Mariola Pryzwan rzeczywiście przyłożyła się do pracy, więc nie zawiodła moich nadziei. Listy doprowadziła do stanu surowego, bez zbędnych poprawek (pomijając kwestie interpunkcyjne, jednak zachowano indywidualny rys autora). Książka sprawiła, że teraz doskonale wiem, co Poświatowska widziała w Ireneuszu. I dlaczego ich znajomość miała na oboje tak duży wpływ. Morawski w swoich listach pokazuje okrutnie wrażliwą stronę, człowieka emocjonalnego, emanującego wewnętrznym pięknem. Każdy to miniaturowe dzieło sztuki, pisane z ogromnym pietyzmem. Żałuję, iż dopiero zauważyłam, jaką wartość przedstawiał ten mężczyzna. Odrzucenie przez Haśkę głęboko go zraniło, lecz wielce pociesza fakt, że odnalazł swoje szczęście. Jego życiorys robi wrażenie.
Przeczytałam w życiu wiele zbiorów listów, ale te już dosłownie wrosły w mój umysł. Będę do nich wracała każdej jesieni, gdy finalnie najdzie mnie gorszy nastrój. Polecam nie tylko miłośnikom twórczości Poświatowskiej. Powinna po nie sięgnąć każda „romantyczna dusza”, potrzebująca bodźca do rozwijania własnej wrażliwości. Jestem zachwycona i przeszczęśliwa, że dotrwałam do momentu, gdy te wszystkie wspaniałe zdania zostały zebrane oraz opublikowane.
O Morawskim wiadomo sporo, ale raczej w kontekście jego bliskiej znajomości z Haliną Poświatowską. Początkujący literat pisał do niej takie listy, że aż ciarki przechodzą, nawet po latach. Pisze o wszystkim: o niej, o swoich utworach, czasem o niemocy twórczej, czasem się wścieka, że listy od niej przychodzą tak nieregularnie, czasem ją wspiera, bo przecież operacja w Stanach a potem stypendium. "Tylko mnie pogłaszcz..." to niecodzienny sposób, aby poznać bliżej twórczość poetki dość mało znanej. I Morawskiego, który jednak zajął się innym życiem i który przez lata nie chciał się zgodzić na wydanie listów, które sam napisał. Do niej i dla niej.
Przeczytane:2019-03-10,
Monolog liryczny
Są takie miłości, które wybrzmiewają z pełną mocą, ponieważ pozostają niespełnione. Jedną z takich historii jest relacja Haliny Poświatowskiej i Ireneusza Morawskiego – jej przyjaciela, bratniej duszy, ukochanego (choć nie w powszechnie używanym znaczeniu). Nie mam jednak wątpliwości, że jeśli spojrzymy z perspektywy Ireneusza, to Halina była dla niego miłością najprawdziwszą i namacalną, nawet jeśli sam długo walczył z tym uczuciem.
"Tylko mnie pogłaszcz" jest bogato ilustrowanym zbiorem listów do Poświatowskiej, lirycznym monologiem, relacją z kraju od momentu, gdy poetka wyjechała do Stanów Zjednoczonych. To błyskotliwe sprawozdania z kulturalnego życia Polski, a także źródło ciekawych spostrzeżeń na tematy polityczne.`
Z korespondencji wyłania się obraz Morawskiego, jako niezwykle interesującego, oczytanego młodego mężczyzny o bardzo lotnym umyśle i niejednokrotnie ciętym humorze, który dobrowolnie przystał na układ duchowej relacji. Jednak z czasem układ zaczął mu ciążyć swoim niedopowiedzeniem i niespełnieniem, a Morawski nie potrafił, lub nie chciał z niego zrezygnować.
Ponieważ "Tylko mnie pogłaszcz" zawiera jedynie listy skierowane do Poświatowskiej, czasem zdarzało mi się w nich pogubić. Nie jest to jednak wina opracowania, gdyż temu nic nie można zarzucić. Przypisy są uzupełnione bardzo skrupulatnie a Mariola Pryzwan dołożyła wszelkich starań, by czytelnik mógł jak najpełniej przeżyć tę lekturę. Przyznaję jednak, że czytając niektóre listy, poniekąd wyrwane z kontekstu, czułam się jak obcy człowiek uczestniczący w spotkaniu starych znajomych, którzy mają swoje żarty, gry słowne, skróty myślowe, których ja, siłą rzeczy, nie mogę pojąć.
"Tylko mnie pogłaszcz" jest zbiorem pięknie napisanych listów miłosnych, pełnych nadziei, ciepła, uszczypliwych żartów, ale również żalu i poczucia odrzucenia. Choć wydaje się to nieprawdopodobne, listy Morawskiego są równie liryczne i melancholijne jak wiersze Poświatowskiej. Jeśli lubicie takie sentymentalne lektury, to ta pozycja z pewnością Wam się spodoba.