„Nigdy nie módl się do bogów, którzy odpowiadają po zmroku”.
Francja, rok 1714. Uciekająca sprzed ołtarza młoda dziewczyna imieniem Adeline popełnia niewyobrażalny błąd. Zawiera umowę z diabłem. Faustowski pakt nakłada na nią ograniczenie – możliwość wiecznego życia bez szansy na bycie zapamiętaną przez kogokolwiek – dlatego Addie decyduje się opuścić swoją wioskę, albowiem straciła wszystko.
Dziewczyna jest zdeterminowana znaleźć dla siebie właściwe miejsce, nawet jeśli została skazana na wieczną samotność. Ale czy na pewno? Każdego roku, w dniu jej urodzin, tajemniczy Luc przychodzi z wizytą i pyta, czy Addie jest już gotowa, by oddać mu swą duszę. Ich mroczna i ekscytująca gra będzie trwać przez wieki.
Minie trzysta lat, zanim Addie odwiedzi ukrytą w Nowym Jorku księgarnię i pozna kogoś, kto zapamięta jej imię – i nagle wszystko znów zmieni się na zawsze.
Wydawnictwo: We need YA
Data wydania: 2021-02-24
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 608
Tytuł oryginału: The Invisible Life of Addie LaRue
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Maciej Studencki
Mieliście kiedyś tak, że po przeczytaniu pierwszej strony książki wiedzieliście, że będzie ona całkowicie wyjątkowa. Mnie się to właśnie przytrafiło przy powieści V.E. Schwab "Niewidzialne życie Addie LaRue", która była niezwykła, a czytanie jej sprawiło mi niesamowitą przyjemność. 💙
„Nigdy nie módl się do bogów, którzy odpowiadają po zmroku” - tymi słowami zawsze ostrzegano Addie. Jednak dziewczyna chcąc uniknąć małżeństwa zawiera pakt z diabłem. Nieświadoma swych poczynań otrzymuje wieczne życie z takim skutkiem, że nikt nigdy nie zapamięta Addie i stanie się ona tak naprawdę niewidzialna. Po tych wydarzeniach główna bohaterka postanawia opuścić wioskę i odnaleźć dla siebie miejsce, w którym będzie szczęśliwa. Oczywiście co rok, w dniu jej urodzin, odwiedza ją tajemniczy Luc, który pyta czy już jest gotowa się poddać i oddać mu swoją dusze.
Nie chce za dużo zdradzać wam z fabuły, ponieważ już niesamowite jest samo poznawanie jej, strona po stronie. Pierwszy raz czytałam książkę, w której nie wyrzuciłabym ani jednego rozdziału, ani jednej strony czy zdania. Ta historia jest kompletna. V. E. Schwab stworzyła przepiękną powieść o przemijaniu, o nadziei, o miłości, o śmierci. Zahaczyła o każdy aspekt życia i zrobiła to w tak mistrzowski sposób, że podziwiam autorkę za talent pisarski.
Każda strona do bólu przesycona jest emocjami. Autorka zabiera nas w niesamowitą podróż, gdzie możemy żyć razem z bohaterami, dobrze poznać ich historie, by potem na koniec pokochać za całokształt. Kto z nas nie lubi zanurzyć się w lekturze i zapomnieć o otaczającym świecie, z dala od problemów, tylko książka i my. Autorka ma niesamowity talent kreowania niezapomnianych postaci. I wiem, że „Niewidzialne życie Addie LaRue” to dla mnie NAJLEPSZA KSIĄŻKA 2021 roku ❣️
Francja, rok 1714.
Adeline przez całe życie słuchała, żeby nie modlić się do niewłaściwych bogów. Niestety, nie buła zbyt uważna.
Uuciekając sprzed ołtarza zawiera pakt, który ma dać jej wolność.
Dziewczyna nie zdaje sobie jednak sprawy, że przez to każdy, kto straci ją z pola widzenia, zapomni kim jest i co robi w danym miejscu.
Nie ma również pojęcia, że będzie sama na świecie, dopóki się nie podda.
Minie 300 lat, zanim Addie spotka kogoś, kto sprawi, że jej życie zmieni się na zawsze...
Na początku nie czułam żadnej więzi z historią i bohaterami. Po części nie rozumiałam aż tak wielu zachwytów nad tą powieścią.
