Zoe Morley i jej mąż Ollie po długim oczekiwaniu na dziecko zostają przybranymi rodzicami maleńkiej Evie. Ich radość nie ma granic.
Po kilku latach wydarza się cud - rodzina powiększa się o kolejne dziecko, tym razem ich własne. Gdy jej brat kończy dwa latka Evie zaczyna znajdować dziwne listy i prezenty. Ich autor twierdzi, że jest jej biologicznym ojcem i nie cofnie się przed niczym, by odzyskać dziecko, które zostało mu skradzione...
Dlaczego Evie trafiła do adopcji? Czy to, co pisze nieznajomy, jest prawdą? I jak jego niespodziewane pojawienie się wpłynie na życie rodziny?
Wciągający, pełen napięcia domestic thriller, który spodoba się czytelnikom szukającym ciekawych psychologicznie postaci i pełnej zaskakujących zwrotów fabuły.
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2019-04-24
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 352
„Skradzione dziecko” - thriller psychologiczny czy obyczajówka z dreszczykiem? Nadal ciężko mi jednoznacznie stwierdzić, bo wątków osobistych jest wiele i są rozbudowane, jednak żeby zrozumieć, czego boją się bohaterowie, trzeba ich dobrze poznać, prawda?
Zoe Morley i jej mąż Ollie po długim oczekiwaniu na dziecko, zostają przybranymi rodzicami maleńkiej Evie. Ich radość nie ma granic. Po kilku latach wydarza się cud – rodzina powiększa się o kolejne dziecko, tym razem ich własne. Gdy Ben kończy dwa latka, Evie zaczyna znajdować dziwne listy i prezenty. Ich autor twierdzi, że jest jej biologicznym ojcem i nie cofnie się przed niczym, by odzyskać dziecko, które zostało mu skradzione…
Temat, który autorka poruszyła, czyli adopcja dziecka, jest wręcz idealny na fabułę thrillera i został on wykorzystany do maksimum, docierając do punktu kulminacyjnego, czyli porwania Eve mamy przynajmniej kilku potencjalnych sprawców, których niestety z kartki na kartkę musimy eliminować. Cały czas więc zostaje pytanie, kto i czy Evy uda się uratować? Napięcie jest stopniowane, przez pierwszą część książki można powiedzieć, że właściwie nic się nie dzieje, ale nie do końca tak jest. To czas, kiedy poznajemy rodzinę Morleyów, ich decyzję o adopcji, późniejszą euforię, kiedy dziecko się pojawia, aż do najzwyczajniejszej codzienności, która dopada każdego z nas, brak czasu na własne pasje, uwiązanie, chęć zmian, ale wyrzuty sumienia, czy ja aby nie zaniedbuję własnych dzieci? Nic tu nie jest pozostawione przypadkowi, kolejne wątki są dopracowane, a wydarzenia poprzedzające punkt kulminacyjny skutecznie odwracają uwagę od tego, co za chwilę nastąpi.
„Skradzione dziecko” czytało mi się bardzo dobrze, ciekawa fabuła, interesujący i bardzo ludzcy bohaterowie, a do tego miejsce akcji — tajemnicze i budzące grozę, ale jednocześnie wzbudzające zachwyt wrzosowiska sprawiają, że możemy zapomnieć o całym świecie. Ja na kilka godzin zapomniałam, że jestem u siebie w domu, dlatego szczerze polecam!
Skradzione dziecko porusza tematykę dość znaną, bo jak sam tytuł wskazuje mowa tutaj o porwaniu dziecka. Niemniej jest to temat, który będzie poruszał wrażliwego czytelnika, gdyż spotykamy się z nim niemal każdego dnia, czy to w mediach masowego przekazu, książkach, czy w życiu bliskich nam osób. Toteż nie sposób przejść obojętnie, kiedy mowa o krzywdzie nad niewinnym dzieckiem, dlatego autorzy coraz częściej oddają nam w ręce książki z motywem krzywd wyrządzanych dzieciom, licząc przy tym zapewne na ogromny sukces. Jak było tym razem?
