Pewnego dnia w ręce Natalii Valiant, młodej bibliotekarki z Wrocławia, przypadkowo trafiają listy sprzed ponad stu lat. Ich autorką jest młoda guwernantka, Martha Demurely. Kobieta zginęła w tajemniczych okolicznościach, bo wiedziała coś, czego wiedzieć nie powinna. Znalezisko uruchamia serię zdarzeń, które przybiorą nieoczekiwany dla głównej bohaterki obrót. Natalia rozpoczyna śledztwo, ale konfrontacja z przeszłością okaże się wcale nie taka prosta.
Sekret, który skrywała Martha Demurely połączył losy dwóch kobiet. Jedna musiała zginąć, bo wiedziała za dużo. Druga nie spocznie, póki nie pozna prawdy. Nie powstrzymają jej nawet ci, którzy od lat strzegą tajemnicy i nie cofną się przed niczym, aby pilnie chroniony sekret nie ujrzał światła dziennego.
Tajemnica, śledztwo i miłość – wszystko to znajdziesz w najnowszej powieści Marty Grzebuły. Sekret guwernantki czeka… Daj się wtajemniczyć…
Wydawnictwo: Lucky
Data wydania: 2019-07-05
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 528
O ile poprzednia książka z tego Wydawnictwa, była dla mnie bardzo ciekawa, o tyle do tej, nie mogłam się przekonać. Czy zmieniłam zdanie?
Natalii Valiant jest młodą bibliotekarką pracującą we Wrocławiu. Pewnego dnia znajduje tajemnicze listy z przeszłości, których autorką jest guwernantka Martha Demurley. Można z nich wywnioskować, że kobieta zna jakiś sekret, ktoś lub coś jej zagraża i wkrótce ginie w tajemniczych okolicznościach. Natalia postanawia rozpocząć śledztwo. W tym celu wybiera się do Anglii, by na miejscu badać okoliczności śmierci guwernantki, a być może poznać sekret jaki zabrała do grobu. Nie spodziewa się ile niebezpiecznych przygód ją spotka. Okazuje się bowiem, że ktoś nadal strzeże pilnie sekretu i jest w stanie zabić, by ten nie ujrzał światła dziennego. Tak więc Natalia będzie uczestniczyła w intrydze, poniekąd horrorze, ale także w... romansie.
"Sekret guwernantki" Marty Grzebuły zapowiadał się całkiem ciekawie, pomimo objętości książki - jest naprawdę grubaśna. Niestety... Rozczarowałam się ogromnie. Ta książka należy do tych nudnych, które zaczynasz czytać, męczysz kilkadziesiąt stron i odkładasz. Za jakiś czas wracasz i znowu robisz to samo. Była szansa na rewelacyjną fabułę - jest groza, tajemnica, jakiś tam romans, historia. Problem w tym, że autorka moim zdaniem poszła na ilość a nie jakość. Zdecydowanie... Przez ponad 600 stron mamy do czytania historię ciągnącą się jak kluchy. Idealnie pasuje to zdanie "Masło maślane masłem przekładane". Ponad 400 stron książki (czyli ponad połowa) to TA sama analiza tej samej treści, tylko wypowiadana przez różne osoby. Tragedia. Tak naprawdę ciekawostki - duchy, niebezpieczeństwo, które trzyma czytelnika w napięciu, to jedynie jakieś 200 stron...
Było również kilka zabiegów, których nie rozumiem, ale nie skupiam się na nich, ponieważ przy powyższym minusie, to naprawdę "pikuś".
Nie znam autorki, nie wiem co tworzy i zdaję sobie sprawę z tego, że gusta są różne. Ja jednak oceniam książki na podstawie moich, nie biorąc pod uwagę pozytywnych ocen "bo tak wypada". Jestem szczera. A ta książka do mnie absolutnie nie przemawia. I nie mam ochoty dawać autorce drugiej szansy... Mam tylko nadzieję, że to jeden taki rodzynek w tym Wydawnictwie, które zapowiada się całkiem ciekawie, jeśli mówimy o literaturze jaką wydaje :)
"Sekret guwernantki" to powieść obyczajowa, która zawiera w sobie też wątek kryminalny. Osoby, które lubią rozwiązywać szarady i łamigłówki będą miały możliwość wykazania się swoim sprytem, aby rozwikłać tajemnicę pewnej młodej kobiety. Autorka zadbała o to, by nie było to zbyt łatwe zadanie. Samo zakończenie bardzo mnie zaskoczyło. Kogo innego typowałam na sprawcę.