Ale w końcu i ja uległam.
Książka jest napisana przepięknym językiem. Każde słowo, zdanie, wers...
To wszystko jest opisane w taki sposób, jakbyśmy płynęli przez tą historię.
Bardzo podoba mi się przemiana głównej bohaterki na przestrzeni lat. Mamy tu przedstawione dzieje Addie jako dziecka, jak i doświadczonej już przez życie ponad 300-letnia kobiety w ciele 20-latki.
Bardzo polubiłam tą bohaterkę oraz jej wartości. To, na co zwracała uwagę w życiu i jak to opisywała, było naprawdę niesamowite.
Jeżeli chodzi o resztę bohaterów, to nie ma tu osoby, której bym nie lubiła. Która byłaby tylko zapychaczem. Każdy tu po coś jest i dodaje do tej historii coś od siebie. Nawet, jeśli występuje na dwóch stronach. Bo skoro tu jest, to znaczy, że w znacznym stopniu wpłynął na naszych głównych bohaterów.
Zakończenie sprawiło, że z moich oczu wypłynęły łzy. Było mi bardzo przykro.
Ale to jedyne prawdziwe zakończenie tej historii.
Zakończenie, którego szukałam w wielu młodzieżówkach.
Takie, która sprawia, że nasze serca są złamane, ale nie odbiera nadziei.
Na pewno nie zapomnę historii Addie i kiedyś chętnie do niej wrócę.
Wywołała u mnie zbyt wiele emocji, bym mogła ją po prostu zapomnieć.
Takich książek i bohaterek po prostu się nie zapomina.
Ocena: 9/10
Wolność. Nie ma co ukrywać, że większość z nas jest więźniami codzienności. Pochłonięci własnymi sprawami, przyziemnymi obowiązkami, nawet nie dostrzegamy tego, jak często skupiamy się jedynie na obowiązkach. Przesiąknięci pracą, zaangażowani po całości, nieraz porzucamy przyjemności, byle sprostać życiowym wyzwaniom. Wizja pochłaniania kolejnej ciekawej książki czy nadrabiania zaległości serialowych odchodzi w zapomnienie, kiedy wspinamy się po szczeblach kariery lub staramy sprostać wymaganiom, jakie narzuca nam szkoła czy rodzina. A kiedy jeszcze dochodzą kolejne przeciwności losu, wtedy już – obarczeni tak sporym ciężarem – nieraz błagamy o to, aby doba miała więcej godzin, byle znaleźć choćby kwadrans na odpoczynek. Na zregenerowanie sił, by ponownie stanąć do walki.
A gdyby tak było nam dane uwolnić się od tego wszystkiego. Wyzwolić od nadmiaru obowiązków czy zobowiązań. Jak wiele byśmy byli w stanie oddać, aby zyskać skrzydła i wzlecieć w niebo, mogąc wreszcie wziąć głęboki wdech?
KIEDYŚ ŻYŁA SOBIE DZIEWCZYNA, KTÓRA NIE CHCIAŁA WYJŚĆ ZA MĄŻ. ABY TEMU ZAPOBIEC, ZAWARŁA PAKT Z SAMYM DIABŁEM, JESZCZE NIE WIEDZĄC, NA CO SIĘ PISZE…
Adeline LaRue była marzycielką. Łaknąca zupełnie innego życia niż jej rówieśnice, często bujała z głową w chmurach, odsuwając od siebie wizję zamążpójścia i urodzenia dzieci, doprowadzając do rozpaczy najbliższych. Pragnąca życia dla samej siebie, bez zobowiązań, nie mogła przewidzieć, że jej dni wolności biegną ku końcowi. Wizja „zniewolenia” spowodowała, że sprzedała duszę diabłu, i to za wysoką cenę. Zdjęto z niej jedne kajdany, lecz założono kolejne – nikt nie miał prawa jej zapamiętać. Wymazana z życia każdego, kto był jej bliski, pozostawiona samej sobie. Żyjąca jak duch pomiędzy ludźmi, do których lgnęła, łaknąc bliskości, lecz każda kolejna zapoznana osoba lada moment uznawała ją za uroczą nieznajomą. Czy taka egzystencja miała jakikolwiek sens?