Moim zdaniem Skradzione dziecko to dobra powieść, którautrzymana jest w duchu domestic noir. Łączy w sobie interesującą kryminalną intrygę z tempem i swoistym klimatem thrillera. Dodatkowo wzbudza w czytelniku niemałe emocje i skłania do refleksji nad ludzką naturą, sięganiem przez kobiety ciężarne po różne używki, i nieodpowiedzialnością niektórych przedszkolanek.
Uważam, że autorka miała dobry pomysł na książkę, a samym wykonaniem również nie zawiodła, choć zawsze mogło być lepiej. Historia przez nią opisana niebezpiecznie ociera się o literaturę faktu, bo mimo iż wszystko jest tutajwyłącznie fikcją literacką, to jest też bliskie temu, czego moglibyśmy doświadczyć w życiu realnym. Polecam.
Latami starać się o dziecko i otrzymywać jedynie rozczarowania... Kolejne poronienia, martwe narodziny, gasnący blask w oczach, bunt, żal i złość, że inni mogą... Jak może czuć się taka kobieta? Czy znajdzie wsparcie męża lub partnera?
Ja nie wiem jak to jest, nie miałam problemu z zajściem w ciążę, ale dzięki lekturze "Skradzionego dziecka" poznałam determinację Zoe i Olliego Morley'ów w walce o dziecko, finalnie z adopcji. Po ośmiu wspólnych latach to będzie dla nich wielka chwila, bowiem czekają na znak ze szpitala, że maleństwo przyjedzie na świat. Będą ze swoją córeczką od początku i przeżyją wiele trudnych chwil, bowiem prawdziwa matka to narkomanka i alkoholiczka.
Małżeństwo Morley'ów mamy okazję obserwować kilka lat później, gdy z siedmioletnią już Evie oraz dwulatkiem Benem mieszkają w Ilkley. Dziewczynka ma różne zaburzenia, dziwnie się zachowuje, wymyśla dziwne zabawy a Zoe ma wrażenie, że ktoś ich obserwuje. Jest sfrustrowana, gdyż wszystko jest na jej głowie a Ollie nie postarał się wyjść wcześniej z pracy, by uczestniczyć w urodzinach synka. A kiedy jeszcze kobieta odkryje, że córka otrzymuje listy i prezenty od biologicznego ojca rozpoczną się problemy... Mężczyzna twierdzi bowiem, że zamierza odzyskać skradzione mu dziecko... Jak temu zapobiec, jeśli nikt nie zna jego tożsamości? Pewnego dnia, w chwili dość tragicznych wydarzeń, Evie znika...
Historia rodziny Evie skupia na sobie pełną uwagę czytelnika - a to pracoholizm, a to nawiązuje się romans, a to znów poważna choroba Bena i porwanie Evie. Sanjida Kay stworzyła ciekawą fabułę, wplatając w nią elementy sztuki, problemów małżeńskich oraz bezwarunkową miłość do dziecka. Wątek tajemniczego zniknięcia dziewczynki, jej poszukiwań i prawdopodobnych scenariuszy niezmiernie mnie intrygował.
Mimo faktu, iż finalnie to Zoe wyprzedziła policję w odkryciu prawdy, choć przecież to przedstawiciele służb powinni się wykazać, książka bardzo mi się podobała. Muszę przyznać, że znacznie wcześniej odkryłam tożsamość porywacza niż zostało to czytelnikowi przedstawione. Ależ się ucieszyłam, gdy okazało się, że miałam rację. Oczywiście na początku miałam dwa zupełnie inne typy, zgodnie z tym, co kazano mi myśleć...
Ważne jest to, że akcja nie zwalnia, wciąż pojawiają się nowe tropy, kolejne informacje się potwierdzają lub wręcz przeciwnie... Wciąż odczuwalne jest napięcie a dzięki temu, że autorka zadbała o szczegóły, thrillerem można się rozkoszować. Podczas lektury przepełniało mnie wiele emocji. Kilka drobnostek, do których mogłabym mieć uwagi, traci na znaczeniu patrząc na całość historii.
Smaczku nadają tej pozycji zamieszczone co jakiś czas listy, pisane przez kogoś, kto chce odzyskać Evie... Kim jest? Czy plan się powiedzie?
