Co zrobić, gdy świat się wali, bo najbliższa osoba cię okłamuje?
Zosia prowadzi szczęśliwe życie, z kochającym Pawłem u boku i fantastyczną córką, którą oboje uwielbiają. Niespodziewanie dowiaduje się, że mąż utrzymuje dwa mieszkania, dwie kobiety, dwa telefony i niebawem będzie miał również drugie dziecko. Z inną kobietą...
Opowieść o tkwiącej w nas sile i determinacji, dzięki którym można podnieść się nawet wtedy, gdy tracisz grunt pod nogami.
Wydawnictwo: Pascal
Data wydania: 2018-09-19
Kategoria: Romans
ISBN:
Liczba stron: 336
„Mąż na niby” okazał się bardzo udaną odskocznią od klasycznych romansów i mimo mojego początkowego rozczarowania brakiem płomiennego uczucia, które pozwala naszej bohaterce stanąć na nogi, byłam bardzo zadowolona z lektury. Autorka stworzyła historię dość lekką, która traktuje o temacie bardzo bolesnym i dość trudnym dla zainteresowanych. Pokazała mi, że nie wszystko jest takie, jakie może wydawać się z zewnątrz, a decyzje dotyczące naszego życia powinniśmy podejmować zgodnie ze swoim sumieniem.
"Mąż na niby" to moje kolejne spotkanie z prozą Niny Majewskiej - Brown. Jej poprzednie książki z którymi miałam możliwość się zapoznać czytałam dość dawno i dlatego też z jeszcze większym zainteresowaniem wystartowałam z lekturą.
Zofia i Paweł są małżeństwem z dwunastoletnim stażem. Oboje wychowują córkę. Oboje pracują. Ona jest nauczycielką języka angielskiego w liceum, on spełnia się zawodowo jako lekarz. Tworzą razem obraz szczęśliwej polskiej rodziny. Jednak przychodzi taki dzień, w którym wszystko wywraca się do góry nogami. Kobieta dowiaduje się od swojej koleżanki z pracy, że jej kochany małżonek od dwóch lat spędza upojne chwile u boku innej kobiety. Na dodatek po raz drugi zostanie tatusiem. No tak, wszyscy o tym wiedzieli! Tylko nie Zosia. Jak dobrze, że w takiej chwili może liczyć na wsparcie Joli, swojej najlepszej przyjaciółki. Własna matka stanęła murem za swoim kochanym i idealnym zięciem twierdząc, że to jej wina. Do tego dochodzi brak zrozumienia ze strony teściowej. Doliczmy jeszcze słowa "wsparcia" kochanych koleżanek i nie pozostaje nic innego jak popełnić harakiri. Na szczęście Zosia ma dla kogo żyć. Tą osobą jest jej jedyne dziecko. Zresztą nie ma zamiaru się załamywać. Jeszcze wszystkim pokarze, że da sobie ze wszystkim radę.
Temat zdrady w literaturze był już wałkowany na różnorakie sposoby. Ona nagle zostaje sama, on przeprowadza się do tej drugiej. Ileż można pisać o jednym i tym samym? W końcu nikt nie będzie chciał tego czytać bo nuda da o sobie znać. Jednak trzeba zauważyć, że tego typu opowieści różni od siebie pewien szczegół. W dużej mierze zależy to od tego w jaki sposób zostały napisane. Jedne rzeczywiście mogą być nudne, ale są też i takie od których trudno się oderwać. Z pewnością do tej drugiej grupy zaliczyć można książkę "Mąż na niby" autorstwa Niny Majewskiej Brown. Ze mną właśnie tak było. Strasznie mnie wciągnęła historia Zosi oraz jej rodziny. To nic, że główny wątek jest oklepany, ale ja cudownie spędziłam czas przy lekturze. W książce nie brakuje emocji. Zresztą trudno sobie wyobrazić ich brak gdy ma się do czynienia z takim facetem jakim jest Paweł. Bezczelny typ i drań, który dopuścił się zdrady i ma czelność jeszcze nachodzić Zosię. Te jego pomysły z podziałem majątku były wzięte nie wiem z czego. Hitem był dla mnie wątek z lodówką. Brudne gacie do prania oraz wyjadanie jedzenia to już był szczyt szczytów. Ukatrupiłabym go własnymi rękoma gdybym tylko mogła. Po czymś takim może jeszcze liczyć na pomoc ze strony matki Zosi. Tak, dobrze widzicie. Kochana mamusia wini o wszystko swoją córkę. To z jej winy tak bardzo udane małżeństwo może się rozpaść. Przecież Pawełek to chodzący ideał. To nic, że zrobił dziecko innej kobiecie. No po prostu nie mogłam znieść tego co miała do powiedzenia własnemu dziecku. Zamiast dodać otuchy jeszcze bardziej dołowała Zosię do tego stopnia aż zaczynała zgadzać się z jej stwierdzeniem. Może rzeczywiście to z jej winy jej kochany mąż postanowił poszukać szczęścia u boku innej, młodszej i piękniejszej kobiety. Oliwy do ognia dolała również teściowa, której w przeszłości nie podobało się, że jej syn związał się z kimś takim. W końcu jest lekarzem więc mógł poślubić kogoś bardziej wykształconego. Idzie się zwyczajnie załamać. Chociaż w tym przypadku niespodziewanie coś zacznie się zmieniać...
