Po tym, jak Olga zobaczyła go po raz pierwszy, uporczywie wracał do niej w myślach. Tajemnicza postać z plecakiem pełnym kolorowych balonów. Ni to mężczyzna, ni dziecko. Ona samotna, on osobny i zamknięty we własnym świecie - ich losy przetną się ponownie na skrzyżowaniu ulic w chwili tragicznego zdarzenia.
Dzięki zaskakującej kompozycji Małecki stopniowo odkrywa przed czytelnikiem prawdziwy bieg zdarzeń. Gdzieś między dwojgiem bliskich, lecz obcych sobie ludzi są niewypowiedziane słowa, niespełnione relacje oraz zawieszone gesty. Wielkie miasto wypełniają miłość i samotność.
Nikt nie idzie to powieść, która hipnotyzuje i zostaje w pamięci na długo.
***
,,Do niedawna pytana o ulubionego polskiego autora miałam jedno nazwisko. Po Nikt nie idzie odpowiadam: Myśliwski i Małecki".
Joanna Bator
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Data wydania: 2022-11-16
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 272
Pisać o książkach Jakuba Małeckiego, to jakby pisać o najpiękniejszych, najbardziej życiowych historiach. Niebywała przyjemność.
Moje serce po lekturach Jego książek zawsze przepełnione jest spokojem. Każda z nich wita mnie powiewiem emocji, odczuwania, malowniczym obrazem ludzkich egzystencji.
Małecki ma niezwykły dar. Ten dar objawia się w Jego słowach. Tak lekkich jak delikatna smuga wiosennego wiatru, a jednocześnie tak bardzo ważnych i trafiających w zakamarki duszy. Dla mnie każda chwila spędzona z książkami tego Pisarza to czas, który celebruję. Zamykam się w świecie wyobraźni i oddaję się bez zawahania opowieściom, które tworzy. Ufam mu. Wiem, że mnie nie zawiedzie.
„ Tą drogą
Nikt nie idzie
Tego dzisiejszego wieczoru ”
„ Nikt nie idzie ” to ubrana w emocjonalny obraz opowieść o ludzkich wyborach. Smutna, melancholijna. Ale jednocześnie w jakiś wyjątkowy sposób ciepło otulająca duszę. Ucząca współodczuwania. Bohaterowie dokonujący tych wyborów u Małeckiego nie mają łatwego życia. Bo i to życie łatwe nie jest. Jest trudne, bo jest w pewnym sensie dla nas tylko drogą. Drogą ku innemu światu. I to jak tę drogę przeżyjemy, będzie miało swój finał. Kiedyś.
Olga, bohaterka tej książki wyboru dokonała. I zmaga się z nim. Jedna decyzja rzutuje na jej prawie do szczęścia. I choćby serce chciało, to umęczona dusza nie pozwoli jej w pełni tego szczęścia zasmakować.
Klemens to pogrążony we własnym świecie mężczyzna. Zamyka się ta jego rzeczywistość w plecaku z balonami, który zdaje się, że jest dla niego wszystkim, a jego życie polega na obserwowaniu. Bo inaczej nie potrafi.
Losy tej dwójki gdzieś w tym świecie się krzyżują. Każde z nich na swój sposób chce żyć. Ale co to życie tak w ogóle oznacza?
Twórczość Jakuba Małeckiego będę polecać zawsze. Dla mnie to Pisarz, który nigdy nie zawodzi, który oddaje swoimi słowami to, czego powiedzieć się nie da. Czytajcie.
Powieść Jakuba Małeckiego ; Nikt nie idzie ; wydawnictwa SQN, to wielowątkowa fabuła która zaczyna się w Kaliszu. Igor jako dziecko zostaje zagubionym chłopcem, któremu zaginął brat Marcin w Japonii będąc na zawodach. Chłopiec któregoś dnia zaczyna pracować dorywczo przy grabieniu liści w ogrodzie rodziców Olgi, dziewczynki która pochodzi z dobrego domu. Tam się poznają, tolerują, szanują, wybucha uczucie, wyjeżdżają do Warszawy. Rozstanie, pierwsza praca, sex, życie w wielkim mieście. I Klemens, ni mężczyzna , ni chłopak - niepełnosprawny który żyje we własnym świecie. Plecak z balonami, z wycinkami, bo ojciec zginął w wypadku samolotowym…tatuaż z adresem i upadek matki kończący jej żywot na chodniku. Co stanie się z Klemensem? Czy Olga wróci do Igora? Jaką kryje tajemnicę? Fortepiany, miłość do klawiszy…Najlepszy jest koniec powieści.
Małeckiego szanuję za powieści takie jak ; Dygot ; ; Rdzę ; jego prosty język przekazu, który trafia w serce i w wyobraźnię. Treść łatwo pokonuje przeskoki pomiędzy bohaterami, ich relacje, potrzeby, marzenia, tolerancje, strach i pokorę. Serdecznie zapraszam do lektury. Renata Mielczarek
„Nikt nie idzie" to poruszająca, wywołująca wiele emocji książka.
Autor przedstawia nam losy czwórki bohaterów, które wzajemnie się krzyżują, gdy Ci są w kompletnie różnych etapach życiach, każdy ze swoimi problemami, z którymi stara się jakoś sobie radzić. Olga i Igor znali się od dziecka, niemniej jednak ich drogi się rozeszły, lecz spotkanie po latach pokazuje im jak bardzo za sobą tęsknili. Marzena natomiast została samotnie wychowującą dziecko matką, której było bardzo ciężko. Zarówno Olga jak i niepełnosprawny Klemens w życiu wiele przeszli. Każde z nich ma swoją historię, a ich spotkanie w życiu nie było przypadkowe. Oboje za czymś gonią, czegoś szukają, wzajemnie sobie uświadamiając, co tak naprawdę jest ważne. Książka nie jest lekka i łatwa, niemniej jednak po rozpoczęci czytania nie można odłożyć jej na półkę. Mimo iż autor przenosi nas podczas czytania w przestrzeniach czasowych, prezentuje fragmenty akcji z teraźniejszości, aby później wrócić do istotnych faktów z przeszłości, książkę czyta się przyjemnie. Nie ma problemów z odnalezieniem się w czasoprzestrzeni.
czytampierwszy.pl
Olga i Igor to dwójka osób, których drogi krzyżują się na ruchliwych ulicach stolicy. Szukają harmonii, miłości, akceptacji, ale przez błędne decyzje podjęte w przeszłości skazują się na samotność. Zamknięci na świat wokół, żyją z dnia na dzień.
J. Małecki opisuje życie zwykłych ludzi i jak ich historie potrafią chwycić czytelnika za duszę. „Nikt nie idzie” to książka o miłości, tragedii, samotności, o błędnych wyborach wpływających na całe życie i o chwilach, które potrafią zmienić ludzkie życie. Podobało mi się to, że autor aktywizuje czytelnika poprzez przedstawienie fragmentów wspomnień, które dopiero po pewnym czasie zaczynają tworzyć całość. Czytając książkę, czujemy się, jakbyśmy składali klocki, każda kolejna strona odkrywa przed nami następny element. Autor nie ocenia swoich bohaterów, nie krytykuje, ani nie pochwala podjętych przez nich decyzji. Jest tylko i wyłącznie narratorem opowiadającym o cudzym losie, maksymalnie skupionym na bohaterze, których tak fantastycznie skonstruował.
„Od pewnego czasu w jej życiu nie działo się jednak prawie nic i miała nadzieję, że tak już pozostanie. Spośród wszystkich złych sposobów na spędzenie życia „prawie nic” wydawało jej się sposobem najlepszym”
Pomimo tego, że akcja książki toczy się spokojnym, jednostajnym rytmem, nie sposób się od niej oderwać. Tragedie życiowe przedstawione w książce, takie jak nieszczęśliwa miłość, nieuleczalna choroba dziecka, śmierć w tragicznych okolicznościach, zaginięcie bliskiej osoby, skłaniają czytelnika do refleksji. Muszę wspomnieć, że nie do końca spodobała się konstrukcja zakończenia, ale to jedyny minus jak dostrzegłam.
"Nikt nie idzie" czaruję swoją autentycznością i literackim warsztatem. Powieść ta jest napisana z ujmującą subtelnością i wrażliwością. Nie mogłabym tu nie wspomnieć o samej okładce książki, która prezentuje się wspaniale i niewątpliwie przyciąga wzrok. Na pewno sięgnę po inne książki Jakuba Małeckiego.