Podsumowując - "Skradzione dziecko" to opowieść o ludzkich dramatach. Tych, które dotykają nas w chwili pragnienia posiadania potomstwa, zaś później dotyczących bezpieczeństwa naszych pociech. To książka o wenie twórczej i uczuciach; o braku ciepła, bliskości i pożądania, które często pojawiają się małżeństwach. O tym, że nigdy nie możemy tracić nadziei, powinniśmy zadbać o swoje potrzeby, a także o sercu głuchym na argumenty. Polecam!
recenzja pochodzi z mojego bloga:
Lubię sobie od czasu do czasu przeczytać jakiś dobry thriller psychologiczny, który mnie wciągnie od pierwszej strony i sprawi, że będę czuła ciarki na plecach przez całą książkę. Czy tak jednak było w przypadku Skradzionego dziecka?
Główną bohaterką powieści jest Zoe Morley. Malarka, która niestety przez opiekę nad dziećmi musiała chwilowo porzucić swoje marzenie o osiągnięciu sukcesu w tej dziedzinie sztuki. Niestety jest to dla mnie postać, która nie ma jakiejś swojej cechy charakterystycznej. Dla mnie Zoe jest płaska, bez wyrazu i nie potrafię o niej powiedzieć nic więcej.
Ollie jest mężem Zoe, a także bohaterem, który o dziwo pojawia się dość rzadko. Ja rozumiem, że autorka chciała stworzyć go jako totalnie zapracowanego rodzica, który pnie się po szczeblach kariery, aby zapewnić swojej rodzinie dobre życie, ale jednak jako ojciec i mąż powinien pojawiać się częściej. Niestety, podobnie jak u Zoe, o tym bohaterze również nie potrafię powiedzieć nic więcej.
Kolejną bohaterką, wokół której kręci się cała akcja to Evie. Siedmioletnia dziewczynka, z bujną wyobraźnią oraz okropnie irytującym zachowaniem. Miałam w swoim życiu do czynienia z wieloma dziećmi, młodszymi niż ta dziewczynka oraz starszymi, ale żadne nie było aż tak denerwujące. Płacz z powodu najmniejszej pierdoły, obrażanie się Bóg wie za co i wyżywanie się na matce i braciszku za wszystkie krzywdy. To było słabe. Doskonale rozumiem, że dzieci adoptowane, które jakimś cudem otrzymują od swojego biologicznego rodzica listy i prezenty mogą mieć totalny chaos w głowie i przelewać swoje zdenerwowanie i niepewność na innych, ale bez przesady. Uważam, że w przypadku tej bohaterki, autorka przedobrzyła i z pokrzywdzonej dziewczynki zrobiła okropną histeryczkę.
Historia przedstawiona w tej książce jest na swój sposób wciągająca i przyprawiająca o dreszcze na całym ciele. Może i Sanjida Kay nie do końca dobrze wykreowała bohaterów, ale fabuła została dopracowana w każdym najmniejszym szczególe. Bardzo interesującym wątkiem jest samo pojawienie się tajemniczego biologicznego ojca Evie. Wyskoczył tak naprawdę znikąd i szczerze mówiąc, nie spodziewałam się czegoś takiego. Jednak nie to było najlepsze.
Ogromny zwrot akcji, jaki nastąpił przy samym końcu książki, zmiótł dosłownie wszystko. Kiedy wyszło na jaw, co tak naprawdę wydarzyło się po narodzinach dziewczynki oraz kim byli jej biologiczni rodzice, długo siedziałam z otwartą buzią, bo tak mnie to zaskoczyło.
Autorka ma również dobre pióro, a tę książkę czytało się szybko i przyjemnie. Pomijając oczywiście niedopracowanych bohaterów, uważam, że Skradzione dziecko to dobry thriller psychologiczny, który dał mi to, czego od niego oczekiwałam. Jeżeli szukacie wciągającej historii, to jak najbardziej polecam.
"Bo na tym świecie, miła, płaczu jest znacznie więcej,
Niż zdoła pojąć twe małe ludzkie serce."