Po książki pani Schwab zaczynam już sięgać w ciemno. Twórczyni pozornie błahych, choć niezwykle skomplikowanych historii jest niczym syrena, kusząca swym pisarskim śpiewem. Pieśnią, która chwyta za serce i trzyma je, odczuwając każde mocniejsze uderzenie. A trzeba przyznać, że przy „Niewidzialnym życiu Addie LaRue” nie zwalniało ono tempa. Może nie zaznamy tutaj wszelkiego typu wybuchowych wyścigów (choć nie obyło się bez szaleństw), gdzie zapach wyimaginowanego dymu wkradałby się do nosa, jednak nawet najzwyklejsze czynności, jakie miały tutaj miejsce, trzymały w napięciu. Podążając śladem Addie, przemierzałam współczesne ulice Nowego Jorku, ale nie tylko. Autorka raz po raz przenosiła nas do przeszłości, do miejsc, gdzie nasza bohaterka stawiała pierwsze kroki w nowej dla siebie rzeczywistości. Ukazywała jej walkę o bycie zapamiętaną, co w związku z klątwą było wręcz niemożliwe, przez co z trudem zachowywała trzeźwość umysłu. Przemykanie między sobą zobojętnienia i wieków praktyki z nowicjatem i nieumiejętnym kierowaniem własnego życia nadawało rytm powieści, a towarzyszący przy tym ludzie ofiarowywało jej nowych kształtów. Niezależnie od stażu znajomości, wnosili coś nowego do egzystencji Adeline, pokazując jej, w jakim kierunku mogłaby podążać, by wytrzymać. Aby coraz lepiej znosić wszelkie upadki. Obserwowałam to jak szalona stalkerka, łaknąca wiedzieć więcej i więcej. Jasne, części zdarzeń zdołałam się domyślić, nim te weszły do gry, lecz bywałam też zaskakiwana obrotami spraw. „Pewniaki” zdzierały maski, aby ukazać właściwe twarze. Ale ani trochę nie czułam się tym zniesmaczona. Co więcej, cieszyło mnie to. W normalnym świecie nie znoszę niespodzianek, lecz te serwowane w literaturze, na dodatek smakowite i dobrze skomponowane na pisarskim talerzu, przyjmuję z uśmiechem. Dzięki temu jest ta nutka zdrowego zawodu, gdzie jednak pozostaje radość, że jednak można było obrać zupełnie inny kierunek, nadając czemuś inny wydźwięk.
Sceneria, a raczej scenerie, bo jednak dobrze znana współczesność miesza się z przeszłymi krajobrazami Francji czy Włoch, ubiegłymi budowlami, gdzie większość z nich zmieniła swój wygląd lub po prostu przestała istnieć, również odgrywały tutaj kluczową rolę. Nawet najlepsza ścieżka fabularna, pozbawiona dopracowanego tła, się nie wybroni, ale przy tej książce nie ma czym się martwić. Pani Schwab dobrze odwzorowała ówczesne epoki i wieki, naznaczając je ich charakterystycznymi znakami. Pozwala im powrócić na salony, dając bohaterce możliwość też zapoznania się z ich pięknem, a zarazem okrucieństwem. Możemy przeżywać rozwój technologii, doglądać zmian w modzie, ale też widzimy, jak zmiany poglądowe oddziaływały na dzieje ludzkości. Wpływało to na jej losy, pozwalało uwierzyć, iż wieczne życie jest piękne lub też, że jest ono największą zmorą, z jaką musi się mierzyć, gdzie w połączeniu z zapomnieniem tworzyło toksyczną mieszankę...
CZEŚĆ, ANNE/ADRIENNE/HELEN… MIŁO CIĘ POZNAĆ… PRZEPRASZAM, KIM PANI JEST? ANNE/ADRIENNE/HELEN? CUDOWNIE CIĘ POZNAĆ!… KIM PANI...