"Tą drogą
nikt nie idzie
tego dzisiejszego wieczoru."
czytampierwszy
Szczerze pisząc recenzja tej książki sprawiła mi sporo problemów. Głowiłam się nad nią dobry tydzień i w dalszym ciągu nie bardzo wiedziałam co napisać. Jakub Małecki przygotował dla nas słodko- gorzką i bardzo subtelną powieść, w której odnajdziemy dużo szarości, codzienności, zwykłego życia niby zwyczajnych ludzi. Jest to powieść o wszystkim i o niczym, prosta i trudna zarazem, zwyczajna i niezwyczajna. Mówi o życiu i wyborach oraz tym, że jedna chwila może wszystko zmienić. Opowiada o ludziach zagubionych w rzeczywistości, niepewnych w relacjach, samotnych, porzuconych. Zwyczajność wręcz wylewa się z jej stron. Autor niczego nie upiększał, posłużył się inną – powiedziałabym wręcz surową – narracją. Dodatkowo zamiast gotowej historii, dostajemy jej okruchy, puzzle, z których stopniowo tworzymy cały obraz i jednocześnie zastanawiamy się jaki będzie jego ostateczny kształt. Nikt nie idzie jest powieścią oszczędną, wręcz minimalistyczną, spokojną nawet w jej tragicznych momentach, skupioną na detalach i niuansach, niewypowiedzianych słowach i gestach. Czytając ją odniosłam wrażenie, że to właśnie one są w niej najważniejsze. Mi osobiście lektura tej książki przyniosła więcej pytań niż odpowiedzi.
Jeśli miałabym w jednym zdaniu odpowiedzieć na pytanie: o czym jest ta powieść? Powiedziałabym, że o tym z czym nie potrafimy sobie w życiu radzić...
Recenzja przygotowana dla portalu www.czytampierwszy.pl
Uwielbiam prosty, ale emocjonalnie sugestywny język Jakuba Małeckiego. Sięgając po “Nikt nie idzie” miałam nadzieję po raz kolejny zanurzyć się w narracji, świecie i bohaterach autora. I po części tak się stało.
Olga spotyka na swojej drodze Klemensa, który nie mówi i ma torbę pełną balonów. I w zasadzie nic więcej nie mogę powiedzieć bez spoilerowania.
“Nikt nie idzie” w przeciwności do poprzednich książek Jakuba Małeckiego, które czytałam, przenosi akcję z prowincji do miasta. I to nie byle jakiego miasta, ale do samej Warszawy. Z miejsca, gdzie samotność bywa najczęściej fizyczna, do miejsca, gdzie samotność w dużej mierze ma charakter psychologiczny.
Czy ta zmiana wyszła autorowi na dobre? Nie do końca. Historia w “Nikt nie idzie” nie porwała mnie w takim stopniu, jak poprzednie książki. Mam wrażenie, że autor wrzucił w zbyt małą objętość zbyt wiele historii i postaci, przez co żadna z nich w pełni nie wybrzmiała.
Fabuła tej powieści jest trochę poszatkowana. Historię poznajemy z różnych perspektyw i z różnych punktów w czasie. Jednak mimo tak szerokiego spojrzenia, nie ma tu tej głębi, którą tak polubiłam w “Dygocie” i “Rdzy”.
Jeśli ktoś nie czytał jeszcze żadnej książki Jakuba Małeckiego, to mogę polecić “Nikt nie idzie”. Nie jest to zła książka. Po prostu nie jest tak dobra, jak przyzwyczaił mnie Jakub Małecki.
---
Książkę przeczytałam dzięki portalowi www.CzytamPierwszy.pl
Z twórczością Pana Małeckiego spotkałam się do tej pory tylko raz, przy okazji lektury genialnej "Rdzy", ale ta jedna powieść wystarczyła, by po kolejną sięgnąć w ciemno. Nie było takiej możliwości, żebym nie położyła łapek na świeżutkim, wciąż gorącym "Nikt Nie Idzie", gdy tylko się ukazało. Nastawiałam się na wspaniałe przeżycia literackie i nie zawiodłam się, chociaż żeby w pełni zrozumieć przekaz tej opowieści, musiała mi się w głowie trochę uleżeć.
To świetna książka, ale to akurat było wiadomo już w momencie, w którym wzrok padł na nazwisko autora. Pana Małeckiego chyba nie trzeba nikomu przedstawiać a jego powieści rekomendować, mimo to pozwolę sobie powiedzieć, że "Nikt Nie Idzie" to piękna opowieść o życiu, trudnych decyzjach i ich konsekwencjach. Trochę o miłości, trochę o samotności. Każdy znajdzie tutaj coś dla siebie i każdemu tę książkę polecam.
Pełna recenzja: rosemaryczyta.blogspot.pl
czytampierwszy.pl
"Takie rzeczy po prostu się zdarzają".
Nie bez powodu ta pozycja otrzymała ode mnie najwyższą notę, to jest naprawdę dobry kawałek literatury. Dogłębnie przemyślana, mądra, poruszająca najczulsze struny w duszy czytelnika, cudownie opowiedziana historia, a właściwie kilka.
Na początku poznajemy Marzenę, która ma niespotykane hobby i niewiele wspólnego z opisem na końcu książki. Przynajmniej tak nam się może na początku wydawać, później okazuje się, że jednak się mylimy. Osoba ta pojawia się ponownie w kluczowym momencie, kiedy losy Olgi i wspomnianego w opisie chłopca-mężczyzny przecinają się.
Konstrukcja książki jest nietypowa. Czytamy o przeszłości Marzeny w latach osiemdziesiątych, żeby zaraz potem przenieść się do Warszawy w 2017 roku i poznać Olgę. Za sprawą Olgi poznajemy Igora. Z opowieści obojga dowiadujemy się o ich rodzinach. Miesza się w tej pozycji przeszłość z teraźniejszością bohaterów, mieszają się wspomnienia, mieszają historie. Nie wiadomo tylko jaka przyszłość czeka naszych bohaterów, bo autor pozostawił otwarte zakończenie.
Czytając książkę można odnieść wrażenie, że fabułę napisało samo życie, jest do bólu prawdziwa. Rozsypane wycinki z życia różnych osób i rodzin, ostatecznie łączą się w jedną spójną całość. Bieg zdarzeń odkrywa się sam z każdą kolejną przeczytaną stroną. Niedopowiedzenia, których jest w książce trochę, czynią ją tylko ciekawszą, pozostawiają sporo miejsca na domysły, ale w ogóle nie przeszkadzają w zrozumieniu sytuacji. To jest jedna z tych pozycji, których nie da się zwyczajnie przeczytać, odłożyć i zapomnieć. Ta książka zostaje z nami na długo. To jest również taka lektura, którą każdy odbierze inaczej i coś innego dla siebie wyciągnie. Dla mnie była ważną lekcją. Pozwoliła na chwile refleksji nad tym, co jest ważne, za czym warto gonić, a co lepiej odpuścić. Życie jest pokręcone i nie zawsze jest sprawiedliwe, ale ma wiele odcieni. I taka jest ta książka, niejednoznaczna, smutna, ale dająca nadzieję.
Co można powiedzieć o bohaterach tej krótkiej powieści? Można, nawet można sporo, ale ograniczę się do stwierdzenia, że są różnorodni. To cała gama osobowości, ale łączy ich jedno, na pewnym poziomie wszyscy są samotni. Inaczej, a jednak każdy zamknięty w swoim świecie i poszukujący.. Uznania, akceptacji, miłości? Olga, pokiereszowana. Po zachłyśnięciu się wielkim miastem, podejmuje w życiu kilka złych decyzji, z których jedna jest fatalna w skutkach i definiuje jej dalsze życie. Igor, jako dziecko, rzuca w złości kilka słów, których już później nie może odkręcić i które wpływają na całe jego dalsze życie. Obwinia się, ma do siebie żal, również pokiereszowany. Klemens, samotny jak pozostała dwójka, a jednak inaczej, od zawsze zamknięty we własnym świecie. Wiele ich łączy i wiele dzieli. Mamy w tej pozycji również inne postacie, których kreacja pozostaje na równie wysokim poziomie.
