Dwudziestodwuletnia Claire Murray, od lat cierpiąca na tajemniczą chorobę, i trójka jej znajomych – stary zrzęda Tom, była hipiska Willow i maniakalna Taylor – planują wyprawę przez całe Stany, aby popływać z delfinami na Florydzie. Wszyscy razem tworzą grupę wsparcia dla osób przewlekle chorych i niepełnosprawnych. Nie dziwi fakt, że już w pierwszym dniu wycieczki potrzebują pomocy. W tej sytuacji przygodny autostopowicz Sean Sullivan wydaje się spaść im z nieba. Niemniej, ostatnią rzeczą, jakiej by chciał ten tajemniczy chłopak, jest przywiązywanie się do grupy chorych podróżników.
Czy tak nietuzinkowe charaktery odnajdą w sobie siły i zrealizują wspólne marzenie? Czy wykorzystają nadarzające się okazje, aby zacząć żyć pełnią życia?
Wydawnictwo: Dreams
Data wydania: 2017-08-07
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 480
Sean ucieka przed przeszłością, prowadząc życie włóczęgi, do czasu aż nieoczekiwanie zderza się z tym, czego tak bardzo unikał. Claire od kilku lat zmaga się z trudną w leczeniu przypadłością. Nikt nie jest pewny, co przyniesie jutro.
Jest to opowieść dla wszystkich, którzy kiedykolwiek marzyli o szalonej podróży po szczęście. Oprócz niewątpliwych walorów estetycznych wynikających z towarzyszenia bohaterom w podróży po Stanach, książka porusza ważny i często zaniedbywany temat – niepełnosprawność.
„Zachowywanie bezpiecznej odległości – tak przeważnie reagują ludzie, gdy ich przyjaciele lub rodzina się zmieniają. Nie mają pojęcia, co robić z drogimi im osobami, które nie zachowują się już tak samo jak kiedyś. Choroby zamieniają ich w obcych.” Wiedzą o tym aż za dobrze bohaterowie książki Bonnie Leon „Tańcząc z delfinami”.
Clair ma dwadzieścia dwa lata i cierpi na schorzenia, które uniemożliwiają jej w pełni samodzielne życie. Musi korzystać z pomocy balkonika, a często też z wózka, by móc się poruszać. Jej serce nie pompuje regularnie krwi, w każdej chwili może zasłabnąć, stracić przytomność. Willow jest byłą hipiską, która za młodu czerpała życie pełnymi garściami, nie stroniąc od narkotyków. Styl życia odebrał jej córkę, która pragnęła stabilizacji i normalności. Teraz jednak odnalazła Boga i nie przestaje o Nim mówić, co drażni resztę ekipy. Taylor cierpi na stany maniakalno-depresyjne. Jest w dodatku zgryźliwa i marudna. Tom z kolei ma stwardnienie rozsiane, w każdej chwili może poczuć się gorzej. I ta czwórka, uczestnicząca w zajęciach grupy wsparcia, postanawia odbyć podróż życia – chcą kamperem Toma pojechać na Florydę, by popływać z delfinami. Będzie to kilkumiesięczna, pełna przygód i niebezpiecznych sytuacji wyprawa, która faktycznie zmieni ich życie. Po drodze spotykają jeszcze Seana, który stracił motor w wypadku i odtąd będzie ich szoferem. Podróż zaczynają w kwietniu w Oregonie, a kończą latem na Florydzie. I faktycznie – udaje im się dojechać, mimo licznych przeszkód.
Książka jest w pewnej mierze przewodnikiem turystycznym po atrakcjach Stanów Zjednoczonych. Kamperem można tu dojechać wszędzie, a mając jeszcze odpowiednią ilość gotówki – całkiem godnie odbyć podróż. Ale nie ona tak naprawdę jest tu istotna. „Tańcząc z delfinami” to bowiem opowieść o życiu z chorobą, zmaganiem się z cierpieniem i staraniach, by diagnoza nie była wyrokiem.