W książce znajdziecie zjawiska metafizyczne, które potrafią przyprawić o gęsią skórkę. Nic nie jest oczywiste, w fabule zawarto wiele niedopowiedzeń. Dopiero po przeczytanie całości dostrzegamy jak poszczególne elementy zagadki zaczynają tworzyć skomplikowany obraz niefortunnych zdarzeń. Przywołany zostanie też temat dotyczący masonerii i jej wpływów na otaczający nas świat. Oczywiście nie może zabraknąć wątku miłosnego. Miłość między dwojgiem ludzi z różnych sfer współczesnego społeczeństwa czy nadal możemy nazwać mezaliansem? Jest to wątek, który bardzo często pojawia się w fabule.
Ważne, aby odkryć sekret, by sprawa Marthy Demulery znalazła wyjaśnienie. (s. 41)
We wrocławskiej bibliotece znaleziono listy z epoki wiktoriańskiej. Ich autorką była Martha Demurely, młoda guwernantka cierpiąca z powodu niespełnionej miłości. Listami zajęła się młoda pracownica, bibliotekarka i konserwatorka, Natalia Valiant. Odnalezienie listów, wysnute wnioski z ich treści, wyszperane informacje, intensywne poszukiwania zaprowadziły ją do Anglii, do pałacu lordów Swindler w Aschenbach. Mają oni pomóc w odkryciu historii guwernantki rodziny królewskiej, odesłanej do ich obecnej siedziby. Martha zginęła w tajemniczych okolicznościach. Wiedziała o czymś, o czym nie powinna. Być może znała sekret królowej Elżbiety…
Przyjdzie nam z wielkim trudem usystematyzować fakty i posiąść konieczną wiedzę, aby rozwikłać niezwykłą zagadkę życia, lecz i śmierci Marthy Demurely. (s. 23)
Odnalezione listy rozpoczęły serię niezwykłych zdarzeń. Do poszukiwań przyłącza się młody lord Arthur Swindler, który też jest zaintrygowany prawdą o byłej mieszkance jego pałacu, ale również zauroczony Natalią. Na jego polecenie Natalii pomaga bibliotekarz i kronikarz pałacu, mający dostęp do dokumentów i ksiąg. Pomagają też inni pracownicy pałacu. Jednak rozwiązanie sekretu guwernantki okazuje się znacznie trudniejsze, niż zakładano. Daty w zapiskach się nie zgadzają. Labirynt niespójnych faktów i domniemywań powoduje gonitwę myśli. Trudno rozstrzygnąć, co jest prawdą, a co kłamstwem. Umysł Natalii jest zaprzątnięty sprawą Marthy, która pochłania ją całkowicie, tym bardziej że kobieta widzi i słyszy ducha guwernantki:
Pomóż mi. Błagam. (s. 58)
Autorka wprowadziła do powieści wątek paranormalny, dodając tym samym nieco smaczku, podwyższając adrenalinę i wpływając na wzrost zainteresowania czytelnika akcją. Ale to nie wszystko! Odkąd Natalia przybyła do pałacu, dzieją się w nim dziwne i niebezpieczne rzeczy. Fresk na suficie, ogłuszające hałasy, problemy ze światłem, zjawiska paranormalne. Siła duchów, mistyfikacja, a może zła wola człowieka. Ktoś nastaje na życie Natalii. Ewidentnie komuś zależy na tym, by sekret guwernantki na zawsze pozostał sekretem i nigdy nie ujrzał światła dziennego, a prawdę pokrywały warstwy kurzu i niepamięci. Tajemnica była pilnie strzeżona przez lata i nadal ktoś jej strzeże, ktoś, kto nie zawaha się przed niczym. Ten ktoś bardzo się stara, ale bohaterka, złączona więzią z guwernantką, stara się jeszcze bardziej, nie ufając nikomu, gdyż czuje wrogi oddech za plecami i narastające zagrożenie.
