Fenomenalna powieść o siostrzeństwie, odwadze i wytrwałości w obliczu bezgranicznego zła
Singapur, druga wojna światowa. Norah umieszcza swoją ośmioletnią córkę na statku płynącym do Australii, aby uchronić ją przed nadciągającą armią japońską. Norah zostaje, żeby opiekować się mężem i rodzicami, wiedząc, że może już nigdy nie zobaczyć dziecka.
Pielęgniarka Nesta zaciągnęła się do opieki nad aliantami. Kiedy jednak 15 lutego 1942 roku Singapur przechodzi w ręce Japończyków, Nesta dołącza do przerażonych wojną ludzi, w tym załamanej Norah, którzy wchodzą na pokład statku handlowego. Zaledwie dwa dni później jednostka zostaje zbombardowana i zatopiona.
Sporej grupie rozbitków, w której znajdują się Nesta i Norah, udaje się przedostać na odległą wyspę u wybrzeży Sumatry. Wkrótce pojmują ich Japończycy. Rozdzielają kobiety, mężczyzn i dzieci i wraz z setkami innych jeńców wysyłają do obozów położonych głęboko w dżungli. Panują tam przemoc i głód, a choroby zbierają obfite żniwo. Więźniowie, przenoszeni z obozu do obozu, walczą o przetrwanie. Norah i Nesta pomagają każdemu, kto tej pomocy potrzebuje, i odkrywają w sobie niezwykłe pokłady odwagi, zaradności i determinacji.
Wojenna historia bohaterskich pielęgniarek, misjonarek i innych kobiet, które dają z siebie wszystko, aby pomóc sobie nawzajem przeżyć kolejny dzień.
Wydawnictwo: Marginesy
Data wydania: 2024-02-14
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN:
Liczba stron: 360
Tytuł oryginału: Sisters Under the Rising Sun
Co ci mnie znają wiedzą, że jedną z moich najukochańszych, zaczytanych do granic wytrzymałości papieru książek jest "Król szczurów". Chyba więc nie jest dziwne, że ta książka natychmiast przyciągnęła mija uwagę. Obie książki opowiadają o życiu w japońskim obozie jenieckim na Malajach. Różnica między nimi jest taka, że "Król szczurów" to fikcja literacka opowiadająca o męskim obozie, a "Siostry.." przedstawiają prawdziwą historię obozu żeńskiego i żyjących w nim australijskich pielęgniarek i innych ocalałych z katastrofy statku kobiet i dzieci różnych narodowości. Wspaniała historia o bohaterstwie, oddaniu, o wzajemnym wsparciu i pomocy. O tym, że mimo zagrożenia kobiety te poważnie traktowały swój zawód i często z narażeniem własnego życia niosły pomoc innym. Wszystkie przebywające tam kobiety wykazały się ogromną empatią, potrafiły znaleźć w nieszczęściu choć ziarno optymizmu by wyciągnąć innych z dnia rozpaczy. Kobiety kilka razy były przenoszone do innych obozów, wiele z nich nie przeżyło trudów podróży, głodu i chorób, a te którym się udało przetrwały w tych koszmarnych warunkach prawie cztery lata. Książka ta ma na celu uhonorowanie tych dzielnych a nikomu nieznanych kobiet. Warto o nich pamiętać.
Mimo dość trudnej tematyki, autorka przedstawiła historię tak, że czyta się ją z przyjemnością. Choć nie jestem książkową beksa, to przyznam że zakończenie książki ścisnęło mnie za gardło.
Heather Morris w powieści „Siostry pod wschodzącym słońcem" podjęła się trudnego zadania jakim było stworzenie historii opartej na prawdziwych wydarzeniach.
To opowieść o grupie pielęgniarek, zakonnic i innych kobiet z Australii, Anglii, Holandii i spoza niej, które w 1942 roku zostały uwięzione przez Cesarską Armię Japońską w brutalnych warunkach w sumatrzańskiej dżungli.
Kartki książki zapełniają losy odważnych i pełnych determinacji kobiet na wojnie. Zadziwiający obraz życia na wyspie, gdzie każdego dnia trwała walka o przetrwanie, choć były momenty, kiedy można było o tym zapomnieć. W szczególny sposób naszkicowane mieszkanki obozu, które pomimo ciężkich warunków podnosiły się na duchu i żyły nadzieją. Słodko gorzka narracja pokazująca, że siła jest kobietą, nawet kiedy często szokowały i wzbudzały rozmaite emocje, to pokazały ogromne zdolności adaptacyjne. Fabuła subtelnie wciąga z delikatną nutką humoru w aurze palących promieni indonezyjskiego słońca oraz w akompaniamencie muzyki chórzystek i dźwiękach Bolera. Całość otulona jest smutnymi zdarzeniami, chorobami, głodem, śmiercią, tajemnicami z akcentem dramatu i elementami tęsknoty oraz poświęcenia. Celem autorki było utrwalenie i spisanie wspomnień świadków zbrodni oraz złego traktowania w japońskich obozach. Moim skromnym zdaniem zrobiła to bardzo dobrze, dodatkowo pozbawiając opowieść nadmiernej ckliwości.