Doświadczona przez własną niepełnosprawność Autorka z pełną wiarygodnością ukazuje blaski i cienie życia z ułomnością. Poczucie krzywdy, niesprawiedliwości, rodzenie się buntu, negacji, ale i pogodzenie się z losem i zaufanie w Boży plan. Jedna z bohaterek, najmłodsza w całej ekipie, przyznaje już po powrocie z podróży, że nie jest jej łatwo: „Codziennie muszę walczyć. Mam tylko jedno życie i jestem zdecydowana się starać, by miało sens. Ale boję się, że jeśli będę całkiem pogodzona z tym, kim jestem, to przestanę dążyć do tego, kim mogę być. A do tego nie chcę dopuścić.” Podróż przez całe Stany, by popływać z delfinami, była bardzo niebezpieczna, ale pozwoliła bohaterom udowodnić sobie, że mogą, a to już bardzo wiele. Co więcej, po drodze próbują spełniać swoje marzenia, które odkładaliby na przyszłość, wiedząc, że i tak ich nie zrealizują. Dzięki wyrwaniu się ze swojego środowiska, nie bali się postąpić krok dalej i spróbować. To ważna lekcja dla wszystkich, którzy się boją, ukrywając się za swoimi dolegliwościami.
Dzieło jest bardzo „amerykańskie”, miejscami filmowe. Byłby to całkiem niezły obyczajowy film drogi. Jako powieść momentami niestety nudnawa, wielokrotnie omawiane są te same kwestie, roztrząsane te same wątpliwości. Gdyby wzięli się za to dobrzy aktorzy, byłby to kawał typowo amerykańskiego kina. Przynajmniej widz mógłby zobaczyć opisywane tu atrakcje turystyczne, poczuć atmosferę panującą w kamperze, oglądać widoki za oknem, bać się burzy… W prozie Bonnie Leon nie do końca opisy były przekonujące.
'' A gdyby tak znów móc o nic się nie martwić, gdyby życie znów było jak rozkoszna przygoda.''
Zastanawialiście się, kiedyś nad tym, co to za szczęście móc skakać, tańczyć i biegać? Bez wysiłku ? Dlatego, że po prostu można? Nie każdy ma takie szczęście jak my. Są ludzie, których ogranicza choroba. Nawet zwykły wyjazd na wakacje niesie ze sobą przeszkody. Nas jedyne, co ogranicza to brak czasu, lub funduszy. Niepełnosprawną osobę ograniczają wszelkie objawy jakie niesie ze sobą choroba. Nie doceniamy takich prostych rzeczy, nie doceniamy tego, że jesteśmy w stu procentach sprawni, a przecież takie możliwości są cudem, który również trzeba szanować.
Claire Murray miała czternaście lat, kiedy jej zdrowie się pogorszyło. Lekarze długo nie wiedzieli, co może jej być, aż w końcu wyrok zapadł: dysautonomia. Na tę chorobę nie ma lekarstwa, można jedynie łagodzić objawy. Dziewczyna miewa między innymi mdłości, zawroty głowy, omdlenia i kołatanie serca. Niegdyś była silną, energiczną dziewczyną, która snuła plany o karierze, małżeństwu i dzieciach. Choroba odebrała jej te marzenia. Uważa, że nie jest wystarczająca dla kogokolwiek, że ludzie widzą nie ją, lecz jej chorobę. Dlatego, kiedy nadarza się dla niej okazja podróży, dziewczyna nie waha się ani chwili, ponieważ wie, że to szansa na to, aby zrobić coś szczególnego zanim choroba ograbi ją całkiem z sił. Chce poczuć, że jej życie ma jakieś znaczenie i cel.
