W wigilijny wieczór Christine Steinmayer, znana dziennikarka radiowa, wybiera się na pierwsze spotkanie z rodzicami narzeczonego. Przed wyjazdem znajduje w swojej skrzynce na listy osobliwy list. Jest to anonim, w którym ktoś informuje ją, że zamierza popełnić samobójstwo. Pomyłka? Niewczesny żart? Wokół kobiety zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Ktoś próbuje ją zaszczuć, odizolować od otoczenia, doprowadzić do obłędu. W tym samym czasie komendant Martin Servaz, który po traumatycznych przejściach przebywa w ośrodku dla policjantów w depresji, także otrzymuje niezwykłą przesyłkę: magnetyczny klucz do hotelowego pokoju i bilecik z datą i godziną spotkania. Perspektywa nowego śledztwa wyrywa policjanta z letargu. Czy coś łączy te dwa wątki? Powieść Bernarda Miniera to opera w trzech aktach. Dyskretny dyrygent buduje tempo, krok po kroku prowadząc czytelnika w sam środek piekła psychologicznych manipulacji i do samego końca toczy z nim pełną napięcia grę.
Bernard Minier - dorastał u stóp Pirenejów. Jest laureatem wielu konkursów na opowiadania.
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 2014-10-10
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 320
Tytuł oryginału: N'eteins pas la lumiere
Język oryginału: francuski
Tłumaczenie: Monika Szewc-Osiecka
Ilustracje:Michał Pawłowski/ Alamy/ BE&W/ John Dalton
Niepokojacy list to zaledwie początek koszmaru, jaki czeka Christine. Potem są: telefon w trakcie audycji na żywo, mocz na wycieraczce, śmierć psa i bezdomnego, oskarżenia o pobicie i molestowanie stazystki, słowem- ktoś niszczy życie młodej kobiety. Początkowo myślałam, że to sprawka Leo, ale akcja robi obrót o całe 180stopni. Uwielbiam takie zwroty akcji!
,,Nie gaś światła" to już trzeci tom cyklu ,,Martin Servaz". W poprzednich częściach autor udowodnił, że umie doskonale poprowadzić fabułę, skutecznie wyprowadzić czytelnika na manowce, doprowadzić do palpitacji serca i sprawić, że niemożliwe staje się możliwym. Zafascynował i wprowadził w zdumienie. Na pewno też jego umiejętności pisarskie sprawiły, że z niecierpliwością czekałam na następną jego książkę. W tej części Christine Steinmayer, dziennikarka radiowa dostaje anonim, z którego wynika, że nadawca ma popełnić samobójstwo. Jest czas świąteczny, być może nie zrobiła wszystkiego co powinna w danym momencie, nie powiązała ze sobą faktów tak jak powinna. Wiadomości były tak lakoniczne, ciężko było wysunąć odpowiednie wnioski. Martin Servaz, z kolei, czterdziestoletni policjant z Tuluzy przechodzi okres depresji i jest odsunięty od prowadzenia spraw. Przechodzi ciężkie chwile i trudno mu normalnie funkcjonować. Autor prowadzi swoją powieść dwutorowo, akcja rozwija się z dwóch różnych punktów. Poznajemy historie rozpoczęte z różnych miejsc, po to aby w końcu mogły spotkać się i zaistnieć wspólnie. I zapewniam, że nie będzie to przyjemne spotkanie. W tej powieści wybija się na pierwszy plan to, że naprawdę warto nieraz zaznajomić się dokładnie z różnymi metodami manipulacyjnymi. Szantaż emocjonalny może okazać się naprawdę ogromnie skutecznie niszczącą bronią. Taką, która może doprowadzić nawet do obłędu. Nie łudźmy się że będziemy spokojni czytając. Nie będzie to lekka powieść. Będzie dotykać nas emocjonalnie aż do bólu. Jest tu szantaż emocjonalny, molestowanie seksualne, problem dominacji czyli wszystko to co najbardziej odbija się na psychice. Budowany misternie nastrój strachu jest wszechogarniający i namacalny, mogący nawet momentami doprowadzić do pewnego dyskomfortu w życiu codziennym. Trudno dziwić się Christinie, że w pewnym momencie wyda się sama sobie szaloną. Prześladowca jest dosłownie wszędzie, w każdym miejscu gdzie tylko się pojawi, będziemy nawet krzywo patrzeć na jej własną rodzinę, wplątaną bezwiednie w perfidną grę. Martina Servaza czeka nielekkie zadanie, pełne mrocznych chwil, będzie musiał zmierzyć się z mistrzowską intrygą a co najtrudniejsze walczyć sam ze sobą.