Powieść oddająca hołd kobietom, siostrom, matkom, żonom, przyjaciółkom, niewinnym ofiarom wojny, których losy nie mogą być nikomu obojętne.
„Siostry pod wschodzącym słońcem” Heather Morris to dzieło, które z pewnością w pierwszej kolejności będzie przez czytelników postrzegane, jako kolejna książka autorki „Tatuażysty z Auschwitz”. Ten tytuł autorka również utrzymała w wojennym klimacie i również podparła się prawdziwymi wydarzeniami. Niemniej jednak „Siostry pod wschodzącym słońcem” przenoszą nas wraz ze swoją akcją do Singapuru, gdzie rozpoczyna się akcja powieści oraz na wyspy Azji Południowo – Wschodniej.
Autorka pod pojęciem sióstr ujętych w tytule książki ukryła przede wszystkim pielęgniarki, które bardzo często narażając własne życie i zdrowie, oddawały się pomocy innym potrzebującym w czasie wojny. Słowo siostry zostało jednak ujęte również w pojęciu duchowych więzi, które narodziły się w obliczu napotkanego niebezpieczeństwo, a połączyły ze sobą zupełnie obce sobie osoby.
Norah to kobieta, którą poznajemy w momencie, gdy została postawiona przed podjęciem najtrudniejszej życiowej decyzji. Życie zmusiło ją do wsadzenia ośmioletniej córki na statek, który bezpiecznie przetransportuje ją do Australii. Dla matki to niezwykle trudne przeżycie wysłać córkę samą, bez opieki, bez wieści, co dalej się z nią dzieje. Kobieta jednak zdecydowała się na taki krok, by zapewnić jej bezpieczeństwo. Norah sama pozostaje w Singapurze, aby móc opiekować się bliskimi. Jednak i oni zostają zmuszeni do ucieczki statkiem handlowym, który niestety zostaje zbombardowany podczas rejsu. Kobiecie jako jednej z nielicznych udaje się przeżyć, ten cud udaje się również Nesti, wraz z którą trafia do obozu jenieckiego. W tych trudnych warunkach kobiety stają się siłą napędową, wzorem odwagi i chęci niesienia pomocy. Wspierają innych w tych okrutnych warunkach i czasach. Mimo wielu przeciwności losu i nieszczęść, które spotkały kobiety, one nie utraciły wiary i nadziei na lepsze jutro. Nigdy się nie poddawały, z heroizmem i odwagą walcząc o przetrwanie.
To piękna, poruszająca książka o sile człowieka, jaką potrafi odkryć w sobie w obliczu zbliżającego się zagrożenia. Historia przedstawia obraz kobiety walecznej, niepoddającej się, za wszelką cenę walczącej o przetrwanie.
Dla mnie to poruszająca historia, która wzbudza wiele emocji. Ja szczerze przyznaję, że moje serce skradła kultowa książki autorki i nie wyobrażałam sobie nie sięgnąć po ten tytuł, a po przeczytaniu mogę powiedzieć, że „Siostry pod wschodzącym słońcem” uznaję za najlepszą książkę Heather Morris.