"Skradzione dziecko", W.B. Yeats
Zastanawiam się, jak różnie może być potraktowany ten sam temat na fabułę, jak mimo wspólnego koszyka uczuć podać różnorodne barwy i brzmienia, jak sprytnie poprowadzić domysły czytelnika w odmiennych kierunkach. Sporo przeczytałam książek, w których myśl przewodnia osadzona jest na adopcji dziecka trafiającego do szczęśliwej rodziny i niespodziewanych jego poszukiwań przez biologicznego rodzica, co wiąże się z zagrożeniami dla wszystkich.
Jednak autorce udało się nie powielić wzorców z literatury, poszła własnym supłem zawiązania intrygi, umiejętnie przyciągając odbiorcę historii, angażując w snucie przypuszczeń i domysłów. Dajemy się zwodzić, trafiamy na ślepe tropy, wielokrotnie zmienia się kontekst scenariusza zdarzeń, a kiedy myślimy, że już wszystko sobie dokładnie ułożyliśmy, okazuje się, że kilka klocków nie pasuje do przyjętej układanki. I choć przychodzi nam do głowy słuszne rozwiązanie zagadki, to szybko i zgrabnie jesteśmy odciągani od prawdziwych poszlak i przesłanek, tak aby wywołać większe wahanie i niepewność. Jedyne czego mi brakowało, to intensywniejszego napięcia, bardziej spektakularnych incydentów, złożonych przejść dla bohaterów, ale dzięki temu, że nie było aż tak mocnych uderzeń, to powieść opierała się na realistycznych filarach, co z kolei może być plusem dla innych czytelników. Zajmująca przygoda, starannie przemyślana, logicznie skonstruowana, wytwarzająca dreszcz emocji, z ciekawymi postaciami, przyjemnym stylem narracji, podrzucająca kilka zagadnień do przemyśleń, nie odkrywczych, ale jakże ważnych.
Siedmioletnia Evelyn jest trudnym wychowawczo dzieckiem, wymaga wzmożonej uwagi rodziców, potrafi zachować się nieadekwatnie do sytuacji, szybko wpada w gniew i unosi się, jest zazdrosna o dwuletniego braciszka, co jawnie demonstruje. A jednak to dobre dziecko, wyjątkowo uzdolnione artystycznie, zawsze mocno przeżywające wszystko, co się wokół niego dzieje. Evelyn skrywa przed rodzicami kilka drobnych sekretów, które stopniowo wychodzą na światło dzienne, w oczach dziecka nie są niczym złym, a wręcz mile widzianym i wyczekiwanym, lecz u dorosłych wywołują uzasadniony lęk i obawę. Spirala zdarzeń nakręca się, do akcji wkraczają nowi bohaterowie, kolejne troski, zaś porwanie dziecka staje się już tylko kwestią czasu. Prawdziwie dynamiczna zmiana okoliczności ma miejsce dopiero w ostatnich rozdziałach książki, warto ją odkryć.
bookendorfina.pl
Historia o próbie odzyskania dziecka oddanego do adopcji
Zoe Morley jest malarką, a jej największą inspiracją jest wrzosowisko, które znajduje się w pobliżu jej domu. Kobieta jest szczęśliwą żoną i matką. Jej mąż Ollie robi karierę i dąży do awansu, dlatego Zoe prawie całe dnie spędza sama, z dwuletnim Benem i siedmioletnią Evie. Jedno z ich dzieci jest adoptowane, lecz Morleyowie kochają ich oboje równie mocno. Gdy pewnego dnia Zoe zobaczyła, że z Evie kontaktuje się jej biologiczny ojciec, popada w przerażenie, tym bardziej, że mężczyzna robi to po kryjomu i nie wiadomo kim on jest. W międzyczasie kobieta poznaje Harrisa, który tak samo jak ona jest artystą. Oboje świetnie się ze sobą dogadują, lecz czy ich zażyłość jest bezpieczna?
Evie pewnego dnia znika, a podejrzanymi stają się wszyscy...
