pypcie z życia (autora) wzięte. pypcie kulturalne. pypcie historyczne i nostalgiczne.
pypcie współczesne. pypcie wirtualne i komórkowe. pypcie kulinarne.
pypcie zapożyczone. pypcie językoznawcze. pypcie obywatelskie.
Powiedzmy to sobie od razu, żeby nie było niedomówień i bolesnych rozczarowań: książka ta nie jest monografią dermatologicznych wykwitów, lecz zbiorem felietonów poświęconych pewnym zjawiskom językowym.
O istnieniu języka - tego anatomicznego, jak i tego służącego do komunikacji - przypominamy sobie dopiero wtedy, gdy wyczujemy na jego powierzchni jakiś pypeć, coś, co nas uwiera, boli, drażni, przeszkadza, albo po prostu śmieszy. Te uczucia, jak widać dość mieszane, mają wspólny mianownik: świadomość języka. Świadomość, że świat składa się nie tylko z rzeczy, ale i ze słów, które nie są owym rzeczom podporządkowane, jako ich znaki, ale są równouprawnionym materiałem budulcowym.
Dzięki tak rozumianej świadomości świat jest o wiele bogatszy, a przyglądanie się temu, co dzieje się między jego słownymi i niesłownymi elementami może dostarczyć nam wiele radości. Również radości poznawczej, bo głęboko wierzę, że ona istnieje.
Wydawnictwo: Agora
Data wydania: 2017-05-17
Kategoria: Inne
ISBN:
Liczba stron: 208
Może na początku kilka słów o autorze? Pytanie było retoryczne bowiem Michał Rusinek, to niezwykle utalentowany literaturoznawca, pisarz dla najmłodszych i chyba prawie każdy o nim słyszał. Doktor habilitowany nauk społecznych był też sekretarzem naszej wspaniałej Wisławy Szymborskiej. Został nim krótko po otrzymaniu przez nią Nagrody Nobla i był nim aż do jej śmierci tj. do lutego 2012r. Ale nie bójcie się Wy, którzy go nie znacie! Jego książki nie trącą referatem naukowym.
,,Pypcie na języku" to zbiór felietonów podzielonych na 9 części. Każda z nich przedstawia pypcie na określone tematy: z życia wzięte, historyczne, współczesne, kulturalne, wirtualne i internetowe, zapożyczone, kulinarne, językoznawcze i pypcie obywatelskie. W każdej część jest kilka krótkich felietonów. Krótkich, ale, o jakiej mocy! Autor między innymi zwięźle rozpisuje się na temat różnych ogłoszeń: ,,Organizujemy sylwestry. Dowolne terminy" albo ,,Zakaz dobijania dziobem". Gdyby nie fakt, że owa tabliczka wisiała w porcie, to może by się przestraszyć - przyznajcie sami! Opisał też sytuację, w której ktoś chciał zrobić sobie reklamę zapominając o tym, że słowo może mieć kilka znaczeń. I tak na jednym z zakładów krawieckich wisi szyld ,,Spodnie. Rok założenia 1912". W ten sposób Autor przedstawił łamańce słowne w dziedzinie reklamy, zabiegów kosmetycznych, w serwisach internetowych - szczególnie plotkarskich. Pypciów nawet doszukał się w restauracyjnych menu: ,,Domowy pasztet otulony serową kołderką w koleżeństwie sosu tatarskiego i maślaków". Naprawdę brzmi to apetycznie? Dla mnie niespecjalnie. Tak samo jak Autor nie chcę pozbawiać pasztetu kołderki (szczególnie zimową porą) i doborowego towarzystwa...
Oprócz tego, że śmiałam się do łez i wyśmiałam za wszystkie czasy, to jeszcze bardzo podobał mi się języka Autora (bynajmniej nie chodzi o anatomię). Zrównoważony, ale nie poważny, humorystyczny, ale w sposób wyważony. Plastyczny. Lekkie pióro i duży dystans do samego siebie dało niesamowicie zabawną, inteligentną książkę, do której będę na pewno wracać.
Książka bardzo ciekawa, szczególnie dla osób interesujących się językiem polskim tudzież kochających gry słowne. Czytając tę pozycję na mojej twarzy bardzo często gościł uśmiech.
Chcesz by cię słuchano? Nie możesz więc mówić tak po prostu.
Bo po prostu to po prostacku!
A my przecież nie z takich!
Więc używa się tych pypci językowych, mówi trochę inaczej, trochę bardziej. Mimo, że czasami wygląda to jak białe skarpety do czarnych butów i garnituru.
Michał Rusinek dzieli się z nami językowymi znalazkami. Prezentuje kuszące klientów sploty słowne w nazwach zakładów usługowych:
Instytut Fryzur,
Klinika Paznokcia
czy nawet Poligon Urody (niekoniecznie strzygący na rekruta)…
Rozważa czy ogłoszenie: “Znaleziono psa. Wiadomość w smażalni” jest optymistyczne czy optymistycznie nadwątlone?
Wtajemnicza w najbardziej osobliwe spotkania autorskie gdzie jako Krakus dowiedział się od ośmiolatka, że jest ZBOK.
ZBOK Wawelski.
Zachwyca się też koincydencją nazw miejscowości stanowiących trasę krajoznawczą:
Kazimierz- Nielisz – Cyców – Niemce.
Nieokiełznane, spuszczone ze smyczy poprawności pleonazmy, parafrazy i peryfrazy, eufemizmy czy makaronizmy ubawiły mnie rozkosznie i przykuły do tej książki na całą niedzielę!
Rewelacja! Szybciutko, na wesoło, z dowcipem krążymy po słówkach, które albo są źle użyte albo źle dodane albo ze złym kontekstem... neologizmy, złe akcentowanie, zła odmiana, zła składnia i inne błędy i błędziki w polskim języku... cała masa anegdot o głupio użytych słowach, gdzie kontekst jest kompletnie inny. No i rewelacyjne przytknięcia i pokazanie glupoty w chociażby reklamach. A na koniec klasyk o "konarze który nie płonie" :D
Polecam każdemu i czym prędzej sięgam po kolejną książkę Pana Rusinka!
Genealogiczna roślinka Michała Rusinka. ,,Gdy masz w rodzinie także nieuków, stań się praprzodkiem dla ,,późnych wnuków", lecz wpierw przeczytaj, jaka...
Nosi je każdy z nas. Niektórzy swoje bardzo lubią, inni mają dość wiecznych próśb o przeliterowanie albo powtarzających się pomyłek. Najczęściej jednak...
Przeczytane:2021-05-02, Ocena: 5, Przeczytałam,
Zbiór krótkich tekstów, obrazujących interesujące zjawiska językowe. Odstępstwa od normy językowej, nadużycia i słowotwórcze perełki. Uczy i bawi.