,,Siostry pod wschodzącym słońcem" to nie jest najbardziej znana książka Heather Morris, ale pierwsza, z którą miałam okazję obcować. Nie czytałam ,,Tatuażysty z Auschwitz", więc nie mam możliwości porównania do niej ,,Sióstr...". To, co jest widoczne, to że wciąż panuje moda na literaturę obozową, wydaje się tego mnóstwo i sporym wyzwaniem jest napisać cokolwiek w temacie wojennym, co będzie choć odrobinę oryginalne i warte uwagi. Czy Autorce się to udało? Sądzę, że tak. Mam tylko nadzieję, że książka ta nie jest wtórna do poprzednich pozycji w dorobku autorki. Prawdę powiedziawszy ta tematyka mnie nie przyciąga. Co więc jest innego w ,,Siostrach..."? Miejsce akcji. W Europie mamy Auschwitz i to jest bezkonkurencyjny numer jeden w tego typu literaturze. W ,,Siostrach..." mamy kraj zupełnie egzotyczny. Rzecz dzieje się w miejscu, które nam kojarzy się raczej z wakacjami, zamiast z wojną, obozami czy bezwzględnym złem. Wydaje mi się, że trochę chcemy mieć monopol na cierpienie i opisywanie doświadczeń wojennych, szczególnie, jeśli ta wojna jest tak podobna do naszej europejskiej. W przypadku tej książki mamy do czynienia z wojną o charakterze zachodnim, wiele sytuacji i rzeczy jest bardzo podobna do tego, czego wielu doświadczyło na bliskim nam gruncie. Na tej podstawie można się pokusić o stwierdzenie, że wojna i zło, które czyni, są uniwersalne. Opisane w książce zachowania tak bardzo przypominają te nasze, że czytając tę powieść serce pęka. Mamy odzwierciedlenie Hitlerowców w postaci żołnierzy japońskich, którzy potrafią być tak samo okrutni. I mamy kobiety. Solidarne, stanowiące siłę, pomagające. Jest strach, przemoc, upokarzanie, śmierć. Każdy kolejny dzień jest walką o przeżycie. Bohaterki powieści są silne, zgrane i ludzkie, co nie jest takie częste. Właściwie przypadkowe kobiety pokazują nam, że w jedności siła. I tutaj przychodzą do mnie refleksje. Po pierwsze, czy dzisiaj kobiety potrafiłyby tak się wspierać? Czy tylko w obliczu najgorszego, w obliczu wojny i zagrożenia kobiety są w stanie tak się solidaryzować? Patrząc obecnie na wojnę za naszą wschodnią granicą mam wątpliwości. I teraz nasuwa się kolejna myśl, czy my przypadkiem nie patrzymy na wojnę w sposób romantyczny? Czy nie tworzymy sobie bohaterów, którzy mają nam przywrócić wiarę w człowieka? Czy bohaterki nie są jedynie myśleniem życzeniowym autorki? Ze względu na popularność literatury wojennej i obozowej podchodzę do takich książek bardzo sceptycznie. Ważny jest dramat, ważne są łzy i emocje, które takie pozycje wywołują. Tutaj też to mamy, a to znaczy, że ta powieść absolutnie mieści się w kanonie. I teraz to, co ją odróżnia. Singapur. Myśląc Singapur widzę wakacje, egzotykę, ciepło. Czy zło wydarza się w takich miejscach? Owszem, wydarza się wszędzie. Czytając tę powieść trudno było mi połączyć w głowie wojnę i turystyczne wyobrażenie miejsca. Autorka, która pochodzi z Nowej Zelandii, z pewnością miała łatwiejsze zadanie w tej kwestii, bo miejsce jest dla niej mniej obce. I to też jest zaletą ,,Sióstr...", jej wyróżnikiem. Z jednej strony książka o wojnie, o tym, co zwykle w takich książkach jest, z zachowaniem pewnego schematu, a z drugiej strony egzotyczna sceneria sprawiła, że lektura wydawała się czymś nieco odmiennym, oryginalnym i schodzącym z utartej ścieżki. To też sztuka nie napisać dzieła wtórnego do dziesiątek, jeśli nie setek, traktujących o tym samym. Konkluzja jest taka, że to książka ,,o tym co zawsze", ale w innej scenerii, co wywołało powiew świeżości i pozwoliło mi na lekturę bez znużenia i poczucia powtarzalności. Tak więc, jeśli lubicie czytać o wojnie, a macie dość Auschwitz, to polecam.
Heather Morris w 2018 roku pojawiła się na polskim rynku wydawniczym wraz z książką ,,Tatuażysta z Auschwitz", a po niej przyszły kolejne tytuły osadzone w tematyce obozowej. Jak być może wiecie, pozycje te wzbudzają bardzo różnorodne opinie, a jeśli chodzi o mój subiektywny odbiór to o większości z nich możecie przeczytać na moim blogu.
Kiedy, jakiś czas temu, pojawiła się zapowiedź najnowszej publikacji autorki wiedziałam, że będę chciała ją przeczytać i tak też się stało.
,,Siostry pod wschodzącym słońcem" to oparta na faktach historia kobiet, które na skutek pewnych okoliczności znalazły się w japońskich obozach na Sumatrze. Dwie wysuwające się na pierwszy plan bohaterki to utalentowana muzycznie Norah, która rozstała się ze swoją córką, aby ją ratować oraz odpowiedzialna za grupę pielęgniarek (które wraz z nią znalazły się na ww. wyspie) Nesta.
