Długo wyczekiwana kolejna część „Jeżycjady” pozwala znów zajrzeć do przyjaznego domu Borejków, akurat w okresie świąt Bożego Narodzenia. Przybycie Magdusi, córki Kreski, powoduje piorunujące zmiany w spokojnym życiu rodziny, a ślub Laury uruchamia działanie osławionego Fatum.
Śmieszna, miła, ale i refleksyjna powieść Małgorzaty Musierowicz jak zwykle podnosi na duchu i krzepi, bawi do łez i uczy, skłania do zastanowienia nad sprawami wielkiej wagi.
Wydawnictwo: Akapit Press
Data wydania: 2012-10-03
Kategoria: Dla młodzieży
Kategoria wiekowa: 15-18 lat
ISBN:
Liczba stron: 291
Język oryginału: Polski
Tłumaczenie: brak
Małgorzaty Musierowicz i jej twórczości nie trzeba chyba nikomu przedstawiać, zajmę się więc od razu powieścią. McDusia jest dziewiętnastym tomem słynnej Jeżycjady. Nazwę dla cyklu, przypomnę, wymyślił profesor Zbigniew Raszewski, a pochodzi ona od poznańskiej dzielnicy Jeżyce. Na McDucię czytelnicy musieli czekać cztery lata, zapewnie właśnie dlatego sfinalizowanie prac nad książką urosło do rangi wydarzenia, a wydanie poprzedzały liczne dyskusje na forach internetowych. Fanów, głównie jednak fanek, wiele, głównie niezadowolonych, ale recenzje pojawiały się kilka dni po premierze, mało tego, wszyscy już opowiadają o kolejnym tomie cyklu, spekulują, domyślają się, wręcz niecierpliwią. Jak ona to robi?
Przejdę może lepiej do książki, będzie bezpieczniej. Tytułową McDusią jest Magdalena Ogożałka, córka Kreski. Dziewczyna przyjeżdża do Poznania, aby posprzątać mieszkanie po zmarłym pradziadku, profesorze Dmuchawcu. Nie trudno się domyślić, że dostarcza to wielu wzruszeń osobom, które profesora znały i ceniły. W opuszczonym domu pojawiają się bohaterowie poprzednich powieści Musierowicz i z perspektywy dorosłych ludzi wspominają lata młodości. Magdusia zatrzymuje się, oczywiście, w mieszkaniu Borejków, gdzie wszyscy żyją ślubem Laury, młodszej córki Gabrysi. Sama oblubienica jest świetnie zorganizowana. Zamówiła suknię oraz tort, kupiła dwie pary butów, rodzinę trzyma z daleka od przygotowań, żeby uniknąć tradycyjnego Fatum ślubnego. To, co musi się stać i tak się jednak stanie. Tym razem nieszczęście wkracza do domu wraz z niesławnym Januszem Pyziakiem, który wyprowadza córkę z równowagi oraz wiecznie roztargnionym Bernardem Żeromskim. O przebiegu wydarzeń nie napiszę, gdyż nie chcę odbierać czytelnikom przyjemności obcowania z książką. Musierowicz nie byłaby jednak sobą, gdyby nie wplotła w powieść wątku miłosnego. Para Magdusia, nie lubująca się w poezji, zraniona realistka i wiecznie zaczytany romantyk Ignacy Grzegorz? Przeciwieństwa się przyciągają.
W książkach denerwowało mnie zawsze, że jest szczęśliwy finał i nie wiem, co po nim. Musierowicz, poprzez osadzenie akcji swoich powieści niejako w kręgu jednej rodziny i jej przyjaciół, łamie tę zasadę, pozwala chociaż na chwilę zobaczyć, co dalej działo się w życiu bohaterów i chyba dlatego lubię Jeżycjadę i z uporem maniaka czytam kolejne tomy, chociaż przecież wyrosłam już z książek dla młodzieży. Otwierając każdą kolejną powieść, czuję się, jakbym po latach odwiedzała przyjaciół, muśniętych palcem czasu, dojrzalszych, bogatszych w doświadczenia. Miło, że dorastają wraz ze mną. Miło znów wejść w wesoły, ciepły świat ludzi myślących pozytywnie. Miło usiąść wraz ze znajomymi przy kubku dobrej herbaty i posłuchać, co nowego wydarzyło się w ich życiu. Może to nieco za mało na literaturę, pisaną przez wielkie „L”, ale dość, żeby spędzić miły wieczór albo dwa.
Wielkim atutem McDusi jest żywy język. Warstwa słowna może nie została wymuskana, ale na pewno odpowiednio wyważona. Maksymy łacińskie tym razem nie kłują w oczy i nie denerwują. Pojawiają się, trącą dydaktyzmem, ale można je strawić. Opisy nie są bardzo szczegółowe, dzięki czemu można przez nie przebrnąć bez znudzenia, a jednocześnie zostaje zachowane osadzenie akcji w konkretnym miejscu przestrzeni. Odpowiednio dozowane są również emocje. Chwile smutku i wzruszeń równoważą sceny zabawne, sentymentalizm rozładowuje racjonalne myślenie oraz ból codziennych zawodów.
Jeśli miałabym ocenić McDusię przez pryzmat innych powieści Musierowicz, musiałabym przyznać, że po Opium w rosole oraz świetnie skonstruowanej Kalamburce wypada dość blado, niepozornie, może nawet za zwyczajnie. Na pewno jednak czyta się ją lepiej niż Język Trolli czy Czarną polewkę. Po lekturze McDusi można powiedzieć, że przecież autorka nie napisała i nie pokazała niczego nowego. W książce jest jednak coś, co nakaże rzeszom czytelników po nią sięgnąć, co każe sięgnąć po następny tom i jeszcze jeden. Cóż to takiego? Jeszcze nie wiem.
...jabłko à la Newton?...kruche pięty Achillesa?...suflet Wiórka? - ...hm, hm, hm... a cóż to są za tajemnicze potrawy? - zapyta...
Opowiadanie to pojawiło się też w tomie "Znajomi z zerówki" oraz "Hihopter"....
Przeczytane:2014-06-19, Ocena: 4, Przeczytałam, Czytam regularnie w 2014, Mam,