Dodatkowo autor wprowadza czytelnika w świat przemysłu kosmicznego, astronautów. Świetnie wykorzystał to, że Tuluza, w której dzieje się akcja, jest centrum przemysłu kosmicznego i lotniczego. Dzięki temu w fabule wszystko idealnie współgra a każdy element ma swoje znaczenie.
Nie zdziwiłabym się, gdyby Bernard Minier napisał powieść, która by nie zawierała elementów sensacyjnych, lecz była bardzo dobrą powieścią psychologiczno- obyczajową. To jak pisze, jakich porównań używa, jaką ma erudycję ( przynajmniej takie robi wrażenie) predysponują go do tworzenia i sprawdzenia się w innych gatunkach literatury. Autor bardzo wysoko ustawił sobie poprzeczkę. Nauczył czytelnika, że nie podsuwa prostych rozwiązań, że jego wskazówki nie do końca mogą być pomocne. Potrafi go świetnie zmylić, by później odpowiednio nakierować. Osobiście uważam, że jego powieści są na ogromnie wysokim poziomie, kompletnie nie dają o sobie zapomnieć i po przeczytaniu zostajemy sami ze sobą z ogromem pytań, na które ciężko znaleźć odpowiedzi. Powieść ,,Nie gaś światła" polecam wszystkim o mocnych nerwach, lubiącym dedukować. Przeczytać naprawdę warto.
Lubię powieści, które w pewien sposób łechcą naszą, polską megalomanię. A nic tak bardzo nie wzrusza, nas, Polaków, jak choćby epizod związany z naszym pięknym krajem nad Wisłą w filmie, czy książce. Znać, że skoro o nas piszą, to nas dostrzegają…
Bernard Minier w swojej powieści Nie gaś światła połechtał nas w sposób szczególny. Początek kryminału może wprawić w dumę niejednego Polaka. Autor umieścił pierwsze sceny swojego ekscytującego thrillera w Puszczy Białowieskiej, by potem jednak nas zawieść i szybko przenieść się z akcją na stałe do Francji… Ostatecznie, po przeczytaniu kryminału - wybaczyłam.
Mówiąc poważnie, Minier zafundował czytelnikom potężną dawkę adrenaliny. Jego Nie gaś światła, to książka, która potrafi porządnie zestresować czytelnika podczas lektury. A wszystko za sprawą dwójki głównych bohaterów, których losy śledzić będzie można na kartach powieści.
On – Martin Servaz, policjant na zwolnieniu, leczący depresję po ciężkich przeżyciach, z których nie potrafi się otrząsnąć. Motyw stary jak świat, za to wciąż jak widać chwytliwy. Przebywając w ośrodku na leczeniu, otrzyma pocztą klucz do pokoju hotelowego wraz z adresem i terminem spotkania. Po co? Czas pokaże… Ona - Christina Steinmeyer, odnosząca sukcesy w życiu zawodowym i osobistym dziennikarka, która w jednej chwili straci niemal wszystko. Gdy w Wigilię Bożego Narodzenia w swojej skrzynce na listy znajdzie list samobójczyni, będzie to dla niej początek kłopotów… I trudno stwierdzić, czy jest to początek paranoi, czy perwersyjna gra z szaleńcem.
Dlaczego kryminał, czy może thriller Miniera tak bardzo jeży włosy na głowie? Bo obraca się w świecie manipulacji, która potrafi doprowadzić człowieka do obłędu i zrujnować jego życie. A to dopiero początek, bo autor sprawnie napędza stracha czytelnikowi... Uczucia towarzyszące osaczeniu, stalkingowi i manipulacji, z którymi borykać muszą się bohaterowie, szybko udzielają się czytającemu, który mocno identyfikuje się z bohaterami Nie gaś światła. Minier dołożył do tego jeszcze spory zakres wiedzy z dziedziny zdobywania kosmosu, co jako całość tworzy powieść niebanalną i pełną zagadek.