Addie LaRue to dziewczyna, która – choć przeżyła trzy wieki – nadal ma w sobie sporo młodzieńczych akcentów. Pomijając już wygląd, gdzie ten stanął w miejscu w dniu zawarcia paktu, jednakże nadal odzywa się w niej natura zbuntowanej nastolatki. Pragnąca żyć po swojemu, skuszona wizją świata, gdzie nie jest czyjąś własnością, staje się marionetką w rękach chcącego jej uległości diabła. A ona, choć poddawana wielu ciężkim próbom, udowadniała, że zawsze warto walczyć o to, co jest dla nas ważne. Przeżywająca wiele przygód, podróżująca między ważnymi osobistościami, zaznająca smaku bogactw i biedy, hartowała się, nabywając nowe doświadczenia, ale też zdobywając cenną wiedzę. Wiedzę oraz praktyki, które można wykorzystać w mniej lub bardziej sprytny sposób...
Neil Gaiman w swojej rekomendacji napisał, iż: „Jako bohaterka skazana na bycie niezauważoną, Addie LaRue jest postacią, którą niezwykle trudno zapomnieć…”. Ciężko się z tym nie zgodzić. Jej postawa oraz charakter przykuwają uwagę, sprawiają, że chce się ją znacznie lepiej poznać. Pierwsze kroki dziewczyny przypominały spacer po linie zawieszonej paręnaście metrów nad ziemią, lecz ta powoli się zniżała, umożliwiając śmielsze poczynania. Zaradna, nieco samotna w tłumie, wzbudzała wiele uczuć, w tym najmocniej współczucie. Choć sama nie lubię być zauważana, to nie wyobrażam sobie, żeby moi przyjaciele, tak z dnia na dzień, uznali mnie za nieznajomą. Żeby zostać wymazaną z drzewa genealogicznego rodziny i zostać samą jak palec. Zapewne próbowałabym tych samych sztuczek, co Addie, lecz nie wiem, czy byłabym tak wytrwała, jak ona. Ogromnie jej zazdroszczę tego samozaparcia! Natomiast co mogę powiedzieć o Henrym, który jako pierwszy od niepamiętnych czasów zdołał ją zapamiętać? Cóż… nie było w nim nic szczególnego. Przeciętny dwudziestoparolatek, nieumiejący odnaleźć własnej ścieżki, niemogący dojść do porozumienia z własną rodziną. Po prostu zwykły szaraczek, jakich wiele w literaturze, stanowiących idealne tło dla barwniejszych postaci. Tyle że nawet jego kreacja, choć wydawałoby się to czasami niemożliwe, jest w stanie skupić naszą uwagę, by móc odkryć, czy faktycznie nie ma nic do zaprezentowania. Inaczej już było z naszym podstępnym cieniem. Luc, chytrus jakich mało, od początku kreowany na czarny charakter, doskonale wypełniał swoją rolę. Trzymający w garści wiele istnień, podążający za Addie, kuszący ją uwolnieniem od męki zwanej wiecznym życiem, pojawiał się i znikał, lecz każde jego wejście miało w sobie coś iście kinowego. Nie pozwalał sobie na tandetę. Co to, to nie. Niczym wybitny aktor, idealnie odtwarzał wymarzone role, odczuwając przy tym sporą satysfakcję. Zmienny jak pogoda, wprowadzał chaos, ale też swego rodzaju porządek. Jak tylko się pojawiał, wiedziałam, że na pewno nie będzie nudno, a gdy tylko zwinie żagle, pozostawi po sobie intrygujące, wręcz spalające wspomnienia… Przy nim było zgoła inaczej niż przy Henrym. Choć obaj panowie reprezentowali jakąś stronę (Henry pomagał utrzymać Addie przy ziemi, ukazując, że nadal tkwi w niej człowieczeństwo, raz za razem jej to udowadniając, kiedy ten próbował zwieść na manowce naszą bohaterkę), to ta od Luca, ta mroczniejsza, bardziej do mnie przemawiała. Przy niej czuło się iście „Schwabowski” klimat. Ten, do którego zdołała nas przyzwyczaić!
Podsumowując. Nikt z nas nie pragnie zostać zapomnianym. Choć jest wiele osób, które próbują zostać niezauważone, to w głębi serca pragną pozostać coś po sobie, by jednak ich imię oraz stworzone przez nich dzieła nadal przywoływały ich ducha. Zapomnienie to morderstwo bez wykrycia winnego, dlatego też w pełni pojmowałam, czemu Addie LaRue tak walczy ze swoją klątwą. I choć u innych bywała wytarta ze wspomnień, ja nie zdołam tak szybko o niej zapomnieć. Charakterystyczna buntowniczka, skłonna znieść wiele złego, aby dopiąć swego. Stanowcza, twarda, choć niepewna i krucha zarazem.
