Jeszcze nigdy zwycięstwo nie wydawało się tak nierealne, a konsekwencje klęski tak koszmarne.
Pojawili się jak grom z jasnego nieba. Dosłownie. A to dopiero początek...
Inwazja z kosmosu, która musiała w końcu nastąpić - a jednak nikt nie jest na nią gotowy.
Totalna katastrofa, ludzkość na krawędzi zagłady - a jednak wciąż podzielona.
Upadają potęgi, zawodzą najnowsze technologie - a jednak wciąż tli się nadzieja.
Są polscy komandosi i jest wola walki - do końca.
Bo kto wie, co jest po drugiej stronie...
Wydawnictwo: WarBook
Data wydania: 2018-08-22
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 368
"PIERWSZA KREW" - pod tym tytułem kryje się zbiór opowiadań Vladimra Wolffa, osadzony w świecie powieściowego cyklu "Pierwsze starcie", którego głównym motywem jest walka ludzkości z najeźdźcami z innego, przerażającego świata. Książka ta stanowi swego rodzaju dopełnienie głównego cyklu, które w pewnym sensie rzuca inne światło na tło opisanych tam wydarzeń, udziela kilku ważnych odpowiedzi i zaprasza do odbycia fascynującej podróży w czasie i przestrzeni. Pozycja ta ukazała się nakładem Wydawnictwa Warbook.
Na tytuł tej składają się cztery, nie powiązane ze sobą mini opowieści, które w każdym przypadku wiążą się z tajemnicami historii i kontaktów z przedstawicielami obce cywilizacji. Począwszy od prehistorycznych czasów mitycznej Atlantydy i tajemnicy jej zatonięcia, poprzez dzieje podbojów perskiej armii w starożytnym Egipcie, a kończąc na mrocznych sekretach indyjskich świątyń w latach 30-tych ubiegłego wieku oraz współczesnym śledztwie pewnego trójmiejskiego dziennikarza - każda z tych historii łączy w sobie barwną przygodę z wydarzeniami o nadprzyrodzonym charakterze, tworząc tym samym spójny obraz odwiecznej walki ludzkości z obcymi najeźdźcami, którzy mają wobec naszego świata pewien przerażający plan...
Na wstępie należy zaznaczyć, iż zbiór ten stanowi sobą odrębną całość, która nie wymaga od nas znajomości trzech odsłon cyklu "Pierwsze starcie". Tym razem mamy bowiem do czynienia z czterema nie powiązanymi ze sobą historia, które różni czas, miejsce i osoby głównych bohaterów, zaś łączy tajemnice artefaktów nie z tego świata i tych, którzy je do nas sprowadzili. Strony tych mini opowieści wypełnia walka, sensacyjna intryga, wydarzenia o nadprzyrodzonym charakterze oraz potężna porcja humoru, która w me ocenie stanowi niezwykle ważną i silną stronę tej książki.
"NIEZŁOMNY" - pierwsza z opowieści przenosi nas do roku 3752 p.n.e., gdzie oto poznajemy atlantydzkiego dowódcę, Alkestisa. To właśnie jemu zostaje powierzona misja dotarcia do odległych kolonii Atlantów, które padają ofiarą ataków ze strony barbarzyńskich plemion Charunów. Na miejscu bardzo szybko okaże się, że to nie dzicy barbarzyńcy staną się największym zagrożeniem dla Alkestisa i jego armii, a pewna tajemnicza, przerażająca i władająca potężną siłą, postać... To ciekawe, wypełnione barwnymi scenami walki i niezwykle klimatyczne opowiadanie, które idealnie wprowadza nas w charakter tego zbioru.
"ZAGINIONA ARMIA" - ta mini opowieść rozgrywa się zaś w 525 roku p.n.e, czyli czasie perskich triumfów i podbojów. I to właśnie w kolejnym etapie ów ekspansji ma wziąć udział doświadczony weteran walk - Kritiasz, który otrzymuje rozkaz poprowadzenia wyprawy przez egipską pustynię, której celem jest pewna świątynia i ukryte w niej bogactwa. Podróż ta będzie obfitować w całą serię niezwykłych zdarzeń, wśród których nie zabraknie przerażających starć z siłami natury, buntownikami oraz najprawdziwszymi potworami. To w mej ocenie najbarwniejsza, najefektowniejsza i najciekawsza historia, który wykorzystuje w perfekcyjny sposób motyw drogi oraz kulturę i wiarę starożytnego Egiptu...