Moim zdaniem książka zasługuje na tytuł naprawdę dobrego thrillera psychologicznego. Już od samego początku wciąga i ciężko jest się oderwać. Okładka książki jest mroczna i zupełnie oddaje niepokój, który później czuć podczas pochłaniania lektury. Niemniej jednak mój wzrok bardziej przyciągnął tytuł i tym razem, to on zachęcił mnie do sięgnięcia po książkę. Wydał mi się interesujący i czułam, że to będzie coś naprawdę dobrego. Na szczęście przeczucie mnie nie zmyliło, a ja mogłam się topić w przeróżnych emocjach. Dość szybko przyszedł moment, że byłam pewna, iż znam rozwiązanie. Poukładałam sobie wszystko w głowie i stwierdziłam, że autorka zbytnio się nie wysiliła i zbytnio się nie pobawiła, aby zaskoczyć czytelnika i dopiero na końcu odkryć przed nim wszystkie karty, wywołując szok i niedowierzanie. Ale czytałam dalej, bo było naprawdę ciekawie. Czym głębiej brnęłam przez lekturę, tym bardziej czułam, iż jest to thriller psychologiczny, bo zaczęłam się gubić. Niby już wszystko miałam podane na tacy, a przewracając strony okazywało się, iż moja pewność maleje, aż w końcu nie wiedziałam co i jak, nic już do siebie nie pasowało. Musiałam oddać ukłon w stronę autorki i cofnąć poprzednie myśli, gdyż jednak pisarka wyprowadziła całkiem daleko moje myśli w las. Myliłam się i za nic w świecie nie odgadłabym tego czego szukałam, czyli rozwiązania sprawy. Uważam, że świetnie było wszystko wymyślone i pokierowane, a zaskoczenie było wielkie, takiego się nie spodziewałam. Książka miała potencjał, który został wykorzystany w stu procentach. Jeśli jeszcze jakaś książka Sanjidy Kay zostanie wydana w Polsce, z pewnością po nią sięgnę.
Każdy z bohaterów jest ciekawy, barwny i każdy z nich nadał kształtu powieści. Nawet dwuletni Ben, to postać której nie mogłoby w niej zabraknąć. O wszystkich można by było podyskutować. Zoe - matka dwójki dzieci, żona, malarka i artystka, Ollie - mąż, ojciec i mężczyzna, który chce wspinać się po szczeblach kariery i Evie - mała dziewczynka, która wie, iż jest adoptowana. Ale to tylko kilku z bohaterów, których Wam przedstawiam, gdyż nie chcę za bardzo odkrywać reszty. Sięgając po książkę poznacie ich sami.
Oczekiwanie na moment, w którym miało zostać skradzione dziecko, trwało w napięciu. Emocji podczas czytania zupełnie nie brakowało i były one przeróżne. Czułam strach, złość, ciekawość i wiele innych. Z pewnością książkę zapamiętam pozytywnie i z pewnością jak wyląduję kiedyś na wrzosowiskach, to skojarzą mi się z tym tytułem.
biblioteczkamoni.blogspot.co.uk
„Skradzione dziecko” to ciekawa pozycja, jednak czegoś mi w niej zabrakło. Książkę mogę podzielić na dwie części – przed porwaniem Evie i po. W części pierwszej poznajemy historię rodziny, dowiemy się, w jaki sposób dziewczynka trafiła do rodziny Morley’ów i przyjrzymy się codziennemu życiu. I tu brakowało mi akcji i napięcia, za dużo miejsca było poświęcone przygotowywaniu się do wystawy, spacerom po wrzosowisku, w mojej głowie pojawiało się tylko jedno pytanie – kiedy dziewczynka zostanie porwana. Akcja i napięcie pojawią się w umownej części drugiej – w końcu coś zacznie się dziać! Pojawią się zwroty akcji, autorka wielokrotnie podsunie nam ślepe tropy, a nasz mózg w końcu zacznie pracować na szybkich obrotach. Kto porwał Evie? Tworzymy listę potencjalnych kandydatów i bardzo szybko będzie ona nieaktualna, bo w sprawie pojawią się nowe wątki. I choć po głowie będzie nam chodziło rozwiązanie, to szybko je odrzucimy, bo przecież nie może być ono prawdziwe. I to mi się bardzo podobało, autorka stworzyła logiczną fabułę i sprytnie wodziła mnie za nos.
