Rozalia Ginter prowadzi gabinet weterynaryjny w Mikołajkach. Wiedzie w miarę szczęśliwe życie rodzinne. Aż do pewnego wieczora, który zmienia wszystko. Odtąd kobieta skrywa mroczną tajemnicę. Zwłaszcza przed najbliższymi.
W tych samych urokliwych Mikołajkach - na kładce nad kanałem - zawisa ciało mężczyzny. Czy znany w okolicy hotelarz popełnił samobójstwo? A może zabił go Peter Winckler, który przyjechał na Mazury odwiedzić ziemie przodków? Poszlaki się mnożą… Miejscowa policja pod wodzą komendanta Pawła Gintera wszczyna śledztwo. Niestety komendant, prywatnie mąż Rozalii, nie potrafi się skupić na sprawie, zbyt zaaferowany prywatną tragedią…
Całe sczęście, że jest Burbur – kotka o męsko brzmiącym imieniu i diabelskim charakterze, która jako jedyna ma trzeźwy ogląd sytuacji i nie omieszka notować swoich przemyśleń w dość specyficznym pamiętniku...
Nowe kryminalne oblicze Marty Matyszczak. Zapowiada się kolejna bestsellerowa seria! Gorąco polecam!
Robert Małecki
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data wydania: 2021-06-16
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 304
Język oryginału: polski
Rozalia nigdy nie uważała się za bóstwo. Paweł był najwyraźniej innego zdania. I chwała mu za to.
Akcja komedii kryminalnej dzieje się w Mikołajkach, wypoczynkowej miejscowości na Mazurach. Rozalia Ginter prowadzi poradnię weterynarią, użerając się z opiekunami zwierząt wszelakich, od psów i kotów na gadającej papudze kończąc. W domu zmaga się z nastoletnimi córkami bliźniaczkami, wścibską i natrętną teściową z piekła rodem i jeszcze bardziej nieznośną sąsiadką. Jest też boleśnie wychowywana przez przygarniętą kotkę o męskim imieniu Burbur. Myślała, że gorzej już być nie może, ale pewnej burzowej nocy wydarzyło się coś, co odmieniło jej życie. Na dokładkę znaleziono ciało mężczyzny – właściciela jednego z hoteli. Samobójstwo czy morderstwo? W każdym razie nieboszczyk nie zrobił pozytywnej reklamy dla miasteczka. Śledztwo poprowadzi mąż Rozalii – Paweł, który jest komendantem miejscowego posterunku.
Czy odkryje co tak naprawdę dzieje się w urokliwych Mikołajkach i jaką tajemnicę skrywa jego żona?
Książkę po prostu pochłonęłam, dawno się już też tak nie uśmiałam. Niewątpliwie prawie 100% uwagi skradła kotka o męskim imieniu Burbur. Ciekawym zabiegiem było wplecenie w fabułę kociego pamiętniczka wydrapanego na oparciu fotela. Trafne obserwacje, życiowe porady, pełne złośliwości, ironii i cynizmu wpisy po prostu rozłożyły mnie na łopatki. I na dodatek zwierzak czasem „rzucił” śląskim słownictwem. No, który kot to potrafi? No ŻODYN!!
Pikanterii całej historii dodaje fakt, iż z Rozalii to też niezłe ziółko. Na kartach powieści udowodni, że nie jest gapami karmiona i że zrobi wszystko, by ocalić to, co jest dla niej najcenniejsze: rodzinę i reputację. Cała plejada postaci jest w historii dobrze wykreowana, niektórych można polubić, inni denerwują, a jeszcze inni śmieszą. Skazy na charakterach niejednej osoby występującej w książce to znak, że Autorka zadbała o szczegóły. Któż z nas nie ma czegoś na sumieniu?
Styl Autorki bardzo mi odpowiadał i na pewno sięgnę po inne książki, które popełniła. Był trup, była tajemnica, były zwierzaki, klimatycznie oddana miejscowość. Czego chcieć więcej na kilkugodzinne umilenie życia? Przyjemna, klasyczna, lecz niebanalna powieść kryminalna z żartami sytuacyjnymi nadającymi lekkości.
A zakończenie? Intrygujące, zaskakujące i otwarte. Dobrze, że kolejny tom jest już w przygotowaniu i wiem, iż muszę, no po prostu muszę go mieć, by dowiedzieć się jaki los Rozalii, jej rodzinie i kotce Burbur, o nader wyrazistym charakterze i wybujałym ego, zgotowała Pani Marta.
„My tu gadu-gadu, a mnie się przypomniało, że pora na wieczorny posiłek. Podeszłam więc do miski i zaczęłam w nią walić łapą jak na pożar. Ja rozumiem: śledztwa, morderstwa, intrygi. Jednak co jest najistotniejsze w życiu, to tuńczyk z krewetkami!”.
