Wydawnictwo: Editio
Data wydania: 2017-07-19
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 320
Tytuł oryginału: Döden tänkte jag mig så
Język oryginału: szwedzki
Tłumaczenie: Alicja Rosenau
Kryminały Johanny Mo są niezwykle emocjonujące, autorka bardzo dużą wagę przywiązuje właśnie do uczuć, przede wszystkim panicznego strachu (mającego rzeczywiste podstawy, ale i zupełnie abstrakcyjnego). Wydawnictwo Editio zadbało, by i polski czytelnik mógł zasmakować tej niezwykłej lektury. „Tak sobie wyobrażałam śmierć” to pierwsza część serii o sztokholmskiej śledczej.
Niegdyś odnosząca sukcesy komisarz Helena Mobacke od roku zmaga się z wielką traumą – śmiercią 9-letniego synka. Chłopiec zginął z rok mordercy, w sprawie którego bohaterka prowadziła dochodzenie. Po dwunastu miesiącach Helena wraca do pracy w zupełnie nowym miejscu. Nie potrafi jednak odpędzić bolesnych myśli, atakujących ją skojarzeń z Antonem. Ma też świadomość, że to właśnie służbowe obowiązki przyczyniły się do jej osobistej tragedii, rozgrywającej się przecież na oczach całego świata.
Pierwsze zadanie w wydziale kryminalnym komendy Sztokholm Południe wydaje się mało wymagające – kobieta musi ustalić dlaczego młody chłopak rzucił się pod rozpędzone metro. I tu pojawiają się pierwsze problemy – Helena zbyt emocjonalnie podchodzi do sprawy. Śmierć nastolatka traktuje niemal jako własny dramat. Uczucia się potęgują, gdy świadkowie zeznają, iż ktoś popchnął Erika i zbiegł z miejsca zdarzenia. Z pozoru nieskomplikowane śledztwo przeradza się w poważną sprawę.
Sprytny zabójca coraz mocniej deprecjonuje Helenę. Kobieta wpada w panikę, gdy ginie druga ofiara. Prawdziwe piekło rozpętuje się, gdy znajdują też trzecie zwłoki. Rozpoczyna się nierówny wyścig z czasem, śledczy mają naprawdę trudne zadanie – rozpracować powiązanie między zahukanym nastolatkiem, sympatyczną panią psycholog i pełną empatii kościelną aktywistką. Sprawy nie ułatwia kluczenie świadków, a nawet celowa kłamstwa.
Mamy do czynienia z podwójną narracją – co jakiś czas pojawiają się czyjeś wyznania. Domyślamy się, że to sam morderca stopniowo zdradza nam swoje motywy, lęki, plany. Jednak najwięcej miejsca narrator poświęca policjantom i ich pracy. Mo znakomicie wykreowała postaci i pozwoliła ich bardzo dobrze poznać. To wreszcie nie tylko prowadzący komisarz i zastęp kukiełek, ale prawdziwi ludzie z indywidualnymi charakterami, własną historią itp. Interesujący jest profil zabójcy oraz motywacja jego działań. Jednak najważniejsza i najciekawsza jest Helena.
Kobieta piastuje stanowisko, które wymaga opanowania, umiejętności radzenia sobie z rozmaitymi niebezpieczeństwami. Powrót do pracy miał jej pomóc odzyskać pewność siebie, zająć głowę kłopotami innych. Helena jednak nie potrafi odciąć się od osobistej tragedii – zwłaszcza, jeśli ma do czynienia z dziećmi. Śledztwo jej się wymyka, przełożeni naciskają, media nie dają spokoju. Jest całkowicie rozbita, co widać również w codziennych czynnościach, m.in. wybuchy płaczu, rozkojarzenie. Czy w takim napięciu bohaterka ma szansę znaleźć siłę i – przede wszystkim – sposób na doprowadzenie sprawy do pomyślnego finału?
Narracja Mo skupia się na szczególe, pisarka wielokrotnie daje sygnały, iż jej powieść wymaga skupienia, bo nie wiadomo kiedy konkretny detal okaże się istotny. Na przestrzeni całej fabuły roi się od drobiazgów, które pomagają wiele zrozumieć – nie tylko przybliżają policjantów do odkrycia tożsamości mordercy, ale też zapowiadają pewne sytuacje czy dookreślają postaci i relacje między nimi.