Jedyny minus jaki zauważam, to wspomniane już otwarte zakończenie. Chciałabym wiedzieć jaką przyszłość widział autor dla swoich bohaterów. Jak potoczą się losy Olgi i Igora? Co stanie się z Klemensem, czy jego "wujek" nadal przy nim będzie?
Tę pozycję wyróżnia nie tylko cudowna okładka, ale też wyjątkowa treść. Wielowątkowa, ale nieprzegadana, wypełniona po brzegi emocjami, zachwycająca i zasmucająca jednocześnie, doskonała. Bardzo polecam!
Książkę przeczytałam dzięki portalowi www.czytampierwszy.pl
"Wiersze fascynowały go, ale robiły mu krzywdę. Zabierały spokój, męczyły. Czasami przychodziło mu do głowy, że wolałby nigdy nie zainteresować się haiku, nie wiedzieć tego wszystkiego, nie znać tych myśli i słów."
Przyszedł czas i na mnie aby zapoznać się z twórczością Jakuba Małeckiego do, którego zabierałam się dłuugi czas. Po milionach opinii przeczytanych na blogach, byłam nastawiona na naprawdę dobrą lekturę. Chcą czy nie, nie potrafię ich podważyć.
W książce znajdujemy wiele wspaniałych fragmentów, które podbijają serce i dają sporo do myślenia. Tak na prawdę książka jest o wszystkim i o niczym, o codziennych i niecodziennych problemach, konsekwencjach z podejmowanych decyzji, radości lub smutku z poszczególnych sytuacji czy przynoszące przez kolejne dni niespodzianki. Olga na co dzień jest zwykłą kobietą, która poznaje nietypowego chłopca, ubranego w czapkę z zielonym pomponem i trzymającego pakiet napompowanych balonów w plecaku. Marzena za to jest jego matką, która nie posiada kolorowego życia, lecz kocha syna zamkniętego w swoim świecie, który ma marzenie nauczyć się latać. Jedna tragedia zmienia życie całej trójki, teraz tylko możemy się domyślać, czy na lepsze czy gorsze.
"Nikt nie idzie" jest książką przepełnioną bolesną codziennością, która potrafi człowieka wzruszyć jak i załamać. Z pozoru zwyczajne sytuacje, wzbudzają wiele emocji, które dają do myślenia. Książkę jak najbardziej można określić mianem "innej", wyjątkowej. Możliwe, że jest to sprawa narracji, surowszej, nie pisanej lekkim piórem. Widać, że autor wkłada w książkę wiele swoich przemyśleń i przede wszystkim serca. Krótkie rozdziały, pojedyncze grafiki, także nadają pozytywny nastrój. Wszystko jest przeplatane urywkami z przeszłości, które osobiście bardzo mi się spodobały i może trochę mnie boli, że było ich tak mało. Sam fakt posiadania tej książki na regale i zerkanie co pewien czas na wspaniałą okładkę, cieszy oko.
Reasumując, książkę jak najbardziej polecam przeczytać, ponieważ zostaje w pamięci i potrafi nam niektóre rzeczy uświadomić.
"Marzyła o zestawie siedmiu książek Sapkowskiego, a dostawała ciężki naszyjnik, który był piękny, zachwycający, ale miał jedną podstawową wadę: nie był zestawem siedmiu książek Sapkowskiego."
czytampierwszy.pl
Od kiedy Olga Lipska zobaczyła w tramwaju osobliwego chłopca – mężczyznę w czapce z zielonym pomponem, kolorowymi balonami w plecaku i zamkniętego we własnym świecie, od wtedy ten nieustannie powracał do niej w myślach i snach. Kiedy po pół roku ich drogi znowu przecinają się, chłopiec- mężczyzna przeżywa tragedię, a Olga postanawia mu pomóc.
„Od pewnego czasu w jej życiu nie działo się jednak prawie nic i miała nadzieję, że tak już pozostanie. Spośród wszystkich złych sposobów na spędzenie życia „prawie nic” wydawało jej się sposobem najlepszym”. (s.43)
Książka – cudo. Po prostu. To nieprawdopodobne, w jaki sposób Jakub Małecki opisuje życie zwykłych ludzi i jak ich historie potrafią chwycić czytelnika za duszę. „Nikt nie idzie” to książka o miłości, tragedii, samotności, o błędnych wyborach wpływających na całe życie i o chwilach, które potrafią zmienić ludzkie życie. Podobało mi się to, że autor aktywizuje czytelnika poprzez przedstawienie fragmentów wspomnień, które dopiero po pewnym czasie zaczynają tworzyć całość. Ta książka jest utkana z emocji, tak żywych i wyczuwalnych, że ciężko mi było się z nią rozstać, dlatego jedyne czego żałuje to to, że jest taka krótka…
„Nikt nie idzie” to najbardziej wyczekiwana przeze mnie książka 2018 roku i oczywiście nie zawiodłam się, na pewno jeszcze do niej wrócę. Innym polecam, na pewno szybko o niej nie zapomnicie.
Za możliwość przeczytania dziękuję portalowi czytampierwszy.pl
„Nikt nie idzie to moje pierwsze spotkanie z twórczością autora Jakuba Małeckiego. Niemniej jednak nie było ono ostatnie, a dopiero początek przygody z jego książkami. Mam nadzieję, że wszystkie przypadną mi w równym stopniu do gustu. Książkę autora czyta się bardzo przyjemnie, pomimo tego, że temat wcale nie jest sielankowy, a trudny i bolesny.
Akcja książki rozgrywa się w Warszawie oraz w Kaliszu. Autor przedstawia nam czwórkę głównych bohaterów, wokół których toczy się akcja powieści. Marzena oraz jej niepełnosprawny syn Klemens, którego samotnie wychowuje oraz Olga i Igor, którzy poznali się już jako dzieciaki, niemniej jednak los sprawił, że ich drogi później się rozeszły. Losy bohaterów krzyżują się, gdy Ci są w kompletnie różnych etapach życiach, każdy ze swoimi problemami, z którymi stara się jakoś sobie radzić. Każdy z nich w swoim życiu napotkał różne przeszkody i nieprzyjemności, z którymi dalej musi żyć. Marzena jako samotnie wychowująca dziecko matka nie miała w życiu łatwo, szczególnie że jej przypadek był szczególny, a dziecko wyjątkowe. Drogi Olgi i Igora kompletnie się rozeszły, dziewczyna spełniała się zawodowo i prowadziła bujne życie w pędzącej Warszawie. Igor chcąc pamiętać o bracie, który zaginął doszukiwał się swoich zainteresowań w Japonii.
Zarówno Olga jak i niepełnosprawny Klemens w życiu wiele przeszli. Każde z nich ma swoją historię, a ich spotkanie nie było przypadkowe. Oboje za czymś gonią, czegoś szukają, wzajemnie sobie uświadamiając, co tak naprawdę jest ważne.
Książka nie jest lekka i łatwa, niemniej jednak, gdy zaczniemy ją czytać to nie sposób jej odłożyć. Mimo iż autor przenosi nas podczas czytania w przestrzeniach czasowych, prezentuje fragmenty akcji z teraźniejszości, aby później wrócić do istotnych faktów z przeszłości, książkę czyta się przyjemnie. Nie ma problemów z odnalezieniem się w czasoprzestrzeni. Książka jest krótka, ale potrafi wywołać wiele intensywnych emocji, wzbudza radość, smutek żal, niezrozumienie i współczucie. Emocji jest cała lawina, raz mamy ochotę się uśmiechnąć, ale zdarza się, że w oku zakręci się łza. Mimo, że nieco brakowało mi rozbudowania niektórych wątków, jak również dopisania zakończenia, które zostało otwarte, książka bardzo przypadła mi do gustu. Z czystym sumieniem powieść Jakuba Małeckiego „Nikt nie idzie” polecam każdemu czytelnikowi, szczególnie tym, którzy uwielbiają podczas czytania poczuć emocje.
Piękna poruszająca książka, która po przeczytaniu zostaje w naszej pamięci na bardzo długi czas.
Są książki piękne ale są też takie po których przeczytaniu ma się mieszane uczucia, ciężko wyrazić jakie ale wie się że książka była genialna. Książka "Nikt nie idzie" jest zdecydowanie genialna, ale dlaczego? Tego sama nie umiem wytłumaczyć.
