Czy można zaprzyjaźnić się z... dronem? W świecie, w którym pole maku z dnia na dzień staje się polem minowym, wiele rzeczy przestaje dziwić. Opowieść o niezwykłej znajomości, potędze wyobraźni i codziennym życiu w rzeczywistości zmienionej przez wojnę.
Mam taką teorię, że życie w czasie wojny robi się... jakby mniej zauważalne. Chowa się. Ale się nie zatrzymuje. Ludzie mniej się śmieją, ale nadal się uśmiechają. Latarnie w miastach zapalają się później. A drzewa rozkwitają w nocy, kiedy nikt nie widzi.
Jest 2015 rok. Dziewięcioletni Ustym mieszka w miasteczku niedaleko okupowanego przez Rosjan Doniecka. Odkąd wybuchła wojna, jego świat stopniowo się zmienia: pobliskie pole zostaje zaminowane, przestaje działać szkoła, zaczynają się ostrzały.
Gdzieś w pobliżu stacjonuje Mistrz - żołnierz ochotnik obdarzony niezwykłą wyobraźnią.
Ustym i Mistrz nigdy się nie poznają. Poznają jednak Esa - zagubionego mówiącego drona, który staje się ich wspólnym przyjacielem. To on pomaga im zmierzyć się z nową, niełatwą rzeczywistością. Bo choć mało kto go widzi i słyszy, Es może zobaczyć bardzo wiele - i sprawić, by jego przyjaciele znów przenieśli się w miejsca, do których dostęp odebrała im wojna.
Morele rozkwitają nocą to książka nie tylko o wciąż trwającej wojnie w Ukrainie, ale też o tym, co niezmiennie ważne - o przyjaźni, nadziei i ocalającej sile wyobraźni.
Seria z Poczwarką to działające na wyobraźnię powieści dla tych, którzy zaczynają dorastać, w głowie mają mnóstwo pytań i chcą być traktowani serio. Dzięki wyrazistym bohaterom i bohaterkom mogą spojrzeć na świat z innej perspektywy - i być może zobaczyć go całkiem inaczej niż do tej pory.
Wydawnictwo: Dwie siostry
Data wydania: 2024-02-07
Kategoria: Dla dzieci
ISBN:
Liczba stron: 136
Przeczytane:2024-05-14, Przeczytałam, Mam, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2024,
Kiedy dotarła do mnie książka Oli Rusiny, w mojej głowie pojawiła się myśl, czy to w ogóle książka dla mnie. Choć literatura dziecięca jest dla mnie czymś, co zawsze mnie cieszy i co z ciekawością poznaję, tak tutaj miałam pewne obawy – temat wojny jest bardzo trudny i obawiałam się, że ta historia zwyczajnie mnie przytłoczy. Czy tak się jednak stało? Odpowiedź na to pytanie w poniższej recenzji.
Jego zdolności sięgają daleko, a dzięki nim jest w stanie dotrzeć w miejsca, o których mało kto wie. Jego pojemna pamięć sprawia, że potrafi zapamiętać mnóstwo informacji. No i całkiem nieźle dogaduje się z gatunkiem ludzkim – jak na drona oczywiście. Od momentu, kiedy całkowicie stracił łączność ze swoją jednostką, swobodnie porusza się nad Donbasem, całkowicie pochłoniętym przez wojenny pył. Tak poznaje Usyma, a także Mistrza, który okazuje się żołnierzem o rozbudowanej wyobraźni. Dla każdego z nich ta znajomość jest początkiem czegoś pięknego.
Zaczynając lekturę tej powieści, a właściwie opowiastki (ponieważ książka liczy sobie niewiele ponad sto stron), nastawiłam się na coś wciągającego, ale jednocześnie okrutnie poruszającego. No cóż, za dużo się nie pomyliłam, ponieważ poznawanie historii Usyma i ciekawskiego drona wywołało we mnie ogromne emocje.
Choć głównym bohaterem jest tu w zasadzie dron, maszyna, która nie ma uczuć, to nie mogę o tejże “postaci” nie wspomnieć. Szczerze mówiąc, nie sądziłam, że kiedykolwiek stwierdzę, że wykreowanie postaci maszyny wyszło komuś naprawdę dobrze, ale Oli Rusinie zdecydowanie to wyszło — i to muszę przyznać. Jednak to nie dron okazał się tym, na którego zwróciłam swoją uwagę.
Usym to chłopiec, który nie do końca rozumie, co się wokół niego dzieje, choć z drugiej strony momentami miałam wrażenie, że rozumie to wszystko aż nadto. Jest to ciekawie wykreowany młody bohater, którego da się lubić i którego beztroska zdecydowanie chwyta za serce – bo jak być beztroskim, kiedyś nad Tobą latają samoloty, a kolejne bomby spadają na domy w Twojej okolicy? No właśnie. Usym to taka postać, która jest moim zdaniem słodko-gorzka (jak cała historia swoją drogą) - z jednej strony wesołe dzieciństwo, wypełnione marzeniami o przyszłości, z drugiej huk wystrzałów.
Ola Rusina zdecydowanie ma bardzo dobre pióro, którym czaruje czytelnika, ale jednocześnie sprawia, że zastyga on w oczekiwaniu na to, co jeszcze wydarzy się w przedstawianej historii. Tak, jest to docelowo powieść kierowana do młodszych czytelników, jednak autorka nie traktuje tutaj młodych odbiorców, jak głuptasów, a wręcz przeciwnie. Ponadto, uważam, że po tę pozycję swobodnie mogą sięgać i starsi czytelnicy, którym być może wydaje się, że dzieci nie do końca rozumieją powagę sytuacji wojennej.
Morele rozkwitają nocą to pozycja, która sprawiła, że na dłuższy czas zanurzyłam się w prozie Oli Rusiny i zapomniałam o otaczającym mnie świecie. To pozycja, której lektura kosztowała mnie kilka łez, ucisk w sercu i przejęcie tym, co czują i co myślą najmłodsi w tak tragicznej sytuacji, jaką jest wojna. Zastanawiając nad tym, wpadła mi do głowy myśl, że wojna to bitwa pomiędzy dorosłymi, a dzieci są tylko biernymi obserwatorami.
Jeżeli interesuje Was taka tematyka i z ciekawością sięgacie po pozycje, w których trudna tematyka umiejscowiona jest w pozornie lekkiej historii, ta książka może przypaść Wam do gustu.