Autorka ogłusza czytelnika niczym napastnik ofiary – nagle, bez zapowiedzi, zaskakuje nowym faktem, zwrotami akcji. Poraża atmosferą nieustającego napięcia, nie wiemy bowiem, kiedy dosięgnie nas (i bohaterów) następny cios.
„Tak sobie wyobrażałam śmierć” to kryminał z bardzo dobrą warstwą psychologiczną. Poza sprawną intrygą, ciekawym śledztwem to opowieść przede wszystkim o wszechobecnym strachu i bólu. Helena zmaga się z żalem po stracie syna, dojście do siebie utrudnia jej śledztwo, podczas którego obraca się wśród osób (rodzina i znajomi ofiar, świadkowie itp.) także borykających się z tęsknotą za zmarłymi. To jakby studium tragedii – Mo rozbiera na czynniki pierwsze relacje wewnątrz rodziny, zmuszonej zmierzyć się ze śmiercią kogoś bliskiego. Pisarka pokazuje jak jedno zdarzenie determinuje późniejsze życie wielu osób, jak trudno podtrzymać więzi, gdy traci się poczucie sensu, radość życia, brakuje pewności siebie i motywacji. W książce pojawiają się także kwestie społeczne, m.in. szkolne prześladowania, anoreksja, fanatyzm religijny.
Trudno traktować kryminały Johanny Mo wyłącznie jako czytelniczą rozrywkę i literackie tropienie zabójcy. To powieść, która daje o wiele więcej niż "tylko" przyjemność i satysfakcję z lektury – wyzwala naprawdę silne emocje i głęboko zapada w pamięć.
„Tak sobie wyobrażała śmierć i to było pocieszające. Pociecha dla siedmiolatki, która nie rozumie wiele więcej ponad to, że śmierć oznacz, że ktoś odchodzi i nigdy nie wraca.”
Po długiej przerwie w pracy, spowodowanej tragicznymi wydarzeniami, do służby powraca Helena Mobacke. Zdruzgotana i zrozpaczona stratą swojego synka, nie jest w stanie funkcjonować normalnie i zraża tym do siebie swojego ukochanego, który również ją opuszcza. Owiana chlubną sławą policjantka nie jest jednak pewna czy podjęła dobrą decyzję. Już pierwszego dnia, jako szefowa grupy dochodzeniowej w komendzie Sztokholm Południe musi się zmierzyć z bardzo trudną dla niej sprawą, gdyż chodzi w niej o śmierć dziecka. Dwoje kolejnych ludzi przejdzie przez to, przez co sama musiała przechodzić. Osiemnastoletni Erik, jak twierdzą świadkowie, zostaje popchnięty pod jadący pociąg. Helena pochodzi do tej sprawy zbyt emocjonalnie, przez co jej uwadze umykają oczywiste fakty. Tymczasem w metrze pojawiają się nowe ofiary.
"To nie wydarzenia określają człowieka, ale to, co on z nimi zrobi... Zaciska się zęby i idzie się dalej, kiedy człowiekowi jest ciężko, bo ciężko nie będzie zawsze."
Nie jest to zwykły kryminał, jest to kryminał nasączony intensywnymi uczuciami, jakie targają głównymi bohaterami. Autentyczna postać kobiet zmagającej się z tragedią ponad jej siły. Dzięki takim bohaterom książki zapisują się w naszej pamięci i pozostają w niej na długo.
Przeważająca ilość dialogów i brak zbędnych opisów, jest ogromnym plusem, który sprawia, że książkę się dosłownie pochłania.
Młody chłopak ginie zepchnięty na tory metra. Do rozwiązania zagadki jego śmierci przydzielona zostaje nowo stworzona grupa kryminalna na czele z Heleną Mobacke. Dawniej kariera kobiety rozwijała się w zawrotnym tempie, dziś jej osoba kojarzy się innym z osobistą tragedią, jakiej doświadczyła. Tymczasem ginie następny człowiek.
