Odruchowo spojrzałem na żonę. Mrugała nieprzytomnie oczami. Nocne telefony jej nie dziwily ani nie irytowały. Zdazyla się do nich przyzwyczaić.
Wydawnictwo: Krajowa Agencja Wydawnicza
Data wydania: 2021-08-04
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 208
Dość zawiła zagadka śmierci pana Berkleya. Sporo wątków i podejrzanych. W zasadzie do samego końca trudno odgadnąć, kto zabił. A tu tak proste i typowe rozwiązanie: zabiła zaniedbywana żona!
Przeczytane:2023-06-19, Ocena: 3, Przeczytałam, Mam, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2023 roku,
"To taka krótka historia..."
Niech tytuł recenzji nie będzie mylący, bo choć skojarzenie z utworem jest oczywiste, to żaden dramat natury miłosnej nie ma bezpośredniego odzwierciedlenia w fabule, choć, nie chcąc zdradzać nic z treści, faktycznie ten kryminał oscyluje wokół relacji ludzkich.
Historia krótka, ale czy zwięzła? Retro opowiastka kryminalna przypomina stylem książki o Holmsie. Bardzo podobnie wprowadzona zostaje intryga. Głównymi postaciami są lekarz oraz emerytowany prawnik a także inspektor Draper ze Scotland Yardu. No i oczywiście parę osób, na które czyha niebezpieczeństwo. Narracja jest ukazana z dwóch perspektyw, inspektora oraz lekarza. Rzecz ma miejsce w Londynie, a akcja kręci się wokół mieszkańców pewnego budynku:
"Dom pod numerem piątym z pewnością należał do najbardziej pechowych budowli w Londynie."
Intrygujący początek nie zwiastuje jednak rychłego rozwoju zdarzeń. Nim to nastąpi, przed czytelnikiem treściwe tło przeszłych zdarzeń oraz nie mniej esencjonalne życiorysy bohaterów. A po drodze chciałoby się natknąć na ciekawe wątki, czy to główne czy poboczne, ale zamiast atrakcyjnych epizodów, szereg pozornie frapujących wypadków nim dojdzie do wyraźnej zmiany i zarysuje się kierunek spraw.
Właśnie w przedstawieniu bohaterów widoczna jest analogia z opowieściami o Holmsie albo też o belgijskim detektywie, bo nazwiska (bądź imiona) pojawiają się co rusz, jakby miały sygnalizować, aby czytelnik koniecznie zapamiętał to nazwisko bo, a nuż, to istotna persona w śledztwie. Kolejne nazwisko i ma się wrażenie, że znów należy uważać na to, czy przypadkiem coś nie łączy kluczowych osób ze wspomnianym właśnie osobnikiem. Różne są sposoby przedstawiania postaci odgrywających swoje mniejsze bądź większe role w opowieści, ale ten tutaj tak bardzo przypomina styl A. Christie i A.C. Doyle'a.
Kryminał, który wreszcie staje się faktem, przekształca się w śledztwo, i jak to zwykle podczas takich działań jest, u czytelnika wyostrza się zmysł analityczny. Zdolność ta, przyznać należy, zostaje wyeksploatowana do cna, bo w tej historii nie wydarza się nic więcej, poza główną zbrodnią i próbą jej rozwikłania. Zatem do ostatnich stroniczek tylko jedna sprawa zaprzątać będzie głowę czytelnika.
Styl powieści jest zwyczajny, znośny i w większości nie wyróżnia się niczym, co mogłoby w jakikolwiek sposób wpływać na odbiór lektury. W większości, bo jeden szczegół wart jest wspomnienia. Specyficzny język wypowiedzi jednego z bohaterów (w dialogach, ma się rozumieć) może jednak w którymś momencie zacząć irytować. Miłośnik kryminału jednak czeka, żeby ktoś zwerbalizował czym prędzej swoje myśli, a nie kluczył, wtrącał podobne nawyczki, choć miały one zapewne nakreślić charakter, status, osobowość bohatera:
"— Nie słyszałeś? Przecież każde dziecko zna tę historyjkę. Otóż ów McDonald, panie, proszę ciebie, pojechał do pewnego..."
Książka jest przeciętna, ale warta uwagi, choćby ze względu na brak obecnej nowoczesnej technologii, co może wzbudzać pewną ciekawość w kontekście śledztwa. Telefon stacjonarny był tym gadżetem, który pozwalał bohaterom na komunikację i poza tym postaci nie były w posiadaniu innych ciekawych gadżetów użytku codziennego, jak można zaobserwować we współczesnej literaturze bez względu na gatunek.
Różowa okładka to dziś dla miłośników książkowych "staroci" jednoznaczne skojarzenie z kryminałami właśnie, z kryminałami minionych dekad, które wciąż nieustannie zalegają półki antykwariatów.