Ze względu na zbliżającą się imprezę rocznicową rodziców Abby i Ryan będą udawać zgodne małżeństwo przez jeden, ostatni weekend.
Ryan McKinley usiłował zapomnieć o swojej byłej żonie Abby, a tymczasem kupił dom, o którym ona zawsze marzyła. To był poważny błąd. Mieszkanie samemu w ogromnym, piętrowym budynku przyprawia go o jeszcze większą tęsknotę. Kiedy niespodziewanie dzwonią teściowie w sprawie zbliżającego się przyjęcia z okazji ich trzydziestej piątej rocznicy ślubu w Summer Harbor w stanie Maine, Ryan wierzy, że to sam Bóg daje mu taką szansę.
Abby McKinley tak naprawdę nigdy nie powiedziała rodzinie o rozwodzie. Napięte relacje z ojcem zaowocowały zerwaniem więzi z obojgiem rodziców. Jednak kobieta ulega matce i zgadza się pokonać dzielącą ich odległość, by przyjechać na rocznicową imprezę.
Wtedy pod jej drzwiami zjawia się Ryan, przystojny jak nigdy. Upiera się, że pojedzie do Summer Harbor, z nią czy bez niej, i Abby wie, że nie może mu odmówić. Jej rodzice wciąż nie słyszeli o rozwodzie i on o tym wie. Poza tym Ryan utrzymuje, że chce tylko odwiedzić starego przyjaciela z czasów studiów – kuzyna Abby, Beau, który niedawno stracił ojca.
To tylko jednotygodniowa wycieczka z mężczyzną, który złamał jej serce. Co mogłoby pójść nie tak?
Wydawnictwo: Dreams
Data wydania: 2018-03-08
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 352
Tłumaczenie: Joanna Olejarczyk
„Chcę ją kochać, ale ona nie chce mnie”.
Abby wychodzi z założenia, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Czy ma rację? Autor tych słów - grecki filozof Heraklit z Efezu - uważał, że na świecie nie ma nic stałego, wszystko przemija, zmienia się, płynie. „Niepodobna wstąpić dwukrotnie do tej samej rzeki" - pisał Heraklit myśląc o tym, że woda w rzece, do której weszliśmy po raz pierwszy dawno odpłynęła, a woda do której wejdziemy po raz drugi, jest już inną wodą. Pamiętajmy, że do tej samej rzeki można wejść tyle razy, na ile ma się ochotę, trzeba jednak pamiętać, że za każdym razem sytuacja towarzysząca kąpieli i sama woda będzie inna.
A jak to ma się do małżeństwa Abby i Ryana? Rozwiedli się trzy lata temu, jednak rodzina Abby, z którą ograniczyła kontakt z uwagi na toksyczne relacje z ojcem, nic o tym nie wiedziała. Niespodziewanie Ryan dostaje zaproszenie na rocznicę ślubu byłych teściów. Przyjmuje zaproszenie, o czym informuje Abby. Ta się wścieka, że przyjął zaproszenie i odradza mu wyjazd. Jednak on nie ma zamiaru rezygnować. Jadę razem do rodziców, ale już jako byłe małżeństwo. Czy ten wyjazd zbliży ich do siebie, czy też jeszcze bardzie ich poróżni? Czy dawniej łączące ich uczucie obudzi się, czy też będą pełni nienawiści wobec siebie? Ale tak naprawdę, czy oni chcą ponownie być razem?
„Wiedziała, z porażającą jasnością, że nie wszystko było między nimi skończone. Nigdy się nie skończyło. Oszukiwała samą siebie, myśląc, że tak, jednak on wsiąknął do jej serca tak głęboko, że nigdy nie udałoby jej się go stamtąd przegonić. Nie była nawet pewna, czy tego chciała”.
Zabierając się za tę powieść wiedziałam czego mogę się spodziewać i, prawdę mówiąc, cieszyłam się na czas spędzony z tą historią. Potrzebowałam czegoś, co zapewni mi sporą dawkę pozytywnych wrażeń, rozbawi, momentami wzruszy i poprawi nastrój. I nie zawiodłam się. Powieściopisarka w niewymuszony sposób tworzy fabułę będącą rewelacyjną mieszanką walki z własnymi lękami i namiętnościami, ciętych ripost, dogryzania sobie, czułości i obaw. Wszystko – dialogi, opisy, emocje towarzyszące bohaterom – są w pełni dopracowane, nie ma mowy o jakimś niedociągnięciu, czy słabszym momencie. Dzieje się dużo, szybko, zaskakująco i oczywiście ciekawie, z zaskakującymi zwrotami akcji.
