Drugi tom długo oczekiwanej powieści Murakamiego!
W Hong Kongu została uznana za nieprzyzwoitą, ocenzurowana i zakazana dla czytelników poniżej 18 roku życia. W Japonii w środowisku skrajnej prawicy wywołała oskarżenia wobec Harukiego Murakamiego o zdradę narodową, choć jednocześnie została okrzyknięta jednym z największych dokonań tego pisarza. ,,Śmierć Komandora" to obszerna dwutomowa powieść, na którą fani Murakamiego czekali aż pięć lat.
Żona malarza w średnim wieku porzuca go - z dnia na dzień. Podobnie, z dnia na dzień, on sam podejmuje decyzję, by wyprowadzić się z domu. Rezygnuje ze zleceń, wsiada w samochód i przez parę miesięcy włóczy się po północno-wschodniej części wyspy Honsiu. Gdy zmęczony tułaczką wraca do Tokio i prosi przyjaciela o nocleg, ten ma mu do zaoferowania coś znacznie lepszego: opuszczony dom w górach należący do jego ojca, sławnego malarza. W nowym, inspirującym otoczeniu bohater zamierza wieść spokojne życie poświęcone twórczości - korzysta z pracowni mistrza, zaczyna prowadzić lekcje malarstwa w pobliskiej Odawarze i wdaje się w niewiele znaczące romanse. Dom ten dla bohatera powieści stanie się epicentrum przemiany i szczególnej formy odrodzenia - i w sztuce, i w życiu. Pierwszym epizodem tej przemiany będzie odnalezienie na strychu nieznanego obrazu starego mistrza: niemal wiernego odtworzenia sceny zabójstwa Komandora z ,,Don Giovanniego".
Od momentu tego odkrycia realistyczna narracja zaczyna się stopniowo przeplatać z surrealistycznymi wątkami, a fabułę zaludniają niezwykłe postaci, które uosabiają symbole, idee i metafory. Murakami z lekkością kreśli niezwykłe wizerunki swoich bohaterów, subtelne podważając granicę między marzeniem i rzeczywistością. Pojawiają się znane motywy: wyschnięta studnia, która nęci swoją mistyczną pustką, ekscentryczny milioner oraz niespodziewane i niewyjaśnialne zniknięcie. Czytelnik rozpozna nieoczywiste symbole i bezpretensjonalną erotykę o leciutko perwersyjnym odcieniu.
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 2018-11-28
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 480
Tytuł oryginału: Killing Commandatore
Tłumaczenie: Anna Zielińska-Elliott
Książkę czyta się słabo, niby na mały plus zakończenie (idiota malarz w końcu wraca do żony). Poza tym, jak to u tego autora, akcja za bardzo rozwleczona i całe morze metafor.
Kilka miesięcy temu zachwycałam się pierwszą częścią „Śmierci Komandora” autorstwa Harukiego Murakamiego. Pamiętam, że jej lektura pochłonęła mnie bez reszty. W zasadzie nie jest to pierwsza książka tego autora, która bardzo mi się spodobała. Miałam okazję być oczarowaną jego twórczością przy „Bezbarwnym Tsukuru Tazaki i latach jego pielgrzymstwa”. Tym oto sposobem nie mogłam odmówić sobie sięgnięcia po drugi tom „Śmierci Komandora”. Przyznam, że najpierw tylko trochę ja podczytywałam, odkładałam, później znowu wracałam, aż w końcu przysiadłam i ponownie dałam się wciągnąć, ale czy było warto?
Nie powiem, bardzo dobrze czytało mi się tę powieść, a w pewnym momencie wręcz ekspresowo, jednak zdarzały się momenty, kiedy chciałam już dobrnąć do końca. Nie przypominam sobie, abym miała taką sytuację w przypadku pierwszego tomu. Owszem, dzieje się tutaj sporo. Mamy do czynienia z ideą i metaforą, wieloma tajemniczymi zdarzeniami, których wytłumaczenia na próżno szukać w realnym świecie, ale nie jest to już tak genialna książka, jak poprzednie Murakamiego, które miałam przyjemność przeczytać.
