W powieści "S jak stryczek" Kinsey Millhone czeka niełatwe zadanie. Tom Newquist, policjant z biura szeryfa w Nota Lake w Kalifornii, był człowiekiem niezłomnych zasad i cieszył się nieposzlakowaną opinią. Kiedy nagle umarł na zawał, mieszkańcy tego miasta wprawdzie go żałowali, ale uważali, że ciężko pracował, za dużo palił i prowadził niehigieniczny tryb życia. Jego żona Selma sądzi jednak, że w ostatnich sześciu tygodniach życia Toma coś gnębiło. Nie mogąc się pogodzić ze świadomością, że nie wie, co było przyczyną przygnębienia męża, za wszelką cenę pragnie ją poznać. Kinsey Millhone podejmuje się - jak się okaże, niebacznie - wyjaśnić, o co chodziło. Zadanie to będzie przypominać poszukiwanie igły w stogu siana, i to poszukiwanie nieoczekiwanie niebezpieczne, a może nawet śmiertelnie niebezpieczne.
Wydawnictwo: Libros
Data wydania: 2001 (data przybliżona)
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 318
Tytuł oryginału: "N" is for Noose
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Lechowska Teresa
Umiejętności Kinsey Millhone poddane zostaną ciężkiej próbie. Pani detektyw otrzymała nietypowe zlecenie. Rozwikłuje tajemnicę bez morderstwa, szuka...
Najnowszy z serii poczytnych kryminałów Sue Grafton o przygodach prywatnej detektyw Kinsey Millhone. Tym razem Kinsey rozwiązuje zagadkę zniknięcia...
Przeczytane:2018-07-14, Ocena: 3, Przeczytałam, 52 książki 2018,
Moje odczucia względem tej książki są bardzo niejednoznaczne. Nie czyta się jej ani łatwo, ani szybko – nie wiem czy wynika to ze sposobu pisania czy tłumaczenia, ale ma ona w sobie coś niedzisiejszego nawet w warstwie językowej na przykład dziwaczne wyrażenia w stylu „siąkanie nosa” czy „ćwierćfunciak z serem” (dlaczego nie hamburger, przecież rzecz dzieje się w Ameryce?). Czas akcji przypomina przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, a więc era bez komputerów i elektronicznych baz danych, za to znajdziemy cały wywód dotyczący praktyczności używania maszyny do pisania :) Nie uważam tego za wadę wręcz przeciwnie autorka świetnie oddaje nastój małomiasteczkowej Ameryki tamtych czasów. Problem polega na tym, że owy klimat to właściwie wszystko co autorka oddaje przez większą część książki. Kinsey szuka – i my jako wierni czytelnicy szukamy wraz z nią i wraz z nią nie znajdujemy i czujemy się zmęczeni, znudzeni i zawiedzeni. Tylko, że nam nikt za to nie płaci.
Całą książkę ratują ostatnie rozdziały, kiedy akcja wreszcie się rozkręca i z prowadzonych rozmów i poszukiwań coś zaczyna wynikać. I gdy już zaczynamy się rozsmakowywać i rozpędzać, przeszukując w głowach listę postaci by wytypować sprawcę, autorka funduje nam szybkie rozwiązanie… i koniec książki.
Mówiąc wprost pani Grafion jakoś mnie nie przekonała. Ciekawy pomysł na fabułę można było dużo lepiej wykorzystać. Także sama postać Kinsey wydaje mi się nieprzekonująca jakaś taka nijaka – choć to może wynikać z nieznajomości poprzednich części, ale trudno znaleźć w niej coś charakterystycznego jak to zwykle ma miejscu w przypadku słynnych detektywów.