„Niewidzialne życie Addie LaRue” jest obecnie mocno popularną książką w social mediach i wcale się temu nie dziwię. Ta historia zasługuje na tak szeroki rozgłos, nie tylko ze względu na to, że jej twórczynią jest sama V. E. Schwab. Choć motyw zapominania czyjejś twarzy i poznawania kogoś na nowo nie jest czymś nowym, to tej autorce udało się przedstawić go w nowym świetle, nadając jej zapierających dech akcentów, dzięki którym aż chce się czytać, czytać i czytać. Sama nie mogłam wyzwolić się od tej książki i coś czuję, że jeszcze przez kilka ładnych tygodni będzie za mną chodzić. Kto wie, a nuż postanowię ponownie zanurzyć się w ten świat, by przeżyć to raz jeszcze?
Wyobraźcie sobie, że pewnego dnia zauważacie, że każdy kto Was spotkał zaraz zapomina, że Was w ogóle widział. Wystarczy tak niewiele: na chwilę znikniecie z pola ich widzenia, albo oni na chwilę odejdą - i zaraz nie mają pojęcia, że przed momentem się poznaliście. Teraz wyobraźcie sobie, że każdego następnego dnia ta sytuacja się powtarza z każdą poznaną osobą. Prowadzicie te same lub podobne rozmowy z ludźmi (tymi samymi lub nie), przeżywacie z nimi różne sytuacje, relacje, wykonujecie te same czynności... Prawda, że brzmi dziwnie? A, teraz wyobraźcie sobie, że tkwicie w takim świecie, pośród ludzi, którzy zachowują się, jakby mieli co najmniej jakąś permanentną amnezję - wszyscy, tylko nie Wy - przeżywacie dni swojego życia tak samo i ten stan trwa nie tydzień, nie miesiąc, nawet nie dziesięć czy dwadzieścia lat lecz... setki następnych lat...
Właśnie tak wygląda życie tytułowej Addie LaRue. Wszystko przez pakt z diabłem, który zawarła w pewną noc w 1714 roku...
Książka Victorii Schwab ma całkiem dobry motyw: zaprzedanie duszy ciemności, która pewnego dnia pojawiła się na wezwanie samej Adeline. Ona jeszcze tego nie wie, że oto przypadkiem zrobiła coś, czego miała nie robić: czyli nigdy nie modlić się do bogów po zmroku, bo wtedy odpowiadają mroczni bogowie... Ostrzegano ją przed tym, ona nierozważnie, uciekając przed ożenkiem z niechcianym mężczyzną zwraca się pod osłoną nocy do bogów. Owa ciemność niechętnie, ale się godzi spełnić jej życzenie. Niestety spełnienie jej życzenia to jedno, a konsekwencje, z którym i będzie się borykać, to drugie... Addie błąka się przeklęta na lata. Bywają chwile, kiedy ciemność odwiedza Addie - chcąc, by się poddała. Może jej zwrócić duszę, ale wtedy będzie to oznaczało dla niej porażkę, a ona nie chce być przegraną. Pewnego dnia jednak, dziewczyna spotyka mężczyznę, który nieźle namiesza w tym jej długim życiu...
Powieść jest długa, ale czyta się ją bardzo szybko i z zainteresowaniem. Dużym jej plusem jest aspekt historyczny i podróżowanie wraz z Addie przez meandry jej pamięci. Dzięki wspomnieniom bohaterki, czytelnik przenosi się wraz z nią do wielu miejsc. Głównie podróżujemy po Francji. Wielokrotnie odwiedzamy Paryż (w latach 1714, 1715, 1716, 1719, 1720, 1724, 1751, 1789, 1914), bardzo często powracamy z Addie do jej rodzinnej wsi Villon-sur-Sarthe (w latach 1698, 1703, 1707, 1714, 1764, 1854, 1914). Jak więc można zobaczyć w czasie lektury cofamy się wiele razy wstecz do tych samych miejsc. Często wspomnienia bohaterki przenoszą czytelnika na chwilę do innych państw Europy, jak np. poza- również francuskim - Fécamp (w roku 1778) przenosimy się do okolic Berlina w Niemczech, czy do Monachium (w 1872 roku), lub do Włoch, gdzie w 1789 na chwilę jesteśmy we Florencji, a w 1808 roku odwiedzamy Wenecję. Dwukrotnie spędzamy też czas z Addie w Anglii: w 1827 roku w Londynie i w 1899 w Cotwolds.