"PRZEKLĘTA ŚWIĄTYNIA" - w tym opowiadaniu mamy przyjemność odkryć reala trudnej codzienności Indii lat 30-tych ubiegłego wieku, czyli de facto brytyjskiej okupacji tego kraju. Głównym bohaterem opowieści jest ubogi Santosz - indyjski służący w domu brytyjskiego urzędnika. To właśnie on zmaga się z niezwykle palącym problemem, jakim to jest konieczność szybkiego spłacenia długów u pewnego chińskiego typa spod ciemnej gwiazdy. Ten daje mu jednak szansę na wyjście na prostą, jaką to jest włamanie się do pilnie strzeżonej świątyni i wykradzenie z jej wnętrza cennego kamienia. Wobec braku alternatywy Santosz podejmuje się tego zadania, które już na zawsze odmieni jego życie. To interesująca, w dużym stopniu zabawna, ale też i nacechowana indyjską kulturą opowieść o świętokradztwie, walce o lepszy los i cenie, jaką trzeba zapłacić za nierozsądne decyzje.
"PARADA WSPOMNIEŃ" - ostatnia opowieść rozgrywa się w naszej polskiej rzeczywistości roku 2006. Jej główny bohater - dziennikarz sensacji w osobie Damiana Kaniewskiego, wpada na trop interesującego tematu na nowy artykuł, który wiąże się z rzekomą katastrofą UFO w gdańskim porcie z 1959 roku. Docierając do kolejnych świadków tamtych zdarzeń, Kaniewski naraża się pewnym tajemniczym osobom, które nie cofną się przed niczym, by uciszyć niewygodnego dziennikarza. Ta opowieść przybiera postać kryminalno-sensacyjnej relacji z akcją i przygodą w roli głównej, którą dopełnia niepowtarzalny klimat Trójmiasta. To interesująca, choć też i chyba najbardziej enigmatyczna, opowieść w tym zbiorze.
Barwne postacie, przekonujące, szczegółowe i malowniczo przedstawione lokacje oraz umiejętnie potęgowane napięcie rozwoju wydarzeń - to właśnie te elementy charakteryzują każdą z owych mini opowieści, które potrafią nas sobą oczarować, zafascynować, rozbawić, a niekiedy też i przerazić. Oczywiście, jak w każdym zbiorze, tak i w tym przypadku możemy wskazać na te bardziej udane opowiadania - w mej ocenie jest to "Zaginiona armia" i "Przeklęta świątynia", jak i też nieco mniej porywające, aczkolwiek wciąż ciekawe w swej postaci. Dobrze, szybko i z niesłabnącym zaintrygowaniem upływa nam ich lektura, aczkolwiek muszę wskazać tu na pewne "ale". Tym czymś są zakończenia każdej tych historii, które prosiłby się o ciąg dalszy, gdy oto zostajemy z wieloma pytaniami o to, jak dalej potoczyły się losy tych postaci. Cóż, być może kiedyś jeszcze je poznamy...
Słowem podsumowania - zbiór opowiadań pt. "Pierwsza krew", to pozycja ciekawa, interesująca i niezwykle klimatyczna. I jak wspomniałam na wstępie, stanowi ona sobą udane dopełnienie całości cyklu "Pierwsze starcie", który w mej ocenie nabiera innego kształtu po lekturze tej książki. Jeśli macie zatem ochotę na pokaźną porcję dobrej rozrywki z historią, przygodą i fantastyką w roli głównej, to ten tytuł jest właśnie dla was. Ze swej trony polecam i zastanawiam się jednocześnie, co jeszcze przygotuje dla nas ten autor w kontekście spojrzenia na walkę ludzkości z przybyszami z zaświatów...
