Początek września 1899, prowincjonalne miasteczko Sarszeg na Węgrzech. Emerytowany urzędnik Akacjusz Vajkay i jego żona Antonina wyprawiają swoją jedyną córkę do wujostwa na wieś. Ptaszyna, jak ją nazywają, jest starą panną. Brzydką, zwiędłą, pozbawioną wdzięku. Ale chociaż wyjeżdża tylko na tydzień, państwo Vajkayowie bardzo przeżywają rozstanie.
Smutek rodziców szybko przyćmią niezwykłe emocje, jakich dostarczy im nagła zmiana trybu życia. Bo przez ten tydzień wiele się wydarzy. Będą jadać w restauracji – od dawna jadali tylko w domu, ponieważ Ptaszynie nie służą zbyt wymyślne potrawy. Pójdą do teatru, czego od dawna nie robili, ponieważ Ptaszyna nie lubi teatru. Antonina kupi sobie nową torebkę. Będzie grała na pianinie, czego nie robiła, odkąd okazało się, że Ptaszyna nie ma talentu muzycznego. A przede wszystkim – Vajkayowie zaczną spotykać się z ludźmi. Okaże się, że Akacjusz był kiedyś członkiem miejscowego klubu i świetnym graczem w karty, a Antonina miała przyjaciółki, z którymi plotkowała przy kawie…
Chwilę przed wyjściem po córkę na dworzec będą nerwowo sprzątać dom. Antonina schowa nową torebkę, Akacjusz w ostatniej chwili wyrzuci do kominka bilet z teatru. Kiedy dowiedzą się o parogodzinnym opóźnieniu pociągu, pierwszą ich myślą będzie: Katastrofa kolejowa! Czy myśli tej towarzyszy strach, czy podświadoma nadzieja, można tylko zgadywać.
Kosztolanyi z niebywała lekkością i elegancją opisuje toksyczne relacje rodzinne, które na zewnątrz wyglądają na wzorowe, a rozpacz i pustkę kryjącą się pod codzienną rutyną przedstawia z subtelną ironią i poczuciem humoru najwyższej próby.
Informacje dodatkowe o Ptaszyna:
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2011-06-03
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
978-83-7414-983-9
Liczba stron: 200
Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Przeczytane:2024-10-30, Ocena: 6, Przeczytałam,
Niezbyt często zdarza mi się obcować z literaturą węgierską, jednak jak już mi się zdarzy, zawsze jest to kontakt ze wszech miar satysfakcjonujący. Nie inaczej było i tym razem. "Ptaszyna" to prawdziwy majstersztyk. W tej niewielkiej książeczce (raptem 200 stron) autor zawarł mnóstwo informacji o głównych bohaterach, ale i o samych Węgrach.
Dla mnie jest to historia o rodzinie, w której każdy jest nieszczęśliwy, chociaż jednocześnie każdy udaje, że jest dokładnie odwrotnie. Każdy wpasował się w swoją rolę, lub został w nią wpasowany wbrew sobie i tak już zostało. Stężało i zaskorupiało. Ojciec rodziny i chyba tylko on jest znany z imienia, to Akacjusz, jego dwie "ukochane" kobiety to żona Antonina? i córka trzydziestopięcioletnia Ptaszyna.
Ptaszyna wyjeżdża do wujostwa na tydzień, a rodzice, nagle jakby zrzucili niewidzialne pęta. To, co mnie najbardziej poruszyło w tej historii, to fakt, że oni nie zwracali się do siebie ani po imieniu, ani nawet żono, czy mężu. Ona kiedy się do niego zwracała, mówiła "tato", a on "mamo", te role wrosły w nich jak nowotwór, który jest nieoperacyjny i nie da się go usunąć.
Druga rzecz, która mnie bardzo poruszyła i sprawiła mi lawinę emocji to, to co Ptaszyna przywiozła od wujostwa, oczywiście prócz zachwytów, kiedy opowiadała o tamtej rodzinie, rodzicom i bezgranicznego smutku i rezygnacji, kiedy już sama w swoim panieńskim łóżku rozmyślała nad tą wizytą...