Podziwiać światła Tokio ze szczytu drapacza chmur.
Wsiąść do taksówki i krzyknąć: ,,Proszę jechać za tym samochodem!".
Wziąć udział w The Color Run i dobiec na metę!
,,Powieść to słodko-gorzki debiut literacki, który jednych wzruszy, innych rozbawi lub doda nadziei. Z pewnością trudno się będzie podczas lektury nudzić. (...) Przesłanie jest jednak jasne i czytelne. W każdym wieku i w każdej chwili nasze życie może diametralnie się zmienić i należy to jak najszybciej przyjąć do wiadomości jak najlepiej wykorzystać. Nie warto też swoich marzeń odkładać w daleka, nieznaną przyszłość".
Magazyn Literacki Książki
,,Ten debiut to prawdziwa perełka". Femme Actuelle
,,Wzruszająca, bolesna, subtelna - ta książka to cud!" Librairie Martin-Delbert
,,Hymn o miłości i oda do życia". Carrefour Savoirs
Nie tak łatwo spełnić marzenia nastolatka, gdy ma się czterdzieści lat. Ale jeśli Thelma nie spróbuje, jej syn może nigdy nie wybudzić się ze śpiączki...
Louis ma dwanaście lat. Tego ranka zamierzał wyznać matce, że po raz pierwszy w życiu się zakochał. Thelmę jednak jak zwykle zaprząta praca. Chłopak poirytowany wciska słuchawki na uszy, wskakuje na deskę i... Słyszy klakson nadjeżdżającej ciężarówki.
Prognozy nie są optymistyczne. Jeśli nic się nie zmieni, za cztery tygodnie trzeba będzie go odłączyć od respiratora. Thelma wraca ze szpitala zrozpaczona, nie ma sił dalej walczyć. Ale kiedy pod materacem syna znajduje notatnik, w jej głowie zaczyna kiełkować pewna myśl... Postanawia przeżyć wszystkie ,,wspaniałości", które Louis opisał w zeszycie, i zarejestrować je na nagraniach. Czy przekona chłopca, że życie jest piękne i warto o nie walczyć?
Wydawnictwo: Sonia Draga
Data wydania: 2022-02-09
Kategoria: Inne
ISBN:
Liczba stron: 272
Tytuł oryginału: La chambre des merveilles
Ta historia mnie oczarowała. Pokazała jak wiele rzeczy nie dostrzegamy, bagatelizujemy, dopóki w naszym życiu nie wydarzy się coś naprawdę złego. Co nie zawsze od razu da nam siłę do działania, do zmian.
Wydaje się, że moc do walki o życie dziecka powinna przyjść sama. Powinna. A co jeśli uważamy się za okropnego rodzica? A co jeśli jesteśmy złą matką? Wtedy by znaleźć tę siłę, potrzebujemy naprawdę porządnego kopniaka w tyłek.
Książka jest naprawdę fenomenalna. Porusza temat bardzo ważny, bo temat życia. Życia w śpiączce farmakologicznej jak i tego po za nią. Pokazuje jak bardzo ważny jest czas, który nam ucieka miedzy palcami. Bo ile to jest miesiąc? Wydawać by się mogło ze to szmat czasu. A w obliczu tego czy organizm ludzki odzyska funkcje życiowe, to raptem 30 dni. Tylko 30 dni w ciągu, których zdarzyć się może wszystko.
Bardzo poruszające jest to ile matka potrafi znieść by zawalczyć o syna. Szalony pomysł spełnienia marzeń spisanych w zeszycie wspaniałości jest nie lada wyzwaniem. Już sam udział w maratonie i w obozie piłkarskim porządnie daje w kość, a te wcale do tych najstraszniejszych nie należały. Jak myślicie, jakie marzenia może mieć dwunastolatek?
Książkę czytało się bardzo szybko, mimo iż posiada znikomą ilość dialogów, co zazwyczaj wpływa na to, iż wolniej przewraca się kartki. Tu jednak te dialogi nie były wcale potrzebne. Już od pierwszych stron jesteśmy wciągnięci w głąb historii tak, iż trudno się oderwać.
Bardzo ciekawym zabiegiem było pokazanie tez tego, co odczuwa Louis ( chłopiec z wypadku).
Co do zakończenia, tu autor manipulował mną jak marionetka. Raz wierzyłam ze wszystko dobrze się skończy, by za chwilę wstrzymać oddech, bo Happy End staje pod wielkim znakiem zapytania.
Serdeczne gratulacje autorowi, ze napisał tak fenomenalny debiut. A Was gorąco zachęcam by zapoznać się z tą przepiękną historią o walce o życie.