Jak ja lubię tego typu książki, w których czytelnik będzie mógł odnaleźć prawdziwe życie. Bo taka jest właśnie ta historia. Pełno w niej realizmu. Z pewnością główną tego zasługą są kreacje bohaterów oraz problemy w niej poruszone. Oczywiście zdrada wysuwa się na pierwszy plan, ale te poboczne też są interesujące. Relacje międzyludzkie do łatwych nie należą. Niejednokrotnie powiemy o jedno słowo za dużo i trudno jest potem dojść do porozumienia. Ciekawy temat dotyczył Poli, córki głównej bohaterki. Dwunastoletniej dziewczynki uczącej się w społecznej szkole. W tego typu placówkach liczy się poziom i wyścig szczurów może również dotyczyć najmłodszych. W końcu wysoka średnia jest najważniejsza.
W książce jest coś co mnie zaskoczyło i to pozytywnie. Mam tutaj na myśli sporą dawkę humoru. Cięte riposty Zosi w kierunku jej prawie byłego męża rozbawiły mnie do łez. Rozmowy telefoniczne z mamusią nie były gorsze. Nie mogę nie wspomnieć o wspólnych wakacjach. No i Jola, przyjaciółka Zosi.
Czytało mi się rewelacyjnie i dlatego też czasami warto sięgnąć po historię w której został poruszony temat, który jest dość popularny bo można trafić na coś naprawdę interesującego. Na koniec pragnę poinformować, że to jeszcze nie koniec historii o kobiecie porzuconej przez męża.
Co zrobić, gdy świat się wali, bo najbliższa osoba cię okłamuje?
Zosia prowadzi szczęśliwe życie, z kochającym Pawłem u boku i fantastyczną córką, którą oboje uwielbiają. Niespodziewanie dowiaduje się, że mąż utrzymuje dwa mieszkania, dwie kobiety, dwa telefony i niebawem będzie miał również drugie dziecko. Z inną kobietą…
"Jak to jest być ze mną, a chwilę wcześniej kochać się z inną? Wychodzić z jej łóżka i wracać do mojego? Jak to jest prowadzić dwa życia, utrzymywać dwa mieszkania, dwie kobiety i dwa telefony? Jak się w tym wszystkim nie pogubić? I jak to możliwe, że niczego nie zauważyłam?"
Autorka wiernie nakreśliła to, co dzieje się i z czym musi mierzyć się osoba, która zostaje zdradzona, kiedy jej małżeństwo z dnia na dzień przestaje istnieć. Obserwujemy przemyślenia głównej bohaterki, jakie wyciąga wnioski na przyszłość, jak potrafi walczyć o siebie i córkę. Oczywiście momenty, kiedy wątpi, załamuje się, również się zdarzają, ale dzielnie podnosi się idzie dalej. Emocje, jakie na nią spadają, udzielają się i czytelnikowi.
"Zupełnie nie wiem, co się ze mną dzieje. Frustracja, nienawiść i miłość zwarły się z sobą i buzują we mnie z niezwykłą mocą. Zaczynam rozumieć, jak blisko od miłości do nienawiści, tylko nadal nie wiem, które z tych uczuć i jest mi bliższe."
Niby temat zdrady jest już dość ograny w literaturze, ale autorka podaje go zupełnie inaczej, co czyni lekturę na swój sposób oryginalną. Ci, którzy liczą na jakiś wątek romansowy, muszę Was rozczarować - tu go nie znajdziecie. Osobiście było to dla mnie zaskoczeniem, ale w żaden sposób mi to nie przeszkadzało, a wręcz było pożądane. Autorka pozostawiła otwartą furtkę być może na ciąg dalszy tej historii, a wtedy...
"Czuję, że umieram. Czuję się niepotrzebna. Czuję się wrakiem człowieka, na którego już nikt i nic nie czeka."
Zośka w swoim dramacie może liczyć jedynie na przyjaciółkę Jolę. Natomiast kompletnie nie mogłam zrozumieć postawy matki Zośki. Zamiast wspierać córkę, ta ciągle wytyka jej błędy, mówi co ma robić i jak żyć. Ale najgorsze w tym wszystkim było to, iż za rozwód małżeństwa córki obwinia właśnie ją. No bo przecież Pawełek jest taki idealny, prawda? Jego poczynania nawet najspokojniejszego człowieka wyprowadziły z równowagi. Budził we mnie same negatywne uczucia. Teściowa również ciosa kołki na ducha winnej kobiecie, ale później zaskakuje swoją postawą nie tylko Zośkę, ale i czytelnika. Muszę przyznać, że zupełnie nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy.