Lubię czytać komedie kryminalne, bo pozwalają mi one na oderwanie się od rzeczywistości oraz na zmianę literatury. Martę Matyszczak znam z serii "Kryminał pod psem", która mi się spodobała, mam wszystkie jej części, nie skończyłam jeszcze wszystkich, lecz postanowiłam przeczytać pierwszą cześć z kotem w roli głównej. A właściwie to z kotką. Dlatego, gdy tylko pojawiła się zapowiedź książki "Mamy morderstwo w Mikołajkach", wiedziałam, że ją muszę przeczytać. Tym bardziej, że fabuła toczyć się miała na Mazurach, w Mikołajkach, czyli bardzo blisko moich okolic, a że bywam tam co jakiś czas, to milo jest porównać odczucia autora na temat regionu ze swoimi. Miałam ją na Legimi, ale do biblioteki również dotarła, więc wybrałam wersję papierową.
Nie chciałam porównywać tych serii, aby nie sugerować się oceną poprzedniej lektury. Zaskoczyło mnie jednak, że pojawiła się niespodziewanie osoba znana osobom czytającym poprzednią serię... mecenas Potomek-Chojarska ze Śląska...
Historia dzieje się w Mikołajkach, jak wskazuje nam tytuł. Rozalia Ginter prowadzi gabinet weterynaryjny, jej mąż Paweł jest komendantem miejscowej policji. Mają troje dzieci, syna Huberta oraz bliźniaczki Helenę i Hannę. Brakowało jej tylko zwierząt, lecz i to wkrótce już nie jest problemem. Pod domem znalazła zabiedzonego kota i wzięła go do domu. Okazało się jednak, że to kotka i w dodatku przychówkiem...
"- Wie pani, do tej pory byłam jak ten szewc, co bez butów chodzi. Albo żeglarz, który cierpi na chorobę morską. A teraz wreszcie, ja - weterynarka - też mam własne zwierzaki."
Historia opowiadana jest z perspektywy Rozalii oraz kotki, mającej trochę imię męskie Burbur. Jest to dobry pomysł, przedstawiony już w poprzedniej serii, lecz trochę raczej przesadzone są moim zdaniem opowieści kotki. Bardzo lubię koty, mam ich kilka i bardzo je lubię, więc jakoś nie mogę zrozumieć dlaczego tak się kot może zachowywać wobec osoby, która go przygarnęła...
"Mam na imię Burbur i jestem sędzią sprawiedliwym. Sędziną. Wymierzam karę każdemu, komu się ona należy. A jak się nie należy, to co mnie to obchodzi. I tak chapsnę, drapnę albo chociaż nasyczę do rozumu. "
Niby jest wszystko ładnie i pięknie, aż do momentu, gdy znaleziono ciało mężczyzny, który zwisał z mostu. Paweł Ginter zaczyna dochodzenie. Czy popełnił samobójstwo? Czy może to konkurencja pozbyła się hotelarza? A może winien jest Niemiec, który przyjechał odzyskać mienie po dziadku? Watki się mnożą, a jak na złość kamery po sezonie zostały wyłączone. W prowadzeniu śledztwa komendant nagle jest rozkojarzony i nie może się skupić, gdyż zdarzyła się tragedia dotycząca jego rodziny. Jednocześnie Rozalia zaczyna się dość dziwnie zachowywać, co zauważa Burbur...,
Czy Paweł Ginter rozwiąże sprawę tajemniczego morderstwa czy samobójstwa?
Czy Rozalia może mieć z tym cokolwiek wspólnego?
Czy Rozalia wyjawi swoją tajemnicę i komu?
Jakie będą losy małżeństwa Ginterów?
Na te pytania uzyskamy odpowiedzi, chociaż nie do końca na wszystkie. Zostały jeszcze niektóre do wyjaśnienia pewnie w następnej książce, którą raczej przeczytam, bo zainteresował mnie wątek małżeństwa Ginterów oraz matki Pawła, która jest tu przedstawiona jako "typowa" teściowa. Mam podobne doświadczenia ze swoją. A na dodatek zakończenie książki jest tak zaskakujące, że nic tylko czekać na ciąg dalszy.
"Z teściową niczym z filmami Hitchcocka. Na wstępie trzęsienie ziemi, a potem już tylko gorzej."
Mam nadzieję również na to, że kotka zmieni swoje nastawienie i jej rozważania i wywody trochę znormalnieją. Ja zawsze bardziej wolałam koty od psów, lecz w tym przypadku między Guciem a Burburem zdecydowanie wygrywa Gucio.
Zachęcam do lektury.