Uwielbiam kryminały i z wielką chęcią sięgam po każdy kolejny tytuł, który można zakwalifikować do tej grupy. Niemniej wiąże się to z dużymi oczekiwaniami z mojej strony i z ograniczonym kredytem zaufania do autora. Johanna Mo urzekła mnie pewnymi aspektami swojej powieści, a tym, co spodobało mi się najbardziej jest kreacja głównej bohaterki. Helena wróciła do pracy po długiej przerwie, próbując odnaleźć się w świecie będącym jej wcześniej tak bliskim i odgrodzić się od traumatycznej przeszłości. Wraz z przekroczeniem progu komendy zdaje sobie jednak sprawę, że nie tak łatwo zapomnieć, zwyczajnie przejść nad osobistymi tragediami do porządku dziennego. A ludzkie dramaty, z jakimi obcuje na co dzień wciąż przypominają jej o własnym rozdartym sercu.
Kolejne strony powieści ukazują nam Helenę jako postać złożoną. Z jednej strony to kobieta złamana przez los, pokonana przez własne słabości, wciąż mierząca się z przeszłością i próbująca odnaleźć się w nowej dla niej rzeczywistości. Z drugiej strony wielokrotnie możemy zaobserwować jak odzywa się w niej dawna siła, do głosu dochodzi policyjne powołanie, a chęć ukarania winnych przesłania jej własne problemy. Bardzo przypadł mi do gustu taki sposób przedstawienia postaci. W moich oczach Helena jest silna, ale jednocześnie ludzka, charyzmatyczna, ale obezwładniona koszmarem, który nigdy jej nie opuści. Bohaterka zdobyła moją sympatię i z chęcią spotkałabym się z nią ponownie.
Fabuła stworzona przez autorkę również została przeze mnie pozytywnie odebrana, a sposób prowadzenia akcji sprawił, że czytało mi się dobrze i nie miałam chęci odkładać książki. Mo wprowadza nas w policyjny świat niespiesznie. Choć szybko pojawia się w powieści kolejna zbrodnia, a niedługo potem następna, ciężko powiedzieć, by akcja gnała i pozostawiała czytelnika w tyle. Nie, wręcz przeciwnie. Zagłębiając się w kolejnych rozdziałach mamy możliwość na spokojnie zastanowić się nad kolejnymi morderstwami. Dlaczego do nich doszło? Jaki związek zachodzi między ofiarami? Czym zasłużyły na śmierć?
Dość spokojne tempo nie stanowiło dla mnie problemu. Z dużą uwagą śledziłam poczynania detektywów, podziwiając ich metodyczne śledztwo i podejmowane przez nich decyzje. Akcja powieści ani trochę nie przypomina kryminalnych zagadek. Funkcjonariuszom nic nie zostaje podane na tacy. Do rozwiązania zbrodni prowadzi ich przede wszystkim ciężka praca, związana z drobiazgowym sprawdzaniem każdego szczegółu i analizowaniem masy danych. A między poczynaniami detektywów możemy nieco skupić się na osobie samego mordercy, który pojawia się między kolejnymi wątkami. Bardzo podoba mi się taki zabieg autorki, umożliwiający czytelnikowi nieco lepsze zrozumienie zachowania sprawcy i poznanie go z trochę innej perspektywy.
Johanna Mo pisze lekko, a przynajmniej na tyle lekko na ile można napisać kryminał. Powieść czyta się szybko, przyjemnie, akcja nie nuży. Analizowanie danych bywa nieco męczące, ale nadaje powieści ton realizmu i mam wrażenie, że zbliża nas do prawdziwej policyjnej pracy. Do gustu przypadło mi także zakończenie, które na pewno w decydujący sposób wpłynęło na moją ocenę tej powieści.
Autorka stworzyła spójną, składną i dopracowaną fabułę, pozwalając nam lepiej poznać metody, jakimi kierują się funkcjonariusze, prawa, którymi rządzi się ich życie osobiste, a także psychikę mordercy. Nieco jednak zabrakło mi pewnego mroku i chłodu charakterystycznych dla skandynawskich kryminałów. Poczucia, że zło podąża za bohaterami krok w krok, a morderca to osoba zuchwała, nieuchwytna i przesiąknięta na wskroś potrzebą mordowania.
Strach już opanował miasto, pod osłoną ciemności rozchodzi się po Sztokholmie jak zaraza. (s. 222)
Sztokholm to piękne miasto pełne kolorów i żywiołów. Ale ma też swoją ciemną stronę, bo i w stolicy Szwecji nie brakuje różnej maści przestępstw. A jedno z nich stało się głównym tematem powieści Johanny Mo „Tak wyobrażałam sobie śmierć”.