Chciałoby się w tym miejscu krzyknąć: „ale to już było!”. Niestety, ciąg dalszy nie odnosi się do książki, o której chcę tu teraz napisać. Ponieważ po lekturze tej książki wiem, że owszem, wróci, i to o wiele, wiele więcej, niż śmiem oczekiwać. Niż bym sobie tego życzyła.
Książka „Pierwsze starcie” Vladimira Wolffa ma na pierwszy rzut oka wszystko, co trzeba; szereg dobrze zarysowanych postaci, które czytelnik, mniej lub bardziej jest w stanie polubić, dobrze skonstruowaną fabułę, rozgrywającą się na wszystkich frontach, zarówno polskich, jak i zagranicznych, wysokich dygnitarzy wojskowych i liczne głowy państw do kompletu.
A także nośny w tych czasach temat. Apokaliptyczną katastrofę.
Co sprawiło, że zebranie wszystkich tych elementów razem i umieszczenie ich w książce, opisując je w ciekawy, pełen specjalistycznych nazewnictw sposób, sprawił, że to wszystko nie wypaliło?
Poniżej postaram się przyjrzeć każdemu z wcześniej wymienionych elementów, wcześniej jednak opowiem co nieco o samej fabule. Wszystko skupia się na ataku kosmitów na Ziemię. Wszystko zaczyna się od dostrzeżenia na niebie tajemniczych dysków, które wkrótce pojawią się na Ziemi. Próby przygotowania się do opanowania tego zjawiska, mówiąc krótko, spalają na panewce. Na Ziemię pojedynczo, w odstępach czasu, spadają dyski, roznosząc poszczególne miasta i państwa w perzynę. Ziemianie robią, co mogą; sprowadzają naukowców zajmujących się różnymi dziedzinami, którzy, każdy na swój sposób, próbują się przyjrzeć temu dziwnemu zjawisku, rozszyfrować je, a na koniec powstrzymać.
Sytuacja z dnia na dzień robi się coraz trudniejsza; okazuje się bowiem, że nie tylko kosmici nacierający na Ziemię są bezwzględni. Również dowódcy państw i ich generałowie są gotowi postawić wszystko na jedna kartę, by ocalić Ziemię i tych mieszkańców, którzy zdołali się ukryć. Już nie wspominam, że większość przywódców państw, mając w nosie los swoich obywateli, ukryła się w specjalnie do tego przygotowanych schronach, lub ewakuowała się w miejsca, które nie były zagrożone. Część z nich w czasie ataku odbywała lot specjalnym samolotem nad państwami tym atakiem nie zagrożonymi. Nie mówiąc nawet o tych państwach, które nie będąc zagrożone, nawet nie ruszyły palcem w obronie tych ewakuowanych, nie zaproponowały pomocy przy ratowaniu ludności, czy dostarczaniu najpotrzebniejszych rzeczy do stref zagrożonych. Nie obyło się natomiast bez plucia na siebie nawzajem i wyśmiewania swoich skłonności do ucieczki. Nie chcę w tym miejscu stwierdzić, bo być może byłoby to za mocno powiedziane, że ratowano jednostki kosztem śmierci całych mas ludzi, ale tak to mniej więcej wyglądało. Przy czym te jednostki były zawsze albo „wojskowe”, albo „wysoko ustawione politycznie”.
Sytuacja stała się tym bardziej trudna, że ci, którzy przeżyli, stawali się zakładnikami humanoidalnych istot, bardzo podobnych do ludzkich, które najechały Ziemię. W całej książce, choć ma trzysta parę stron, bardzo dużo się dzieje; odkrywamy sposoby ataków obcych, ich częściową eliminację, badamy stworzone przez nich portale i testujemy bronie, którymi dało by się ich pokonać.
W tej opowieści mało jest kobiet, a jeśli nawet nie pełnią one zbyt ważnych dla fabuły ról. Kręcą się raczej, to tu to tam, podpierając wszystkie decyzje opiniami towarzyszących im wszędzie mężczyzn.
Do żadnego z bohaterów tak naprawdę nie da się przywiązać, bo przeskoki są za częste i zbyt dalekie, bohaterów zdecydowanie za dużo, zwłaszcza tych pełniących marginalne role dla opowieści. Może lepiej by było, gdyby autor skupił się na kilku bohaterach, zamiast rozmieniać się na drobne, bo nie wyszło mu to na dobre.