To wielowątkowa i bardzo złożona sprawa. (s. 314)
Konfrontacja z przeszłością guwernantki jest trudna, gdyż Natalia nieświadomie otworzyła puszkę Pandory. Autorka stworzyła zagmatwaną intrygę, pełną sekretów, labiryntu kłamstw i zagadek. Trudno pójść właściwym tropem, gdyż ktoś wytycza ścieżki kłamstw: zmanipulowane dokumenty, fałszywe wątki, błędne konkluzje i hipotezy, niejasności i niedomówienia, do tego łamigłówki, kody i szyfry trudne do złamania. Martha była inteligentną kobietą i prawdę o sobie ukryła w listach. Intryga stworzona wokół jej tajemnicy przypomina kostkę Rubika trudną do ułożenia. Gdy wydaje się, że zaraz sekret zostanie ujawniony, to czytelnik otrzymuje kolejną zagwozdkę i zwrot akcji. Autorka świetnie pogmatwała akcję, choć można poczuć przesyt lub znużenie ilością tajemnic i brakiem rozwiązania. A te ujawnia prawdę o epoce wiktoriańskiej pełnej kontrastów i sekretów. Wisienką na torcie jest epilog.
Sama postanowiła dowieść prawdy. (s. 136)
W czasie czytania powieści cały czas towarzyszyła mi ogromna ciekawość. Gdy wraz z rozwojem akcji przemoc eskalowała i miały miejsce różne zdarzenia, to mój poziom adrenaliny wzrastał. Są fragmenty mroczne, straszne, duszne, przepełnione agresją, ale nie brak sielskich, rodzinnych, pełnych miłości i przywiązania, mądrości babci i mamy Natalii. Od początku poczułam sympatię do tej życzliwej, miłej, inteligentnej kobiety, autentycznej w uczuciach. Imponowała mi jej dociekliwość i pragnienie wiedzy, dążenie do celu mimo trudności. Choć miał ona chwile zwątpienia i załamania, to nie lubiła niedokończonych spraw. Trzymałam kciuki za jej powodzenie w śledztwie. I za jej miłość do lorda Arthura Swindlera, gdyż ktoś usiłował zniszczyć uczucie rodzące się między nimi. Jednak nie do końca spodobała mi się kreacja lorda. Jego zachowanie czasami było dla mnie niezrozumiałe, sztuczne. Wątek miłosny z mezaliansem w tle był dla mnie nie do końca wiarygodny, zwłaszcza w pierwszej połowie powieści. Pozostali bohaterowie budzą sympatię, choć niektórzy są kameleonami. Samemu można zostać detektywem i wskazać czarne charaktery.
Drogi Czytelniku, zapraszam Cię do świata, gdzie fikcja literacka miesza się z historią. (s. 5)
Autorka zaprasza też do intelektualnej roz(g)rywki i rozwiązania zagadki, którą przygotowała dla czytelnika, podążającego tropem Natalii Valiant. Powieść Sekret guwernantki gwarantuje, że wpadnie on w siatkę tajemnic, pobłądzi w labiryncie kłamstw i fałszywych hipotez, doceni geniusz Marthy Demurely, poczuje siłę rodziny, chwyci pomocną dłoń, zakocha się, przeżyje chwile piękne i straszne, przerażające i okrutne. Może uwierzy też w duchy? Seria nieprzewidzianych zdarzeń, góra intryg, wielotorowe śledztwo, miłość i skrajne emocje gwarantowane.
Pewnego dnia w ręce Natalii Valiant, młodej bibliotekarki z Wrocławia, przypadkowo trafiają listy sprzed ponad stu lat. Ich autorką jest młoda guwernantka, Martha Demurely. Kobieta zginęła w tajemniczych okolicznościach, bo wiedziała coś, czego wiedzieć nie powinna. Znalezisko uruchamia serię zdarzeń, które przybiorą nieoczekiwany dla głównej bohaterki obrót. Natalia rozpoczyna śledztwo, ale konfrontacja z przeszłością okażę się wcale nie taka prosta.
Sekret, który skrywała Martha Demurely połączył losy dwóch kobiet. Jedna musiała zginąć, bo wiedziała za dużo. Druga nie spocznie, póki nie pozna prawdy. Nie powstrzymają jej nawet ci, którzy od lat strzegą tajemnicy i nie cofną się przed niczym, aby pilnie chroniony sekret nie ujrzał światła dziennego.
Tajemnica, śledztwo i miłość - wszystko to znajdziesz w najnowszej powieści Marty Grzebuły. Sekret guwernantki czeka... Daj się wtajemniczyć...
"Nie potrafię być na tyle asertywna, aby uświadomić innym, że wiem o oszukiwaniu. Że wiem, co zamierzają. A to przekłada się również na uczucia. Wiem, kiedy ktoś mną manipuluje, wykorzystuje i tak dalej... I co z tego, skoro nie umiem powiedzieć stanowczo nie?"