Opowieść toczy się jednocześnie we współczesnych latach w Stanach Zjednoczonych począwszy od roku 2013 do 2014. Tu, przenosimy się do Nowego Jorku. Natomiast w latach dwudziestych jesteśmy na chwilę w Los Angeles, w pięćdziesiątych: w Los Angeles, a w 1970 roku jesteśmy w Nowym Orleanie. Współczesny Londyn witamy tylko raz w 2016 roku.
Patrząc na wymienione okresy można mniej więcej zobaczyć jak bardzo rozbudowana jest ta powieść. Można by pomyśleć, ze te przeskoki czasowe mogą być przeszkoda w czytaniu. Nie, nie jest tak, gdyż Autorka bardzo zgrabnie łączy ze sobą wątki a wszystko czyta się płynnie i z dużą dozą zainteresowania (przez większość tej opowieści). Dlaczego nie przez całość? O tym opowiem wymieniając minus, który mnie lekko znudził.
Wracając dalej do plusów: złożona postać Adeline, jej emocje, które przeżywa prze całe swoje bardzo długie życie sprawiają, że czytelnik mocno wczuwa się w sytuację bohaterki. Tak samo, kiedy obserwujemy to, jak walczy ona z bezradnością wobec konsekwencji narzuconej klątwy. Kiedy widzimy jej ból związany z uświadomieniem sobie, że nie ma szans, by ludzie ją zapamiętali nawet przez tak prozaiczne rzeczy, jak wytworzenie jakiegoś dzieła: czy to malarskiego, czy pisanego. Addie na nowo uczy się jak być nieznajomą pośród ludzi, których zna od zawsze. A czytelnik obserwuje tą jej bezradność, ten ból, smutek związany z przeżyciami bohaterki, kiedy widzi jak wszyscy ją zapominają (szczególnie najbliżsi jej sercu), i współczuje jej, przeżywając wraz z nią targane nią emocje i rozterki. Adeline LaRue - kobieta, której nikt nie pamięta. Kobieta, która powoli staje się kimś bez przeszłości przyszłości. Kobieta, która próbuje odnaleźć się w swojej dziwnej rzeczywistości i zaakceptować sytuacje, na które nie ma żadnego wpływu.
A ten wypomniany minus? Nie chcę zdradzać zbyt wielu szczegółów, dlatego powiem jedynie, że dla mnie minusem była czwarta część (ze wszystkich siedmiu, na które podzielona jest książka). Według mnie napisana trochę chaotycznie, nieco naiwnie w niektórych momentach. I choć ma ona sens, bo coś tłumaczy czytelnikowi, to jednak uważam, że można było ją skrócić o połowę.
Książka porusza nie tylko temat wędrówek czasowych, oraz odnajdywania siebie w otaczającej rzeczywistości. Zahacza o temat miłości, uczucia tak wielkiego i tak głębokiego przywiązania do drugiej osoby, że gotowego do wielkich poświęceń. Mocno porusza też tematy egzystencjalne: przemijanie oraz wiarę, często pytając o to czy jest sens wierzyć w to, co niewidzialne.
Książka przeczytana z polecenia Doktor Book, która też patronuje tej pozycji.
Według mnie jest to bardzo dobry tytuł, który miażdży system opowiedzianą historią i samym jej zakończeniem. "Niewidzialne życie Addie LaRue" z całą pewnością jest jak najbardziej wartą poznania książką.
Opinia opublikowana na moim blogu:
https://literackiepodrozebooki.blogspot.com/2023/02/niewidzialne-zycie-addie-larue.html
Addie jest młodą dziewczyną, gdy rodzice chcą ją wydać za mąż. Dziewczyna jednak nie widzi siebie w tej roli, chce w życiu czegoś więcej. Zaklina i wzywa wszystkich bogów, aby ktoś ją uratował. Zjawia się cień, który przybiera postać młodego mężczyzny. Addie umawia się z nim na inne życie, a cień spełnia jej życzenie...
