Sześcioletni chłopiec na wskutek wypadku staje się żarówką. Podłączony do prądu świeci, ale również parzy. Nie lepiej mają się jego rodzice. Ojciec chłopca został rozprasowany żelazkiem, a matka złamała się na pół. Dosłownie.
Dorastanie z nimi nie jest łatwe i zmusza bohatera do opuszczenia domu w poszukiwaniu sensu i własnej bezpiecznej przestrzeni. Ale czy to może się udać, gdy wszystko sprzysięgło się przeciwko niemu?
„Pan Żarówka”, wydawniczy debiut Wojtka Wawszczyka, znanego reżysera filmów animowanych („Jeż Jerzy”, „Kacperiada”) to epicka, surrealistyczna opowieść o nieodwzajemnionej miłości do życia.
Wydawnictwo: Kultura gniewu
Data wydania: 2018 (data przybliżona)
Kategoria: Komiksy
ISBN:
Liczba stron: 624
Język oryginału: polski
ABSURDALNY UNDERGROUND
Jaki jest współczesny komiks polski, każdy chyba widzi. Owszem, obecne są w nim różnorodne trendy, jednakże to, co pozostaje najbardziej wyraziste, to minimalizm i undergroundowa stylistyka, które widoczne są w niemalże każdym dziele dla dojrzalszych odbiorców. Pan Żarówka to kolejne dzieło tego typu, brudne i oszczędne, gdy mowa o szacie graficznej, jeśli zaś chodzi o treść, prawdziwe, choć pełne absurdów i symbolicznych scen. Ciekawe, interesujące i absolutnie warte poznania, choć niewnoszące niczego nowego, w przypadku wrażeń artystycznych.
Szare miasto. Szare ulice. Szare bloki. Szara codzienność. Ludzie w ciągłym biegu z domu do pracy, z pracy do domu, niemający czasu dla siebie, dla rodziny, dla pomniejszych przyjemności. Pewien sześcioletni chłopiec żyje w takim właśnie otoczeniu. Jego ojciec, zajmujący się zawodowo prasowaniem, ulega wypadkowi. Najpierw rozprasowuje sobie nogę, potem, po awansie na nowe, bardziej wymagające stanowisko, cały wpada pod żelazko, co kończy się dla niego przemienieniem w człowieka naleśnika. Chłopiec, który marzył, by ojciec więcej czasu spędzał w domu, przekonuje się, że tata w obecnym stanie nie jest tym, czego oczekiwał. Matka, nie mogąc liczyć na pomoc męża, zabiera ze sobą syna do pracy, a tam dochodzi do tragedii. Wnętrzności chłopca zostają wypalone, a gorący metal tworzy w nim coś na kształt rusztowania z trzech drucików. Jakim cudem sześciolatek żyje, nikt nie ma pojęcia. Nikt też nie wie, że już wkrótce stanie się człowiekiem żarówką. Jednak co to będzie oznaczało dla jego bliskich, otoczenia i przede wszystkim jego samego?
Całość recenzji na portalu NTG: https://nietylkogry.pl/post/absurdalny-underground-recenzja-komiksu-pan-zarowka/
Gruby, ładnie wydany komiks - co za złocenia na okładce - w denerwującym formacie (coś w rodzaju A5).
Taki komiksowy realizm magiczny - strasznie lubię ten 'gatunek' opowieści, a w komiksowie chyba nie zdarza się tak często (ja trafiam na coś takiego pierwszy raz). Z tego powodu jestem zadowolona z lektury, ale tak poza tym to jakoś szczęka mi nie opadła ani razu.
To opowieść o życiu chłopca, który połknął jakiś metal i zamienił się w żarówkę. Ma ojca kalekę - naleśnika, i matkę, która zacharowuje się dla nich obu i w zasadzie się łamie na pół. Raczej gorzka opowieść o dorastaniu i znajdywaniu własnego miejsca, w pewien sposób... nudna. Realne problemy zostały zwyczajnie zastąpione fantastycznymi ideami (bycie żarówką, świecenie i 'rażenie' czy też 'parzenie' innych, nietolerancja na zimno itp.) co według mnie wypada dosyć blado. Da się to opisać w tendencji realistycznej, a przyjęta formuła wcale nie gwarantuje sukcesu czy pogłębienia przekazu. W zasadzie przesłanie jest banalne.
Kreska znośna, w żadnym razie nie powala. Czarnobiała, często toporna, kanciasta - miałam często problemy z odczytaniem uczuć postaci.
Nie żałuję przeczytania, ale trochę przykro, że zapowiadało się coś innego, może szalonego - a wyszło jak zwykle - pamiętnik dojrzewania kolejnego przeciętniaka (pomimo nawet tego, że teoretycznie jest inny bo świeci) w rysunkach. Ech.