Marcie Grzebule udanie wyszło połączenie fikcji literackiej z historią. Wprowadziła do fabuły autentyczne postacie historyczne, zjawiska nadprzyrodzone, a jeszcze gdzieś w tle zarysowała wątek miłosny. To wszystko razem stworzyło powieść, która zaskakuje, niepokoi i podsyca ciekawość, co wydarzy się na jej kolejnych stronach.
Postaci zostali dobrze sportretowani. Widzimy w jak wielkim stopniu ich przeszłość miała wpływ na teraźniejszość. Niebagatelne znaczenie ma tu siła kłamstwa. Główna bohaterka Natalia, dążąc do rozwikłania zagadki tajemniczej śmierci Marthy, zostaje uwikłana w sieć kłamstw, manipulacji i intryg, w wyniku czego prawda zamiast się przybliżać, oddala się. Czy jest ktoś z otaczających ją ludzi, którym może ufać? Bo ja muszę przyznać, iż w pewnym momencie dałam się wywieść w pole autorce. Każdy był dla mnie podejrzany.
"Nic nie ma takiej mocy jak kłamstwo. Ono może unicestwić, zabić każdą z pozytywnych emocji w człowieku. Tak właśnie się czułam, pokonana przez spisek, który wokół mnie zaistniał."
Nic w tej książce nie jest oczywiste. Nie tylko bohaterowie błądzą w labiryncie intryg, poszlak, mylnych tropów prowadzących donikąd, ale i sam czytelnik. Niecierpliwie chciałam poznać jaki sekret skrywa historia guwernantki. I powiem Wam, że jestem usatysfakcjonowana zaproponowanymi przez autorkę fabularnymi rozwiązaniami. Chociaż muszę przyznać, iż ostatnie strony musiałam przeczytać kilkakrotnie, by zrozumieć ich sens i to, co się wydarzyło.
"- Amor vincit omnia. Miłość zwycięża wszystko, Natalio.
- Nawet śmierć."
Autorka poprzez tę historię przypomina nam jak cenny jest dar zdrowia, życia i miłości. Wartości uniwersalne, ważne dla każdego człowieka, jednak często przez nas zapominane lub lekceważone.
"Sekret guwernantki" to bardzo obszerna i momentami zawiła powieść. Autorka zadbała o każdy najdrobniejszy szczególik - od wyglądu, zachowania i cech charakteru bohaterów, poprzez wystrój wnętrz i opisy miejsc, po rozgrywające się wydarzenia i sytuacje. Wszystko przedstawiła w tak sugestywny sposób, iż ma się wrażenie, że sami uczestniczymy w samym środku tych zdarzeń. Język, jakim operuje pani Marta jest przystępny, czyta się bez większych przestojów. Z kolei dialogi wypadają naturalnie.
Tajemnice, sekrety, kłamstwa, intrygi, manipulacja, podłość, śledztwo, duchy i gdzieś obok miłość. Zatem jeśli lubicie drążyć, dociekać, odkrywać nowe fakty - lektura "Sekretu guwernantki" powinna spełnić Wasze oczekiwania. Z mojej strony polecam!
Przeczytane:2021-01-10,
Natalia jest bibliotekarką. Pewnego dnia w jednej z książek odkrywa listy Marthy Demurely - guwernantki rodziny szlacheckiej, która żyła ponad 100 lat temu. Jej losy były tragiczne. Nagle zaginęła w tajemniczych okolicznościach. Po jakimś czasie z pobliskiego jeziora wyłowiono zwłoki młodej kobiety. Ze względu na stan ciała identyfikacja była niemożliwa, ale znaleziono przy niej medalion Marthy. Z listów guwernantki wynikało, że przeczuwała swoją śmierć. Natalia czuje, że musi rozwikłać zagadkę jej losów. Jedzie więc do posiadłości, w której służyła Martha. Tam spotyka się z niewiarygodnym luksusem, przystojnym młodym lordem Arthurem (od początku jest między nimi chemia) oraz... duchami, w tym duchem samej guwernantki. Niestety komuś zależy, żeby tajemnice losu Marthy pozostały w sekrecie. Natalia znajduje się w niebezpieczeństwie. Czy mimo wszystko rozwikła zagadki? Co łączy te kobiety z różnych epok? Czy duch guwernantki wreszcie uzyska spokój?
Niezwykłe połączenie realnych dramatów i namiętności ludzkich oraz świata nadprzyrodzonego sprawia, że od lektury trudno się oderwać. Co chwila po plecach chodzą ciarki.
dr Kalina Beluch