Główna bohaterka Abby z początku mnie złościła i denerwowała. Sama nie wiedziała, czego oczekuje od życia i od innych, niezadowolona, niedostępna. Ale w miarę, jak ją poznawałam, zrozumiałam jej postępowanie, lęki i obawy. Już w przeszłości została zraniona i odrzucona przez najbliższych. To piętno ciążyło na jej życiu. Nie mogła się z tym pogodzić, nie potrafiła też przebaczyć, zbyt mocno została zraniona. Ale długie i szczere rozmowy z przyjaciółką – psychologiem, pozwoliły jej pozbyć się złych emocji i zacząć życie od nowa, bez ciężaru na ramionach.
Natomiast Ryana obdarzyłam sympatią od samego początku. Sympatyczny, miły, mający oczywiście swój udział w ich rozstaniu, ale dał się lubić. Wytrwały do samego końca, nie dający za wygraną. Miłość jest dla niego najważniejsza i tylko ona liczy się dla niego. Dla niej jest w stanie się poświęcić. Ale miewa też chwile zwątpienia, wątpliwości, czy jeszcze ułoży sobie życie. Mężczyzna wielkiej wiary, pomocy poszukuje u Najwyższego:
„Proszę, Boże. Nie chcę wracać do życia bez niej. To Ty wysłałeś mnie w tę podróż, prawda? Musisz mi pomóc. Musisz nam pomóc. Chcę odzyskać żonę. To Ty stworzyłeś małżeństwo. Wisz, jak działa i dlaczego może się w nim nie układać. Wiesz też wszystko o Abby i o mnie. Boże, nie mogę jej znowu stracić. Po prostu nie mogę”.
Małżeństwo do poniedziałku Denise Hunter to kolejna, znakomita - po Tylko pocałunek - powieść tej pisarki. Pochłonęłam ją niebywale szybko i potem żałowałam, że nie dawkowałam sobie książki. Smutno mi, że to już koniec. Losy Abby i Ryana dostarczyły mi ogromnej dawki wrażeń. Nie zabrakło westchnień wzruszenia czy też rumieńców, kibicowałam im do samego końca, trzymałam kciuki, żeby się im udało.
Autorka w bardzo subtelny i delikatny sposób pisze o uczuciach, emocjach i niewypowiedzianych słowach. Bohaterowie boją się ujawnić swoje uczucia, nie chcą litości, boją się odrzucenia, ale też muszą wykazać się większą stanowczością i skutecznością, jeżeli nie chcą utracić miłości. Delikatnie budowane napięcie między bohaterami, istniejącą miedzy nimi niewidoczna nić intymności dodaje tylko dreszczyku emocji tej lekturze.
Często bohaterowie boją się spełniać swoje marzenia. Najczęściej po prostu uważają je za nierealne. Ale czasem na skutek nagłej zmiany losu pojmują, że spełnienie marzeń staje się możliwe w chwili, gdy się tego najmniej spodziewają. Wtedy jednak budzi się w nich strach przed wejściem na ścieżkę, która prowadzi w nieznane, strach przed życiem rzucającym nowe wyzwania, strach przed utratą na zawsze tego, do czego przywykli.
Małżeństwo do poniedziałku to cudowna powieść poruszająca serca, to bajka dla romantyków. Czas przy niej spędzony był naprawdę cudowny. Żałuję jedynie, że opowieść skończyła się tak szybko. Po jej skończeniu odczuwa się lekki niedosyt, chciałoby się jeszcze więcej, i więcej...
Polecam gorąco, szczególnie dla poprawy nastroju!
Abby jest trzy lata po bolesnym rozwodzie. Ze względu na napięte relacje z rodzicami nigdy im o tym nie powiedziała. Tymczasem zbliża się ich trzydziesta piąta rocznica ślubu. Na uroczystość zapraszają nie tylko córkę, ale też Ryana – jej byłego męża. Pozostają przecież pewni, że wciąż są małżeństwem. Dawni małżonkowie, nie chcąc psuć uroczystości, postanowili przyjechać (razem – osobny przyjazd zrodziłby niewygodne pytania) na rocznicę i grać idealną parę. Czy spektakl ma szanse powodzenia? I czy będzie do końca grą? W końcu, mimo rozstania, nie wszystkie dobre uczucia między nimi wygasły. Czy dadzą sobie jeszcze szansę?
Kolejne spotkanie z McKinley'ami. Była już Medison, Jude, a teraz Ryan. Jak się dowiadujemy jest rozwiedziony, jednak nie przestał myśleć o byłej żonie. Ponowne spotkanie z nią traktuje jako próbę odzyskania swojej miłości. Czy mu się to uda? Przeczytajcie (a czyta się szybko, łatwo i przyjemnie)
Sadie Goodwin, kiepsko sprzedająca się pisarka, dostaje ostatnią szansę, by uratować karierę i kontrakt z wydawcą. W tym celu musi jednak zerwać z ulubionym gatunkiem...
Buntownicza Zoe Collins poprzysięgła sobie, że jej stopa już nigdy nie postanie w Copper Creek. Nie chciała już nigdy rozmawiać z mężczyzną, który...