Powiedzieć, że akcja powieści zmienia się jak w kalejdoskopie, to spore niedopowiedzenie. To, co dzieje się w Nie gaś światła, to szaleńcza gonitwa, jazda rollercoaster’em.
Szaleńcze tempo, przewrotność, wywracanie wydarzeń do góry nogami, o 180 stopni, w dodatku raz za razem, wszystko to sprawia, ze książkę pochłania się jak najsmaczniejszy kąsek. A im bliżej końca, tym wrażenia mocniejsze, tym większe wstrząsy wywołuje Bernard Minier. Mistrzostwo świata.
Minier dobrze wie, jak zagrać na delikatnych emocjach czytelnika i na jego wrażliwości. Snuje opowieść pełną grozy o złu w najohydniejszym wydaniu, o ludzkim okrucieństwie i nieludzkiej podłości.
Mocne, gorąco polecam!
Christine Steinmeyer uwierzyła, że wiadomość odnaleziona w skrzynce pocztowej to pomyłka... Wkrótce podejrzane incydenty zaczynają się mnożyć, jak gdyby ktoś przejął kontrolę nad jej życiem. Tymczasem policjant Martin Servaz otrzymuje klucz do pokoju hotelowego. Miejsca, w którym rok wcześniej miały miejsce przerażające wydarzenia. Czy te dwie sprawy coś łączy?
Mimo, że ta książka to już trzecia część serii - fakt ten nie przeszkadza w lekturze. "Nie gaś światła" to thriller trzymający w napięciu przez cały czas. Lodowaty wstęp zapowiada smakowitą lekturę. Autor zbudował tu "zimną" atmosferę, pełną koloru białego. Kojarzącego się bezosobowo. Wywołującego uczucie niepewności. Im dalej brnęłam tym bardziej mi się wydawało, że ten niepokojący początek jest jednak najmniej przerażający.
Bardzo szczegółowe opisy - a jednocześnie proste - niebywale mnie angażowały, popychały w głąb pełnej pułapek historii. Autor bawił się mną, sterował moimi myślami, zręcznie blefował. Pozostawiał wystarczająco dużo wskazówek, abym próbowała sama rozwiązać zagadkę. A jednak było ich zbyt mało, abym miała jakąkolwiek szansę na jej rozwikłanie. Ta książka to jakby pakiet zawierający "te" niepokojące elementy, które obudziły we mnie nieznane mi dotąd ludzkie instynkty.
Autor postawił mnie tu w sytuacji walki bohatera z trudnościami, jego bolączkami. Martin Servaz to bohater z traumatyczną przeszłością. Zdiagnozowany jako niezdolny do pełnienia obowiązków. Cierpiący na depresję. Poznawszy jego historię byłam pełna zrozumienia stanu obecnego jego psychiki. Natomiast Christine to przykład osoby poddanej presji psychologicznej. Ofiary destrukcji niewidzialnego przeciwnika. Obserwowałam jej powolne popadanie w obłęd. Jej otoczenie stawało się coraz bardziej wrogie i niebezpieczne. A może tylko tak jej się wydawało? Nikt nie był takim jakim się jej wydał. Aż strach pomyśleć, że mogłabym znaleźć się na jej miejscu.
Czytanie momentami stawało się trudne. Bohaterowie zabrali mnie w piekielny wir ich szalonych prób wydostania się z matni. Śledziłam każdy ich krok. Kontrolowałam każdą ich reakcję. Spodziewałam się sama odnaleźć klucz do tajemnicy, ale szybko zdałam sobie sprawę, że autor po mistrzowsku oszukał mnie. Utkał pajęczynę. Bardzo krótkie rozdziały. Szybka akcja. Byłam zmuszona iść ciągle do przodu, wiedząc, że napotkam kolejne pułapki. Autor manipulował mną od początku do końca, a przerażenie coraz bardziej ściskało mi gardło.
Muszę przyznać, że Bernard Minier posiadł umiejętność utrzymania niepokojącej atmosfery do ostatnich stron. Na wiele sposobów podkreślał wzrastające poczucie niepewności. Naciski, manipulacje, mechanizmy kontroli innych, niszczenie psychiki. Pisarz posiadł niezwykły dar wciągania w głąb historii, budowania nastroju strachu. Stworzona przez niego atmosfera to ta pisana przez wielkie "A". Niepokój nie opuścił mnie ani na chwilę.