Marzena Mazur, kobieta która uwielbiała podróże, zawsze szukała miejsc w których są fontanny tak żeby robić sobie kolejne zdjęcia do jej albumu, niestety jej życie zmieniło się po urodzeniu synka, niby zwykły chłopiec jednak coś było z nim nie tak. "Zbierała fontanny od zawsze. Zaczęła być może za namową rodziców: ustawili ją przed jednym z kamiennych kielichów wypełnionych wodą, uśmiechnij się, Marzenka, pstryk - i tak już jej zostało" Kiedy po śmierci męża Antoniego który był pilotem samolotu wszystko zostaje na jej głowie zaczyna podupadać na zdrowiu, ciało daje jej pewne sygnały a ona zamiast udać się do lekarza, skupia się na synu. Wydawałoby się że to ona jest główną postacią książki ale wtedy pojawia się Olga trochę cukiernik a trochę pracownica korpo z bardzo zawiłą relacją z Igorem który jest maklerem, ich dzieciństwo było beztroskie aż do chwili gdy dorosłość ich przerosła i ich życia bardzo się pokomplikowały. Pewnego dnia losy kilku głównych bohaterów postanowiły się połączyć, kiedy to Olga widzi Marzenę która umiera na przystanku autobusowym i postanawia zabrać do siebie jej syna Klemensa który z powodu swojego upośledzenia jest dorosłym dzieckiem. "Wyciągnęła do niego rękę. - Chodź ze mną" Szczupła, bezbronna dziewczyna z dużym, silnym, mało kontaktowym mężczyzną w jednym mieszkaniu, czy to był dobry pomysł?
Ta historia posiada wiele niedomówień, wiele wątków zostaje nie rozwikłanych, także czytelnik może czuć pewien niedosyt ale z drugiej strony czuje się że tak powinno być. Losy bohaterów ciągle się przeplatają, tak jak i ich dzieciństwo z teraźniejszością tak żeby można lepiej poznać te postacie i wiedzieć dlaczego teraz popełniają błędy, ich przeszłość jest tutaj bardzo ważna.
"Nikt nie idzie" to piękna historia z bardzo nieprzewidywalnym zakończeniem, lektura dla każdego lubiącego przeczytać coś wyjątkowego.
NAJWAŻNIEJSZE TO IŚĆ…
Olga zobaczyła Klemensa przez okno w tramwaju. Nie mogła o nim zapomnieć. Pomyślicie: miłość. Nic z tych rzeczy. Chociaż… Co to w ogóle jest ta miłość? Ktoś zna definicję, punkty od do, niechybne objawy, nie do pomylenia… Antoni widział Marzenę przez szybę sklepu meblowego. Stawał przed tą szybą i udawał, że ogląda komodę wiedząc, że to głupie i on na głupka wygląda. Igor stał oparty o większe od siebie grabie, kiedy z domu wyszła Olga. Wyszła, zrobiła kilka kroków i spektakularnie się wywaliła. Klemens zobaczył plecak przy śmietniku. Plecak miał urwaną klapę, był stary i brudny, więc Klemens go pokochał, tak jak zwykło się kochać – po prostu, głupio, za nic. Takie były początki. A potem było życie: ślub, mieszkanie na osiedlu, dziwny syn, poranna kłótnia i wywrot przez lewe skrzydło. Albo tak: siedzenie na trawie wygrabionej z liści, esemesy w zeszycie, ponowne spotkanie, „Nikt nie idzie”, życie wali się na głowę, a ojciec po raz ostatni gra Rachmaninowa. Albo i tak: plecak po brzegi załadowany balonami; najpierw czerwone, potem zielone, żółte i różowe; jakaś śrubka, szczotka, durszlak, na koniec swego istnienia obdarowane dziwną miłością. I wszystko to prowadzi do la grande finale – podniebnego lotu motolotnią.
Jakub Małecki, piewca Krain Nigdzie tym razem akcją swojej nowej powieści uczynił Warszawę. Warszawa, stolica, żadna tam zapadła dziura na obrzeżach Nigdziebądź jest małym, cichym, pokątnym jakby bohaterem „Nikt nie idzie”. Bo co z tego, że miasto wielkie? Przecież ludzie ci sami – jak to u Małeckiego: zastygli w swoim losie jak muchy w bursztynie. Powtarzają, że lubią to swoje „nic się nie dzieje, i dobrze”, cicho mruczą hymny pochwalne na cześć stagnacji. Bo przecież: „Spośród wszystkich złych sposobów na spędzenie życia „prawie nic” wydawało jej się sposobem najlepszym”. Bo jeśli coś się zmienia, zmienia się cały świat. Tylko czy na dobre? A „prawie nic” jest znane, jest szare jak kłębek włóczki, który snuje się przez życie cicho, bezszelestnie, spokojnie. Bohaterowie Małeckiego żyją na marginesie i jakoś ten margines przyrósł im do jestestwa. Czy źle być marginesem? Skąd! Jakub Małecki przyzwyczaił nas do takich właśnie bohaterów – innych i tą innością pięknych. Innych, choć zwykłych. Sam Małecki, na tle naszych rodzimych autorów, jawi się jako swój własny bohater: osobny, marginalny, tylko swój i niepowtarzalny. W „Nikt nie idzie” znowu delikatnie i z czułością pochyla się nad człowiekiem ułomnym, chorym, osobnym, delikatna kreską kreśląc portret Klemensa, ubranego w dwie kurtki dziecka w ciele dorosłego mężczyzny.
O czym tak w ogóle jest „Nikt nie idzie”? Jak zawsze – o ludziach, o życiu, o miłości. Najbardziej o miłości. O znikaniu i pojawianiu się; o tym, że jedni znikają z naszego życia tylko po to, żeby inni mieli miejsce na swoje pojawienie się. O dorosłym dziecku, którego ojciec spadł z nieba i które teraz, jakby zaklinając przeszłość, wypuszcza czasem w to niebo kolorowe balony. O kobiecie i mężczyźnie, którzy całe swoje dotychczasowe życie spotykali i rozstawali się, obijali o siebie jak kulki w automacie, raz razem, to znowu osobno. Trochę o Japonii pożerającej braci, trochę o samolotach, trochę o zeszytach z różnościami, a trochę o fortepianie. O miłości, najbardziej jednak o miłości. Delikatnej jak koronka, łatwej do rozerwania, trudnej do posklejania, kruchej jak kolorowa bombka. O miłości jak balonik: może polecieć wysoko, ale czasami pęka z hukiem…
„Nikt nie idzie” kończy się sceną, w której bohaterowie odchodzą do samochodu. Idą, odwrotnie niż w tytule. Gdzie idą? Czy do konkretnego celu, czy po to, by wrócić do swojego „prawie nic”? Nie wiem, ale to jest wspaniałe. Bo mogę sobie wyobrazić setki ich następnych historii. Bo skoro idą, to chyba po coś. Idzie się zwykle po coś. Wam radzę – idźcie do księgarni, po nową książkę Małeckiego. Zawsze warto.
Więcej ciekawych książek na portalu czytam pierwszy.pl.