Bardzo dobrze się czyta, opowiedziana interesująco i z rozmachem. Piękna.
Książka pięknie napisana i wydana. To prawdziwa baśń dla dorosłych. Baśń, w której nie wszystko jest czarno białe, a dobra wróżka okazuje się złym i przewrotnym bogiem.
Addie, a właściwie Adeline, chciała jedynie wolności. Zmuszona do ślubu ze starszym mężczyzną uciekła się do ostateczności i poprosiła o pomoc. Chciała odejść niezauważona. I tak została obłożona swego rodzaju klątwą przez boga- cienia. Od tej pory nikt nie mógł jej zapamiętać. Nawet jej rodzice wymazali ją z pamięci. Życie w zapomnieniu dostarcza wielu problemów, jest ciężkie i skazuje na samotność. Dlatego, gdy po trzystu latach, ktoś w końcu pamięta o Addie, ta nie może w to uwierzyć. I tak zaczyna się romans wszechczasów....
Uwielbiam tę książkę. Na pewno przeczytam ją jeszcze raz. I jeszcze raz. I znowu. Polecam każdemu, kto kocha piękne historie napisane w staranny i równie cudowny sposób.
Addie wiele razy modliła się do dobrych bogów, ale jej nie wysłuchali. Jeden raz pomodliła się do niewłaściwego boga, a ten wysłuchał jej natychmiast...
Przeczytane:2022-04-29, Ocena: 4, Przeczytałam, 52 książki 2022, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2022, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2022 roku, 12 książek 2022, 26 książek 2022, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2022,
Nie będę ściemniać, że głównym czynnikiem, by sięgnąć po tę książkę była okładka, która wywarła na mnie piorunujące wrażenie. Cudna, czarna, twarda okładka ze złotym, tłoczonym napisem i siedem gwiazd, które związane są z bohaterką.
Nie znałam wcześniej twórczości autorki i miałam początkowo lekkie trudności w odbiorze zaczytywanego tekstu. Dosyć długie opisy niesamowicie dłużyły mi się, jednak język jakim posługuje się pani Schwab jest kwiecisty i na wysokim poziomie. Po kilku rozdziałach przyzwyczaiłam się i wdrożyłem w styl pisarki i dalej czytanie poszło mi dużo szybciej.
Historia ta opowiada losy Addie, która uciekając przed więzami niechcianego małżeństwa. Po drodze wypowiada swe pragnienia, które spełnia diabeł. Podpisany pakt daje jej upragnioną swobodę i wolność, jednak wszyscy o niej ciągle zapominają zaraz, gdy zniknie im z oczu. Po 300 latach tułaczki po świecie, takie życie zaczyna ją powoli nużyć. Wszystko nagle się zmienia, gdy trafia do ukrytej nowojorskiej księgarni i spotyka mężczyznę, który zapamiętuje jej imię.
Dlaczego Addie tak bardzo szuka swojego miejsca na ziemi i decyduje się na wieczną samotność? Dlaczego Luc odwiedza ją co roku w dniu jej urodzin? Co łączy bohaterkę z tą tajemniczą, mroczną postacią? Czy LaRue odda mu swoją duszę, a może wyrwie się z jego szponów?
Przyznaję, że autorka miała genialny pomysł na fabułę, chociaż samo wykonanie już tak bardzo mnie nie zachwyciło. Niestety lektura okazała się zbyt nużąca i rozwleczona w nieskończoność.
Fabuła nie jest dynamiczna, brakuje w niej zaskakujących zwrotów akcji, a postacie są za mało rozbudowane. Zakończenie przypadło mi do gustu, dla niego warto było sięgnąć po lekturę.
Mimo, że książka niewiele wzbudziła we mnie emocji, to przyjemnie czytało mi się o tym jak Addie poszukiwała sensu życia, próbowała zrozumieć kim chciałaby być i jak żyć. Pragnęła prawdziwego, gorącego uczucia, spełnienia i nieograniczonej wolności. Dla swych marzeń potrafiła zrezygnować z rodziny, znajomych, poświęcając wszystko.
Czy podjęła słuszną decyzję i dojrzała po tylu latach samotnej tułaczki, tego musicie dowiedzieć się już sami. Przeczytajcie!