Francuski fenomen wydawniczy. Po prostu o miłości.
Autorka opublikowała książkę w wersji e-book na własny koszt, ale popularność tej wzruszającej historii szybko obiegła świat i wprowadziła książkę na listy bestsellerów.
Mąż i córeczka Diane zginęli w wypadku samochodowym. Gdyby nie pozwoliła im wtedy wyjść z domu na krótką przejażdżkę, wszystko wyglądałoby inaczej. Teraz jest sama i jej całe życie sprowadza się do bezsensownego, kurczowego trzymania się pamięci o jej bliskich. Kiedy postanawia wyjechać do małego miasteczka w Irlandii, które zawsze chciał odwiedzić jej mąż, ma nadzieję, że tam wszyscy zostawią ją w spokoju. Nie przypuszczała, że zaangażowani sąsiedzi, nastrojowy klimat miasteczka i pewien gburowaty nieznajomy pomogą jej odnaleźć utraconą radość życia.
Wydawnictwo: Wielka Litera
Data wydania: 2014-03-19
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 288
Diane, tracąc męża i córkę, traci sens i cel życia. Przechodzi przez kolejne etapy żałoby. Nagła, niespodziewana śmierć najbliższych jest faktem, który przez dwa lata neguje, zamykając się, a raczej barykadując w bólu i wspomnieniach. Nie wychodzi z domu, myje włosy truskawkowym szamponem córki i śpi z jej misiem, wdycha zapach męża i nie rozstaje się z jego bluzą.
Pije, pali, odżywia się, albo i nie, zapasami lub pizzą, zrywa kontakt z rodziną, na barki przyjaciela Feliksa zrzuca prowadzenie wspólnej restauracji literackiej, organizację pogrzebu najbliższych i ciężar opieki nad sobą. Matka, żona, kobieta pogrążona w żałobie, stracie i krzywdzie, których nie uznaje. Zagubiona, bo nagle została sama, a wcześniej zawsze był ktoś pełniący rolę opiekuna: rodzice, mąż.
Do tej niewielkiej książki wracałam dwukrotnie. Napisana z perspektywy od wewnątrz stanowi studium opisu poszczególnych faz straty, reakcji na nią, nie tylko żałoby i śmierci, ale właśnie straty. Zaszywanie się w domu z szczelnie zamkniętymi drzwiami i zasuniętymi kotarami, domu - grobowcu, niszczenie siebie, paraliżujący strach, niepozwalający wstać z łóżka, otworzyć oczu, wielogodzinne prysznice w ubraniu, podczas których woda niezauważalnie z gorącej zmienia się w lodowatą, rodzina narzucająca swoją obojętność i bezwzględną pewność, co i jak wypada czuć, myśleć, robić, wszechogarniająca samotność i z początku ciche, a potem coraz głośniejsze modlitwy - gdy bez odpowiedzi pozostaje pytanie: ,,Dlaczego?" - o śmierć.
Niebyt. Nie czuć, nie wiedzieć, nie myśleć, nie żyć.
Diane ma Feliksa, który daje jej czas na przeżywanie po swojemu rozpaczy, smutku, straty. Wyjazd do Irlandii, który dla głównej bohaterki stanowił ucieczkę, pozwolił jej na powolne i, co najważniejsze, swoje przeżywanie i odnajdywanie siebie, wewnętrznej siły, niewspieranej na niczyich barkach, szansy na to, że się chce i można żyć dalej, po pogodzeniu się, przepracowaniu krzywdy i straty. Fizyczna zmiana miejsca, otoczenia, klimatu, ludzi początkowo nie zmienia nic w sposobie przeżywania bohaterki, ale stopniowo ta zmiana dokonuje się w niej samej.
Zaczyna widzieć kolory, odczuwać głód, zmiany pogody, gotować, opiekować się psem sąsiada, który, początkowo niezwykle irytujący, okazuje się jej lustrem, zaczyna dostrzegać ludzi obok siebie, budzi się w niej pożądanie i miłość. Powolne, bolesne godzenie się na inną rzeczywistość daje jej nadzieję i pozwala podjąć decyzję o powrocie do Francji.
Pogodzona, kupuje białe róże i odwiedza grób najbliższych, opowiada im o sobie, o swoich uczuciach, doświadczeniach, tęsknotach i nadziei. Wraca do restauracji, widzi zniszczenia, jakich dokonała jej nieobecność, i z pomocą Feliksa sprząta, zamawia nową porcelanę oraz książki, przygotowuje biznesplan. Świadoma zaczyna życie blisko siebie.
To kolejna książka, której czytanie daje nadzieję i ukazuje, że zmiany dokonują się w nas samych i są wynikiem długotrwałego i trudnego procesu, na końcu którego jest szansa na nowe narodzenie i ogromna odpowiedzialność za każdy kolejny dzień.