Jedni ludzie coś potrafią, a inni nie. Proste jak sznurek. Jedni potrafią napisać piękną powieść, a inni dumają nad kilkusetznakowym tekstem przez kilka godzin, siląc się na – choćby trochę – porównywalny poziom treści. Jednym przychodzi to łatwo, innym nie wychodzi wcale lub tylko w pewnym sensie, poniekąd, niejako. Czasem jeszcze w pewnej mierze. Nie jestem od szafowania pięknymi słowami. Nie potrafię. Ja gonię przecinki w zdaniach wielokrotnie złożonych i – dzieląc je czasami na kilka krótszych – udowadniam, że kropka to dobry znak. Uwierzcie mi, postawienie kropki potrafi wiele zmienić. Całe życie nawet. Bo przecież są życia, które przebiegają bez znaków interpunkcyjnych – z siłą huraganu i prędkością pociągu marki Pendolino. I czasami aż się prosi o tę nieszczęsne małe coś na końcu, bo już nawet średniki nie pomagają. Ale ja nie o tym chciałam…
Przeczytałam ostatnio powieść. Piękną. Może nawet idealną. Smakowałam każde jej słowo i każdy przecinek. I – wyjątkowo – tylko kropki nie chciałam zobaczyć. Tej ostatniej. Ona oznacza koniec. A ja wcale nie chciałam kończyć tej książki. Jakub Małecki powieścią Nikt nie idzie – bo o niej chcę Wam opowiedzieć – pokonał mnie swoją literacką wrażliwością, wyssał ze mnie całe pokłady pewności siebie, butności i zuchwałości, a potem wypluł bez najmniejszego wstydu gdzieś w środku miasta, żebym mogła obserwować dwie kobiety walczące o spokojne życie po stracie. Zostawił mnie w samym środku codzienności, splątanej samotnością, wyrzutami sumienia i niedopowiedzeniami. Nikt nie idzie to powieść złożona ze wspomnień, które – poskładane w całość – dają obraz współczesnego człowieka i smakują nie zawsze smacznym koktajlem, jakim jest nasze życie, gdy dodamy do niego nie to co trzeba. Minimalizm i oszczędność w słowach, które chyba stały się już charakterystyczną cechą prozy Małeckiego, w tej książce nabierają dodatkowego blasku. Proste sceny, kreślone przez naprawdę doświadczonego (wydawałoby się może czasem, że nawet leciwego) pisarza, fundują nam sensualne doświadczenia. Od pierwszych stron nie opuszczało mnie przekonanie, że ta powieść została mocno przepracowana i przemyślana i dzięki temu nie musi mierzyć się z określeniem banalnej. Wiecie, że jestem daleka od nadmiernego wychwalania, ale muszę przyznać, że to chyba najbardziej niebanalny pisarz mojego pokolenia. I jeden z niewielu, którym ufam i który za każdym razem zaskakuje mnie jeszcze bardziej.
Nikt nie idzie to opowieść o tym, że mając wszystko, możesz nie mieć nic. Jednocześnie – nie mając nic, jesteś bogatszy od innych. Małecki, jako mistrz nadawania nawet prostym przedmiotom duszy, każdemu ze swoich bohaterów podarował coś, co było dla niego szczególne – plecak wypełniony balonami, specjalnie stworzoną książkę, pognieciony bilet na lot w przestworzach, fortepian. Pod jego wpływem (Małeckiego, nie fortepianu) sama zaczęłam poszukiwać w swoim życiu ważnych przedmiotów. Potem przyszły wspomnienia z nimi związane. Na końcu pojawiły się łzy. Czasem one mówią więcej niż najpiękniejsze słowa. Kropka.
Nikt nie idzie to moje pierwsze spotkanie z książkami Jakuba Małeckiego. Akcja książki rozgrywa się głównie w Warszawie, na przestrzeni kilkudziesięciu ostatnich lat. Bohaterowie to na pozór zwykli mieszkańcy tego miasta. Marzena, młoda kobieta, która bardzo wcześnie została wdową. Samotnie zajmuje się Klemensem, niepełnosprawnym synem. Igor z kolei to bardzo zdolny makler giełdowy, zauroczony japońską kulturą. Natomiast Olga to przepiękna dziewczyna, pełną piersią korzystająca z życia. Psotny los sprawił, że to się szybko zmieniło. Pisarz w zaskakujący sposób splótł ze sobą losy bohaterów. Każdy z nich dźwiga na swoich barkach trudny bagaż doświadczeń. Dzięki poprzeplatanym wspomnieniom odkrywamy stopniową ich skomplikowaną historię. Narracja prowadzona jest z różnych punktów widzenia, co pozwala na bliższe poznanie bohaterów i motywów ich postępowania. Nikt nie idzie to prosta historia o trudnych i ważnych tematach, o tym jak życie może być kruche i ulotne. O wielkiej tęsknocie, stracie i niewykorzystanych okazjach. Wzbudza tak wiele emocji, skłania do refleksji, nie sposób o niej zapomnieć. Na uwagę zasługuje także przepiękne wydanie. Okładka przykuwa wzrok, ale prawdziwą wisienką na torcie są ilustracje Agnieszki Jednaki.
Nikt nie idzie oraz inne nowości wydawnicze możecie przeczytać dzięki portalowi czytampierwszy.pl.
Wyszorowałam starą łódkę, pomalowałam, odnowiłam, i wyruszyłam na morze, którego kolor, zmarszczenie fal, ciepłotę, miałam znać wyjątkowo dobrze. Tymczasem od samego wypłynięcia z portu morze okazało się inne, inaczej pachnące, zaskakujące innymi wodnymi stworzeniami, wysuwające zdradliwe skały w zupełnie innych miejscach. Przygotowałam stary, ciepły koc, utkany z rdzawych dygotów i śladów małomiasteczkowych urzeczeń, a ten pled okazał się inny - szaro miejski, poszarpany ulicami, brukami, tramwajowymi torami. Pociągnęłam za nitkę by spruć opowieść słowo po słowie i snuła się ona pięknie jak dotychczas... ale inna nić zostawała mi w dłoni, inny kłębek uzbierałam przy jej zakończeniu. "Nikt nie idzie" jest inne. Piękne, kojące, dojrzałe, niby spokojne a niepokojące, niby oderwane od świata a mocno w nim osadzone - inne.
Na przystankach stoją ludzie w ubraniach z różnych tkanin, epok, mód i preferencji, Niektórzy mają na sobie dwie kurtki, rozpięte, pod nimi kamizelka.
Ściskają w dłoniach teczki, torebki, walizki. Mają w plecakach grube zeszyty z wycinkami i wiele różnobarwnych balonów wypełnionych helem.
Wtulają twarze w kołnierze i szaliki albo wystawiają na słońce. Czekają na inny kawałek świata, który pokaże się na "odwrotnym" przystanku.
Rozmawiają, milczą, śmieją się, telefonują. Umierają.
Na przystankach ludzie umierają a ich dzieci, duże dzieci, dzieci-dorośli, "chłopcy-mężczyźni" odchodzą w świat z podaną im ręką. Na przystanku może zniknąć życie.
Olga mówi do mnie całymi zdaniami. Nie, mówi do mnie stronami całymi. Swoim życiem, wyborami, decyzjami, odczuciami.
"(...) ona tez jest tylko przecenionym produktem w bogatej ofercie mniej lub bardziej samotnych ludzi udających ludzi mniej lub bardziej szczęśliwych." (str.38)
Mówi do mnie tym, że bierze za rękę tego ni mężczyznę ni dzieciaka. Tym, że ciąża nie może być obciążeniem. Tym, że brak ciąży też tym obciążeniem nie może być. Tym, że kocha niby tylko chwilę ale gdy uczucie jest tym właśnie przypomnianym z dzieciństwa, wyczytanym z haiku, wypatrzonym w japońskich drzeworytach, wybieganym wokół osiedla bo gdzieś wewnątrz walczy duma, niepewność i żal...to wtedy to uczucie warto poprosić by zostało, by pojechało z nią i z Klemensem-chłopcem-mężczyzną i patrzyło w górę na jego lot, na jego niespotkanie z ojcem lotnikiem.
Treść najnowszej książki Jakuba Małeckiego to nie jest olśnienie. Żadnej tu niesamowitości, żadnej magii. Szara ta treść jak życie. I jak w życiu, rozbłyskuje bólem częściej niż szczęściem.
Jest Marzena, dziewczyna, kochanka, matka. Kobieta pozbawiona losem okrutnym męża młodego i przystojnego jak z obrazka. Matka, która syna innego trochę, dziwnego nieco, chroni przed światem, otula nadzieją, że przecież coś się zmieni, że ta niemoc mówienia i wielka głowa, ciało całe wielkie kiedyś będzie zwykłe, zwyczajne, najzwyklejsze. Bo kiedyś sam żyć musi i na pewno zdoła.
Jest mała Olga i dorosła Olga. Ona i jej niekochania, życie dziwne i urodzajne w zabawę, przygody, kaliskie wspomnienie długich palców ojca pianisty, który nie gra. Bo przecież "prawdziwy pianista nigdy nie gra" (str.36). I Olga przy ojcu starszym, nieporadnym, który Rachmaninowa kołysał będzie w pamięci lub niepamięci po kres. Niedaleki.
Jest Igor, który trwa. Pomimo wszystko, dla niej. darowuje fragmenty siebie, uczucia darowuje, nie przedmioty. I fascynacje, które w głowie Olgi żyją nieustannie nawet wtedy, gdy Igor jest tylko elementem innego świata.