Drugim elementem, który mi się nie podobał byli bohaterowie, a właściwie jeden bohater – Ollie. Do zachowania Zoe nie mogę się przyczepić, w momencie, gdy jej córka znika, kobieta jest w stanie poruszyć niebo i ziemię, by tylko odnaleźć Evie. Jej rozpacz jest autentyczna i zdesperowana kobieta sama na własną rękę także podejmuje śledztwo. Natomiast Ollie irytował mnie od samego początku. Jego rozpacz wydała mi się wręcz podejrzana i w pewnym momencie aż zaczęłam go podejrzewać, czy to może nie on stoi za porwaniem dziecka. Ale czy człowiek, dla którego praca jest ważniejsza od rodziny, mógłby być zdolny do takiego czynu?
„Skradzione dziecko” jest pełne bólu, cierpienia i jednocześnie jest historią o miłości i poświęceniu się rodzinie. Choć książka miała kilka minusów, mogę ją polecić, bo to ciekawa historia opowiadająca o miłości do dziecka, które nie posiada tych samych więzów krwi. Zobaczymy też, że nie można ufać nawet tym, którzy są nam bliscy.
Ile potrzeba, by uznać książkę za naprawdę świetny thriller? Mi wystarczyła intrygująca fabuła, lekki styl i mroczne wrzosowiska żebym czytała z niesłabnącym podekscytowaniem do trzeciej nad ranem.
Zoe jest artystką i matką dwójki dzieci. Adoptowanej w niemowlęctwie siedmiolatki Evie, oraz niespodziewanego prezentu od losu, jej własnego dwuletniego synka. Mąż, Ollie, pochłonięty pracą, zostawia dom i wychowanie dzieci na głowie kobiety.
Zoe próbuje pogodzić malowanie z obowiązkami domowymi i jakoś się to udaje do czasu, gdy okazuje się, że z Evie kontaktuje się jej biologiczny ojciec. Zostawia jej liściki i prezenty. Z treści wynika, że jest zdeterminowany i za wszelką cenę chce odzyskać córeczkę. Burzy to spokój rodziny i wywołuje uzasadnione przerażenie. Bo czy to na pewno ojciec? Może pedofil pragnący wykorzystać bezbronne dziecko?
Nie spodziewałam się, że tak bardzo wciągnie mnie ta historia, i nie chodzi tylko o emocje związane z porwaniem dziecka. Autorka tak umiejętnie myliła tropy i podsuwała ślady, że wszyscy byli podejrzani i nie sposób było wytypować sprawcy.
To powieść nie tylko o zaginionym dziecku, ale również o problemach borykających się ze stagnacją par, o braku komunikacji i wzajemnego zrozumienia.
Bardzo wciągająca lektura, polecam.
Zoe i jej mąż długo starali się o dziecko. Ich życie zmienia się wraz z adopcją maleńkiej Evie. Dziwne przesyłki, które otrzymuje dziewczynka burzą spokój rodziny. Czy rzeczywiście pochodzą od jej biologicznego ojca? Dlaczego mężczyzna zaczął szukać kontaktu z Evie po tylu latach?
„Skradzione dziecko” to taka historia z życia wzięta. Tematyka powiększania rodziny, buntu dzieci, problemów w związku, skrywanych tajemnic. Takie kwestie nie są w literaturze niczym odkrywczym, a jednak związany z nimi realizm i możliwość różnorodnego ich wykorzystania sprawiają, że czytelnicy wciąż chętnie sięgają po powieści, których fabuła zostaje wokół nich zbudowana. Historia opisana przez Sanjidę Kay toczy się właśnie takim życiowym torem, sprawiając, że z jednej strony możemy poczuć jej autentyczność i postawić się na miejscu bohaterów, a z drugiej w tej pozornej prostocie i monotonii doszukujemy się od razu drugiego dna, przez cały czas odnosząc wrażenie, że zło tylko czeka, by ujawnić się w najmniej oczekiwanym momencie.
