Napisana z wielką kulturą języka i humorem, pełna anegdot książka o sportowej pasji, o przyjaźniach i dojrzewaniu w powojennej Polsce
Stefan Szczepłek, znany komentator i dziennikarz sportowy, zaprasza czytelników w nostalgiczną i zabawną podróż do miejsca, gdzie się urodził, wychował i pokochał piłkę nożną: do magicznej, podwarszawskiej Falenicy.
Barwne postaci i zwyczajni mieszkańcy, krewni, sąsiedzi i koledzy. Szczepłek opisuje ich wojenne i powojenne perypetie, opowiada, jak żyli, jak świętowali i o czym marzyli. Ocala też pamięć o falenickich Żydach zamordowanych w Treblince. Opowiadając o tym, co sam widział i co się działo w jego falenickim mikrokosmosie, Szczepłek mówi w istocie o życiu w PRL, z czułością, choć sprawiedliwie, bez idealizowania, portretując swój kraj lat dziecinnych.
We wspomnieniach autora przewijają się koledzy z boiska, wybitni piłkarze: Kazimierz Deyna, Robert Gadocha, Adam Nawałka, a także między innymi Józef Hen, Tadeusz Konwicki, Melchior Wańkowicz, Janusz Majewski czy Stefan Kisielewski. Jak mówi sam Stefan Szczepłek, jest to książka o tym, jak spełniają się marzenia.
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2018-10-10
Kategoria: Sport
ISBN:
Liczba stron: 264
Przeczytane:2018-10-15, Ocena: 6, Przeczytałam,
„Szkoła falenicka” to autobiografia wybitnego dziennikarza sportowego. Stefan Szczepłek ciepło i dowcipnie opowiada o swojej rodzinie, drodze zawodowej, kolegach ze szkoły i podwórka, a także o wielkich autorytetach i – oczywiście! - ludziach związanych ze sportem.
Książka zaczyna się jak fascynująca powieść, której akcja rozgrywa się podczas drugiej wojny światowej. W 1942 roku Niemcy likwidują falenickie getto. Do skazanych na śmierć Żydów podchodzi drobna, młoda brunetka. Chce tylko podać chleb jakiemuś dziecku, lecz zostaje brutalnie wepchnięta do kolumny, która za chwilę trafi do bydlęcego wagonu.
To matka autora. Jej mężowi udaje się przekonać niemieckich strażników, że to pomyłka. Gdyby stało się inaczej, Stefan Szczepłek nigdy nie przyszedłby na świat...
Urodzony cztery lata po wojnie chłopak miał dwójkę starszego rodzeństwa i młodszą siostrę. O ich wpływie na swoje życie opowiada z wielkim sentymentem i poczuciem humoru. Szczególnie podkreśla rolę starszego brata, Janka, który zawsze był dla niego autorytetem i nauczycielem życia.
Najcieplej i najpiękniej autor mówi jednak o mamie, która wpoiła mu uczciwość, szacunek dla ludzi i patriotyzm. W tym ostatnim udział miał także ojciec, który nie znosił bolszewików i prowadził z nimi własną, bardzo osobistą wojnę. To właśnie tata zaraził małego Stefana miłością do piłki nożnej.
Dużo miejsca dziennikarz poświęca także swoim rówieśnikom i nauczycielom, racząc czytelnika mnóstwem zabawnych anegdot. Jest w nich jednak i miejsce na powagę oraz refleksje.
Przy tej okazji dowiadujemy się, jak doszło do tego, że wielki fan sportu nie został wybitnym piłkarzem, lecz poświęcił się dziennikarstwu i komentowaniu ulubionych dyscyplin. Sporo przy tym śmiechu, gdyż autor potrafi żartować z siebie i z innych, przy czym zawsze robi to z wielką klasą i wyczuciem.
Stefan Szczepłek przywołuje liczne znane postacie, które miał okazję poznać w rodzinnej Falenicy – niezapomniane wrażenie pozostawili po sobie m.in.: Franciszek Pieczka, Pola Raksa, Agnieszka Osiecka, Daniel Passent, Ernest Bryll, Aleksander Ford...
W swojej karierze dziennikarskiej autor miał też okazję zetknąć się ze światowej sławy sportowcami, artystami, kolegami po fachu. Opowiada o tych spotkaniach i znajomościach z sentymentem, niezmiennym poczuciem humoru, opatrując anegdoty interesującymi komentarzami.
Osobne miejsce we wspomnieniach zajmują politycy, do których pan Stefan ma duży dystans. Jak się okazuje, z niektórymi nawet był w wojsku i nie zostawia na nich suchej nitki – nazwisk nie zdradzę, gdyż stanowią one puentę jednej z opowieści, więc nie chcę psuć potencjalnym czytelnikom naprawdę świetnej zabawy.
Duże wrażenie robią fragmenty poświęcone mistrzom, zwłaszcza redaktorom Kazimierzowi Górskiemu i Bohdanowi Tomaszewskiemu.
Autor mówi o nich z wielkim szacunkiem, opisując jednocześnie, jak wielki wpływ wywarli nie tylko na jego dziennikarski warsztat, ale i na poglądy oraz stosunek do świata. I niezmiennie snuje opowieści, przy lekturze których nie sposób się nie uśmiechnąć.
To właśnie połączenie inteligentnego poczucia humoru z powagą jest wielką zaletą tej jakże interesującej książki. Stefan Szczepłek pisze lekko, ale gawędziarsko, barwnie i z wielką dbałością o słowo. Słowami zresztą często się bawi, wykorzystując ich wieloznaczność, co nie jest łatwą umiejętnością.
„Szkoła falenicka” adresowana jest nie tylko do miłośników sportu. Przeczytać ją może każdy, kto lubi niebanalne, błyskotliwe wspomnienia, kto ceni ludzi wszechstronnych, z pasją, potrafiących ciekawie opowiadać, w dodatku bez wymądrzania się i popadania w samouwielbienie.
W przypadku wielu dziennikarzy to ostatnie należy obecnie do rzadkości. BEATA IGIELSKA