Claire wybiera się w podróż wraz z trójką niepełnosprawnych przyjaciół: z zrzędliwym Tomem, z pogodną Williow i z maniakalną Taylor. Mają zamiar podróżować przez Stany i pojechać na Florydę, aby popływać z delfinami. Jednak już pierwszego dnia potrzebują pomocy. Tom, który kieruje kamperem nagle czuje się źle, kiedy dają o sobie znać objawy jego choroby. Za kierownicę wsiada Willow, która jednak nie ma wystarczająco umiejętności, aby poradzić sobie na długiej trasie. Dlatego, kiedy na swojej spotykają autostopowicza, Seana Sullivana, nie posiadają się z radości. Proponują mu, aby za stosowną opłatą został ich kierowcą. Chłopak na początku nie ma na to ochoty. Gnębiony wspomnieniami i poczuciem winy nie ma chęci wchodzić w bliższe relacje z osobami niepełnosprawnymi. Jednak z czasem grupka spotkanych przez niego ludzi staje mu się coraz bliższa, a najbardziej śliczna i spokojna Claire. On też nie jest jej obojętny, tym bardziej, że Sean jest dla niej zagadką.
‘’Tańcząc z delfinami’’ to niesamowicie ciepła i mądra opowieść o marzeniach i pokonywaniu własnych słabości. Grupka przyjaciół wyrusza w podróż, aby udowodnić sobie i innym, że mogą normalnie żyć. Z czasem odnajdują spokój, wybaczenie, nowe możliwości, a nawet zyskują miłość. Przede wszystkim odnajdują radość życia, z której ograbiła ich choroba. Zachodzą w nich zmiany, zmienia się ich podejście do życia, Boga i stają się sobie bliżsi.
Autorka w plastyczny sposób ukazywała nam piękno przyrody. Dokładnie opisywała każdy jego skrawek, sprawiając, że jego obraz rodził się w głowie czytelnika.
Ile razy mówiliśmy sobie, że nie damy rady? Że nie mamy już sił? Przykład tych trójki ludzi sprawił, że czułam wstyd do samej siebie. Ich problemy były poważniejsze od moich, ale oni wychodzili im naprzeciw. Mieli słabsze dni, ale szybko brali się w garść.
Autorka w tak przekonujący sposób przedstawiła nam, co takie osoby czuły, że bardzo chwyciło mnie to za serce. Ich obawy, strach, smutek i radości udzielały się mnie. Czasem byłam przepełniona żalem, a niekiedy uśmiechałam się pod nosem. Pomimo trudnego tematu ta książka wcale taka nie była. Pojęcia medyczne, czy dziwne nazwy były opisane pod tekstem, sprawiając, że ta lektura była jeszcze bardziej przyjemna w odbiorze.
Jeśli czytaliście tej autorki ‘’Sięgając chmur’’ to jestem pewna, że pokochacie i tę książkę! W niej wszystko jest naturalne, począwszy od dialogi, aż po relacje pomiędzy bohaterami. W tej książce nie znajdziecie sztuczności i napędzania akcji na siłę. Wszystko dzieje się powoli, ale to wcale nie jest wadą! Daje to nam czas, aby móc zachwycać się każdym słowem, obrazem, który rodzi się w głowie, ale również samym życiem.
‘’Tańcząc z delfinami’’ uczy nas, że powinniśmy doceniać swoje życie i zdrowie. Nie powinniśmy bać się marzeń, ani ograniczeń, ale wychodzić im naprzeciw. Jeśli macie gorszy dzień, kiedy uważacie, że nic nie jest w porządku musicie sięgnąć po tę książkę! Będzie ona świetnym motywatorem, który podniesie Was na duchu, a w serce wleję odrobinę nadziei i odwagi. Powieść ta jest w sam raz dla miłośników przyrody, przygód i wspaniałych książek, które chwytają za serce. Ja tego grubaska pochłonęłam w jeden dzień! :)
Piękna i inspirująca opowieść o tym, że można pokonać swoje największe słabości.