"Ponad sto stron wierszy, grafik, obrazów. najważniejszy prezent, jaki kiedykolwiek dostała. (...) Zdjęcie wnętrza Igora. Jego największe marzenia i lęki, obwiązane wstążką i wręczone jej z okazji urodzin." (str.80)
Jest Klemens. Syn lotnika, dzierżyciel balonów, łyżek, szczotek do kurzu. zauważony, zaopiekowany, niezdarny i nieświadomie groźny. Syn-dar, syn-przekleństwo, którego można, trzeba bronić własną piersią do ostatniej chwili. Nawet jeśli jest obcym, pochylonym nad ciałem niezrozumieniem, nie synem.
Jest Kalisz i Warszawa, przejazdy, przebieżki i myśli ciągnące się miedzy dwoma miastami. Ucieczki we wspanialszy warszawski świat, powroty w ramiona rozumiejącego, stabilnego Kalisza.
"Nikt nie idzie" to kolejna dawka zwyczajności, która podana została tak pięknie, że ból boli w dwójnasób, a radość cieszy do łez. Gdzie wzrusza balon ulatujący w niebo a serce łamie się w literach opisujących zwrot przez skrzydło. Inna książka, inne, japońskie, poetyckie inspiracje. Inna narracja, może surowsza, może bardziej wybrukowana, mniej miękka niż trawiaste poprzedniczki. A emocje i uczucia nadal te same, nadal zostawiające po sobie westchnienie. Pustkę ścieżki, po której "nikt nie idzie". Ścieżki zamkniętej w krótkich wierszach pisanych przed śmiercią.
"Pamiętał, jak Olga opowiadała mu kiedyś o fascynacji Igora japońskimi wierszami śmierci, które mnisi, poeci, ale i kupcy, nauczyciele, rolnicy, właściwie wszyscy, pisali w tym dalekim kraju na łożu śmierci, tuż przed osunięciem się w czerń." (str.195)
A może ścieżki, która otworzy się w wielki, pełen kwiatów łan pośrodku kalisko-warszawskiej szarości? Piękna, warta każdej chwili, subtelna... A przy tym piękna grafiką, rozpisanie nie niedługie, medytacyjne rozdziały, na urywki opowieść, urywki czucia. Taka sama a jednak inna.
"Wracała do domu i powtarzała w myślach słowa sprzed trzech wieków: tą drogą nikt nie idzie."
Jakub Małecki jest dla mnie nowym autorem, wcześniej nie miałam styczności z jego twórczością i teraz zdaję sobie sprawę z mojego błędu. Najnowsza powieść mimo że jest delikatna, subtelna niesie w sobie ogromny ładunek emocjonalny. Z pozoru prosta, zaledwie 200-stronicowa, historia zawiera w sobie niuanse, których niepowstydziły by się lektury omawiane w szkole. Ktoś mógłby powiedzieć, że to zwykła historia, która mogła by się przdarzyć każdemu. Trochę smutna, ale takie rzeczy poprostu się zdarzają. I pod tą zwykłością kryje się prawdziwe piękno.
"Zazwyczaj oglądał swoje życie właśnie tak, zza jakiejś firanki"
Bardzo inteligentna, zapadająca w pamieć, dotykająca ważnych rzeczy, przemyślana, złożona. Tych przymiotników można mnożyć do woli. Myślę, że warto się nią zainteresować, zobaczyć, że w Polsce też mamy wartościową literaturę, taką nie oczywistą, a przejmujacą i chwytającą za serce.
Za egzemplarz dziękuję portalowi czytampierwszy.pl
O Jakubie Małeckim słyszałam naprawdę wiele dobrego. Praktycznie każdy napotkany mól książkowy (i nie tylko) zachwalał mi jego książki. Nawet mój młodszy brat oszalał na punkcie jego twórczości. Mnie jednak mimo to ciągle nie kusiło do sięgnięcia po książki Małeckiego i gdyby nie spotkanie autorskie, na którym znalazłam się całkiem przypadkowo to chyba nigdy by się to nie zmieniło. Wbrew pozorom nie poznałam tam twórczości Małeckiego, lecz jego samego. Człowieka, który swoim poczuciem humoru oraz fantastycznym i pełnym szacunku podejściem do fanów oczarował mnie w tak dużym stopniu, że wyszłam z tego spotkania z jego książką w ręce. Tak też zaczęła się moja przygoda z twórczością Jakuba Małeckiego.
„Trochę zaczęli się kolegować. Oczywiście nikomu by się nie przyznał, bo kolegowanie się z dziewczyną było bardziej obciachowe, niż na przykład zakładanie kalesonów, ale skoro już grabił u niej liście, to mógł przecież z nią też porozmawiać. Albo poganiać kota. Albo pograć w badmintona. Albo pojechać z nią do fabryki fortepianów, gdzie pracował jej tata i gdzie ona miała swój tajny skład z zabawkami.”
Przyznam szczerze, że po tych wszystkich pozytywnych opiniach spodziewałam się naprawdę powalającej lektury, tymczasem zupełnie nie wiem co mam myśleć o „Nikt nie idzie”. Ponieważ książka ta wywołała we mnie sprzeczne emocje. Z jednej strony otrzymałam lekką, a przy tym niezwykle głęboką historię, zmuszającą czytelnika do wyciągania własnych wniosków i przeżywania życia bohaterów razem z nimi. Natomiast z drugiej strony wprowadzenie aż czterech głównych postaci oraz danie każdemu z nich głosu sprawiło, że w książce tej zapanował tak wielki chaos, że po jej skończeniu w głowie pozostał tylko jeden wielki mętlik. Na dodatek historia Marzeny, Olgi, Igora i Klemensa urwała się tak nagle, że nie mogłam pozbyć się wrażenia, iż gdzieś przegapiłam zakończenie. Jakby co najmniej z mojego egzemplarza wyrwano te kilka ostatnich stron z zakończeniem lub zwyczajnym „podsumowaniem” całości. Takie otwarte zakończenia czasem faktycznie mają swoje plusy, ponieważ umożliwiają czytelnikowi podsumowanie historii tak jak sobie to wyobraża, jednak tutaj zdecydowanie zabrakło mi tego zakończenia.
Wstyd przyznać, ale najbardziej w tej książce urzekła mnie szata graficzna. Minimalistyczna okłada, przedstawiająca klawisze piania moim zdaniem wyraża więcej emocji niż nie jedna kilkusetstronowa powieść. A piękne i subtelne rysunki znajdujące się na początku i końcu każdego rozdziały tylko utwierdziły mnie w tym przekonaniu.
Sięgając po „Nikt nie idzie” nie spodziewałam się, że otrzymam tak zwyczajną i ludzką historię, w której wszystko będzie takie autentyczne. Tutaj brak sztucznych ideałów, są tylko normalni ludzie, którzy popełniają błędy jak każdy z nas. Mimo tego sama książka nie powaliła mnie na kolana, lecz w pewnym stopniu zachęciła do głębszego poznania twórczości Małeckiego. Wszystko, dlatego że „Nikt nie idzie” uświadomiło mi, iż nie spotkałam do tej pory żadnego autora czy autorki piszącego tak kompletnie inaczej od wszystkich. A to jest naprawdę godne pochwały.
Aleksandra
Wszystkie cytaty pochodzą z książki „Nikt nie idzie” autorstwa Jakub Małecki.
Więcej na :
Miała być „Sztuką latania”, o czym sam Małecki pisał w mediach społecznościowych. A stała się powieścią o wielkich, choć prostych, uczuciach.
Tą drogą
Nikt nie idzie
Tego dzisiejszego wieczoru
Słowa Małeckiego pokochałam od początku. Czytałam „Ślady”, „Dygot”, „Rdzę”, „Dżozefa”. Myślałam, że już znam styl, że mnie nie zaskoczy.
Marzena zbierająca fontanny, szara myszka. Wychodzi za mąż za pilota Antoniego Mazura, który by ją poderwać prawie zakochał się w komodzie, które sprzedawała. Razem budują szczęśliwe gniazdko, w którym rodzi się Klemens. Chłopiec z problemami, kochający balony i granie na wyimaginowanym instrumencie. Olga content manager, miło wspominająca dziadka i jego fortepian, ma kota Ryszarda. Igor, chłopak który na prezent daje puzzle i kocha Japonię. Co może łączyć ich wszystkich? Zainteresowani?