A. Martin-Lugand, Szczęśliwi ludzie czytają książki i piją kawę, wyd. Wielka Litera, Warszawa 2014, ss. 208.
Pewnego dnia Diane traci wszystko, co kochała. W wypadku samochodowym ginie jej mąż Collin oraz córeczka Klara. Kobieta załamuje się. Nie daje rady budzić się i normalnie funkcjonować. Diane nawet się nie stara. Ból po stracie jest jej bliższy niż powrót do normalności. Diane nie może liczyć na wyrozumiałość rodziców. Oni na siłę, niemal szantażem próbują wbić córkę w ramę wdowy, która znosi stratę z godnością. Ale tak się nie da. Diane nie chcę. Stale żyje w poczuciu osamotnienia, smutku tak głębokiego, że brak jej tchu na samą myśl, że nie ma już przy niej osób, które tak mocno kochała. Diane może liczyć jedynie na Feliksa, przyjaciela Collina, który jest gejem i jednocześnie wspólnikiem Diane. Oboje prowadzą, a właściwie są współwłaścicielami kawiarenki czytelniczej. Feliks pod nieobecność Diane próbuje ratować lokal, ale kiepsko mu to idzie. A na wieść, że bohaterka postanawia wyjechać z ojczyzny, Francji do Irlandii, by zamieszkać w jakieś chatce przyprawia go to o dreszcz..... Diane wynajmuje malutki domek, z widokiem na plaże. Będzie musiała się zmierzyć z obyczajami Irlandczyków. To tu spotka m.in. Edwarda, Judith, Megan. Jeśli chcecie wiedzieć jaki wpływ na życie Diane wywrą wyżej wymienione osoby musicie sami się przekonać. Historia Diane bardzo mnie zasmuciła. Obudziła we mnie refleksje na temat kruchości ludzkiego istnienia. Każdy zmierzył się z jakąś stratą, jednakże strata dziecka jest nie do wyobrażenia . Jako matka poczułam dotkliwy ból, który bohaterka musi czuć na co dzień. Łzy i gula stawały mnie w gardle, gdy czytałam zwierzenia Francuzki. Zastanawiałam się czy kobieta znajdzie choć odrobinę ukojenia? Przez te dwa dni, gdy brałam tę pozycje do ręki naprawdę nią żyłam. Lekturę bym zaliczyła do typowej literatury kobiecej. Dlaczego? Gdyż autorka, Agnes Martin-Lugand opisuje los kobiety, ale i miłości tak silnej, potrzebnej oraz poszukiwanej przez każdą z nas, czytelniczek. I choć pojawia się coś nowego, ulotnego, a zarazem dającego nadzieje, to czytelniczka wierzy w cud, który ma się wydarzyć. Przynajmniej w jej mniemaniu. Niektórym historia wyda się banalna. Nie zaprzeczam, że może nią trochę jest. Przewidywalność wydarzeń także się w lekturze znajdzie, ale czyż takie nie są właśnie pozycje kierowane głównie do romantycznych dusz czytelniczek? Zakończenie mnie się podobało, bo nie trąciło oczywistością. Przyczepiłabym się do oprawy graficznej. Opis domku Diane nie ma nic wspólnego z budynkiem, otoczonym lawendą z okładki. A dwa rowery to już lekkie nagięcie fabuły. Tytuł także to jakaś pomyłka. Gdzie tu szczęśliwi ludzie? Gdzie tu książki? Gdzie tu kawa? Diane jako Francuska gustuje w dobrej jakości winach, a Irlandczycy w piwie. Więc, jak sami widzicie pisarka nie miała pomysłu na tytuł i wymyśliła coś niezrozumiałego i bezsensownego. Więc jeśli macie ochotę na tę książkę to nie sugerujcie się okładką, a zarysem fabuły.
Sięgam po książkę i zastanawiam się - czemu taki tytuł? Ile jest w nim prawdy, a ile przekłamania? Nie przekonuje mnie stwierdzenie, że czytanie książek i picie kawy jest zależne od stanu emocjonalnego ludzi. Czytam książkę niezależnie od tego w jakim jestem nastroju, a kawą delektuję się codziennie. Czy akurat te komponenty mojej codzienności sprawiają, że jestem szczęśliwa? Upijam więc słowa z pierwszej strony książki, a każdy wers, każde słowo, nawet przecinek przekonują mnie o przewrotności tytułu. Spodziewałam się opowieści o szczęściu, a zaserwowano zupełnie inny przysmak... pełen goryczy, smutku, końca czegoś, co miało być przecież ''na zawsze', a pozostawiło po sobie rozpaczliwy stan pustki. Zczynam więc spijać już łapczywie kolejne strony książki gnès Martin-Lugand , która została osławiona, jako ''francuski fenomen wydawniczy" i ''hit self-publishingu" (pierwotna wersja książki to e-book).