Czy nasi znajomi są tymi za kogo się podają? A może ukrywają jakieś mroczne tajemnice? Apeluję do Was - na wszelki wypadek "nie wyłączajmy światła". Bądźmy zawsze przygotowani na najgorsze...
Tak książka przeraża. Cały czas czytając miałam wrażenie, że otacza mnie jakieś zło, że atmosfera jest przesiąknięta bólem, obłędem, strachem, wręcz paniką. Najgorsze jest to, że taka sytuacja może przytrafić się każdemu. To nieprawdopodobne, że tak łatwo można zniszczyć komuś życie, sprowadzić go do kupki nieszczęścia, wyalienowania i utraty wszystkich bliskich, przyjaciół i znajomych, obłędu popychającego do odebrania sobie życia. A wszystko może dziać się wokół nas. Autor wcisnął, a właściwie wdeptał, mnie w fotel i ciągle nie mogę jeszcze wstać. Tylko jak na książkę o komendancie Martinie Servazie trochę brakowało mi właśnie tego bohatera. Jego obecność na stronach książki była właściwie marginalna. Nie mniej jednak to połączył luźne nitki i dotarł do kłębka. I super zakończenie. Polecam.
Kolejna książka Bernarda Miniera, która pokazuje mi, że autor ma po prostu talent. Poza ciekawą fabułą, postaciami, akcją, napięciem, niewiadomą i spektakularnym zakończeniem powieść pokazuje jaką autor ma niesamowitą wiedzę. To jak nam ją przekazuje jest świetne. Każda jego książka skupia się na różnych aspektach. W jednej mamy laboratorium, w innej stacje kosmiczne, w jeszcze innej stadninę koni, uniwersytety. Każdej powieści poświęca wiele czasu i researchu. Ja jestem pod ogromnym wrażeniem. Bardzo mi się to podoba, gdyż dzięki takim wzmiankom dostaję nowe, ciekawe informacje. A co za tym idzie - moja wiedza się powiększa. I żeby nie było - nie są to suche fakty. Każda nowinka jest wpleciona w fabułę tak, że czyta się to z wielką przyjemnością i zainteresowaniem.
To moja 4 powieść Miniera i każda jedna jest coraz lepsza. Oj polubiliśmy się bardzo. :)
Dodam jeszcze, że autor świetnie buduje napięcie, ma niesamowity talent do opisywania krajobrazu, miejsc, postaci. Kiedy czyta się jego książki wszystko samo się wizualizuje.
Ogromnie polecam!
Napięcie jest budowane w bardzo przemyślany sposób, a czytelnik gdy już mu się wydaje, że wszystko wie, kolejny raz zostaje wyprowadzony w pole. Akcja dzieje się dwutorowo.
Z jednej strony jest dziennikarka pracująca w lokalnym radiu Christine, a z drugiej detektyw Martin Servez, który przebywa na zwolnieniu lekarskim w ośrodku dla pacjentów leczących się z depresji. Christine zostaje wciągnięta w bardzo przemyślaną i okrutną intrygę. Ktoś próbuje ją zniszczyć doprowadzając do obłędu.
„Nie gaś światła” to powieść napisana bardzo lekkim i zrozumiałym językiem oraz z suspensem od początku do samego końca.
Nie można jej odłożyć na bok i przestać o niej myśleć, trzeba czytać dalej i dalej aż do samego końca.
Gorąco polecam.
Wyobraźcie sobie, że macie takie zwykłe, normalne życie: przyjaciele, praca, rodzina, pies czy kot. I że nagle to wasze życie staje na głowie: pies czy kot zaczyna chorować, tracicie pracę, przyjaciele się od was odsuwają, a rodzina uważa, że zwariowaliście i powinniście się leczyć na głowę. Niemożliwe? A dlaczego nie? Wystarczy, że na waszej drodze stanie niewłaściwa osoba; albo że wy staniecie na czyjejś drodze… Tak jak Christine Steinmayer, dziennikarka radiowa, której życie ktoś zamienia w piekło. Kto i dlaczego? I jaką rolę w tym zamieszaniu odegra Martin Servaz?