Wojsko, jak to wojsko, rządzi się własnymi prawami, nawet podczas apokalipsy i choć tutaj też nie wszystko „zagrało”, można było dostrzec jakieś ludzkie odruchy. Oni mogli na siebie w jakimś tam stopniu liczyć, choć czasem mieli związane ręce przez wydawane przez dowódców rozkazy.
Nie obyło się, bez moim zdaniem, wypełniaczy. Wątek pierwszego szkolenia, urwany jakby w połowie i nie podejmowany aż do końca książki, czy historia faceta jeżdżącego zawodowo ciężarówką, czy pracującej w przejezdnym barze kobiety, kompletnie nic do tej historii nie wnoszą i są jedynie napełniaczem stron, zupełnie nie potrzebnym.
Sama historia, choć naprawdę dużo tu się dzieje, też jakoś specjalnie nie porywa. Robiłam przerwy, by po prostu nie zasnąć.
Wydawałoby się, że to będzie proste; wrzucić kilka chodliwych elementów, wymieszać je ze sobą, dodać kilku bohaterów, fabułę jak żywcem przeniesioną z kilku filmów klasy b czy książek.
Kto czytał i kojarzy „Wielki Marsz” Kinga napisany pod pseudonimem, ten pewnie kojarzy, że dzieciaki miały do przejścia trasę, a kto się zatrzymywał, lub zwlekał, niezależnie od powodu, ginął.
Tak właśnie swoją drogą zginęło wielu wziętych do niewoli przez humanoidalne stwory ludzi. Cała reszta, żeby było zabawniej, choć jest to nieco ironiczny humor, zginęła od bomby, kiedy już dotarła na miejsce.
Nigdy więcej nie sięgnę już po książki tego autora. Raz mi wystarczy. Język, którym operuje jest wprawdzie dosyć plastyczny, a opisy i dialogi wypadają w miarę naturalnie, ale jak widać to nie wystarcza, by każdego przekonać do swojej książki. Mnie to nie przekonało.
Wybrałam sobie tą książkę do recenzji w momencie, kiedy sama prowadzę walkę z grypą jelitową. Ona również zaatakowała mój organizm niespodziewanie jak w książce. Niby tutaj spodziewali się inwazji, wielkiego natarcia, które miało ich zniszczyć, jednak i tak byli zaskoczeni. Moim zdaniem, po prostu nie spodziewali się, że jednak do tego dojdzie.
Nawet w obliczu takiej katastrofy ludzie i tak się dzielą. Nie rozumieją, że tylko działając razem mogą jak najszybciej pozbyć się wroga, którego zadaniem jest ich zniszczyć. Działają bardzo szybko, zmiatają z powierzchni ziemi największe miasta. Ginie naprawdę ogrom ludzi z czego ci, którzy to widzą są sparaliżowani i przerażeni. Niby czują, że to już koniec. Niby wiedzą, że tak naprawdę nie mają na nic szans, ich przegrana jest zatwierdzona, jednak gdzieś tam w ich umysłach tli się ta nadzieja, która pozwala wierzyć do końca. Czy zatem istnieje jakaś szansa, że odeprą atak? Czy faktycznie kosmici są na tyle przygotowani, że w ciągu niedługiego czasu cała nasza ludzkość zniknie?
A więc tak. Książka faktycznie przeraża, bo jednak atak kosmitów na naszą planetę gdzieś tam w głowach uczonych się przewija. Dodatkowo akcja bywa nie do przewidzenia. Jest jedną wielką fantastyką, która zaskakuje i pokazuje, że to tylko książka. Ja wyczułam tutaj coś takiego, że autor nie tyle chciał ukazać nam okropną wojnę i jej zniszczenia, ile czasami sugeruje poprzez zachowania bohaterów, że to tylko fikcja literacka i wszystko jest jednym słowem ,,gdyby". Wtedy uzmysławiamy sobie, że niekoniecznie musimy się nią tak przejmować, lecz nie można wykluczać, że faktycznie do czegoś takiego nie dojdzie.
