„Mały wojownik” to szalone przygody Eryka i trójki jego przyjaciół porwanych do niewoli przez wrogich żołnierzy.
Już wkrótce okaże się, że te szczególne dzieci mogą mieć wpływ na losy całej wojny.
Książka pokazuje, jak ważne są przyjaźń, odwaga oraz gotowość do poświęcenia dla innych.
"Eryk mógłby być zwykłym chłopcem, mógłby wraz z mamą chodzić do sklepu, łowić z tatą ryby, bawić się z młodszą siostrą Zuzką. Ale niestety akurat tego chłopca spotkał pech – urodził się w czasie wojny. Kraje Północy i kraje Południa rozpoczęły walki na kilka lat przed jego narodzinami, więc nie wiedział, jak to jest żyć w spokoju. Za to jego rodzice pamiętali czasy spokojnych dni. Gdy nie musieli się niczym martwić, bawili się, pracowali. Lecz kiedy rozpoczęła się wojna, wszystko zupełnie się pozmieniało."
Informacje dodatkowe o Mały wojownik :
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 2016-05-27
Kategoria: Dla dzieci
ISBN:
978-83-8083-154-4
Liczba stron: 128
Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Przeczytane:2016-06-02, Ocena: 2, Przeczytałam, 52 książki w 2016 roku, Mam, Wyzwanie - fantastyka 2016, Wyzwanie - książki dla młodzieży 2016,
Skwar w końcu u mnie zelżał i można spokojnie wyjść z domu w południe bez zagrożenia stopienia mózgu. Przyjechało do mnie zamówienie z taniaksiazka.pl i zgrzeszyłam bardzo, ale w końcu mam niektóre egzemplarze, które chodziły za mną już długo i to w bardzo okazyjnej cenie. Między innymi „Żony astronautów” Lily Koppel i „Wśród obcych” Jo Waltona. Jak wcisnę je na listę do przeczytania? A bo ja wiem? Nie mnie odpowiadać na tak trudne pytania Za długo się ociągałam. A co dzisiaj? Będzie literatura młodzieżowa, do której mam słabość. Mogę przy niej odetchnąć i nie zagłębiać w trudne tematy. Czuję się dzięki niej trochę bardziej beztroska. Czy „Mały wojownik” Weroniki Kroczek wywołał u mnie podobne uczucia? Zapraszam
„Weronika Kroczka. Urodziła się 26 czerwca 1999 w Gdyni. Pisanie jest jedną z jej pasji, tak jak czytanie książek, szczególnie tych z gatunku fantasy. Lubi śpiewać i rysować. „Mały wojownik” jest jej debiutem literackim.” Wielki plus dla wydawnictwa, że umieścili chociaż małą informację o autorce na skrzydełkach. Kciuk w górę
„Mały wojownik” to szalone przygody Eryka i trójki jego przyjaciół porwanych do niewoli przez wrogich żołnierzy. Już wkrótce okaże się, że te szczególne dzieci mogą mieć wpływ na losy całej wojny. Książka pokazuje, jak ważne są przyjaźń, odwaga oraz gotowość do poświęcenia dla innych.
No i co? Kurczę, jajco… Oj, jak ja sobie ostrzyłam pazurki na fajną powieść dla młodzieży o wojnie. Jednak już sama objętość mnie nieco zastanowiła – ledwie 127 stron. Mało można tu zmieścić, ale stwierdziłam, że dam jej szansę. Dużym plusem jest mapka na wewnętrznych stronach okładki. Bardzo fajny pomysł. Nie ma zbyt dużego wprowadzenia, zero historii tej krainy czy powodu najazdu i wojny Północy z Południem. Zdecydowanie za duża luka informacyjna. Przeczytałam ledwie kilka stron, a już do szału doprowadziły mnie zdrobnienia (Dominisia, Zuzka, Halinka) w zderzeniu z „panowaniem” (pan Wiktor, pan Jesionka). Straszny chaos z tym tytułowaniem. Albo po nazwisku, albo po imieniu. W dialogach zdrobnienia są jeszcze do przyjęcia, ale w narracji już nie. Mam cichą nadzieję, że w czasie korekty poprawią też morze powtórzeń, które niemal mnie utopiło. Kompletnie nie rozumiem koncepcji świata. Niby w całości jest wymyślony, ale dzieciaki mówią „spoko” czy „okey”, a jeden z narodów jest potomkiem Chińczyków. Totalny miks realizmu z fantasy. Zarys szkicu może i nawet ciekawy, ale wykonanie do natychmiastowej poprawy i udoskonalenia. Bohaterowie zupełnie nie zachowują się jak dwunastolatki i dwunastolatkowie. A już tym bardziej nie są tak traktowani, bardziej strzelałabym w przełom dorosłości i bycia nastolatkiem. Wojna rządzi się swoimi prawami. Myślę, że branie dzieci w niewolę, zapewnianie im świetnych warunków i przewożenie do specjalnych obozów, gdzie swobodnie mogą chodzić na spacery i nic nie robić, nie zalicza się do tych praw. Kompletnie oderwane od realiów wojny. Rozumiem, że to literatura dla młodzieży, ale jeśli autorka tłumaczy, że armata to „coś jakby karabin na wielkie kule” to nawet nastoletnia ja czułaby się jak idiotka. Tekst jest napisany za wcześnie, niedopracowany i za krótki. Myślę, że temat przerósł Weronikę Kroczek. Raz, że pisać fantasy jest niesamowicie trudno, to jeszcze w dodatku o wojnie. Lepiej wypadłby jakiś lżejszy temat w debiucie.
Polecam bardzo młodej młodzieży. Myślę, że najbardziej optymalną grupą wiekową dla tej powieści będzie mniej więcej czas podstawówki. Dla mnie jako młodej dorosłej, która jeszcze niedawno była nastolatką, zupełnie to nie przemawia.
„ – Wszystkich zabrali, tylko my zostaliśmy. Nazywam się Wiktor, a ta mała to Dominisia. Schowałem się z córką, niestety moja żona nie zdążyła… Zabrali ją – dokończył mężczyzna.
- Och, to straszne! – wykrzyknęła pani Halicka i przytuliła mocniej małą Halinkę.
- Musimy ruszać, mogą tutaj wrócić – stwierdził pan Jesionka.
- Nie sądzę – rzekł pan Wiktor. – Byłem generałem w wojsku południowym. Niestety wskutek astmy, na którą zachorowałem, nie mogę już pracować, więc przeszedłem na wcześniejszą emeryturę. A co do wojska północnego to znam ich trochę, przez pół roku byłem szpiegiem w ich oddziałach. Ich taktyka polega na pozbyciu się jak największej liczby przeciwników. Nie zatrzymują się nigdzie na dłużej, ruszają dalej palić i niszczyć. Już jesteśmy bezpieczni, przynajmniej na razie.”