WYJECHAŁA W POSZUKIWANIU PRZYGODY… A ZNALAZŁA… Kate Evans jest niezależną i odważną młodą kobietą, obdarzoną duchem pionierstwa. Gdy opuszcza...
Charakter i odwaga zawsze pomagały jej przetrwać trudne chwile. Czy jednak ma w sobie dość wytrwałości, by doprowadzić każdą sprawę do końca? Chociaż...
Przeczytane:2019-03-10,
Czytając na stronie opis książki „Tańcząc z delfinami„, pomyślałam, że szykuje się fajna powieść obyczajowa. Z nastawieniem na przeżycie czyjejś przygody zaczęłam lekturę. I nie mogłam przestać o niej myśleć… Okazała się dla mnie czymś więcej niż tylko „zwykłą” opowieścią o losach kilku chorych ludzi. Była dla mnie podróżą w czyjeś serce i duszę, bo ku memu zaskoczeniu, książka wiele mówiła o miłości i opiece Boga.
Autorką tej powieści jest Bonnie Leon, która ma na swoim dorobku już ponad 20 powieści. Jak nikt inny potrafiła opisać życie osób niepełnosprawnych i ich duchowe rozterki, gdyż sama uległa wypadkowi po którym straciła fizyczną sprawność. Znalazła jednak w swoim życiu cel – pisanie. Żona, matka, babcia, mieszka w górach południowego Oregonu.
„Tańcząc z delfinami” to historia zaczynająca się dość niepozornie. Cierpiąca na tajemniczą chorobę Claire Murray wybiera się w podróż po Stanach by móc popływać z delfinami. Jej rodzina nie jest temu przychylna. W obawie o bezpieczeństwo córki chce wyperswadować jej tę podróż, tym bardziej, że ma się ona odbyć z grupą jej niepełnosprawnych znajomych, których dziewczyna poznała na grupie wsparcia.
Tom to zrzęda i dość apodyktyczny starszy członek ekipy, który początkowo jest kierowcą kampera, którym ekipa planuje przejechać trasę. Jednak postępujące problemy ze stwardnieniem rozsianym powodują, że podróżnicy zmuszeni są zatrudnić kierowcę.
Była hipiska Willow, to osoba, która przeszła ogromną wewnętrzną przemianę. Kiedyś żyjąc ruchem hipisowskim, używała życia, krzywdząc tym swoją jedyną córkę, która nie chce z nią mieć kontaktu. Później poznała… Jezusa i jej świat się zmienił diametralnie. Jej słowa o Bożej opiece podczas podróży irytują współtowarzyszy, lecz… okazuje się, że to zwykle ona ma rację.
Taylor, osoba cierpiąca na zaburzenia psychiczne. Jej choroba dwubiegunowa daje wszystkim mocno w kość, lecz podczas podróży dzieje się z nią coś wyjątkowego… Znajduje prawdziwych przyjaciół, wsparcie i miłość.
Do tych czterech chorych podróżników dołącza przypadkowo spotkany chłopak. Autostopowicz Sean Sullivan ratuje ich w diametralnie trudnej sytuacji, gdy okazuje się, że Tom nie jest w stanie być dalej ich kierowcą. Sean nie chce jednak towarzyszyć niepełnosprawnej ekipie. Z czasem okazuje się, że uciekł z rodzinnego domu. Obwinia się za śmierć brata, którego choroba zabrała wiarę, rodziców, dzieciństwo, prawdę, wolność serca.
To, że Claire była tak daleko od domu i nie bała się, było miłą niespodzianką. W domu czuła się jak w klatce, zamknięta w swoim życiu, w którym wszystko kręciło się wokół choroby. Teraz zaczynała wierzyć, że w jej życiu może chodzić o coś innego, i nie mogła się doczekać, żeby zobaczyć o co. (str.226)
Nie będę zdradzać całej fabuły – zepsułabym efekt! A książka zdecydowanie wciąga, inspiruje i budzi z jednej strony podziw dla bohaterów, z drugiej lęk o ich los. Odkrywa przed czytelnikiem wnętrze drugiego człowieka. Wnętrze poranione, które uzdrawia przyjaźń, zaufanie, taniec z delfinami i miłość.