Otwórz swoje serce
„(…) jak ważne jest słuchanie ludzi, a nie skupianie się na ich wyglądzie. „
Czy wiecie, co jest w życiu najważniejsze? Czy jest coś, co potrafi wszystko zmienić, przeistoczyć, przewrócić życie do góry nogami? Powodować płacz i śmiech do łez? Pieniądze? Seks? Chęć bycia potrzebnym? Praca? Przyjaźń? A może po prostu zwykła miłość? Miłość prawdziwa, która życiu nadaje sens, dzięki której uzyskujemy poczucie bezpieczeństwa, opiekę, spokój i radość ze wszystkiego, co czynimy, co nas otacza. Czy w dzisiejszych czasach, wiecznej gonitwie za czymś, co jest tylko urojoną fikcją jest jeszcze miejsce na takie uczucie? Tak wiele pytań, na które musimy udzielić sobie odpowiedzi. Żyjemy w czasach niestającego stresu i presji, nie skupiamy się na drugim człowieku, nie dostrzegamy go w naszej codziennej gonitwie. Nie poświęcamy innym należytej uwagi. Skupiamy się nie na tym, co cenne i wartościowe, ale na tym, co płytkie i w ogólnym rozrachunku nic niewarte.
Wszyscy zabiegani i pogubieni w świecie pracy, obowiązków, zatrzymajcie się na chwilę i przeczytajcie „ Pokój wspaniałości”. Wzruszającą, pełną miłości i nadziei powieść napisaną przez mężczyznę, gdzie narratorami są kobieta i jej syn. Historię, która wywołuje w czytelniku wiele sprzecznych uczuć i zmusza do refleksji, która na zmianę wyciska łzy i wywołuje uśmiech na twarzy.
Autor przedstawił jeden miesiąc z życia Thelmy, odnoszącej sukcesy bizneswoman, samotnej matki jedenastoletniego Louisa. Stworzył świetną historię, która ma niesamowite przesłanie, bo uświadamia co w życiu jest najważniejsze, podczas czytania której czytelnik czuje jak zmienia się jego sposób myślenia i postrzegania świata. Inspiracją do napisania tej niecodziennej i nowatorskiej powieści była zapewne obserwowana przez autora rzeczywistość w jakiej żyje tysiące rodzin, w których kobiety próbują wmówić społeczeństwu jak wspaniale godzą życie rodzinne z karierą. Bez wątpienia tak postępuje wielu z nas, pozwalając by praca przejęła nasze życie, spychając rodzinę na dalszy plan. W dzisiejszych czasach jesteśmy zbyt zajęci, by naprawdę cieszyć się życiem rodzinnym, swoimi dziećmi, a kiedy zdajemy sobie z tego sprawę, jak bardzo zaniedbaliśmy swoje relacje z bliskimi, czasem bywa za późno. Pozostaje głuchy telefon i płonący znicz na milczącym grobie. Trzeba czasem niewyobrażalnej tragedii, by zmienić ludzi i ich relacje na lepsze.
Thelma jest obrazem współczesnej kobiety, która ciężko pracuje , znosi szykany mężczyzn w pracy, aby zapewnić dobrobyt swojemu dziecku. W codziennej gonitwie zapracowana Thelma nie ma czasu na rozmowy z synem, nie ma chwili czasu, aby go wysłuchać co ma jej do powiedzenia, a potem wydarza się tragiczny wypadek, w wyniku którego chłopak zapada w śpiączkę i być może już nigdy nie będzie im dane szczerze porozmawiać. Dopóki Luis żyje zrozpaczona matka walczy o niego ze wszystkich sił próbując wyrwać go ze śpiączki realizując jego marzenia z notatnika nazwanego „Zeszytem wspaniałości „, który przypadkiem znalazła w jego pokoju.
Tę książkę powinien przeczytać każdy rodzic i dwa razy pomyśleć, zanim powie swojemu dziecku : nie mam czasu, , daj mi spokój jestem zmęczona, przyjdź później. Tylko że tego później już może nigdy nie być. Zaangażowanie w pracę kosztem wszystkiego i wszystkich, to bardziej szokujące niż obojętność. „ Księga cudów ” uświadamia jak wiele w życiu można stracić lub zyskać. Słodko gorzka przejmująca opowieść o miłości, rodzinie, nadziei, a przede wszystkim o życiu pełnym pasji i czerpaniu z niego radości w każdej chwili każdego dnia, bo nie wiesz co czeka tuż za rogiem. Podnosząca na duchu genialna historia związku matki z synem.
Gdy powieść zmierza do finału, który wydaje się przewidywalny, nagle zakończenie okazje się zupełnie inne niż mógłby się spodziewać czytelnik. Należą się autorowi słowa uznania , bo to bardzo dobrze świadczy o warsztacie pisarza, gdy zakończenie jest nieprzewidywalne i zaskakuje czytelnika. Przewraca się ostatnią kartkę i popada w zadumę. Polecam z całego serca, chwytajmy chwile, kochajmy bliskich i starajmy się żyć dobrze.
„ Przyjemność płynąca z nawyków. Znajoma rozkosz rodzinnych rytuałów. Te codzienne drobiazgi, które nas kształtują i wszystko zmieniają. „
Za przyjemność przeczytania tego zaskakującego debiutu dziękuję Wydawnictwu Sonia Draga.
RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
Na 29 stycznia wydawnictwo Sonia Draga zaplanowało premierę debiutanckiej powieści francuskiego autora Juliena Sandrela o intrygującym tytule "Pokój wspaniałości". Już dziś chcę Was gorąco zachęcić do jej przeczytania. Ciekawie wydana, bardzo dobrze napisana na pewno pozostanie w pamięci na długi czas.
