Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: 2009 (data przybliżona)
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 636
Nie tak dawno – bo przed półtora wiekiem, życie toczyło się innym rytmem – wyznaczanym przez pracę, pory roku i uregulowanym sztywnym gorsetem norm społecznych. Codzienność była ściśle zdeterminowana przynależnością do klasy społecznej i statusem majątkowym. Arystokracja mogła korzystać z odziedziczonych dóbr i nie musieć się troszczyć o swój byt, najbiedniejsi zaś nie byli niejednokrotnie w stanie utrzymać się dzięki nawet najcięższej pracy. Między tymi dwoma stanami istniał jednak także cały wachlarz klasy średniej – zubożała szlachta, mieszczaństwo (również podzielone na żyjące na wysokiej stopie i znacznie gorzej sytuowane) i aspirujący chłopi, którzy wzbogacili się przez lata. Tak złożone, barwne społeczeństwo tworzyło mozaikę w której liczył się nie tylko status majątkowy, ale także pochodzenie, koligacje i płeć. Najmniejsze znaczenie dla zajmowanego miejsca na swoistej drabinie społecznej miało po częstokroć wykształcenie, kompetencje i posiadane cechy charakteru.
I w tych – nie tak odległych czasowo, ale diametralnie różnych ideowo od współczesności – latach drugiej połowy XIX wieku toczy się akcja „Młyna nad Flossą”. George Eliot osadziła fabułę swojej – podobno najbardziej autobiograficznej powieści – w czasach sobie współczesnych i zawarła w niej nie tylko szereg własnych przemyśleń, ale również wnikliwy obraz codzienności oraz mentalności ludzi tego okresu. „Młyn nad Flossą” to niezmiernie refleksyjna, ale i filozoficzna opowieść o odmienności i przerastaniu epoki w której przyszło żyć bohaterom powieści.
Madzia rodzi się jako córka młynarza i urodziwej mieszczanki – pochodzącej ze znanej, dobrze sytuowanej rodziny – za to obdarzonej przeciętną inteligencją i posłuszeństwem wobec męża. Od urodzenia dziewczyna charakteryzuje się żywym usposobieniem i otwartym umysłem. Młynarzówna łaknie wiedzy, świata i czyta wszystko, co wpadnie jej w ręce. A jednak to jej brat Tomek z racji płci dostaje szansę na edukację i wykształcenie. Madzi są one niepotrzebne – nie taka ma być jej życiowa rola zresztą „za mądra kobieta to tak jak owca z długim ogonem – nie zdobędzie za to lepszej ceny” [1]. Poza tym w jej otoczeniu pokutuje wciąż przeświadczenie, że nawet będąc mężczyzną trzeba mieć fach w ręku, a nie obycie w świecie i podstawową wiedzę o jego funkcjonowaniu. Jak powie jej pracownik ojca - „nie mogę znać się na tylu rzeczach i jeszcze na własnej robocie. Właśnie dlatego ludzie idą na szubienicę, że się znają na wszystkim, tylko nie na tym, czym mogą na chleb zarobić” [2].
„Młyn nad Flossą” to przede wszystkim rozbudowany i wielowarstwowy obraz społeczeństwa angielskiego z drugiej połowy XIX wieku – ograniczony do klas średnich i częściowo niższych. Barwne opisy i szczegółowe charakterystyki ciotek Madzi od strony matki składają się nieomal literacki reportaż o mieszczaństwie. Eliot relacjonuje jak wyglądały domostwa klasy średniej w tym okresie – kontrastująco zestawiając je z obrazem podupadłego gospodarstwa siostry młynarza – zanurza się w plotki, opisuje ówczesną modę (jakie emocje wywoływał zakup nowego czepka i jak ważnym był wydarzeniem w życiu mężatki; zresztą nie jedna rzecz „była już wystarczająco stara na to, by wrócić znów jako modna” [3]), objaśnia reguły rządzące codziennym życiem i prezentuje dziecięce zabawy i obowiązki domowe.