Perypetie osadzonych w obozie przenikają czytelnika, wstrząsając nim do głębi. Z drżeniem serca obserwujemy trudną, przepełnioną strachem, głodem, niepewnością dotyczącą jutra, chorobami, a niekiedy także przemocą codzienność kobiet.
Opowieść nakreślona przez autorkę jest pełnym emocji świadectwem tego jak ważne w każdej, nawet najbardziej beznadziejnej sytuacji są nadzieja i wsparcie współtowarzyszy niedoli.
Ukazane zostało w niej także, jak ogromne są zdolności przystosowawcze człowieka do niejednokrotnie wręcz niewyobrażalnych warunków i wydarzeń stających się udziałem bohaterek tej publikacji.
Jest to swego rodzaju hołd złożony niezwykle charyzmatycznym i posiadającym ogromny hart ducha kobietom, które zapisały się na kartach historii.
Jeśli preferujecie literaturę o tematyce około wojennej/obozowej osadzoną jednocześnie w fabule to ,,Siostry pod wschodzącym słońcem" z pewnością mogą wpisać się w Wasze czytelnicze oczekiwania.
Historia Norah i Nesty oraz wszystkich ich towarzyszek dobitnie pokazuje, że siostrzeństwo nie wynika wyłącznie z więzów krwi, a człowieczeństwo i heroizm wcale nie muszą zostać stłamszone nawet przez barbarzyńskie otoczenie i ciężkie przeżycia.
Czy zainteresowałam Wam choć trochę niniejszą pozycją? Mam nadzieję, że tak się stało i dacie się zaprosić do jej lektury.
* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *
https://ksiazkowoczyta.blogspot.com/2024/05/wciaz-otacza-nas-piekno-musimy-tylko.html
,,Siostry pod wschodzącym słońcem" to powieść, która potrafi zostać na dłużej z nami. To historia o odwadze, o podejmowaniu trudnych decyzji. Jest to powieść, której akcja osadzona jest w czasie II Wojny Światowej, ale tym razem przenosimy się do Singapuru. Poznajemy Norah, która umieszcza swoją córkę na statku płynącym do Australii. Sama z kolei próbuje się uratować wsiadając na statek towarowy. Niestety, ale zostaje on zbombardowany, a ci którzy przeżyli zostali pojmani i trafiają do obozów jenieckich. I jak się łatwo domyśleć ludzie, którzy trafili w takie miejsca nie mieli łatwo.
Tak jak pisałam na wstępnie, książka zostaje w pamięci jeszcze długo po jej przeczytaniu. A wszystko to za sprawą wstrząsających opisów traktowania więźniów. A najgorsze jest to, ze nie jest to fikcja. To wydarzyło się naprawdę. I przez świadomość tego, książka dostarcza większych, silniejszych emocji. Nie jest to również łatwa lektura. Porusza ona temat okrucieństwa w czasie wojny. I nigdy bym nie sądziła, że człowiek człowiekowi może zgotować taki los.
Oprócz bestialstwa więźniowie walczyli również z głodem i chorobami. Ale pomimo, ze zostali obdarci z godności starali się sobie wzajemnie pomagać. Dzięki temu zachowali resztki człowieczeństwa.
Jeśli nie boicie się ogromu emocji to bardzo polecam ,,Siostry pod wschodzącym słońcem".
"Wydawało mi się, że widziałem już najgorszą stronę ludzkości. Ale dzisiaj, przed chwilą... brutalność człowieka nie ma granic".
Singapur, jest rok 1942, trwa II wojna światowa. Norah razem z ciężko chorym mężem podejmują dramatyczną decyzję, by rozstać się ze swoją ośmioletnią córeczkę. Dziewczynka, razem z rodziną ma uciekać przed zbliżającą się armią japońską. Mają popłynąć statkiem do Australii. Norah doskonale zdaje sobie sprawę, że być może nigdy już nie ujrzy swojego dziecka. Zostaje, by opiekować się mężem i rodzicami. Nesta jest wykwalifikowaną pielęgniarką, ma zamiar opiekować się aliantami. Po zajęciu Singapuru przez Japończyków, ludzie masowo i w panice, próbują wydostać się ze Singapuru. Drogi Norah i Neste krzyżują się na pokładzie statku handlowego, niestety zostaje on zbombardowany i zatopiony. Wielu pasażerom w tym Neste i Norah udaje się dotrzeć na wyspę u wybrzeży Sumatry. Tam zostają pojmani przez Japończyków, którzy rozdzielają kobiety, mężczyzn i dzieci. Razem z setkami jeńców zostają wysłani do obozów znajdujących się głęboko w dżungli. Warunki, jakie tu panują, są nieludzkie...