Po rocznej przerwie z powodu rodzinnej tragedii 44-letnia Helena Mobacke wraca do pracy w policji. Wcześniej była świetnym śledczym, szefem słynącym z twardej ręki, emanowała pewnością siebie i skutecznością. Gdy zanurzała się w sprawę, zapominała o całym świecie. I osiągała sukcesy. Wszystko się zmieniło, gdy morderca porwał jej syna Antona. Chłopiec zmarł, wkrótce odszedł od niej mąż, a Helena przestała istnieć dla świata. Po roku żałoby i rozpaczy wraca do policji, choć do końca nie jest pewna swej decyzji.
Nie zmieniła się tak bardzo, choć jej siły żywotne tak. (s. 59)
W komendzie Sztokholm Południe zostaje szefową grupy dochodzeniowej złożonej z czterech osób. Niemalże z marszu zaczyna pracę dochodzeniową, gdyż w metrze osiemnastolatek wpadł pod pociąg. Świadkowie twierdzą, że został wepchnięty, lecz ich opisy sprawcy bardzo się różnią. To jej pierwsze morderstwo po długiej przerwie, w dodatku z niewyraźnym sprawcą w tle. Helena mierzy się z trudną sprawą i jeszcze trudniejszymi myślami.
Ale ty jesteś pogruchotana. (s. 144)
Ano jest i trudno jej się dziwić. Strata dziecka to olbrzymi cios dla każdej matki. Osobista tragedia ma wpływ na śledztwo, ponieważ policjantka sama zmaga się z demonami przeszłości i współczuciem dla rodziców, którzy także stracili dziecko. A ofiar przybywa, gdyż ktoś wpycha pod pociąg kolejne osoby…
Helenie robi się ciemno przed oczami. Musi się oprzeć o tablicę, żeby nie upaść. Znów będzie miała kontrolę nad rzeczywistością, ale w tej chwili nie daje już rady. Nie może przestać o nim myśleć. Anton jest wszędzie. Wokół niej. W niej. […] Nie daje się odsunąć na bok. (s. 97)
Trudno prowadzić skomplikowane dochodzenie, gdy w głowie ciągle kłębią się myśli o tragicznie zmarłym synu, którego wszędzie widzi i ciągle coś jej go przypomina. To one odbierają siły Helenie, utrudniają jej pracę i normalne funkcjonowanie. Do tego dochodzą wyrzuty sumienia. Policjantka czasami odnosi wrażenie, że traci rozum. Ma problemy ze skupieniem uwagi, wspomnienia i emocje przesłaniają jej fakty i mącą osąd, nie pozwalają dobrze analizować kolejnych wydarzeń i tropów. W jej grupie dochodzeniowej powoli narasta bunt…
Najważniejsi są żyjący, nie umarli. (s. 146)
To prawda i to nimi się musi zająć policjantka, a właściwie jednym żyjącym… Silne emocje nie tylko nią targają, także tajemniczym mordercą. Tworzy się swoista przeplatanka uczuć najważniejszych bohaterów kryminału. A rozgryźć psychikę mordercy nie jest tak łatwo, gdy samej ma się problem natury psychologicznej. Bałam się, że przytłoczą mnie stany depresyjne Heleny Mobacke i jej przeżywanie śmierci syna, na szczęście tak się nie stało. Autorka wspomnienia o Antonie funduje czytelnikowi po kawałku, ukazując cały ogrom cierpienia matki-policjantki, a z drugiej pokazując jej walkę o powrót do normalności, powrót do pracy w pełni sił umysłowych i witalnych. Dobre portrety psychologiczne bohaterów, także tych trzecioplanowych i epizodycznych, to duży atut tego kryminału.
Musi znaleźć coś do roboty. (s. 20)
Dynamiczna akcja rozgrywa się w ciągu zaledwie pięciu dni roboczych, od poniedziałku 23 VIII 2010 r. do piątku 27 VIII. Jednak nie czuć tej dynamiczności w działaniach grupy policjantów za wyjątkiem ostatniej akcji. Tempo narzuca codzienna rutyna – zebranie grupy, omówienie sprawy, rozdzielenie zadań, wyjście w teren i wykonanie zadań służbowych, ponowne zebranie grupy... Dużo się dzieje, a zarazem brak żywego tempa, co nie jest zarzutem, tylko spostrzeżeniem. Helena jest dokładna i działa skrupulatnie, bada nawet odległe wątki, a te wraz z jej myślami i emocjami niejako przystopowują dynamizm wydarzeń. A z drugiej strony pokazują, jak działa policja szwedzka.
