W pierwszych dniach po zajęciu miasta Rosjanie zamordowali około trzydziestu kobiet, dzieci i starców, którzy nie uciekli z Hohenststein. Zagonili ich do miejskiej rzeźni i zamknęli wszystkich w jednym pomieszczeniu, do którego wrzucili granaty. Ludzi porozrywało na strzępy. Szczątki pochowano dopiero w marcu, gdy przyszła odwilż i dało się wykopać groby. Przez pierwszych kilka dni żołnierze plądrowali miasto na własną rękę. Później do akcji wkroczyły specjalne grupy wojskowe, których zadaniem było zebranie wszystkich wartościowych i użytecznych przedmiotów z Hohenstein i okolic – i wyekspediowanie ich do Związku Radzieckiego. Ten zorganizowany szaber i towarzysząca mu dewastacja trwały trzy lub cztery miesiące. W niedalekim Allenstein specjalne oddziały sowieckie wyposażone w miotacze ognia podpaliły metodycznie około tysiąca domów, niszcząc starówkę i najpiękniejsze budowle. Zajęło im to trzy tygodnie. Na początku lutego w ten sam sposób obrócono w perzynę centrum Hohenstein. Zniszczono wszystkie budynki przy rynku, wraz z zabytkowym kościołem protestanckim, hotelem i innymi okazałymi gmachami. Z dymem poszło siedemdziesiąt procent centrum miasta. Tak samo działo się we wszystkich niemal miastach i miasteczkach Prus Wschodnich. Mieszkańców, którzy powrócili do Hohenstein po nieudanej próbie ucieczki do centralnych Niemiec, Rosjanie zamknęli w byłym obozie jenieckim Stalag 1B Hohenstein niedaleko Tannenberg -Denkmal. Część uwięzionych wywieziono na Syberię, a z reszty sformowano komanda robocze do pracy na wsi.\r\n\r\nfragment\r\n\r\n \r\n\r\nMarianna Podzielna miała dwadzieścia cztery lata, gdy wraz ze swym niedawno poślubionym mężem Józefem przyjechała do Drwęcka w maju 1945 roku. Wojnę przeżyła jako robotnica przymusowa w Niemczech.\r\n– Kiedy przyjechaliśmy, nie było tu nic, żadnych krów, żadnych koni ani narzędzi rolniczych. Wszystko zabrali Ruscy – wspominała. – Wywieźli, co tylko się dało. My też zjawiliśmy się z niczym. Nie mieliśmy nawet krowy ani kur. Od państwa też nie dostaliśmy żadnej pomocy. Musieliśmy sobie ze wszystkim radzić sami. Pani Marianna jest dziś osiemdziesięcioośmioletnią wdową, najstarszą kobietą w Drwęcku. Mieszka w schludnym domu niedaleko dawnego cmentarza ewangelickiego w centrum wsi. Ganek jej domu ozdobiony jest ornamentami wyciętymi misternie laubzegą, a przydomowy ogródek aż kipi kwiatami na wiosnę. Za porządnie utrzymanym podwórkiem stoi stodoła, a mały piesek wita gości gorliwym szczekaniem. Pani Marianna jest mała i drobna, ale ma wielką duszę. Oczy się jej rozjaśniają, gdy ktoś ją odwiedzi. Głos ma jasny i ciepły, a pamięć niezmąconą jak kryształ. Lubi się dzielić wspomnieniami. Jej historia jest typowa dla tego pokolenia Polaków. Wkrótce po wybuchu wojny, gdy miała dziewiętnaście lat, wzięto ją z łapanki w Sieradzu na roboty w Niemczech. Przez prawie pięć lat pracowała w majątku ziemskim koło Stralsundu nad Bałtykiem. Właściciele nazywali się Langenol czy jakoś podobnie. Pracowali tam również inni polscy robotnicy przymusowi, między innymi Józef, z którym pod sam koniec wojny wróciła do Polski i wzięła ślub w Unikowie, miejscowości pomiędzy Sieradzem a Wieluniem.\r\n\r\nfragment
Informacje dodatkowe o Rdzawe szable, blade kości. Jak zostałem mazurskim chłopem:
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2010-08-25
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN:
9788374148108
Liczba stron: 272
Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Przeczytane:2010-12-03, Ocena: 6, Przeczytałem,