Szału nie ma. Na plus można zaliczyć, że czyta się to szybko i to w zasadzie tyle plusów. Główna bohaterka irytująca, infantylna i nie wzbudza sympatii. W zasadzie ŻODYN bohater jej nie wzbudza. Mało kryminału w kryminale, a humoru tyle, co kot napłakał. Suchary przy nim wydają się być ambrozją... No i ten nieszczęsny pamiętnik kota. Wymęczyłam.
Ahh co to za historia. Trochę zwariowana, trochę z uśmiechem napisana i nawet z dreszczykiem emocji. Nie zabrakło tajemnicy, napięcia, zagadki I intrygi a to wszystko napisane z prosto i wciągająco...
Książkę czytało się szybko. Akcja rozgrywała się płynnie, nie sposób było zgubić wątek. A najbardziej podobał mi się pamiętnik pewnej ... kotki. Świetne to było. Przerywnik od glownej narracji, dzięki której dowiadujemy się o pewnych wydarzeniach, ale też o zdaniu pewnej kotki, która przygody również ma i nie da sobie w kasze dmuchać.
Ciężko napisać coś więcej, bo musiałabym za dużo zdradzić, ale moim zdaniem lektura warta przeczytania. Jeśli lubisz kryminały z niebanalna fabuła, przerywnikami z poczuciem humoru, zwierzęta i Mazury to ta lektura dla Ciebie.
Na koniec dodam, że jest jeden trudny temat, gdzie poznajemy smutną historię głównej bohaterki i jej samotne zmagania z tą sytuacją. Mimo, iż to był wątek drugo a nawet trzecioplanowy to trochę mną wstrząsnął, jako człowiekiem i jako matką. Ale co to za historia to musisz sama przeczytać, więcej nie zdradzam.
Po udanych dziewięciu tomach serii „Kryminał pod psem”, z psem Guciem w roli głównej Marta Matyszczak rozpoczyna nową serię „Kryminał z pazurem” z kotką Burbur.
W Mikołajkach życie płynie swoim tempem. Miejscowi się znają, a w weekendy i latem przybywa turystów. W domu państwa Ginter, wszystko zdaje się być w ustalonym porządku: Rosalia, pani domu, prowadzi własną praktykę weterynaryjną, jej mąż Paweł jest komendantem miejscowego posterunku, mają nastoletnie córki bliźniaczki Hanię i Helenkę, oraz niepełnosprawnego syna Huberta. Ginterowie przygarnęli kotkę Burbur, która od tego czasu uważa ich dom za swój, wydała na świat cztery kocięta, ale o instynkt macierzyński Burbur nie można nawet podejrzewać. Początkowo dzika kotka z czasem staje się kanapowcem uważającym, że ludzie są tylko i wyłącznie po to, aby jej usługiwać i ją rozpieszczać. Kiedy w Mikołajkach zostaje znaleziony wisielec, właściciel znanego hotelu. Śledztwo zaczyna prowadzić Piotr Ginter, który wkrótce zostaje zaaferowany zaginięciem własnej matki. Kto stoi za śmiercią hotelarza a kto za śmiercią Jadwigi Ginter, czy obie zbrodnie coś łączy? Tego oczywiście dowiecie się z lektury najnowszej powieści Marty Matyszczak.
W powieści otwierającej nowy cykl Matyszczak powiela schemat znany z „Kryminałów pod psem”, czyli część narracji powieści jest prowadzona z punktu widzenia zwierzęcia. Burbur jest typowym kotem, wrednym, egocentrycznym, oczekujących hołdów i najlepszego traktowania oraz wyrobów premium do jedzenia. Podobnie jak w poprzedniej serii, bohaterowie są dobrze scharakteryzowani, można ich lubić lub nie, ale nie można być wobec nich obojętnym.
Do czytelników poprzedniej serii, Matyszczak mruga oczkiem, wplatając wzmianki o adwokat Potomek-Chojarskiej (czy ktoś wie, jak ona ma na imię?) i dziennikarzu Szponie. Coś czuję, że w następnym tomie, może być więcej postaci z serii „Kryminał po psem”.
I, mimo że całym sercem i duszą jestem Team Gucio, to kotka Burbur zaczyna się mościć na moich kolanach i zdobywa coraz większą sympatię. Z niecierpliwością oczekuję drugiego tomu „Taka tragedia w Tałtach”.
Polecam wielbicielom komedii kryminalnych!
Rozalia Ginter wybiera się z bliskimi na spływ Krutynią. Nie zdąży na dobre odbić od brzegu, gdy dziób kajaka trafia w przeszkodę. Jak się okazuje, to...
Prywatny detektyw Szymon Solański tuż po ślubie z Różą Kwiatkowską znika bez śladu. Świeżo upieczona żona z nieodłącznym kundelkiem Guciem próbują go odnaleźć...
Bestia była zadziwiająco inteligentna. Czasami Rozalii wydawało się, że Burbur rozumie ludzką mowę.
Więcej