Co uderza w powieści to przede wszystkim bezpośredniość. Małecki nic nie ukrywa, nie spycha na dalszy plan. Nie ma tu zbędnych metafor czy tak łatwych do użycia filtrów. Głównym nurtem jest tu ułomność bohaterów, nie tylko jako jednostka chorobowa, ale także jako – niestety – sposób na życie. Tu są ciągle przeszkody do pokonania, i gdy przez chwilę jest z górki, wiedz że chwilę wyłoni się życiowe K2 do pokonania.
Powieść jest jednocześnie lekka, bo nie porusza jakiś super ważnych tematów jak pokój na świecie czy pakt klimatyczny, a przytłacza codziennością. To powieść o uczuciach i wyborach. To portret relacji matka-dziecko, która walcząc z samotnością przez powtarzające się poniedziałek-piątek traci JA. To podglądanie przez lustro weneckie relacji dwojga, którzy chcą ale nie potrafią być ze sobą, bez wyrzeczeń i pójścia na kompromis.
Powieść bez wyraźnego zakończenia, losy bohaterów w zawieszeniu. Kończysz z niedowierzaniem, że to ostatnia strona. I jak zwykle z Małeckim bywa: przez kilka dni myślisz, zastanawiasz się „co by było gdyby?”, „a jakby ona?”, „a czy oni?”. Szczerze polecam.
Jeśli ktoś śledził moje wcześniejsze wpisy, to wie, że twórczość Jakuba Małeckiego szczerze przypadła mi do gustu. Śmiało mogę wymienić go jako ulubionego polskiego pisarza. "Nikt nie idzie" to najnowsza propozycja młodego pisarza.
Marzena zbiera fontanny. Miasto, fontanna, zdjęcie. Najpierw z rodzicami, potem sama, potem z Antkiem. Ich dziecko jest takie jak wszystkie inne. Chyba. Jednak nie, jest inne. Kiedy Marzena zostaje z Klemensem sama, musi sama stawić czoła całemu światu. Tylko co będzie jak jej zabraknie na tym świecie? I to kłucie w okolicach serca, jakby dotyk Antka...
Igor kocha japońską sztukę. Drzeworyty, malarstwo, wiersze śmierci, haiku. Do tego giełda i niezwykła passa. Ta Japonia nie znalazła się w jego życiu przypadkowo, wypełnia pustkę. Trzeba uważać czego się sobie życzy, bo może się spełnić.
„Tak to już po prostu jest, jak wiele lat wcześniej powiedział jego rodzicom listonosz - takie rzeczy po prostu się zdarzają.”
Olga czerpie z życia garściami. Podróże po świecie, odpowiedzialna praca, szkolenia, konferencje, szpilki i wielka korporacja. Zabieg.
Tych dwoje, każde ze swoim bagażem, z tajemnicami, które ciągną ich w dół marzy o szczęściu, ale żadne z nich nie potrafi rozmawiać, nie potrafi zdobyć się na szczerość.
Kiedy Olga z okna autobusu zauważa Klemensa, chłopca-mężczyznę nie potrafi wyrzucić go ze swojej głowy. Jeśli wierzyć w przeznaczenie ich drogi nie mogą się nie przeciąć.
Ta książka według mnie jest o relacjach z najbliższymi, o relacjach najtrudniejszych. Wyolbrzymiamy, topimy się we własnych lękach pompując je do granic możliwości, a świat nie kończy się, ciągle istnieje.
"Zły i obrażony
Wróciłem.
A wierzba stoi w ogrodzie."
Ryota (1707-1787)
U Małeckiego lubię jak pokazuje nam spojrzenie różnych ludzi, bardziej lub mniej ze sobą związanych, na tą samą sytuację, na te same wydarzenia. Czasem patrzymy oczami matki, czasem młodej kobiety, bywa, że patrzymy oczami rodziców, którzy nie wiedzą nic o swoim dziecku. Ten przekrój ludzkich spojrzeń pozwala nam lepiej zrozumieć opowieść, pozwala wejść w nią z różnych stron i dotrzeć do środka, do sedna sprawy.
Warto czytać polskich pisarzy, a Małeckiego w szczególności.
Życie bywa piękne, ciężkie, zaskakujące, magiczne i straszne. Czasami daje odetchnąć, innym razem zrzucam ciężary pozornie nie do udźwignięcia. Jednak zawsze jest nieprzewidywalne i... bardzo, bardzo ulotne.
„Nikt nie idzie” to najnowsza książka Jakuba Małeckiego. Pomimo tego, że o autorze słyszałam już od jakiegoś czasu, było to moje pierwsze spotkanie z jego twórczością. Nie czytałam nic na jego temat, nie nastawiałam się w żaden sposób. I jak wyszła ta konfrontacja? Z pewnością... zaskakująco.
nikt2
Powieść po kolei wprowadza nas w życie poszczególnych bohaterów. Najpierw poznajemy Marysię, typową „dziewczynę z sąsiedztwa”, inną niż wszystkie, a jednocześnie bardzo podobna. Dziewczyna poznaje pilota i jakoś wszystko toczy się dalej. Nie jest to sztampowa miłość jak z bajki, to uczucie bardzo prawdziwe i piękne na swój życiowy sposób. Kolejną bohaterką jest Olga, poobijana przez życie, trochę zagubiona w codzienności. Tak samo, jak Igor, którego los w pewien sposób zdeterminowany został przez zaginięcie brata. I na końcu Klemens, ni to chłopiec, ni mężczyzna. Co ich połączy? Co podzieli? Dokąd poprowadzą ich kręte ścieżki życia?
Nie często sięgam po książki w tym stylu i też nie często mam taki mętlik w głowie, gdy piszę recenzję. Chciałabym wspomnień o wszystkim i jednocześnie zaakcentować to najważniejsze, czyli uczucia, które wywołała we mnie powieść. Bo już na początku muszę was ostrzec. Nie będzie łatwo. „Nikt nie idzie” przenosi czytelnika w fikcyjny, a jednocześnie boleśnie prawdziwy świat. Jej lektura pozostaje w pamięci, a uczucia, które jej towarzyszą, na trwałe odcisną piętno na czytelniku. Zamykając książkę wciąż tkwiłam w opisanym świecie. Coś ściskało mi serce i nie dawało zapomnieć o wcześniejszych wzruszeniach. „Nikt nie idzie” wywołuje bowiem całą paletę emocji, rozbawia, zasmuca i zmusza do refleksji.
Ciąg dalszy na:
W książce "Nikt nie idzie" spotykamy się ze sporą dawką ludzkich emocji. Samotność, żal, ból i cierpienie, rozstania, budowanie relacji, tworzenie zaufania... i wiele innych. Emocjonalny wachlarz jest widoczny niemal w każdym rozdziale, a emocje i zależności między bohaterami przykuwają uwagę czytelnika nie pozwalając przestać myśleć o ich losach.
Książka jest podzielona na zatytułowane części, a każda z nich ma krótsze, bądź dłuższe rozdziały, przy czym nawet najdłuższy rozdział nie jest bardzo długi. Nie tylko długość rozdziałów sprawia, że czyta się tę historię szybko. To także ciekawa fabuła, gdzie Autor pomału odkrywa kolejne karty historii, zgrabnie łącząc je w całość. Dzięki temu historie Olgi, Igora, Mikołaja, Ludmiły, Marzeny, Klemensa i Antoniego z każdym nowym rozdziałem nabierają kształtu. Autor przeplata życie i śmierć, miłość i rozpacz, smutki, radości, tęsknoty, pochylając się nad każdą osobną postacią, nad jego/jej emocjami, mniejszymi bądź większymi życiowymi dramatami.
O tym, jak potoczą się losy bohaterów, należy dowiedzieć się z treści książki, dlatego nie opowiem tu wielu szczegółów, by nie niszczyć nikomu lektury. Poza tym "Nikt nie idzie" to książka z gatunku tych, które skłaniają do wielu przemyśleń, refleksji, do zatrzymania się na chwilę w biegu codzienności. Jej treść jest zbyt rozbudowana, aby streścić ją w paru słowach. Po prostu trzeba ją poznać.