Pisarka mimo powagi tematu umiejętnie wkomponowuje w fabułę kilka zabawnych, nawet bym powiedziała złośliwych wątków. Do łez rozbawiły mnie "okłady przyrodzeniem", jednak nic więcej nie zdradzę, by nie odbierać Wam przyjemności z lektury.
Nie mogę w tym miejscu nie wspomnieć o pięknej szacie graficznej książki. Jest to solidne wydanie w twardej okładce. W środku zaś znajdziemy ilustracje Igora Mikody, które podkreślają stan emocjonalny głównej bohaterki.
Ciekawym urozmaiceniem jest również wplecenie kilku prostych przepisów kulinarnych, które każdy z nas może z powodzeniem wypróbować.
Autorka posiada bardzo lekkie pióro, dzięki czemu strony wręcz same uciekają spod palców. Nic nie jest nadmiernie wydumane, wyolbrzymione, wszystkie sytuacje i wydarzenia sprawiają wrażenie realności. To moje pierwsze spotkanie z książkami Niny Majewskiej-Brown, które uważam za bardzo udane.
"Mąż na niby" to słodko-gorzka, życiowa, prawdziwa i mądra powieść o rozpadzie małżeństwa, zdradzie, o wewnętrznej sile i determinacji kobiet, która pozwala podnieść się z sytuacji, która na pierwszy rzut oka wydaje się niemożliwa oraz prawdziwej przyjaźni. Polecam w szczególności wszystkim tym, którzy myślą, że rozstanie to koniec świata. Ta książka udowodni Wam, że może być zupełnie inaczej.
Ta książka to prawdziwe życie, jakie swoją wredotą niczym szalikiem potrafi opatulić niejedną sympatyczną kobietę.
W brawurowym stylu autorka przeprowadza nas przez kolejne etapy, jakie towarzyszą rozstaniom. Pokazuje wszystkie emocje, jakich może doświadczyć zdradzona kobieta. Gdzieniegdzie wplata przemyślenia, które doprowadzają czytelnika do śmiechu. Wiecie, takie wyrwane z naszej codzienności. Lepiej tego wszystkiego opisać już chyba nie można było. Dodatkowo narracja pierwszoosobowa pozwala wczuć się w sytuację bohaterki.
Wielkim, wściekle pikantnym smaczkiem powieści jest mama Zosi. Teściowa to teściowa i tu jakoś zaskoczona nie byłam, bo podobno żarty o nich zawsze kryją ziarno prawdy (choć ja na swoją nie narzekam). Jednak matka to ogromne zaskoczenie i szczęka mi opadła już przy jej pierwszym wystąpieniu. Jeśli autorka chciała zwalić mnie z nóg i zagotować od środka, to jej się udało. Gdy czytam o tej jędzy, szaleję z bezsilności, bo człowiek ma ochotę potrząsnąć szanowną panią, by się kobieta opamiętała.
Właściwie nie mam się do czego przyczepić w tej książce. Ładnie wydana, przyjemnie i lekko napisana (choć te epitety głupio brzmią w recenzji książki o zdradzie, wiem), dobrze rozgryziony temat rozpadu małżeństwa, ciekawy punkt zwrotny, różnorodni bohaterowie. Książkę przeczytałam z prawdziwą satysfakcją dobrze straconego czasu, jeśli można tak to określić. Nie męczyłam się, nie czekałam na następny rozdział, byle szybciej do końca. I naprawdę nie wiem co mogłabym skrytykować, więc nie będę tego robić na siłę.
Polecam ją, szczególnie miłośnikom obyczajówek, bo dostarczy Wam sporo emocji, może nawet da do myślenia. Książka jest bardzo życiowa i choć trochę przewidywalna, to ujęta w taki sposób, że aż chce się czytać. Szczerze mówiąc, chętnie poznałabym ciąg dalszy historii o Zosi i jej rodzinie, bo jestem ciekawa jak to wszystko dalej się potoczy.
http://www.piorkonabiurko.pl/powiesci/maz-na-niby-nina-majewska-brown/#more-2664
Gdy tajemnica staje się przedsionkiem piekła... Głęboko skrywana, ma nigdy nie ujrzeć światła dziennego, powinna zostać zapomniana, a jednak powraca każdej...
Koniec z karteczkami, wycinkami z gazet i świstkami rozsianymi po wszystkich szafkach w kuchni! Notes kuchenny to idealny sposób, by nareszcie...
Przeczytane:2020-08-09, Ocena: 3, Przeczytałam, 52 książki 2019, 52 książki 2020, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2020 roku, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2020,
"Życiowa" historia, ale bardzo podobna do wielu innych opisanych w książkach.