Przeczytane:2024-06-16,
Wydawnictwo Kultura Gniewu przypomniało nam właśnie znakomitą, graficzną opowieść Wojtka Wawszczyka pt. „Pan Żarówka”, która to ukazawszy się po raz pierwszy w 2018 roku wywołała wielkie poruszenie na scenie polskiego komiksu. Wielu czytelników określiło ten tytuł mianem jednej z najlepszych i najoryginalniejszych odsłon polskiej sztuki komiksu w XXI wieku - czy słusznie, o tym niechaj przekona wasz sięgnięcie po ten tytuł w jego nowym wydaniu, a być może też i po części moja skromna jego recenzja. Zapraszam.
Trzy rodzinne wypadki, tragedie i kompletnie surrealistyczne sytuacje - od tego się zaczyna de facto ta opowieść, gdy oto ojciec zostaje rozprasowany na placek, gdy matka przełamuje się na pół i gdy wreszcie sześcioletni chłopiec po wypadku w hucie zaczyna świecić i parzyć, gdy tylko włoży palec do elektrycznego gniazdka. Mimo swych ułomności, cierpień i dziwactw starają się oni wspólnie żyć, tworząc względnie normalną rodzinę, co koniec końców okazuje się nie do końca możliwym. Mijają lata, mija czas i przemijają marzenia o lepszym życiu..., ale już dorosły chłopiec „Żarówka” wciąż nie traci nadziei, że odnajdzie swoje właściwe miejsce...
To smutna, gorzka, nierzadko naprawdę bolesna opowieść o wielu z nas, którzy w prawdziwym życiu znaleźli się w skórze świecącego chłopca - oczywiście nie dosłownie, ale mimo wszystko, tak. Bo za pokaźną warstwą absurdu, groteski, wspominanego już surrealizmu kryje się prawda o polskim społeczeństwie schyłku okresu PRL-u, gdzie wszędzie dookoła nas była bieda, beznadzieja, szarość i niezrozumienie dla tych, którzy w jakiś sposób wyróżniali się z tego tła. Dla mnie o tym jest właśnie ta historia, której nie wieńczy sztuczny happy end, ale znów najprawdziwsza proza życia.
Losy świecącego chłopca, następnie młodzieńca, jak i wreszcie mężczyzny - to właśnie one znaczą szlak tej przedziwnej relacji, ukazującej rodzinę głównego bohatera, jej ułomności, trudną codzienność oraz walkę o coś lepszego, o co w przypadku pozbawionego organów człowieka, które zastąpiły druciki, nie jest łatwo. To sceny o zdrowiu, nauce, pracy, nieszczęśliwej miłości, jak i wreszcie ciężarze opieki nad niepełnosprawnymi rodzicami, które oczywiście łączą się z wieloma innymi, intrygującymi, ale też i zawsze smutnymi wątkami. Z ta opowieścią jest bowiem tak, że przez cały czas nie możemy być pewni tego, co za chwilę nas spotka..., ale jednocześnie możemy być pewni tego, że będzie to coś bardzo smutnego...
Prosta, bardzo minimalistyczna, ale jednak przemawiająca do nas z wielką mocą - tak przedstawia się ilustracyjna postać tego komiksu, gdzie mamy czarno-białe, pociągnięte surową i zamierzenie niedokładną kreską, piękne w swej brzydocie rysunki. Bo one są brzydkie, smutne, szare..., czyli dokładnie takie, jak ten świat, jak jego bohaterowie i ich życie. I znów można powiedzieć, że nie dałoby się lepiej zobrazować tej historii, aniżeli właśnie w taki w sposób, w jaki zrobił to Wojtek Wawszczyk.
Nie sposób nie odnieść wrażenia, że w tej komiksowej opowieści kryje się znacznie więcej, aniżeli mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Bo to coś znacznie większego i ważniejszego, aniżeli tylko absurdalna historia spod znaku czarnej i oderwanej od rzeczywistości komedii - to obyczajowy i społeczny dramat, który dotyka tematyki samotności, niezrozumienia, poświęcenia kosztem własnych marzeń, na których spełnienie może nie wystarczyć już czasu. I tak naprawdę każdy z nas znajdzie w tej historii coś innego, ale zawsze będzie to prawda o ludzkim losie.
Intryguje nas ta opowieść, zaraża swoją przedziwnością formy, zachwyca relacją o kolejnych losach bohaterów. I choć czasami mamy dość tego smutku i obecnej tu niesprawiedliwości, to i tak nie odłożymy tego komiksu na bok, bo musimy dowiedzieć się tego, jak zakończy się ta relacja. To przede wszystkim wielkie emocje i zarazem podziw dla autora, który stworzył coś wyjątkowego, innego, pięknego pod każdym względem.
Jeśli jeszcze nie poznaliście „Pana Żarówki”, nadróbcie to koniecznie. Jeśli mieliście okazję odkryć pierwsze wydanie, to przypomnijcie sobie tę piękną historię raz jeszcze, gdyż po tych sześciu już latach być może dostrzeżecie w niej coś jeszcze innego, co warto odkryć. W każdym razem sięgnijcie – polecam.