To się zdarzyło, choć niektórym pewnie trudno będzie w to uwierzyć…
Autentyczna historia pobytu autora w Astrachaniu w latach 1992-94, zakończonego próbą przemycenia trzech ton kawioru do Polski. Sensacyjna opowieść o tym, jak skomplikowana i ryzykowna operacja doprowadziła do bezpośredniej konfrontacji z potężną machiną służb specjalnych i rosyjsko-czeczeńską mafią. A w tle ówczesna Rosja, ale ukazana nie jako upadające wówczas
mocarstwo, a jako naród. Prawdziwi ludzie z krwi i kości, ze specyficzną dla tej części świata mentalnością, o której – tak naprawdę – niewiele wiemy, z odmienną, niebanalną filozofią życia oraz całą gamą niekonwencjonalnych sposobów na przetrwanie w trudnej, wręcz brutalnej rzeczywistości.
Świetna proza sensacyjna, a jednocześnie opowieść o cechach pasjonującego dokumentu.
Wydawnictwo: Warszawska Grupa Wydawnicza
Data wydania: 2016-03-01
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 286
Tytuł oryginału: Rosyjska tuletka
Język oryginału: polski
Przeczytane:2019-10-06,
Po przeczytaniu zajawki na końcu książki nie wydaje się ona być interesująca - po co czytać prawie 300 stron o przemycie kawioru z Rosji do Polski, i to jeszcze prawie 30 lat temu? Po raz kolejny jednak sprawdza się tu przysłowie "nie oceniaj książki po okładce". Bo ten nieszczęsny kawior jest tak naprawdę jedynie tłem fantastycznej, przygodowej opowieści o Rosji i jej mieszkańcach w czasach transformacji ustrojowej.
Gdy przestało istnieć ZSRR, a wraz z nim cały komunizm, wszystkie kraje byłego bloku wschodniego zmuszone były otworzyć się na kapitalizm, do którego kompletnie nie były przygotowane. Porządnym ludziom sprawiało to sporo kłopotu, lecz dla mniejszych i większych oszustów ten chwilowy "bałagan" był wyśmienitą okazją do ustawienia się na całe życie. Różnego rodzaju "biznesy" wyrastały niczym grzyby po deszczu. Ludzie poczęli trudnić się wszystkim, co tylko przyszło im do głowy. Na przykład sprowadzaniem z Rosji kawioru, którego wywóz na większą skalę był nielegalny. Eksportowania go na Zachód podjął się właśnie pan Mirosław. W tym celu wyjechał do rosyjskiego Astrachania, by - jeśli się da to "po bożemu", jeśli nie - innymi metodami - wwieźć jak największe jego ilości do Polski. Planował być tam 2-3 tygodnie, został na dwa lata. Co w tym czasie przeżył i czego doświadczył, opisuje w "Rosyjskiej ruletce".
Książkę czyta się jak dobrą powieść przygodową, klimatem przypominającą nieco utwory Ferdynanda Ossendowskiego. Mimo faceta z wyciągniętym pistoletem na okładce nie ma tu dużo przemocy, jest za to mnóstwo nieprawdopodobnych wręcz, komicznych i tragicznych (a najwięcej to chyba tragikomicznych) sytuacji, których świadkiem lub uczestnikiem był autor. Sytuacji i przygód jakże odmiennych, bo z jednej strony mamy tu fascynujące doświadczenie zderzenia kultur, obcowania z obyczajami zupełnie nieznanymi przeciętemu Polakowi, mentalnością Kazachów, Czeczenów, Ormian, mieszkańców Kaukazu, Tadżykistanu, Uzbekistanu... Z drugiej zaś będące na porządku dziennym strzelaniny, wszechobecna korupcja, mafijne wtyczki i poczucie, że bycie uczciwym jest w tym kraju praktycznie niemożliwe. I wódka, wódka, wódka, na śniadanie, obiad, kolację i przy wszelkich możliwych okazjach (Ostatnio w tramwaju usłyszałam opinię, że na świecie istnieją tylko dwa kraje, których mieszkańcy chodzą pijani w każdy dzień tygodnia - Polska i Rosja. Ta złota myśl od razu skojarzyła mi się z tą książką).Można powiedzieć, że Rosjanie wdepnęli z deszczu pod rynnę - od równającego wszystkich do szeregu socjalizmu do zupełnej anarchii wczesnych lat 90-tych. Trudno stwierdzić, co było gorsze.
Swój interesujący tekst pan Mirosław ilustruje rysunkami własnego autorstwa, na końcu zaś załącza autentyczne zdjęcia ze swojego pobytu w Rosji, a także skany dokumentów (niekoniecznie legalnych), którymi wówczas się posługiwał.
Jedyną wadą tej powieści jest jej koszmarna wręcz korekta - przypadkowo stawiane przecinki, liczne literówki, w wielu miejscach tekst porwany na nielogicznie rozmieszczone akapity - brrr.., coś okropnego.
Książka "Rosyjska ruletka" to nie tylko świetny portret Rosji na początku lat 90-tych, ale też początków kapitalizmu, na starcie praktycznie zawsze krwiożerczego. Po jej przeczytaniu nasunęło mi się wiele gorzkich refleksji, bo choć żyję w Polsce, gdzie przemiany ustrojowe nie przyniosły takich problemów jak w Rosji, a na rynek pracy weszłam 20 lat po tych przemianach, kiedy już zdawać by się mogło że Polacy nieco przyzwyczaili się do zasad kapitalizmu, i mnie nie ominęły jego krwiożerce łapska. Takich przygód jak pan Mirosław oczywiście nie miałam, ale też byłam zastraszana, szantażowana przez pracodawcę, który byłby gotowy posunąć się do wszystkiego byle tylko nie zapłacić mi 1200 zł. wynagrodzenia. Czy zatem mieszkańcy dawnych krajów socjalistycznych pozostaną już na zawsze ofiarami tego systemu, na którego gruzach tworzy się teraz wynaturzona postać kapitalizmu, za swą uczciwą pracę dostaną jedynie parę gróźb i wyzwisk, a życie zwykłych obywateli wciąż będzie w rękach "układów", łapówkarzy, "agentów" i innych tworów żywcem wyjętych z "Rosyjskiej ruletki"?
Recenzja pochodzi z mojego bloga "Świat Powieści":