Sonea jest przerażona, kiedy jej syn, który właśnie ukończył studia, postanawia dołączyć do grupy Ambasadorów Gildii, wybierających się do Sachaki. Kiedy nadchodzi wiadomość, że zaginął, Sonea chce koniecznie ruszyć na poszukiwania, ale nie może opuścić miasta, nie łamiąc prawa zabraniającego czarnym magom opuszczania Imardinu. Kiedy pojawia się u niej Cery, prosząc o pomoc, ponieważ większość jego rodziny została zamordowana, Sonea dowiaduje się, że w półświatku od lat toczy się śmiertelna wojna między Złodziejami. Podejrzane przypadki śmierci sprawiają, że Gildia zaczyna się martwić, czy przypadkiem nie ma do czynienia z dzikimi magami.
Wydawnictwo: Galeria Książki
Data wydania: 2013 (data przybliżona)
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 576
Tytuł oryginału: The Ambassador's Mission
Język oryginału: Angielski
Tłumaczenie: Agnieszka Fulińska
Dwadzieścia lat po wydarzeniach opisanych w „Trylogii Czarnego Maga” znów mamy okazję zanurzyć się w świat magii opisany przez Trudi Canavan. W tym czasie Imardin się mocno zmienił, gildia rekrutuje nowicjuszy również wśród mnie uprzywilejowanych grup społecznych, miasto zalewa narkotyk, a lecznice Sonei działają w wielu punktach miasta. Lorkin, syn Sonei i Akkarina, kończy naukę na Uniwersytecie i postanawia zgłosić się jako pomocnik Ambasadora Dannyla w podróży do Sachaki w poszukiwaniu starożytnej magii. Sonea obawia się o jedynego syna, aby nie zemszczono się na nim, ze względu na wydarzenia sprzed dwudziestu lat. Jak się okazuje, ma do tego powody. Powieść dla każdego fana „Trylogii Czarnego Maga”.
Trudno jest się wkręcić w ten świat magii, kiedy człowiek nie przeczyta poprzedniego cyklu. Cóż, moje pojecie o ichanich, czarnej magii, jakiś kamieniach i krwawych obrączkach (nie wspomnieć o postaciach, nie znając ich genezy strzela się w ślepo) powiększyło się i ugruntowało dopiero pod koniec księgi pierwszej, czyli tak mniej więcej w połowie. No super no.
Podział na cztery wątki i dwa kraje uważam za plus, póki nie muszę czytać o rozterkach Sonei i przygodach Lorkina (ta pierwsza jest irytująca, a ten drugi... jeszcze bardziej irytujący). Sam język... cóż, czyta się jak fanfika. Dużo, sporo przemyśleń - czasami niepotrzebnych, i prowadzenia za rączkę w drugiej księdze (bo a nóż zapomnieliśmy, co przeczytaliśmy w pierwszej). Zdarzają się powtórzenia i przeinaczenia słów, jak choćby ta cała 'spylunka', która równie dobrze mogłaby być 'speluną', ale nie, bo ma brzmieć obco i egzotycznie.
A co z wątkami? Przygoda Lorkina jest przewidywalna do bólu, z czego jedynym zaskoczeniem jest fakt, że swojej "wybranki" w pierwszym tomie nie przeleciał. Sonea oczywiście jak to zmartwiona matka i w pełni poświęcona pracy pani uzdrowiciel miota się to tu, to tam, jedną nogą goniąc za synem, a drugą ZA KIMŚ. Dannyl chyba został tu dodany, by wnieść wątek "gejowskiego Indiany J.", ale przyznam, że cieszy mnie fakt, iż nie musiałam (jak na razie) czytać żadnej sceny seksu (widocznie chłopina bierze przykład z Lorkina i czeka na kolejny tom, by w końcu iść do łóżka). A Cery jest po prostu ciekawy. I tyle.
Czy warto przeczytać? Hm. Poszło mi w miarę szybko, spodobało się podejście do magii, historia już nie za bardzo... Nie wiem, może z braku czasu można zajrzeć...
Uczennica Maga opisuje wydarzenia rozgrywające się setki lat przed czasami Gildii Magów. Jest to idealne wprowadzenie do świata bestsellerowej Trylogii...
Kiedy Auraya została wybrana na kapłankę, nie wierzyła, że po zaledwie dziesięciu latach stanie się jedną z Białych, najpotężniejszych sług bogów...