Autor Zmowy ponownie tworzy fascynujący świat wyrafinowanej intrygi i zapadających w pamięć postaci, a wszystko w majestatycznej i groźnej górskiej scenerii.
,,Niedźwiedź rozszarpał mediolańskiego bankruta" jako informacja dnia? To ten typ zlecenia, które dostaje się na emeryturze. A Marco Besana może i jest na emeryturze, ale to nadal prawdziwy dziennikarz. Cóż, lata chwały ma już za sobą, a artykuł sam się nie napisze. Jednak Ilaria Piatti, młoda, ambitna koleżanka Marca po piórze, odkrywa, że okolice, w których doszło do nieszczęścia, są co najmniej podejrzane. Dolina w szwajcarskich górach była bowiem scenerią nie jednego, ale wyjątkowo wielu zagadkowych wypadków. A każda kolejna ofiara przed śmiercią cierpiała na tajemnicze dolegliwości.
Wszystko jest trucizną.
Podrzucona reporterom wskazówka naprowadza ich na trop słynnej osiemnastowiecznej trucicielki. Czy to możliwe, że jej postać stała się inspiracją dla groźnego seryjnego mordercy?
Besana i Piatti nie mają dowodów, borykają się za to z niechęcią miejscowej policji i naczelnym naciskającym na zamknięcie dziennikarskiego śledztwa.
Nie ma nic bez trucizny. I nikomu nie wolno ufać.
Wydawnictwo: Burda Książki
Data wydania: 2019-11-27
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 400
Tytuł oryginału: Il destino dell orso
Są miasta, w których zmowę milczenia nazywa się dyskrecją. Są miejsca, w których zło określa się jako nieszczęśliwy wypadek. Są ludzie, którzy...
Przeczytane:2020-09-06,
Powieść Dario Correntiego już wcześniej wpadła mi w oko. Liczyłam na to, że przyjdzie taki dzień, kiedy na pewno sięgnę po tę powieść. No i tak też się stało całkiem niedawno, a Trucizna już za mną. Czy był to dobry thriller? Za chwilę opowiem o tym trochę więcej.
Marco jest już emerytowanym dziennikarzem. Nagle dostaje zadanie napisania obszernego artykułu na temat ciała rozszarpanego przez niedźwiedzia. Jest to dość nudna robota i nikt nie chce się jej podjąć. No ale na szczęście jest jeszcze Ilaria, która jest nie tylko koleżanką po piórze Marka, ale też odkrywa, że okolica, w której doszło do tragedii, jest co najmniej podejrzana. Szwajcarskie góry były świadkami nie jednego i nie dwóch, ale kilku tajemniczych wypadków. A każda ofiara miała podejrzane dolegliwości... Podrzucony trop sprowadza dziennikarzy na ślad osiemnastowiecznej trucicielki. Czy to możliwe, że ktoś się nią zainspirował?
Główna bohaterka, czyli Ilaria Piatti to kobieta przed trzydziestką, która mimo ogromnej pasji, jaką jest właśnie praca jako dziennikarka, wciąż musi zmagać się z niesprawiedliwością ze strony współpracowników. Obgadywanie (scena w łazience to złoto, ci, którzy czytali tę powieść, może pamiętają, co tam zaszło), wyśmiewanie oraz jawne lekceważenie jej osoby, na rzecz osób piszących artykuły plotkarskie są na porządku dziennym. Bardzo polubiłam tę postać, właśnie ze względu na to, z jak dużą pasją i powołaniem przykładała się do swojej pracy. Nie zwracała uwagi na innych, choć wiadomo, że gdzieś tam ją to bolało. Została dobrze wykreowana, więc bez problemu potrafiłam współodczuwać to, co ona.
Drugim głównym bohaterem jest Marco Besana, czyli ów emerytowany (no dobrze, prawie emerytowany) dziennikarz, który ma do roboty o wiele ciekawsze rzeczy, niż latanie za niedźwiedziem i kolejnymi zwłokami. Szczerze mówiąc, niezbyt polubiłam się z tą postacią, gdyż cechuje go takie olewatorskie podejście do tego, co wynajduje i co mówi Ilaria. No i owszem, ma on więcej doświadczenia, ale chyba nie czyni go to od razu kimś, kto nie musi nikogo słuchać? Bardzo irytujące było jego olewanie słów Ilarii i wyśmiewanie wręcz tego, co chciała robić dalej w danym kierunku.
Sama fabuła była naprawdę ciekawie zarysowana, ponieważ autor (a raczej autorzy, bo jest ich dwóch pod jednym nazwiskiem) starał się tutaj interesować czytelnika kolejnymi zwrotami akcji, a motyw oparty na truciu ofiar był naprawdę interesujący - w końcu nie jest to coś, co spotyka się często. Jednak było kilka rzeczy, które mi nie zagrały, a przez to ucierpiała moja radość z lektury tej pozycji.
Po pierwsze przeszkadzał mi brak jasno ponumerowanych rozdziałów. Tutaj wyglądało to tak, że kolejne fragmenty były oznaczone tylko datami, a że autor chciał prowadzić równolegle narrację przy Ilarii oraz przy Marku, no to przez kilka stron pojawiała się ta sama data. Było to niewygodne, często mieszały mi się różne sytuacje, więc przez to Trucizna niestety ucierpiała. Po drugie, żeby uniknąć ciągłego powtarzania imienia głównego bohatera, raz pisano “Marco”, a raz “Besana”. Na początku myślałam, że to dwie różne osoby i dostawałam dosłownie rozdwojenia jaźni. Był to zabieg uciążliwy i o wiele lepiej wyglądałoby określenie “dziennikarz” lub “reporter” - bez problemu szłoby się odnaleźć w tym wszystkim.
Cieszę się, że odwołano się tutaj do wydarzeń z przeszłości, a sprawa trucicielki z osiemnastego wieku sprawiła, że ta powieść była o wiele ciekawsza w moich oczach. Jednak w obliczu wad, które wymieniłam wyżej, nie mogę dać tej pozycji wyższej oceny. Mam nadzieję, że kiedy uda mi się sięgnąć po poprzednią inną powieść tych autorów, spodoba mi się ona bardziej.
Podsumowując: Trucizna to dobrze napisana, całkiem ciekawa i z dobrze wykreowanymi bohaterami powieść, która może przypaść do gustu miłośnikom thrillerów i wszelkich zagadek kryminalnych.