Eliot w swym – poniekąd monumentalnym dziele – porusza wiele kwestii społecznych. Jedną z nich jest pozycja kobiety w społeczeństwie, jej brak praw i ochrony. XIX wiek to czas, kiedy „nie pytamy, co kobieta robi, ale czyją jest własnością” [4]. Madzia i jej rówieśniczki nie mają możliwości podejmowania decyzji i wyboru drogi życiowej. Ograniczają je oczekiwania rodziny, normy – nie tylko prawne, ale i społeczne – cenzus majątkowy i pochodzenie. Co prawda kobieta może wyrobić sobie niezachwianą pozycję w małżeństwie (co robi ciotka Madzi), jednak zawsze pozostaje schowana za fasadą męża, który firmuje jej poczynania i może decydować nie tylko o sobie, ale o każdym członku rodziny. „Młyn nad Flossą” obrazuje również siłę konwenansów i zasad moralnych – nie mających zresztą w istocie wiele wspólnego z moralnością – mogących zniszczyć komuś życie. Wedle tych reguł dziewczyna jest tylko zabawką w rękach mężczyzny, który może zniweczyć jej reputację pozostawaniem z nią zbyt długo w odosobnieniu, czy nawet działaniom wbrew jej woli. Ratunkiem jest wtedy jedynie małżeństwo – z często niechcianym adoratorem, będący niejednokrotnie inicjatorem rzekomego upadku kobiety.
George Eliot pisała bardzo rozbudowanym, bogatym językiem, obfitującym w dygresje i drobiazgowe opisy. W fabułę wplatała wiele przemyśleń – wręcz filozoficznych – co sprawia, że nie sposób czytać „Młyna nad Flossą” pospiesznie i z zapartym tchem. To lektura wymagająca wyrafinowania – którą sączy się niby najlepszy trunek. Być może dziś niektóre z uwag Eliot trącą moralizatorstwem, a jednak ta powieść zupełnie się nie zestarzała – jest wręcz zaskakująco aktualna w pewnych kwestiach obyczajowych i intryguje trafnością charakterystyk postaci.
Eliot pozostawia czytelnika w pewnym rozdarciu po ostatnich frazach powieści, zmuszając go do zastanowienia się nad przemijaniem. „Natura naprawia poczynione przez siebie spustoszenia – lecz nie wszystkie. Wyrwane z korzeniami drzewa nie wrastają z powrotem w ziemię – rozdarte pagórki nie łączą się nigdy. Jeśli coś na nich wyrasta, to już nie te same drzewa, co poprzednio, a pagórki pod zielonym płaszczem noszą ślady dawnego rozdarcia. Dla oczu, które znały przeszłość, nie może być pełnej naprawy” [5].
[Recenzja została opublikowana na innych portalach czytelniczych]
[1] George Eliot, „Młyn nad Flossą”, przeł. Anna Przedpełska - Trzeciakowska, wyd. MG 2022, s. 14.
[2] Tamże, str. 37.
[3] Tamże, str. 67.
[4] Tamże, str. 533.
[5] Tamże, str. 654.
Przeczytane:2023-08-15, Ocena: 6, Przeczytałam, 52 książki 2023, 2023, E-booki, Literatura piękna,
Jednym z moich ulubionych gatunków, i to nie bez powodu, jest klasyka. Ma to związek przede wszystkim z moralnością, uniwersalnością i tym, że powieści zaliczające się do tego gatunku z reguły przekazują nieprzemijające wartości. Oprócz tego doceniam powoli rozwijającą się fabułę oraz ukazanie realiów epoki, z której pochodzi dana książka.
Podczas czytania „Młynu nad Flossą” George Eliot właśnie te myśli towarzyszyły mi przez całą lekturę. Mam tendencję do zmieniania ulubionych gatunków powieści, jednak klasyka niezmiennie ma szczególne miejsce w moim sercu, i to nigdy się nie zmienia.
Nie będę przytaczać fabuły, bo czytając klasykę, osobiście nie tego szukam. Dla mnie to przede wszystkim chwila oddechu, spokoju i – nade wszystko – relaksu. Ogromnie doceniam te chwile, kiedy mogę zanurzyć się w klasyce.
Ta powieść zaliczana jest do historii opartej na wątkach autobiograficznych, co dodaje jej autentyczności. George Eliot wciąga czytelnika w swój świat, świetnie oddaje ludzkie interakcje i nie pozwala o sobie zapomnieć przez długi czas. To nie było moje pierwsze spotkanie z autorką – mam już za sobą rewelacyjne „Miasteczko Middlemarch”, i na pewno nie będzie to ostatnie.
Rewelacyjna! Polecam!