Nie chce być taka pogruchotana. (s. 144)
Wprawdzie przedstawione wydarzenia są fikcją literacką, lecz autorka swym lekkim piórem nadała im wyrazistości i realności. Autentyczność widać choćby w tle społeczno-obyczajowym, kiedy to czytelnik zagląda do mieszkań Szwedów i Polaka, do miejsc pracy z komisariatem na czele czy mieszkań policjantów, kiedy poznaje ich codzienne życie.
„Tak wyobrażałam sobie śmierć” to kryminał z ciekawą intrygą do przeczytania w ciągu pięciu dni, aby czytelnik był na bieżąco ze skomplikowanym śledztwem i poszukiwaniami mordercy z metra, aby poczuł się jak szwedzki policjant na służbie. To także kryminał psychologiczny, w którym bohaterowie są zwykłymi ludźmi targanymi silnymi emocjami, mającymi wpływ na prowadzenie śledztwa
Przeczytane:2017-08-11, Ocena: 5, Przeczytałam, 52 książki 2017,
Jako miłośniczka wszystkiego co skandynawskie - szczególnie thrillery czy kryminały - nie mogłam sobie darować przeczytania tej pozycji "Tak sobie wyobrażałam śmierć" to pierwsza wydana w Polsce książka Johanny Mo co jeszcze bardziej zachęciło mnie do czytania. Przyznam, że powieść jest specyficzna. Nie znajdziemy tu akcji i dynamiki. Autorka skupiła się na emocjach i to bardzo głębokich.
Helena Mobacke właśnie wraca do pracy po długiej, bo aż rocznej przerwie w pracy. Jest policjantką z wieloma sukcesami na koncie, ale zawieszenie kariery zawodowej miało u niej swój powód. Rok wcześniej straciła swojego jedynego, ukochanego synka Antona. Jak by tego było mało również ukochany mężczyzna odszedł i została samiutka. Ze swoja rozpaczą oraz złością na siebie i cały świat. Powrót na komendę uważa zarówno za dobry jak i zły pomysł. Nie wie czy sobie poradzi - tak z obowiązkami jak i z tym by nie stracić swojej reputacji i opinii niezawodnej. Już pierwszego dnia dostaje sprawę. Pod metro wpada młody chłopak jednak świadkowie tego zdarzenia twierdzą, że to nie był wypadek i ktoś wepchnął go tam specjalnie. Helena wraz z grupą zaczyna prowadzić śledztwo jednak skupienie się na pracy wymaga od niej nie lada wysiłku, a i to często myślami jest całkiem gdzie indziej. Nie potrafi obiektywnie prowadzić sprawy i stara się powstrzymać szalejące emocje. To co najbardziej jej przeszkadza to współczucie da rodziców, którzy tracą swoje dziecko. Ona sama nadal przeżywa żałobę po synku, a w tym samym czasie pod kołami metra ginie kolejna osoba, a najgorsze, że w ekipie Heleny Mobacke zaczynają się zgrzyty między ekipą i nie tylko...
To co nasuwa się po przeczytaniu tej pozycji to niesamowicie przedstawienie głębokich emocji. Przejmujący wątek utraty dziecka przez rodziców, a w szczególności matki. Skupiając się na sferze psychicznej cierpiącej matki autorka stawia sobie poprzeczkę dość wysoko, a jednak wyśmienicie wywiązuje się z postawionego sobie celu. Łącząc to z rewelacyjnie skonstruowaną intrygą kryminalną stworzyła książkę obok, której ciężko przejść obojętnie. Jej przeczytanie zostawia w głowie i sercu pewne pytania i myśli. Powieść godna uwagi szczególnie dla tych, którzy mają dość utartych i suchych schematów. Myślę, że podobnie jak ja zapamiętacie tę pozycję na długo i będziecie czytać z zapartym tchem do ostatniej strony. Polecam, bo warto.
Więcej na:
www.swiatmiedzystronami.blogspot.com