Już odkąd książka pojawiła się w zapowiedziach bardzo chciałam ją przeczytać, a to dlatego, że niepewność co do losów dwunastoletniego Louisa, który poirytowany zachowaniem mamy pędzi na deskorolce ze słuchawkami na uszach i nagle dociera do niego odgłos klaksonu ciężarówki tworzyła w mojej głowie przeróżne scenariusze...
Niespełna czterdziestoletnia Thelma samotnie wychowuje swojego syna Louisa. Niestety w jej życiu główną rolę odgrywa jednak praca, której poświęca niemal wszystkie wolne chwile kosztem spedzenia tego czasu z synem. Firma kosmetyczna Hegemonia to jej wyzwanie, jej szansa i jej codzienność. Kiedy na skutek wypadku Louis w stanie bardzo ciężkim trafia do paryskiego szpitala u matki następuje pewien rozdźwięk pomiędzy Thelmą - Dyrektorem Marketingu Działu Szamponów Technicznych oraz Thelmą - matką dziecka w śpiączce. Tak, chłopiec ma na tyle poważne obrażenia, że zostaje wprowadzony w śpiączkę. Po 11 dniach od wypadku diagnoza lekarzy jest bezlitosna: Louis nie zdradza oznak życia i niestety nic nie wskazuje na to, że się wybudzi, choć jego stan określany jest jako stabilny. Mózg chłopca nie umarł, ale wykazuje dziwną, chaotyczną i dotąd niespotykaną aktywność komórek nerwowych. Lekarze dają chłopcu miesiąc na to, aby nastąpiła jakaś poprawa. Jeśli nie, to dziecko zostanie odłączone od respiratora. W tej sytuacji Thelma musi być przygotowana na wszystko... W pokoju syna znajduje pod materacem jego zeszyt wspaniałości, który jest koncentratem przyszłości wypełnionym marzeniami chłopca i swego rodzaju obietnicą życia. To prywatne i najbardziej osobiste zapiski Louisa dotyczące jego mniejszych i większych pragnień. Thelma z załamanej i pogrążonej w rozpaczy matki zamienia się w prawdziwą fighterkę. Spełniając marzenia syna ma nadzieję przywrócić go do życia, bo przecież jej jedynym celem jest wybudzenie dziecka ze śpiączki. Rozpoczyna się prawdziwy wyścig z czasem...
"Mój upór był zupełnie absurdalny, ale nie zamierzałam pozwolić synowi odejść tak po prostu, bez spełnienia wszystkich jego marzeń."
"Pokój wspaniałości" to przepiękna, wartościowa książka, która zapada głęboko w serce. Obok opowieści Thelmy, w której poznajemy jej odczucia, przemyślenia oraz emocje i razem z nią zmagamy się z impasem tej traumatycznej sytuacji, mamy też garść przemyśleń Louisa - dziecka uwięzionego we własnym ciele, który od pewnego czasu ma świadomość co się wokół niego dzieje, ale nie ma szans na pokazanie tego otaczającemu światu. O ile relacja Thelmy jest dla nas trudna, smutna, choć dająca także niebywałą wiarę i nadzieję na pomyślne zakończenie, o tyle wewnętrzny przekaz przemyśleń chłopca jest zadziwiająco pogodny, wręcz radosny i o wiele bardziej wzruszający. Mamy tu do czynienia z pewnego rodzaju paradoksem. W tego rodzaju sytuacjach ludzie zazwyczaj załamują się, uwięzieni we własnym ciele cierpią i nie potrafią się pogodzić z tym, co ich spotkało. Jest wiele bólu i negatywnych emocji. Opowieść Louisa pozwala nam spojrzeć na tę trudną sytuację z innej perspektywy. Pokazuje inne sposoby na tę nierówną walkę o życie.
Autor zwraca się do nas prostym językiem, mocno ekspresyjnym, który ma za zadanie przekazać jak najwięcej trudnych emocji. Wulgaryzmy, które się pojawiają są sposobem na wyrażenie bezsilności, bezradności i frustracji, chociaż w moim odczuciu były nadużywane.
Historia Thelmy i Louisa nie jest zwyczajna, na pewno inspirowana była kilkoma opowieściami, które w jakimś stopniu miały szansę zaistnieć we współczesnym świecie. Obraz wydarzeń nakreślony przez autora jest bardzo prawdziwy. Motyw nastolatków biegających, jeżdżących, czy nawet spacerujących że słuchawkami na uszach, a często dodatkowo jeszcze z "nosem w smartfonie" to popularny obrazek na naszych ulicach. I niestety niebezpieczeństwo takich sytuacji jest najczęściej ignorowane, niezauważane, bądź po prostu bagatelizowanie. Mocno zaakcentowane trudne stosunki w rodzinie na przykładzie Thelmy i jej matki Odette dają dużo do myślenia. Jakże często ludzie nam najbliżsi są odstawieni na margines życia, nie mamy z nimi dobrych relacji i to oni zazwyczaj ponoszą winę za wszystkie nasze niepowodzenia. Z drugiej strony zapracowany rodzic, który nie ma czasu dla swojego dziecka, a te krótkie chwile, które mu oferuje i tak skracane są do maksimum. Wszystko jest ważniejsze od wspólnego czasu z bliskimi. Dopiero gdy przychodzi zmierzyć się z tragedią życie ulega przewartościowaniu, a myślenie i zachowanie przestawia się na odpowiednie tory. Wówczas nagle pojawia się więcej czasu, praca przestaje być najważniejsza, a dotychczasowe priorytety ulegają kompletnej zmianie...