Opinia opublikowana an moim blogu:
https://literackiepodrozebooki.blogspot.com/2024/02/nikt-nie-idzie.html
Piękna książka, kipiąca emocjami: samotnością, cierpieniem, miłością, niezrozumieniem. Stopniowo poznajemy historię Olgi i Marzeny, ich ścieżki przetną się pewnego dnia na przystanku tramwajowym. Napisana prostymi słowami, ale jakże przejmująca.
"Ratować kogoś kosztem siebie, nie pytając, czy ten ktoś w ogóle chce być ratowany"
Po raz kolejny panu Małeckiemu udało się poszarpać moimi emocjami. Na początku czytania niewiele na to wskazywało. Mimo iż nastawiłam się na takie szarpanie, historia zaczęła się tak zwyczajnie, że aż banalnie. Pomyślałam sobie, że może to nie czas akurat na Małeckiego, dlaczego ta książka na mnie zupełnie "nie działa"?
Jednak, na szczęście nie odpuściłam, bo im dalej, tym, trudniej było się oderwać. Autor przekraczał kolejne poziomy. A moje emocje oscylowały w coraz wyższych partiach odczuwania. Zapadałam się w nie, coraz mocniej, coraz szybciej, coraz głębiej...
Niestety, tym razem poczułam jednak też niedosyt, niezakończonej historii. Pewnie tak miało być, aby czytelnik sam sobie dopowiedział zakończenie, według własnego widzimisię. Jednak ja bym wolała wiedzieć, czy Olga i Igor przestali się nawzajem "ratować" od siebie samych... Co dalej z Dzikiem i jego plecakiem z balonami?
"Pudełka, pudełeczka, jedna wielka zbędność"
Właśnie tak jest u tego autora, prosto, a jednocześnie jakże trudno, kiedy podłoży się pod treść...siebie.
Kilka osób, których historie w żaden sposób się nie łączą. Jedno spotkanie, które utkwiło w pamięci. Tragiczne wydarzenie, które na chwilę łączy ludzi. Autor nie boi się trudnych tematów, po których porusza się w subtelny sposób. Opowieść o trudnych wyborach, o miłości, samotności, marzeniach, walce ze wspomnieniami, opowieść o inności. Polecam.
"(…) takie rzeczy po prostu się zdarzają".
Roboczy tytuł tej książki to "Nauka latania" i trochę szkoda, że finalnie postanowiono z niego zrezygnować, gdyż w mojej ocenie idealnie koreluje z jej treścią. Czy można oszczędnie obchodzić się z każdym słowem i jednocześnie dotykać tak wielu istotnych, egzystencjalnych problemów? Można. Tak wyraziście robi to tylko Jakub Małecki, mistrz subtelności w literackim wydaniu.
Jakub Małecki to urodzony w 1982 r. w Kole, z wykształcenia ekonomista, który pracował w banku i tłumaczył książki. Jest laureatem Złotego Wyróżnienia Nagrody im. Jerzego Żuławskiego. Był także nominowany do Nagrody Literackiej Nike, Nagrody Literackiej Europy Środkowej "Angelus” oraz Nagrody im. Stanisława Barańczaka. Nazywany nadzieją polskiej literatury.
Olga pod wpływem impulsu, zabiera z przystanku Klemensa, upośledzonego chłopca-mężczyznę z balonikami, którego matka niespodziewanie zmarła na zawał serca. Bohaterka nie potrafi znaleźć swojego miejsca w życiu, a z niezrozumiałych względów, postać Klemensa w jakiś sposób ją fascynuje. Jest jeszcze Igor, czyli chłopak od liści oraz fascynacja Japonią. Losy bohaterów splatają się ze sobą, a wielkie miasto codziennie ożywa na nowo.
"Nikt nie idzie" to w mojej opinii książka o tym, że samotność najlepiej przeżywać razem. Każdy z bohaterów tej powieści jest bowiem właśnie naznaczony samotnością w wielkim tłumie. Każda z tych samotności posiada oczywiście zupełnie inny wymiar, ale jej skutki są zawsze takie same – brak życiowego celu, brak wsparcia oraz wszechobecne lęki, które demotywują do wszelkiego działania. Samotność ukazana przez Jakuba Małeckiego pozbawiona jest banału i infantylnej nuty, sączy się natomiast wielkim strumieniem subtelności.
To także piękna w swej wymowie, opowieść o przemijaniu. O śmierci, która często przychodzi niespodziewana, jak w przypadku matki Klemensa. O śmierci, która jest jednak nieodłączną częścią naszego życia. Bardzo ważnym i intrygującym wątkiem w tej właśnie płaszczyźnie jest japońskie haiku śmierci, do którego nawiązuje sam tytuł książki. Wiersze te wyrażające w poezji kwintesencję życia to symbol przemijania, ale także tajemnicy, jaką spowija nasze odchodzenie. W tak wyrazisty sposób mógł napisać o tym wyłącznie Jakub Małecki, niejako prowokując czytelnika do szeroko zakrojonej refleksji w tym właśnie temacie.
Historię Olgi i Klemensa charakteryzuje oszczędność formy, z jakiej słynie autor. Czytelnik otrzymuje przy tym zadanie ułożenia z wielu wspomnień, faktycznego biegu wydarzeń. Wymieszanie w czasie dwóch historii, połączenie losów bohaterów oraz wiszące nad tym wszystkim realizm i zwyczajność to połączenie, które intryguje i nie daje o sobie zapomnieć.
"Nikt nie idzie " to książka, która uwiodła mnie od pierwszej do ostatniej strony. Uwiodła zarówno formą przekazu, kreacją świata przedstawionego, jak i zwyczajnością, która ukazana w takiej perspektywie, potrafi intrygować. Polecam tę książkę smakoszom literackich doznań, poszukującym w słowie pisanym niebywałych wrażeń.
https://www.subiektywnieoksiazkach.pl
Jak długo można kłamać – zwłaszcza gdy kłamiesz przed samym sobą? Jak mocno można cierpieć – dla kogo mógłbyś przekroczyć granicę bólu? I za...
Narracja oparta na dwóch historiach, które dzieją się równocześnie. Przeskoki z jednej opowieści w drugą następują w momencie, kiedy...
Przeczytane:2022-11-29, Ocena: 6, Przeczytałam, Mam, 52 książki 2022,
,,(..) takie rzeczy po prostu czasami się zdarzają”.
Zanim, o ile w ogóle kiedyś, uda się nam dotrzeć, dobiec, doczłapać, doczołgać – do tego przeklętego, dramatycznego, smutnego i oczyszczającego zarazem, momentu w życiu, kiedy zaczyna się czuć i rozumieć, że nie ma właściwej odpowiedzi na niektóre pytania, nie rady na pewne problemy, nie zaklęć na jakieś klątwy..
Zanim, o ile w ogóle, nauczymy się w końcu doceniać ulotne chwile spokoju, blask uśmiechu, momenty szczęścia w oczekiwaniu na „ciąg dalszy”, którego przecież nie znamy, choć często myślimy inaczej..
Być może nie raz stwierdzimy, że nie pasujemy do tego świata. Bo ciągle potykamy się o własne słabości, powielamy te same błędy, uderzamy głową w mur.
Okazjonalnie przeżywając „zmyślone życie innych” odsuniemy swoje myśli od własnego łez padołu..
Niekiedy „mieszanka alkoholu, samotności i udawanego szczęścia” przynajmniej na chwilę zabije gorycz niespełnienia, rozczarowań, smutków..
Innym razem wpuścimy do swojego kruchego świata kogoś, kto nas może nawet zrozumie, polubi, pokocha, uszanuje albo zwyczajnie wykorzysta, skrzywdzi; lub tylko popatrzy spojrzeniem pełnym zniecierpliwienia i współczucia..
I nie chodzi o to, by się licytować, kto ma lepiej, kto gorzej, kto ma prawo, a kto obowiązek, kto zasłużył, nie zasłużył, komu się poszczęściło.. choć tak po ludzku ciężko znaleźć w tym wszystkim sens.
„Nikt nie idzie” to niezwykle szczery, nienachalny, wielowarstwowy przekaz. Piękna proza, która chwyta za serce. Częstuje mądrością. Urzeka formą. Otula aurą. Wzrusza. Urzeka. Przytula. Daje przestrzeń do interpretacji. Autor bez wielkich słów, dramatyzmu czy moralizowania – subtelnie i z wyczuciem pisze o sprawach, które bardziej niż mniej wszystkim nam są bliskie...
Polecam💙.