Ta książka to taka delikatna historia z dreszczykiem. Trudno powiedzieć, czy przekona osoby, które sięgają po thrillery i kryminały na co dzień, choć i tym może przynieść sporo frajdy. Nie jestem właśnie do końca przekonana, czy bardziej pasuje do niej określenie „thriller kobiecy” czy „powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym”. Momentami odnosiłam bowiem wrażenie, że to na tych obyczajowych aspektach autorka skupia się mocniej. Być może wydawało mi się tak dlatego, że Kay zdaje się budować napięcie bardziej na sylwetkach bohaterów, niż na powieściowych wydarzeniach. To oni i ich tajemnice budzą w nas niepokój, którego nieco brakuje podczas śledzenia porwania i jego wyjaśniania.
W kwestii bohaterów można natomiast powiedzieć wiele dobrego. Autorka zarysowała ich charaktery w sposób interesujący i realistyczny. Śledząc ich zachowanie odnosimy wrażenie, że nie wiemy o nich wszystkiego, a owe przemilczenia i niedopowiedzenia budzą zaciekawienie i sprawiają, że chętniej przedzieramy się przez kolejne (nawet te nieco nużące) strony. Podoba mi się, że Kay poświęciła miejsce również bohaterom drugiego planu, którzy także wywołują sporo emocji i wprowadzają nieco zamieszania.
Akcja książki rozwija się dość powoli. Autorka niespiesznym krokiem porusza się wokół kolejnych bohaterów, stopniowo decydując się wyciągać z rękawa kolejne asy. Nie miałabym nic przeciwko, żeby pierwsza część książki okazała się bardziej dynamiczna, choć żywiołowość, szybkie tempo i zwroty akcji pojawiające się wraz z rozwojem fabuły potrafią tę sytuacje czytelnikowi wynagrodzić. Będąc po zakończeniu lektury mogę śmiało powiedzieć, że warto jest poczekać, bo cierpliwość rzeczywiście prowadzi ostatecznie do czytelniczej satysfakcji i poczucia, że czas poświęcony tej książce nie był zmarnowany.
Największy atut powieści stanowi jej zakończenie. To na nie najbardziej liczyłam podczas lektury, mierząc się z tymi nieco słabszymi aspektami. Nie da się ukryć, że zazwyczaj ma ono bardzo duże znaczenie przy naszej ocenie książki i decyzji, jak będziemy ją wspominać. Tutaj sprawiło ono, że całość zapisuje się w mojej pamięci na duży plus.
„Skradzione dziecko” to nie jest tytuł, który wbił mnie w fotel. Nie zasłużył także na miano bestsellera. Jednak dobrze pokierowana fabuła i mocny finał sprawiają, że chętnie o tej książce szepnę kilka słów, kiedy nadarzy się ku temu odpowiednia okazja.
Przeczytane:2019-07-31, Ocena: 5, Przeczytałam, #Z wątkiem kryminalnym, ***Adopcje, ***Zaginięcia i porwania,
"Skradzione dziecko" angielskiej pisarki Sanjidy Kay to bardzo dobrze napisany thriller psychologiczny, od którego trudno się oderwać. Motyw zaginięcia lub porwania jest bardzo często podejmowany czy to w literaturze faktu, czy beletrystyce i trudno tu o jakąś nieszablonowość. A jednak autorce udało się tchnąć w tę opowieść sporo indywidualizmu co zapisuję na duży plus.
Siedmioletnia Evie jest adoptowaną córeczką Zoe i Olliego. Rodzice towarzyszyli jej od samego początku, od momentu, gdy była noszona pod sercem przez swoją biologiczną matkę - narkomankę. Dziewczynka przychodzi na świat przed czasem, ale walka o jej życie i zdrowie się nie kończy. Dziecko rodzi się odurzone narkotykami i nie wiadomo jakie będzie to miało skutki dla malutkiego organizmu. Zoe i Ollie nie odchodzą od inkubatora i drżą wraz z lekarzami o każdy kolejny dzień maleństwa. Na szczęście wszystko kończy się dobrze, chociaż niektóre zachowania Evie odbiegają nieco od normy i mogą być pozostałością po zatruciu organizmu w życiu płodowym.
