Jestem dziwadłem, odmieńcem, nigdzie nie pasuję. Jestem samotna, nikt mnie nie kocha. Jednak szczęście jest tak blisko, prawie mogę go posmakować. Aż nagle zjawia się on. Jest przystojny i bogaty, stanowi uosobienie męskości. Ma smutne brązowe oczy i niesamowity uśmiech. I chce, żebym uciekła razem z nim. Skrywa swoje intencje. Motywy jego postępowania są niejasne. Ale ja i tak z nim odchodzę, bo tu nie jestem szczęśliwa. Jego obietnice są zbyt piękne, by mogły być prawdziwe. Zamek. Fortuna. I konie. To wszystko jest zbyt proste. A w moim życiu nic nigdy nie jest proste. W czym tkwi haczyk? Zawsze jest jakiś haczyk.
Wydawnictwo: NieZwykłe
Data wydania: 2019-07-17
Kategoria: Romans
ISBN:
Liczba stron: 270
Tytuł oryginału: My Torin
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Maciej Olbryś
Książka porusza bardzo ważny temat rzucia uczuciowego, wewnętrznego osób z autyzmem i innymi zaburzeniami, ale napisana jest nieco zbyt szybko i miejscami troszkęzbyt wulgarnie.
Mamy tutaj motyw jak z Kopciuszka - porzucona niegdyś przez matkę kokainistkę Casey trafia po latach tułaczki po domach zastępczych pod opiekuńcze skrzydła obrzydliwie bogatego Tylera, który praganie, by zaprzyjaźniła się z jego bratem, Torinem. Torin cierpi na całe spektrum zaburzeń uniemożliwiających mu normalne porozumiewanie się z otoczeniem. Jest nerwowy, nie lubi dotyku, nie panuje nad swoim ciałem i emocjami. A mimo to jest niezwykle inteligentny i potrafi świetnie się wypowiadać - pisząc. Casey powoli zaczyna docierać do zamkniętego w sobie Torina, ale to do Tylera bije jej serce. Niestety, nie wszystko pójdzie po jej myśli...
Książka czytała się bardzo szybko, historia wciągająca, momentami poruszająca. Niestety, miejscami odrzucała mnie niepotrzebna wulgarność, która zdecydowanie mogła zostać ubrana w inne słowa. Dostrzegam też pewne spłycenie tematu i uproszczenie go. Nie wiem, czy w rzeczywistości sytuacja mogłaby się tak rozwinąć jak tej książce.
Tyler to dojrzały mężczyzna, z olbrzymią ilością pieniędzy. Mieszka wraz z bratem, Torinem w ogromnym domu, ala zamku. "Kupuje" kobietę od jej okropnego rodzica zastępczego, pragnąc, aby od tej pory miała dobre życie. Nie liczy na nic więcej niż na jej obecność w domu. Wie, że to ona, jako jedna z niewielu, może znaleźć wspólny język z Torinem. Torin jest bardzo specyficzną osobą, z kilkoma stwierdzonymi schorzeniami. Swoje uczucia kryje głęboko w sobie, odizolowując się od świata, przez co jest niejednokrotnie wyzywany i poniżany.
Odrzucenie społeczne, wyzwiska, wyśmiewanie się, to bardzo częste zachowanie wśród młodzieży. Pojawia się ono z błahych powodów. Są to głównie kwestie innego wyglądu, stylu bycia czy religii. K.Webster w swoim dziele ukazuje podany problem na przykładzie dwójki głównych bohaterów. Osoby te są nieco inne, lecz żadne z nich nie zasłużyło, by czuć się gorsze. Dzięki zastosowaniu różnych punktów widzenia, autorka przedstawia przeżycia wewnętrzne bohaterów. Czytelnik nie tylko dostrzega uczucia i myśli, ale również utożsamia się z postaciami.
"Mój Torin" to historia o ogromnych uczuciach, niewielkich gestach, szacunku, pragnieniu bycia szczęśliwym. Powieść ukazuje, że wbrew opinii innych, możemy sami decydować o naszym życiu, znaleźć "lekarstwo" w błahych rzeczach. Chwyta za serce, powoduje prawdziwą bombę emocjonalną. Jest nieprzewidywalna i bardzo tajemnicza. Akcja toczy się niezwykle szybko, nie pozwalając czytelnikowi oderwać się od lektury.
Moim zdaniem, jest to jedna z najlepszych książek, jakie miałam okazje przeczytać w tym roku. Jest niebanalna, przyjemna, zwracająca uwagę na rzeczy, których nie dostrzegamy na co dzień.
Zasługuje na maksymalną ocenę.