Jak widać Julien Sandrel zwrócił uwagę na wiele ważkich problemów dotykających współczesnych ludzi. Wymowa tej powieści każe nam się zastanawiać nad tym co jest naprawdę ważne i czemu powinniśmy przede wszystkim poświęcić naszą uwagę.
Przyznaję, że jestem bardzo poruszona tą opowieścią. "Pokój wspomnień" to jedna z tych lektur, które przeczytałam od początku do końca bez jednej przerwy i do tego z wypiekami na twarzy. Zakończenie wcale nie było takie, jakiego się spodziewałam, a to znaczy, że autorowi udało się mnie zaskoczyć. Zapisuję to więc na duży plus. Rzadko trafia się tak dobrze napisana i ciekawie skonstruowana powieść, która jest debiutem autora. Zabraklo mi czegoś w relacji Thelmy - rzeczywistych emocji i wzruszeń, które się naprawdę odczuwa, a nie tylko o nich czyta.
Pozostaje mi więc tylko serdecznie zachęcić do przeczytania tej nietuzinkowej powieści, której lektura dostarczy na pewno wiele satysfakcji, sporej dawki emocji i wzruszeń oraz tematów do wlasnych przemyśleń. Opowiedziałam już co to był "Zeszyt wspaniałości" Louisa i jakie spełnił zadanie, ale czym był tytułowy "pokój wspaniałości" nie zdradzę. Dowiecie się tego z książki, którą już od 29 stycznia znajdziecie w księgarniach. Polecam
Serdecznie dziękuję wydawnictwu Sonia Draga za możliwość przeczytania tej interesującej historii.
Dziwna to książka. Wydawać by się mogło, że będzie poruszająca, bardzo emocjonalna, że przeczołga po podłodze. Jednak tak się nie stało. Początek był dobry, żeby nie powiedzieć, że obiecujący, a potem coś poszło nie tak. To całkiem dobra książka, absolutnie nie można powiedzieć, że zła, tylko jakaś taka nijaka. I chyba trochę naiwna. Zamierzenie było całkiem dobre, miała być pozytywna, dawać nadzieję i uśmiech, ale ja chyba to coś po drodze zgubiłam. Niby wszystko było dobrze, jest dobrze napisana i przetłumaczona, nie ma się do czego przyczepić, a jednak brakuje jej tego czegoś. Cóż, być może nie ja jestem docelowym odbiorcą. Dla mnie przeciętna. W sumie nawet trochę rozczarowująca. A szkoda...
,,Pokój Wspaniałości" Juliena Sandlera to powieść, która wywołuje w czytelniku gamę emocji - od wzruszeń po trudną do opanowania wesołość, od smutku po optymizm.
Czyta się szybko, a potem żałuje, że to już koniec. A zakończenie daje wiele do myślenia...
Akcja rozgrywa się w 2017 roku w Paryżu, chociaż dzięki retrospekcjom poznajemy także wcześniejsze losy postaci.
Główna bohaterka, Thelma, z własnego wyboru samotnie wychowuje dwunastoletniego syna. Stara się godzić pracę w kosmetycznym koncernie rolą matki, jednak jest to trudne zadanie. Gdy pewnego dnia Louis zostaje potrącony przez ciężarówkę, trafia do szpitala i zapada w śpiączkę, życie kobiety zmienia się o przysłowiowe sto osiemdziesiąt stopni. Zwłaszcza, że lekarze nie mają jej do przekazania dobrych wiadomości.
Zrozpaczona Thelma, porządkując pokój syna, odnajduje zeszyt, w którym zanotował on swojej największe marzenia. I wtedy wpada na szalony pomysł - postanawia sama doświadczać wspaniałości spisanych przez Louisa, uwieczniać je na nagraniach i przekazywać na bieżąco synowi. Wierzy bowiem, że chłopiec wreszcie jakoś zareaguje, tym bardziej, że na liście znajduje się sporo wyzwań i pozornie nierealnych planów.
Thelma leci do Tokio i do Budapesztu, śpiewa w barze karaoke, zaczyna grać w piłkę nożną, a nawet dotyka ...piersi nauczycielki syna. A to tylko niektóre z szaleństw, o udział w których nigdy by się nie podejrzewała.
Wszystkie zdarzenia poznajemy właśnie z perspektywy Thelmy, ale mamy tu też rozdziały, w których narratorem jest jej pozostający w śpiączce syn. To wyjątkowo przejmujące i sugestywne fragmenty.
W książce smutek przeplata się z poczuciem humoru, wciąż jednak czytelnik pozostaje w napięciu, czekając na zakończenie, które okazuje się bardzo zaskakujące.