Teraz dziewczynka ma już siedem lat, chodzi do szkoły i nadal jest oczkiem w głowie swoich adopcyjnych rodziców, a szczególnie mamy. Evie to także ulubiona starsza siostra dwuletniego Bena. Od jakiegoś czasu zachowanie dziewczynki znacząco się zmienia. Mała staje się krnąbrna i nieposłuszna, coraz częściej pyta o swoich biologicznych rodziców, a w jej pokoju pojawiają się nowe zabawki, ubrania i tajemnicze wiadomości od stęsknionego "taty". Niedługo potem dziewczynka znika ze szkoły odebrana przez rzekomego ojca, podczas gdy jej rodzice czuwają w szpitalu przy łóżeczku małego Bena.
Rozpoczynają się poszukiwania, trwa wyścig z czasem... Wszystko wskazuje na porwanie, ale co kilka godzin pojawiają się nowe okoliczności i poszlaki.
Co się stało z siedmiolatką? Kto podał się za ojca dziewczynki? Dlaczego nie wróciła ze szkoły do domu?
Pytania można mnożyć, ale odpowiedzi na nie wymagają zaangażowania policji oraz wielu postronnych ludzi z otoczenia. Krąg podejrzanych jest dość szeroki, ale z dnia na dzień zawęża się by ostatecznie dojść do prawdy.
Sanjida Kay stworzyła emocjonującą opowieść, w której nic nie jest oczywiste, a scenariuszy co do wydarzeń feralnego popołudnia mamy kilka. Wprowadzenie do fabuły rozległych wyludnionych wrzosowisk okolic Yorkshire spowitych mgłą tworzy niepowtarzalny klimat. Nastrój niepokoju, lęku, niepewności przeplata się ze swego rodzaju pięknem i malowniczością. Te wrażenia udzielają się bohaterom, ale także w jakimś stopniu stają się udziałem czytelnika. Powołane do życia postaci są wiarygodnymi ludźmi z krwi i kości, chociaż niektóre ich zachowania zupełnie mi się nie podobały. Postać Zoe - adopcyjnej matki bardzo przypadła mi do gustu. Rozumiem tę kobietę, bez trudu zaakceptowałam jej słabość do tajemniczego artysty Harisa i szczerze jej kibicowałam w próbach samodzielnego odnalezienia zaginionej córeczki. Irytowała mnie natomiast postać Olliego - adopcyjnego ojca, który moim zdaniem zupełnie nie sprostał sytuacji, nie był oparciem dla żony, obwiniał ją za porwanie, nie dostrzegał swoich błędów, a jego bierna postawa wobec śledztwa nie ułatwiała sprawy.
Zachowanie nauczycieli w szkole, do której uczęszczała Evie wydało mi się karygodne i bardzo nieprofesjonalne. W moim przekonaniu nie chodzi tu o naiwność i łatwowierność rodziców, ale raczej i braki w pedagogicznym przygotowaniu kadry uczącej. Jak zatem łatwo zauważyć powieść wzbudza emocje. Różne, czasem zupełnie skrajne uczucia towarzyszą lekturze, przez którą możemy z łatwością "zarwać noc".
Autorka umiejętnie manipuluje czytelnikami, kilkakrotnie udaje się jej kompletnie wywieźć nas w pole, a zwroty akcji są dość spektakularne. Pani Kay pisze prostym, lekkim językiem, co w przypadku thrillera psychologicznego wcale nie jest łatwe. Plastyczne opisy krajobrazów działają na wyobraźnię. Wrzosowiska mimo swojej grozy i niesamowitości zdają się przyciągać nas swoim urokiem niczym magnes. Zabrakło mi trochę budowania napięcia, które w zasadzie przez cały czas pozostaje na tym samym poziomie.
"Skradzione dziecko" to powieść, którą bardzo chętnie obejrzałabym na ekranie. Przepiękne wrzosowiska, urokliwe głazy, polne drogi, małe miasteczka i wstrząsające wydarzenia to zestawienie, któremu trudno byłoby się oprzeć. A tymczasem pozostaje nam własna wyobraźnia oraz osobiste wnioski i przemyślenia. Powieść Sanjidy Kay zmusza do refleksji i pozwoli miło spędzić czas. Polecam.