Diane traci w niefortunnym wypadku najbliższych - męża Colina i córeczkę Clarę. Wraz z odejściem tych dwojga młoda kobieta próbuje podjąć walkę ponownego scalenia swojego życia i pogodzenia się z tym co niedowracalne. Wszelkie działania Diane w ciągu roku nie zmierzały jednak do budowania dystansu, przebycia żałoby, a jedynie zapędzały ją w pułapkę. Otaczając się w swoim domu pamiątkami po znarłych, nosząc koszule męża, czy przytulając maskotki córki kobieta pogrążała się jeszcze bardziej w depresji. Diane niewzruszenie trwała przy swoim mimo wszelkich wysiłków ze strony jej przyjaciela Feliksa. To dzięki bezinteresownej pomocy Feliksa nadal tliła się kawiarnia literacka o nazwie, która dała tytuł książce; książce tytuŁ: ,, Szczęśliwi ludzie czytają książki i piją kawę", która została założona przez Diane i Colina, jako zapowiedź ich szczęśliwego życia. Diane nie jest już szczęśliwa, dlatego już nie czyta i postanawia porzucić własną kawiarnię nieznośnie przypominającą jej o mężu, dawnym życiu. Kobieta chcąc samej otrząsnąć się z letargu podejmuje szybką decyzję o wyjeździe do Irlandii, miejsca które chciał odwiedzić jej zmarły mąż. W drodze losowej zostaje wybrana mała miejscowość - Mulranny, z którą bohaterka wiąże wielką nadzieję ukojenia swojego bólu. Z początku decyzja Diane wydaje się szaleństwem dla Feliksa, jednak ustępuje widząc w niej cień szansy. W Mulranny kobieta musi zmierzyć się nie tylko z oziębłym klimatem, ale i podobnie wrogo nacechownym najbliższym sąsiadem Edwardem. Sytuacja okazuje się dość kłopotliwa dla Diane, gdy ta dowiaduje się, że Edward jest synem gospodarzy wynajmujących jej domek. Odczuwa niechęć wobec mężczyzny, który jest całkowitym przeciwieństwem swoich rodziców, życzliwych i gościnnych starszych ludzi. Intrygujący jest styl życia Edwarda, który całe dnie spędza ze swoim wiernym towarzyszem -psem, w ciszy nad brzegiem morza, fotografując. Różnica zdań dwojga sąsiadów, zupełna nieprzystawalność, niechęć do siebie trwa do czasu... Burzliwość relacji ustępuje w pewnym momencie potrzebie współpracy, rozmowy, zrozumienia. I tylko chęć rozwikłania tajemnicy, która pojawia się nieoczekiwanie, zakłóca, mąci i nadaje cierpki posmak temu, co dopiero zaczęło kiełkować sprawia, że zaczynamy wątpić - Czy można przeżywać szczęście na nowo?
Pozostaje nam poznać zakończenie, a jeśli nie zgodzimy się z takim, jakie spiliśmy z ostatnich kart książki pozostaje nam sięgnąć po coś bardziej przekonującego, może ''Smutek'' Clive'a Staples'a Levis'a (autora cyklu ,,Opowieści z Narnii")?. Historia Diane może być odbierana przez niektórych, jako nasza ''własna tragedia'', gdy doświadczymy czegoś przykrego, bądź, jako ''własne szczęście'', jakie udziela się w niespodziewanym momencie, sposobie w postaci takiego silnego uczucia, jakim jest miłość. Jednak „Szczęśliwi ludzie czytają książki i piją kawę" może zrazić nas swoją bajkowo opowiedzianą historią, dość ogólnikową, gdzie zbyt mało mijesca poświęcono refleksji, głębszemu przybliżeniu sylwetki każdej z postaci, jakie wywarły wpływ na główną bohaterkę, a nadto napędzono czas by odsłonić, jak szybko bohaterka odnalazła szczęście, które niektórzy latami próbują z mizernym skutkiem odzyskać.
,,Szczęśliwi ludzie czytają książki i piją kawę" to krótka opowieść o stracie, wychodzeniu z samotności i o miłości, która pojawia się niespodziewnie. Polecam książkę tym, którzy nie oczekują od zawartości więcej niż wskazuje na to tytuł i lubią czasem wzruszyć się, ale bez zużywania całego zapasu chusteczek.
Sięgnęłam po tę książkę, bo przyciągnęły mnie jej okładka i tytuł. Uległam jak sroka i przez to oczekiwałam letniej, lekkiej, niezobowiązującej lektury. Początek zapowiadał się bardzo dobrze, chociaż wcale nie lekko. Jako, że na okładce napisano, że autorka jest psychologiem klinicznym, ucieszyłam się, że to będzie książka z głębią, pełna empatii i może być studium przechodzenia przez żałobę. Cóż, potencjał był spory, pierwsze strony wskazywały na dobrą literaturę, a okazało się, że im dalej, tym gorzej. Z analizy żałoby opowiastka przekształcała się w romansidło niskich lotów i tak już zostaje do ostatniej strony. Im bliżej końca, tym historia stawała się płytsza, banalniejsza i przeiwdywalna. Tak jak początek czytałam z zainteresowaniem, tak końcówka już sprawiała ogromny zawód. Szkoda, bo mogła powstać powieść wyjątkowa i otulająca nadzieją. Styl pisania był bardzo dobry, książka właściwie czytała się sama. Niestety nie jest to pierwsza książka w moim życiu, przy której autor ma talent do pisania, ale pomysłu brak. Czuję się rozczarowana.
Przeczytane:2015-04-30, Ocena: 2, Przeczytałam, 26 książek 2015,