Kobiety pełne determinacji podejmują walkę o przetrwanie.
Poruszająca, wojenna historia silnych, odważnych kobiet. Misjonarki, pielęgniarki, za wszelką cenę, niejednokrotnie narażając własne życie, starały się nieść pomoc. Kobiety te w obliczu strasznych rzeczy, które działy się na ich oczach znalazły w sobie siłę i determinację stały za sobą murem, wspierały się, walczyły o przetrwanie, wzbudzały szacunek. Nora Chamber, jak wiele innych kobiet jest postacią autentyczną, została pojmana i uwięziona przez Japończyków w sumatrzańskiej dżungli, w strasznych warunkach walczyła o życie swoje i innych. Nesta jest pielęgniarką całkowicie oddana swojej pracy. W miejscu, które stało się piekłem na ziemi, pokazała swoje wielkie serce, człowieczeństwo. Co mnie zadziwiało to niesamowita energia i niesłabnący optymizm tych kobiet. Zaznały wiele zła, a nadzieja w nich niezmiennie trwała. Przemoc, poniżanie, głód, szerzące się choroby, niemoc, bezgraniczne zło...
Na duży plus zasługują liczne zdjęcia dodane na końcu książki. Historia jest piękna, trudna, jednak opisana jest bez emocji, bardzo mi ich brakowało.
Mocna, wstrząsająca historia o odważnych, silnych, niezłomnych kobietach. Oparta na prawdziwych wydarzeniach, których ja wcześniej nie znałam. Trudno przejść obok niej obojętnie. Polecam.
Ta książka była dla mnie kompletną zagadką. Nie czytałam dotąd żadnej pozycji Heather Morris, a z jej nazwiskiem kojarzył mi się tylko tytuł ,,Tatuażystą z Auschwitz". Sądząc po okładkach, doszłam do wniosku, że pisze literaturę obozową, za którą nie przepadam. Może Wam się nasunąć pytanie: czy ,,Siostry..." także są taką literaturą? Owszem, jednak myślę, że sporo się różnią. Przede wszystkim okupantem, kontynentem, mentalnością... myślę, że można by jeszcze dodać kilka różnic.
,,Siostry pod wschodzącym słońcem" to powieść o podejmowaniu trudnych decyzji, ale także o odwadze i wytrwałości w obliczu bezgranicznego zła. A złem z tym przypadku okazuje się okupant, ale nie Niemiec. Jesteśmy bowiem na innym kontynencie. Rzecz rozgrywa się w czasie II wojny światowej, a rozpoczyna się w Singapurze, tuż przed atakiem Japończyków. Norah ratując swoją ośmioletnią córeczkę umieszcza ją na statku płynącym do Australii wiedząc, że mogą się nigdy nie zobaczyć.
Sama w towarzystwie wielu innych ludzi, po wejściu Japończyków wsiada na statek towarowy, który zostaje zbombardowany. Niektórym udaje się przeżyć i dopłynąć do najbliższej wyspy, ale chyba lepiej byłoby gdyby zginęli w odmętach. Zostają aresztowani i trafiają do obozów jenieckich (Palembang i Muntok) i chyba zdajecie sobie sprawę, że miło nie będzie. Dopiero teraz pierwsze zdanie mojego opisu nabiera sensu. Spędzili w obozach ponad trzy lata w takich warunkach, że nie chce się o tym czytać, a na pewno nie mam ochoty o tym pisać.
Przyznaję, że jest to wstrząsająca historia i uważam, że nie każdy da sobie z nią radę. Znajdą się wśród czytelników takie osoby, których serca będą pękać podczas lektury i na pewno będą potrzebne chusteczki. I pomyśleć, że do takich okrucieństw jest zdolny człowiek. A ciągle trzeba mieć z tyłu głowy taką myśl, że to nie jest fikcja. To o czym opowiada książka "Siostry pod wschodzącym słońcem" to prawda. To wydarzyło się faktycznie, nic nie jest zmyślone, ani podkoloryzowane na potrzeby marketingowe.
Polecam Wam lekturę tej książki, bo choć nie będzie to przyjemne i niektórzy mogą sobie z nią nie poradzić, to jednak warto ją przeczytać.
Obietnica bycia razem. Nierozerwalna więź. Zaciekła wola przetrwania. Autorka międzynarodowych bestsellerów Heather Morris opisuje zapierające dech w...
Prawdziwa historia Lalego Sokołowa, który tatuował numery seryjne na ramionach osadzonych w Auschwitz. Milczał przez ponad pół wieku, tuż przed śmiercią...