Przyznam się, iż miałam obawy, że finał okaże się albo lukrowany, albo tragiczny, ale autor wymyślił zupełnie inne rozwiązanie, które bardzo przypadło mi do gustu.
Powieść napisana jest lekko, ale z polotem. I narracja, i dialogi wypadają naturalnie, przekonująco. Nie ma w tej książce miejsca na sztuczność, banały.
Nie jest to na pewno literatura z górnej półki, ale można przy niej świetnie się zrelaksować, a jednocześnie oddać różnym refleksjom.
Autorowi nie udało się ustrzec przed pewnymi szablonami (np. wizerunkiem pracy w korporacji i stereotypowym wizerunkiem bizneswoman), ale nie psuje to w żaden sposób lektury. Przeciwnie - autor zwraca uwagę na takie problemy jak: seksizm, dyskryminacja płci czy wyścig szczurów.
Czytało mi się ,,Pokój Wspaniałości" z przyjemnością. I takiego odbioru życzę wszystkim czytelnikom.
BEATA IGIELSKA
Jakiś czas temu na naszym rynku wydawniczym ukazała się debiutancka powieść autorstwa Juliena Sandrela, która nosi tytuł „Pokój wspaniałości”. Autor w swojej opowieści ukazuje czytelnikom perypetie Thelmy i jej nastoletniego syna Louisa. Kobieta, by zapewnić synowi jak najlepszy byt pomimo przeciwności stara się realizować zawodowo w biznesie i samotnie wychowuje 11-latka. Gdy pewnego zdawać by się mogło zwyczajnego dnia Louis ulega wypadkowi, na skutek, którego zapada w śpiączkę życie Thelmy zmienia się o 180o.
By zmotywować chłopca do wybudzenia kobieta zaczyna realizować marzenia, które nastolatek zapisywał w swoim notatniku zwanym zeszytem wspaniałości, który to przez przypadek odkrywa. Swoje poczynania relacjonuje poprzez filmiki, które babcia lub personel szpitala odtwarzają Louisowi.
Książka skłania czytelnika do wielu refleksji na temat tego, co tak naprawdę powinno być najważniejsze w naszym życiu. Historia Louisa i jego mamy pokazuje, że na spełnianie marzeń, nawet tych najbardziej zwariowanych, a często wydających się wręcz nierealnymi, nigdy nie jest za późno. Podobnie jak na odbudowywanie relacji z drugim człowiekiem, co dobitnie ukazuje ewolucja, jaka dzieje się w toku książki między Thelmą, a jej matką, których więzi były mocno nadszarpnięte.
Jest to niezwykła i niesamowicie barwna opowieść o nadziei, miłości, marzeniach i oczekiwaniu na cud przebudzenia. Czy takowy się wydarzył? Tego dowiecie się z kart książki.
Autor w sposób bardzo subtelny, a zarazem ogromnie klarowny nakreślił także wielowymiarowość i wieloznaczność pojęcia, jakim jest cud… Co dokładniej się za tym kryje? Przeczytajcie sami.
Jeśli poszukujecie lektury refleksyjnej, wywołującej wzruszenie i uśmiech, a także niesamowicie ciepłej, przepełnionej miłością, troską i wewnętrznym dojrzewaniem do własnych dawno pogrzebanych przez bohaterów potrzeb i pragnień to niniejsza książka będzie dla Was idealnym wyborem.
Niniejsza pozycja nie jest zbyt obszerna objętościowo. Niesie w sobie jednak całkiem spory ładunek emocji i przemyśleń, co pokazuje, że nie objętość, a jakość przekazu ma tutaj niebagatelne znaczenie.
Zapraszam Was zatem serdecznie do „Pokoju wspaniałości” i odkrycia go na swój własny, całkowicie osobisty sposób.
* https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta *
https://ksiazkowoczyta.blogspot.com/2020/05/zamknij-na-chwile-oczy-nie-mysl-o-tym.html
Miłość rodzicielska powinna być bezwarunkowa i na pierwszym miejscu. Ponad sprawami przyziemnymi. Bez żadnych zakłóceń na linii rodzic - dziecko. Łatwo jest się pogubić i zmienić priorytety. Może warto przysiąść na chwilę i zastanowić się nad tą relacją, zanim będzie za późno?
Thelma jest nauczona radzenia sobie samej z problemami. Ma tylko matkę Odette ale ich kontakty są dalekie od idealnych. Jej córka to samo przerzuca na jej wnuka. Jest sam. Sam ze swoimi problemami. Rozumiany i słuchany na odczepnego. Matka nie poświęca mu tyle czasu ile powinna. Jego pasje są błahostką w porównaniu z jej dorosłym życiem. Zapomina jak to jest być dzieckiem, mieć marzenia i plany. Do czasu. W sobotę siódmego stycznia dwa tysiące siedemnastego roku o godzinie dziesiątej trzydzieści dwa świat Thelmy legnie w gruzach. Czas staje w miejscu. Rozpada się niczym domek z kart. Luis na deskorolce i ze słuchawkami w uszach wpada pod ciężarówkę. Zapada w śpiączkę. Jego stan? Wegetatywny. To właśnie w tym momencie dociera do niej brutalna prawda: Luis może się już nie obudzić. Pewnego dnia znajduje w pokoju syna zeszyt. "Mój Zeszyt Wspaniałości". Spisane są w nim marzenia chłopca zanim umrze. Mimo swoich trzynastu lat jest bardzo dojrzały. Thelma wyrusza drogą marzeń swojego ukochanego chłopczyka. Wszystko po to, by zmusić go do pobudki. Zanim będzie za późno. A czas nie ubłagalnie dobiega końca.