Przeczytane:2019-07-31, Ocena: 6, Przeczytałam, Posiadam,
Zapraszam na nalogowyksiazkoholik.pl
Książkę Mój Torin przeczytałam w ciągu trzech godzin. Po tych trzech godzinach nie byłam w stanie nawet myśleć o czymkolwiek innym. Myślałam jedynie o Torinie i już wiedziałam, że ta recenzja nie będzie zwyczajna. Dlaczego? Bo to wcale nie jest zwyczajna książka i mimo że zarówno okładka, jak i wydawniczy opis, mogą mylić, to po przeczytaniu tej powieści, stwierdzicie, że w tej książce liczą się jedynie emocje. Emocje, których ja nie potrafiłam powstrzymać po odłożeniu Torina na półkę.
Dlaczego ta recenzja nie będzie taka, jakie piszę zazwyczaj? Postanowiłam, że Mój Torin zasługuje na coś więcej. Przede wszystkim jest to powieść, którą powinniście wziąć do ręki i niczego się nie spodziewać. W sumie to powinnam namawiać Was, żebyście wcześniej nie czytali żadnych recenzji, ale skoro już tu jesteście, to obiecuję, że nie znajdziecie spojlerów. Dlatego na początku nie znajdziecie tradycyjnego streszczenia lektury. Mam nadzieję, że nie znajdziecie go również w dalszej części – postanowiłam jedynie podzielić się z Wami moimi uczuciami.
Po prostu musicie z czystym umysłem otworzyć pierwszą stronę i rozpocząć niesamowitą podróż. Zapewniam, że sposób napisania tej książki tak bardzo Was wciągnie, że nie będziecie umieć się od niej uwolnić. Torin złapał mnie w swoje szpony i nie chciał puścić, mroczny klimat tej powieści i elementy zaskoczenia, które autorka przemycała powoli do treści, naprawdę działały na moją wyobraźnię.
Wbrew pozorom – bo opis na okładce tak naprawdę jest wierzchołkiem góry lodowej, o którą się rozbijecie podczas czytania – Mój Torin porusza naprawdę trudną tematykę i zapewniam, że poczujecie zaskoczenie. Ja jeszcze nie czytałam książki z tego gatunku, która zawierałaby w sobie tak skomplikowanych bohaterów, a jednocześnie wywoływała tyle skrajnych emocji. Mój Torin Was wzruszy do łez, sprawi, że się w nim zakochacie, ale jednocześnie śmiertelnie Was przerazi, aż zaczniecie się zastanawiać, czy to aby na pewno jest zdrowe. Może tak naprawdę autorka popuściła cugle swojej wyobraźni i stworzyła coś naprawdę toksycznego? Tak się może tylko wydawać, ale zakończenie pokaże, że ta powieść w pewien sposób przełamuje pewne bariery i pokazuje prawdziwą ludzką naturę, problemy, z którymi my na co dzień się tak naprawdę nie borykamy – mają je jedynie wybrańcy okrutnego losu.
Ta książka najpierw rozerwała moje serce na kawałki, by na koniec pozszywać je grubą nicią. Zostawiła mnie usmarkaną. Przyznaję, że na koniec się rozryczałam, ale była to zdrowa forma oczyszczenia. Jeśli się zastanawiacie, czym tak naprawdę jest Mój Torin, to mogę jedynie zdradzić, że znajdziecie w nim trudną przeszłość, jeszcze trudniejszą miłość, wredny los, szorstki seks, ale również zrozumienie, wytrwałość, uczenie się cielesności, walkę z przeciwnościami i swoimi słabościami, a także szczęście utkane z trudów.
To powieść, która w pewien sposób łamie schematy swojego gatunku i pewne tabu, ale jednocześnie pokazuje, że każdy ma prawo kochać i być szczęśliwy. To nie znaczy jednak, że nie wywoła w Was konsternacji, zaskoczenia, może nawet szoku. W pewien sposób jest przerażająca – w końcu akcja rozgrywa się w domu bez okien ;)
Mogłabym się przeczepić do objętości i zachowania bohaterów, ale tego nie zrobię. Dlaczego? Mój Torin doskonale wpisuje się w swój gatunek – przede wszystkim jest to dark romans z naciskiem na tworzące się wokół bohaterów pożądanie. Mamy świadomość, że w pewnym momencie napięcie stanie się nie do zniesienia, a wtedy autorka uraczy nas gorącą sceną. I nie oszukujmy się – właśnie na to czekamy. Wiadomo również, że najbardziej w powieści liczy się relacja między głównymi bohaterami i jej stopniowe budowanie. Gdybym chciała, by autorka skupiała się na jeszcze innych aspektach, poszerzała wątki poboczne lub rozwlekała treść, Mój Torin zwyczajnie nie byłby sobą. A tak przeczytałam go w jeden wieczór, a książka zwaliła mnie z nóg.
Jeśli szukacie szybkiego, trochę mrocznego czytadła z gorącą miłością i wyrazistymi, niesztampowymi bohaterami, to Mój Torin będzie idealny. Zaskoczy Was z pewnością.