Jeśli chodzi o przedstawienie bohaterów, bo autor zrobił to bardzo specyficznie. Przedstawił nam jedna osobą od a do zet, a następnie ona w niedługim czasie zmarła. Jakby chciał podkreślić, że każde życie jest ważne, warte zapamiętania, choćby nawet miał niewiele czasu, by ktoś go zauważył. Tych główniejszych pozostawiał bardziej w tajemnicy, byśmy sami mogli wyrobić o nich swoje zdanie. Jestem ciekawa, czy i tom drugi będzie podobnie ukazany.
Dwadzieścia lat po nuklearnej wojnie populacja Berlina liczy niespełna 30 tysięcy osób. Podzielona na frakcje, żyje w ciągłym napięciu i strachu przed...
Młody, przystojny, bogaty - czego chcieć więcej? I jeszcze lato, morze, kobiety, imprezy. Żyć nie umierać. No właśnie... Jedna noc całkowicie zmienia...
Przeczytane:2021-12-14, Ocena: 4, Przeczytałam, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2021, 12 książek 2021, Mam, 26 książek 2021,
Bez wątpienia nie jesteśmy jedynymi istotami żyjącymi we Wszechświecie. Bardzo mało prawdopodobne i w pewien sposób nawet egoistyczne byłoby stwierdzenie, że tylko Ziemia ma swoich lokatorów, a poza człowiekiem nie ma nikogo więcej. Już od bardzo dawna prowadzone są badania na temat istnienia obcego życia w naszym Układzie Słonecznym, jednak naukowcy nie natrafili na nic, co mogłoby potwierdzać taką możliwość.
Co jednak, jeśli pozaziemskie istoty nie będą czekać i postanowią odwiedzić nas jako pierwsze? Czy świat stanie w obliczu zagłady, a może będzie możliwość porozumienia się?
Vladimir Wolff w swojej książce "Pierwsze starcie" ukazuje nam kosmitów jako wroga atakującego ludność żyjącą na Ziemi. Napastnikom tym obce jest pojęcie pokoju, od razu przechodzą do zabijania. Ich przybycie jest całkowicie niespodziewane. Niepokojący meteoryt zauważony przez jednego z naukowców, ostatecznie okazuje się być potężną kosmiczną flotą. Jak władze poszczególnych państw podejdą do całej sprawy? Czy wciąż narastający niepokój i panika wpłyną na zachowania obywateli poszczególnych państw? Czy w ogóle możliwe jest pokonanie tak potężnego wroga?
Od samego początku książka ta zapowiadała się naprawdę ciekawie. Temat, którego podjął się Vladimir Wolff niesie ze sobą dość dużo możliwości. Już od pierwszych stron akcja toczyła się szybko i cały czas coś się działo. Kolejne fakty na temat nieznanych obiektów pojawiających się na niebie wzbudzały w czytelniku swego rodzaju ciekawość, jak i niepokój. Niestety z czasem, w moim odczuciu, napięcie zaczęło opadać. Mniej więcej od połowy książki już nie czułam takiego zaciekawienia jak na samym początku, a samo zakończenie nie było zbytnio porywające. Moim zdaniem autor powinien postawić na nagły zwrot akcji, który zachęciłby czytelnika do sięgnięcia po kolejną część tej historii.
Wolff w ciekawy sposób opisuje nastawienie człowieka do przybyszów z kosmosu. Jedni decydują się uciekać, a drudzy nie opuszczają nawet rodzinnych miast. Politycy nie wiedzą co mają robić i komu mogą zaufać. Na jaw wychodzi wiele państwowych tajemnic, które teraz, w obliczu zagłady, nie wydają się już być aż tak szokujące. Konflikty międzynarodowe w wielu przypadkach się pogłębiają. Ludziom trudno jest się zjednoczyć do wspólnej walki z wrogiem.
Podsumowując.
Książkę tę uważam za dość ciekawą i mimo wszystko wartą przeczytania, chociażby z uwagi na przedstawione przez autora zachowania ludzkie w obliczu niebezpieczeństwa. Wolff przedstawił ten aspekt w bardzo różnorodny i interesujący sposób.