Bardzo wzruszająca opowieść o miłości matki do dziecka. O poświeceniu, jakie jest w stanie zrobić, aby je uratować. Aby syn obudził się. Zanim czas dobiegnie końca. Jedyna szansa. Przecież całe życie przed nim. Dzięki zeszytowi dowiaduje się wiele o nim. Na co dzień mało uważnie (albo wcale) go słuchała, więc teraz nadrabia. Pozna go lepiej niż do tej pory. Ale i te wyprawa będą ratunkiem także dla niej samej. Pozwoli jej spojrzeć na świat innym okiem. Zmienią ją. Przewartościuje swoje priorytety. Swoje życie. I nagle okaże się, że jest ono puste i bez wyrazu. Musi zostawić obecne solidne fundamenty, wspomnienia i miłość i zacząć budować je na nowo. Przecież nie może stracić nadziei. Nawet, gdy czas oznajmi swój koniec.
Wzruszyłam się i uroniłam łzę czytając tę historie. I to nie jedną. A momenty, w których Luis opowiadał swoje odczucia niejednokrotnie wywoływały na mej twarzy uśmiech. Kibicowałam od samego początku Thelmie. Trzymałam za nią kciuki. By te wszystkie podjęte przez nią próby nie poszły na marne.
Emocji masa. Śmiech przez łzy. Łzy strachu i szczera radość. Do tej pory czuję jeszcze tę niepewność i zdenerwowanie. Ten strach i lęk. Przecież całe życie przed chłopakiem. On dopiero je poznaje. Jeszcze nie poznał czym jest miłość, nie zaznał pocałunku, młodzieńczych uniesień. Świat stoi otworem. Przecież wszystko może. Wystarczy tylko otworzyć oczy i się obudzić. No właśnie. Wystarczy. A to wcale nie jest takie łatwe. I czasami nie zależne od nas samych.
Historia zmusza do zastanowienia się nad swoim życiem. Czy dobrze postępujemy. Czy nasze kontakty z dziećmi są właściwe? Przecież nie wiemy czy los postanowi zrobić nam psikusa?
Chciałabym móc kiedyś zobaczyć ekranizację. Mam nadzieje, że kiedyś to moje marzenie się spełni.
Polecam
Kiedy zobaczyłam tę książkę i przeczytałam opis, poczułam, że to coś dla mnie. Chociaż zazwyczaj czytam coś zupełnie innego, lubię czasem sięgnąć po lekturę, która skłania do rozważań nad własnym życiem. A ta pozycja właśnie taka jest. Moja intuicja nie zawiodła mnie. Jestem zauroczona tym debiutem i chcę więcej takich książek.
Kobieta jakich wiele. Thelma, czterdziestoletnia matka prawie trzynastoletniego Louisa, pochłonięta karierą zawodową. Znane? Aż za bardzo. Matka i syn żyją według ustalonych reguł. Ona zajmuje się głównie pracą, on szkołą i swoimi pasjami, z których najważniejszą jest piłka nożna. Thelma sama wychowuje syna, chłopiec czasem pyta o ojca, ale ona pozostaje nieugięta w swoim postanowieniu, że tata Luisa nie będzie uczestniczył w jego życiu. Ba, on nawet nie wie, że ma syna. Thelma ma jedynie syna i matkę, z którą nie chce utrzymywać kontaktów. Ich stosunki są chłodne. Od czasu do czasu spotykają się jednak we trójkę. Tego dnia, od którego rozpoczyna się fabuła książki, Thelma i Louis wybierają się na spotkanie z babcią chłopca. Idą piechotą. Właściwie kobieta idzie, a nastolatek jedzie na deskorolce. Niespodziewanie dzwoni do Thelmy jej szef. To nic, że to dzień wolny od pracy, ona musi odebrać, inaczej będzie miała w pracy piekło. Akurat kiedy rozmawia przez telefon, chłopiec chce jej coś ważnego powiedzieć. Kobieta zbywa go machnięciem ręki. Nastolatek wskakuje na deskorolkę, wkłada do uszu słuchawki i mknie przed siebie. Nie za długo mknie, bo zaraz słychać huk. To Louis, właśnie wpadł pod koła ciężarówki. Chłopak trafia do szpitala, tam zapada w śpiączkę. Prognozy nie są optymistyczne. Jeśli Louis nie wybudzi się w ciągu czterech tygodni, zostanie odłączony od respiratora. Matka jest zrozpaczona, nie wie co robić. Bo co można zrobić w takiej sytuacji? Pewnego dnia znajduje w pokoju chłopca jego zeszyt wspaniałości i postanawia przeżyć je wszystkie za niego. Rejestruje wszystko na nagraniach i opisuje ze szczegółami chłopcu, mając nadzieję, że to pomoże mu otworzyć oczy. Chce pokazać synowi, że życie jest piękne i warto o nie walczyć. Czy jej się uda?