Zdecydowanie polecam każdemu, kto lubi książki, od których nie można się oderwać. Choć to tylko powieść, to zapewniam całą gamę uczuć i wrażeń. Wszak ma być to podróż ku spełnionym marzeniom….
Autorką tej powieści jest Bonnie Leon, która ma na swoim dorobku już ponad 20 powieści. Jak nikt inny potrafiła opisać życie osób niepełnosprawnych i ich duchowe rozterki, gdyż sama uległa wypadkowi po którym straciła fizyczną sprawność. Znalazła jednak w swoim życiu cel – pisanie. Żona, matka, babcia, mieszka w górach południowego Oregonu.
„Tańcząc z delfinami” to historia zaczynająca się dość niepozornie. Cierpiąca na tajemniczą chorobę Claire Murray wybiera się w podróż po Stanach by móc popływać z delfinami. Jej rodzina nie jest temu przychylna. W obawie o bezpieczeństwo córki chce wyperswadować jej tę podróż, tym bardziej, że ma się ona odbyć z grupą jej niepełnosprawnych znajomych, których dziewczyna poznała na grupie wsparcia.
Tom to zrzęda i dość apodyktyczny starszy członek ekipy, który początkowo jest kierowcą kampera, którym ekipa planuje przejechać trasę. Jednak postępujące problemy ze stwardnieniem rozsianym powodują, że podróżnicy zmuszeni są zatrudnić kierowcę.
Była hipiska Willow, to osoba, która przeszła ogromną wewnętrzną przemianę. Kiedyś żyjąc ruchem hipisowskim, używała życia, krzywdząc tym swoją jedyną córkę, która nie chce z nią mieć kontaktu. Później poznała… Jezusa i jej świat się zmienił diametralnie. Jej słowa o Bożej opiece podczas podróży irytują współtowarzyszy, lecz… okazuje się, że to zwykle ona ma rację.
Taylor, osoba cierpiąca na zaburzenia psychiczne. Jej choroba dwubiegunowa daje wszystkim mocno w kość, lecz podczas podróży dzieje się z nią coś wyjątkowego… Znajduje prawdziwych przyjaciół, wsparcie i miłość.
Do tych czterech chorych podróżników dołącza przypadkowo spotkany chłopak. Autostopowicz Sean Sullivan ratuje ich w diametralnie trudnej sytuacji, gdy okazuje się, że Tom nie jest w stanie być dalej ich kierowcą. Sean nie chce jednak towarzyszyć niepełnosprawnej ekipie. Z czasem okazuje się, że uciekł z rodzinnego domu. Obwinia się za śmierć brata, którego choroba zabrała wiarę, rodziców, dzieciństwo, prawdę, wolność serca.
To, że Claire była tak daleko od domu i nie bała się, było miłą niespodzianką. W domu czuła się jak w klatce, zamknięta w swoim życiu, w którym wszystko kręciło się wokół choroby. Teraz zaczynała wierzyć, że w jej życiu może chodzić o coś innego, i nie mogła się doczekać, żeby zobaczyć o co. (str.226)
Nie będę zdradzać całej fabuły – zepsułabym efekt! A książka zdecydowanie wciąga, inspiruje i budzi z jednej strony podziw dla bohaterów, z drugiej lęk o ich los. Odkrywa przed czytelnikiem wnętrze drugiego człowieka. Wnętrze poranione, które uzdrawia przyjaźń, zaufanie, taniec z delfinami i miłość.
Zdecydowanie polecam każdemu, kto lubi książki, od których nie można się oderwać. Choć to tylko powieść, to zapewniam całą gamę uczuć i wrażeń. Wszak ma być to podróż ku spełnionym marzeniom….