Przede wszystkim pierwszy raz spotkałam się z tak, trudno mi to nazwać, dziwnymi opisami scen erotycznych. Nie było to ani w żaden sposób subtelne, ani pobudzające wyobraźnię, a raczej płytkie, mechaniczne, a momentami wręcz żenujące i pozbawione jakiegokolwiek wyrazu. Już teraz wiem, na co narzekało tak wielu czytelników i co tak bardzo zwracało uwagę na tę powieść. Wcale nie dziwi mnie fakt, że Murakami został nominowany do antynagrody Bad Sex Award. W moim odczuciu zasługiwał na nią w stu procentach, a ja ten erotyczny element jego książki oceniam za najgorszy, z jakim spotkałam się do tej pory w literaturze.
Sam pomysł na fabułę był bardzo przyciągający. Oto mamy malarza, który odkrywa tajemniczy obraz. Zaczynają dziać się niezwykłe rzeczy. Pojawiają się nierzeczywiste postacie. Do tego do akcji wkracza ekscentryczny milioner. Wszystko obleczone w sekrety, metafory, przemyślenia i tym podobne. Zdecydowanie przepychało to ocenę owej powieści na stronę zwycięstwa, ale sama realizacja pomysłu, a do tego te koszmarne opisy scen erotycznych nie pozwoliły mi potraktować tej powieści jako arcydzieła i dołączenia jej do listy moich ulubionych.
Jednym słowem – średnia. Od słabej oceny broni się tylko tym, że ukochałam sobie styl autora i pomysłem samym w sobie, ale zdecydowanie nie nagrodziłabym jej mianem „arcydzieła”. Być może innym fanom twórczości Murakamiego przypadnie do gustu o wiele bardziej, mnie, niestety, zawiodła. Nie oznacza to jednak, że porzucam chęć poznania jego innych książek. Tym bardziej chciałabym przeczytać inną z jego dorobku, aby, być może, ponownie zachwycić się jak w przypadku „Bezbarwnego Tsukuru Tazaki i lat jego pielgrzymstwa”.
Nie wiem czy to tylko takie wrażenie... Ale druga część Śmierci Komandora wydała mi solidniejsza i dużo bardziej wciągająca niż "Pojawia się idea". To niby ciąg dalszy tej samej książki, ale jednak porwała mnie magicznie. Zawładnęła moją wyobraźnią i czasem.
Najwspanialsze w książkach Murakamiego jest to, że fabuła jest totalnie nieprzewidywalna. Uwielbiam te jego historie z pogranicza jawy i snu. Wzbogacają czytelnika o nowe doznania. Także muzyczne.
Muzyka u Murakamiego zawsze była niezmiernie istotna. Tutaj w fabułę wpleciono muzykę klasyczną, a przede wszystkim opera Don Giovanni miała niebagatelne znaczenie.
Narrator, młody nauczyciel literatury kocha się w swojej znajomej, początkującej powieściopisarce - Sumire. Ona jednak jest zakochana w Miu - swojej pracodawczyni...
W roku 1982 Haruki Murakami sprzedał jazzowy bar i poświęcił się pisaniu, a chcąc utrzymać się w formie, zaczął biegać. Po roku treningów przebiegł samodzielnie...
Przeczytane:2020-09-28, Ocena: 3, Przeczytałem, Mam, 52 książki 2020,
Jak dla mnie wielkie rozczarowanie. O ile pierwsza część - choć dziwna, jak to u Murakamiego - obiecywała tajemnicę i zagadkę wartą rozwikłania, o tyle w drugiej części jakoś zabrakło pomysłu na rozwiązanie właściwie wszystkich wątków. Podróż bohatera przez świat idei ledwo zniosłam, tak mnie znużyła, a potem aż do końca nie wydarzyło się moim zdaniem nic wartego uwagi. Książka pozostawiła mnie z niedosytem i ulgą, że wreszcie dobiegła końca.
Generalnie uważam, że przy "Śmierci Komandora" Maurakami znacznie oddalił się od formy widocznej w "Kafce nad morzem" czy "Norwegian Wood". Szkoda.