Trzeci tom powieści o komendancie z Tuluzy, „Nie gaś światła”, jest historią nie tyle zbrodni, co mobbingu. Historią przerażającą, bo może spotkać każdego. Jak przekonać otoczenie, że to nie my wariujemy, że ktoś nas wrabia, nęka i osacza? Gdzie szukać pomocy? Wszak nie każdy zna rzutkiego francuskiego gliniarza… Minier jak zwykle w formie: wciągająco, klimatycznie i z kapitalnym zakończeniem. Czas sięgnąć po czwarty tom.
Największa zagadka w karierze Martina Servaza. Pirenejach mieszka, ukryty przed światem, kultowy reżyser filmów grozy Morbus Delacroix. To uwielbiany...
Witajcie w Hongkongu! Witajcie w najbardziej tajemniczej firmie świata! Witajcie... na krawędzi otchłani! Moira, młoda Francuzka, ekspert w dziedzinie...
Przeczytane:2025-02-26, Ocena: 5, Przeczytałam,
Pierwsze dwa tomy cyklu kryminalnego z komendantem policji w Tuluzie, Martinem Servazem oceniłam krytycznie. Bernard Minier nie zachwycił mnie swoim piórem, a „Bielszy odcień śmierci” i „Krąg” wydały mi się przesadnie rozbudowane i za wolne. Zapytacie się pewnie, dlaczego kontynuuję czytanie tego cyklu. A no, widzę w tym autorze pewien potencjał do wymyślania ciekawych spraw kryminalnych. Jak to mówią: „Cierpliwość zostanie wynagrodzona”. No dobra. Może nie ma takiego powiedzenia. Zmierzam do tego, że trzeci tom pt. „Nie gaś światła” okazał się całkiem ciekawy i w końcu mogę napisać, że wciągnęłam się w powiesić Miniera.
„Ta kobieta jest ofiarą bardzo inteligentnego i bardzo chorego szaleńca, który już od jakiegoś czasu zatruwa jej życie”[1]. Christine wydaje się, że prowadzi poukładane życie. Jest znaną prezenterką radiową, za chwilę ma poznać przyszłych teściów i ustalić datę ślubu. I nagle wszystko zaczyna się walić. Ktoś ją osacza i zmienia sielankę w koszmar. Czy kobieta jest ofiarą prześladowcy? A jeżeli tak to kto ma powody, żeby aż tak jej nienawidzić? A może ta sytuacja to wytwór jej wyobraźni? Czy Christine da sobie pomóc? Czy ktoś w ogóle będzie w stanie tego dokonać?
Fabuła książki nie jest idealna. Szczególnie na początku główna bohaterka wydaje nam się za łatwo wpaść w „pajęczą sieć”, co może nieco zirytować czytelnika. Jednak Minierowi udaje się w tej książce przerazić i zaintrygować. Christine zostanie potraktowana okrutnie, a nam (i policji) przyjdzie znaleźć źródło nienawiści skierowanej w jej stronę. To co mi się najbardziej spodobało, to że czytelnikowi udziela się osaczenie, jakiego doświadcza bohaterka książki. To jest dla mnie najważniejszy element kryminału czy thrillera i jestem naprawdę w stanie wiele wybaczyć, jeżeli autorowi uda się umiejętnie utrzymywać napięcie. A w tym przypadku francuskiemu pisarzowi wcale nie ma wiele do wybaczania. Może pomniejsze rozwiązania fabularne, ale też, iż nie pociągnął wątku Juliana Hirtmanna, tak skrupulatnie budowanego w poprzednich tomach. Chociaż w tym drugim przypadku czuję, że zostanie to nadrobione.
Można debatować, czy intryga w jaką została wciągnięta główna bohaterka nie jest przekombinowana. Może jest, może przeciwnik się przeliczył w swojej nienawiści? A może sama Christine ma bujną wyobraźnię? Przyznam, że nie chce mi się tego drążyć. Powieść „Nie gaś światła” przykuła mnie do sobie szczególną atmosferą. Musiałam rozwiązać tę zagadkę, aby poczuć spokój ducha i pozbyć się poczucia zagrożenia.
[1] Bernard Minier, „Nie gaś światła”, tłum. Monika Szewc-Osiecka, wyd. Rebis, Poznań 2014, loc. 6687-6688 [ebook].