Rio de Janeiro, lata 30. XX wieku. Pochodzący z Polski szewc Max Kutner zostaje zmuszony do pracy w cenzurze listów żydowskich imigrantów.
Świat nieuchronnie zmierza ku II wojnie światowej. W Brazylii nowy dyktatorski rząd, podejrzewając komunistyczny spisek z ,,semickimi wpływami" i poszukując szpiegów oraz sabotażystów, usiłuje kontrolować wszelką komunikację. Jeden z licznych przybyszów z Polski, Max Kutner, zostaje zmuszony do pracy w cenzurze korespondencji. Tłumaczy z jidysz na portugalski listy takich samych jak on żydowskich imigrantów, by wytropić w nich zaszyfrowane informacje. Zmagając się z wyrzutami sumienia, samotny szewc stara się wykonywać swoje zadania na chłodno i z dystansem, lecz sprawy wymykają mu się spod kontroli, kiedy wpada w zachwyt nad listami pisanymi do siostry przez dobrą duszę o imieniu Hannah. Max zakochuje się w zachwycającej nieznajomej i obsesyjnie jej poszukuje. Kiedy ją wreszcie poznaje, odkrywa więcej, niżby się spodziewał i chciał. Nawet w odniesieniu do siebie samego.
Wydawnictwo: Bukowy Las
Data wydania: 2017-01-20
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 264
Tytuł oryginału: Traduzindo Hannah
Tłumaczenie: Wojciech Charchalis
Przeczytane:2024-11-02, Przeczytałam, Mam u siebie !, 2024,
Znacie mnie doskonale i wiecie, że nie przepadam za wojennymi klimatami. Nigdy nie byłam fanką tego typu książek i nigdy nie będę i to się nie zmieni. Oczywiście mam kilka takich powieści na koncie i zawsze starałam się w nich wyszukać to „coś” na plus. Kiedy książka mimo wojny była dobra, nie omieszkam o tym powiedzieć, a wręcz nawet uwydatnić fakt, że to nie moje rewiry, a było dobre! Jednakże… Kiedy nie bardzo wiem, o co chodzi, znaczy, że nie jest najlepiej.
Max przyjechał do Brazylii. Tam zostaje przymuszony do pracy jako żydowski tłumacz korespondencyjny. W ten oto sposób trafia też na listy Hannan do siostry, które są pełne nadziei, wsparcia i dobrego słowa. I jak możemy się domyśleć kobieta stała się wybranką jego serca. Mężczyzna ma tylko listy, ale jednak ma zamiar odszukać ukochaną! Brzmi świetnie, prawda? Też tak myślałam! A tu trochę psikus. Może ja czegoś nie zrozumiałam, może to faktycznie nie był tytuł dla mnie, ale liczyłam na swoiście namiętne poszukiwanie ukochanej, poszukiwanie miłości, poszukiwanie szczęścia, a dostałam gamę intryg i zawiłości wątków, które za cholerę do mnie nie przemawiają.
Faktem jest, że powieść czyta się ekspresowo. Język Autora jest przystępny, więc nie miałam większego problemu z tekstem, niestety zupełnie nie odnalazłam się w samej fabule. Jak lubię takie matactwo i zawiłości w historii, którą prowadzi Pisarz, tak tutaj mnogość wątków, wyrwała mnie trochę z butów, a zarazem pozostawiła w bardzo mieszanych uczuciach. Zakończenie zaskakuje, nie powiem, że nie, ale dla mnie to trochę za mało, by uratować całość. Miałam chwilami wrażenie, że samo uczucie Maxa do kobiety, zostało zepchnięte na bok. Pewne momenty pan Wrobel wrzucił jakby takie zapychacze, które tak po prawdzie nie wnosiły niczego specjalnego do tytułu.
Spodziewałam się więcej, bo okładka przyciąga, a sam opis obiecuje nam potężnie nasyconą emocjami historię, gdy mężczyzna odszukuje swoją ukochaną. Myślę, że gdyby mniej było oddania się przemyśleniom Maxa, ta powieść mogłaby wyglądać zupełnie inaczej. Niby nie jest źle, ale dobrze też niekoniecznie. Mimo wszystko ocenę pozostawiam każdemu indywidualnie.