Bardzo chciałabym, abyście przeczytali tę książkę. „Pokój wspaniałości” to lektura dosłownie dla każdego, niezależnie od tego, po jaki gatunek sięgacie najchętniej. Gwarantuję, że nie będziecie zawiedzeni. Na okładce widnieje taka rekomendacja: „Książka, która sprawi, że będziecie płakali ze szczęścia”. Ja na zmianę płakałam i śmiałam się. Płakałam nie zawsze ze szczęścia. Było w książce tak dużo wzruszających momentów, że nie dało się pozostać obojętnym. Przy okazji poznawania marzeń nastolatka i obserwowania, komicznych czasami, prób ich spełnienia przez czterdziestoletnią kobietę, dowiadujemy się sporo o życiu bohaterów. I nie tylko tych głównych, czyli Louisa i Thelmy. Nie chcę być okrutna, ale to, co przydarzyło się tej dwójce, musiało się wydarzyć, aby kobieta przewartościowała swoje życie. Ten nieszczęśliwy wypadek był dla niej błogosławieństwem. A właściwie nie wypadek, a zeszyt, który znalazła i fakt, że odważyła się na coś, co przerastało jej wyobrażenia. Inaczej życie tej dwójki wyglądałoby cały czas tak samo. Thelma tkwiłaby całe życie w swojej strefie komfortu i nawet nie zauważyłaby, że krzywdzi przy tym innych. A przede wszystkim swojego syna, który mając tylko ją potrzebował jej uwagi, poczucia bezpieczeństwa, miłości. Chłopiec dorastał, a matka zajęta była głównie pracą, nie interesowała się nim tak, jak tego potrzebował. Chociaż kochała go najbardziej na świecie. Z zapartym tchem śledziłam przemianę, jaka zachodziła stopniowo w tej kobiecie. Jak się otwierała na innych ludzi i na inne doznania. Wspaniałe było to, jak odczuwała całą sobą doświadczenia, zbierane przy okazji spełniania marzeń syna. Ja byłam w tym razem z nią. Przeżywałam wszystko tak samo, albo bardzo podobnie. Bo tak jest napisana ta książka, że nie da się jej przeczytać, nie angażując się w stu procentach. Przekaz płynący z książki jest dla mnie jasny. Nie czekajmy, aż wydarzy się coś, co zmusi nas do tego, aby zacząć żyć naprawdę. Aby naprawić nasze relacje z bliskimi. Aby zacząć skupiać się na rzeczach naprawdę ważnych. Aby spełniać marzenia. Praca jest ważna, za coś przecież musimy żyć. Ale warto popracować nad znalezieniem równowagi w życiu, aby nie okazało się, że jedynym, do czego dążymy i jedynym, co nas zajmuje jest nasza praca i wspinanie się po szczeblach kariery, a życie toczy się gdzieś obok. Na końcu i tak okaże się, że to wszystko na nic, jeśli nie będziemy mieli przy sobie nikogo bliskiego.
„Pokój wspaniałości” to książka wyjątkowa. Krótka, ale bogata w emocje. Interesująca i wciągająca. Napisana prostym, trafiającym do serca czytelnika językiem. Refleksyjnie, ale bez niepotrzebnego patosu. Piękna, ciepła, wzruszająca, dająca nadzieję, wiarę i kopa do działania. Przeczytajcie koniecznie!
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Sonia Draga.
Cała recenzja na: https://maitiribooks.wordpress.com/2020/01/28/pokoj-wspanialosci-julien-sandrel-recenzja-przedpremierowa/
Podziwiać światła Tokio ze szczytu drapacza chmur. Wsiąść do taksówki i krzyknąć: ,,Proszę jechać za tym samochodem!". Wziąć udział w The Color...
Przeczytane:2022-05-04, Ocena: 6, Przeczytałam, 12 książek 2022, 26 książek 2022, 52 książki 2022, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2022, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2022 roku, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2022,
„Pokój wspaniałości” to lektura dosłownie dla każdego, niezależnie od tego, po jaki gatunek sięgacie najchętniej. Gwarantuję, że nie będziecie zawiedzeni. Na okładce widnieje taka rekomendacja: „Książka, która sprawi, że będziecie płakali ze szczęścia”. Ja na zmianę płakałam i śmiałam się. Płakałam nie zawsze ze szczęścia. Było w książce tak dużo wzruszających momentów, że nie dało się pozostać obojętnym. Przy okazji poznawania marzeń nastolatka i obserwowania, komicznych czasami, prób ich spełnienia przez czterdziestoletnią kobietę, dowiadujemy się sporo o życiu bohaterów. I nie tylko tych głównych, czyli Louisa i Thelmy. Poznajemy bliżej mamę głównej bohaterki, która okazuje się być nie tylko przemiłą i oddaną osobą, ale też technologicznym geekiem, autorytetem dla Louisa. Mamy możliwość poznać również inne osoby, na przykład te z otoczenia chłopca, o których matka miała nikłe pojęcie. Nie chcę być okrutna, ale to, co przydarzyło się tej dwójce, musiało się wydarzyć, aby kobieta przewartościowała swoje życie. Ten nieszczęśliwy wypadek był dla niej błogosławieństwem. A właściwie nie wypadek, a zeszyt, który znalazła i fakt, że odważyła się na coś, co przerastało jej wyobrażenia. Inaczej życie tej dwójki wyglądałoby cały czas tak samo. Thelma tkwiłaby całe życie w swojej strefie komfortu i nawet nie zauważyłaby, że krzywdzi przy tym innych. A przede wszystkim swojego syna, który mając tylko ją potrzebował jej uwagi, poczucia bezpieczeństwa, miłości. Chłopiec dorastał, a matka zajęta była głównie pracą, nie interesowała się nim tak, jak tego potrzebował. Chociaż kochała go najbardziej na świecie. Z zapartym tchem śledziłam przemianę, jaka zachodziła stopniowo w tej kobiecie. Jak się otwierała na innych ludzi i na inne doznania. Wspaniałe było to, jak odczuwała całą sobą doświadczenia, zbierane przy okazji spełniania marzeń syna. Ja byłam w tym razem z nią. Przeżywałam wszystko tak samo, albo bardzo podobnie. Bo tak jest napisana ta książka, że nie da się jej przeczytać, nie angażując się w stu procentach. Przekaz płynący z książki jest dla mnie jasny. Nie czekajmy, aż wydarzy się coś, co zmusi nas do tego, aby zacząć żyć naprawdę. Aby naprawić nasze relacje z bliskimi. Aby zacząć skupiać się na rzeczach naprawdę ważnych. Aby spełniać marzenia. Praca jest ważna, za coś przecież musimy żyć. Ale warto popracować nad znalezieniem równowagi w życiu, aby nie okazało się, że jedynym, do czego dążymy i jedynym, co nas zajmuje jest nasza praca i wspinanie się po szczeblach kariery, a życie toczy się gdzieś obok. Na końcu i tak okaże się, że to wszystko na nic, jeśli nie będziemy mieli przy sobie nikogo bliskiego.
O samych marzeniach chłopca, z którymi postanowiła zmierzyć się matka, nie będę za dużo pisać, aby nie odbierać Wam radości z lektury. Ale muszę przyznać, że niektóre były naprawdę odjazdowe. Inne praktycznie niemożliwe do spełnienia przez kobietę w wieku Thelmy. Były też takie, które wymagały przekroczenia swoich granic. Jeszcze inne łapały za serce i uruchamiały lawinę emocji (dobrze mieć pod ręką chusteczki). Thelma nie tylko udowodniła, że jeśli bardzo się chce, to można. Thelma zainspirowała innych do działania, wniosła trochę radości nie tylko do pokoju, w którym leżał chłopiec, ale zaraziła nią cały oddział. Thelma zmieniła życie kilku osób na lepsze. W tym swoje. To, jak się zmieniła ta kobieta przez ten miesiąc, napawa mnie nieustającym podziwem. Przeszła przez wszystkie możliwe etapy, przez które przechodzą osoby znajdujące się w podobnej sytuacji. Miotały nią przeróżne uczucia. Zwracała na siebie jednak uwagę jednym, uporem, walką o niemożliwe i niespotykaną determinacją. Od początku kibicowałam jej i Louisowi w tej walce. Od początku się z tą rodziną związałam. Nie dało się inaczej. Chociaż kobieta na początku wydawała się raczej oziębła, zainteresowana tylko sobą i swoją pracą, dość szybko pokazała, jaka siła w niej drzemie. Pokazała, jak dużo można osiągnąć, otwierając się na inne osoby, próbując i doświadczając. Czasami tylko tyle wystarczy, aby zmienić swoje życie całkowicie, zacząć dostrzegać świat wokół siebie, zwykłe sprawy, na które normalnie nie zwracamy uwagi. Jednym potrzebny jest impuls, aby zacząć coś zmieniać, innym wystarczy zachęta, przemyślenie pewnych spraw. I ta książka idealnie nadaje się do tego, aby na chwilę się zatrzymać, skupić nad własnym życiem i zastanowić się, czy to, co mamy nas cieszy, czy nam wystarcza. Czy warto gonić za nieuchwytnym, czy skoncentrować swoją uwagę na ludziach wokół nas, na tym, co dzieje się tuż obok. Książka, mimo trudnego, bolesnego zdarzenia, które doświadcza tę kobietę (i nie tylko, bo i inne postacie przechodzą w tej książce przez ciężkie chwile), jest bardzo optymistyczna. Dodaje wiary we własne siły i nadziei na lepsze jutro. Odkąd przestałam czytać, nie przestaję się uśmiechać.
„Pokój wspaniałości” to książka wyjątkowa. Krótka, ale bogata w emocje. Interesująca, inspirująca i wciągająca. Napisana prostym, trafiającym do serca czytelnika językiem. Refleksyjnie, ale bez niepotrzebnego patosu. Piękna, ciepła, wzruszająca, dająca nadzieję, wiarę i kopa do działania. Przeczytajcie koniecznie!