"Małe wielkie rzeczy" to niesamowicie wciągająca historia o władzy, uprzedzeniach i stereotypach, które są wciąż żywe w społeczeństwie. Powieść dotyka dość delikatnego tematu w USA, który wielu chciałoby zakopać. Książka jest aktualna do dziś i bez wątpienia będzie jeszcze przez długie lata.
Fabuła książki zwraca uwagę na wciąż żywe uprzedzenia rasowe i na przywileje, które przysługują tylko nielicznej warstwie społeczeństwa. Książka zadaje pytanie o sprawiedliwość oraz empatię. Nie są to proste pytania, dlatego odpowiedzi na nie również nie należą do najprostszych.
"Małe wielkie rzeczy" to jedna z głośniejszych powieści, jakie ukazały się w 2017 roku. Wydawnictwo emanuje szczerością i sumiennością obserwacji. Jest pełne empatii. Jodi Picoult to biała kobieta, ale w swojej książce nikogo nie krytykuje, nikogo nie usprawiedliwia. Opisuje rzeczywistość na podstawie obserwacji.
Fabuła książki kręci się wokół śmierci noworodka, który umiera po rutynowym zabiegu. Ojciec dziecka winą postanawia obarczyć afroamerykańską pielęgniarkę. Okazuje się, że śmierć chłopczyka może mieć wpływ zarówno na życie pielęgniarki, jak i ojca dziecka.
Wydarzenia w książce są przedstawione z perspektywy Ruth. Ruth pracuje jako położna od dwudziestu lat. To bardzo pomocna i uczynna kobieta. Udziela wsparcia rodzicom oczekującym na nowo narodzone dzieci. Przez dwadzieścia lat kariery nie miała żadnych problemów w pracy. Do czasu.
Pewnego dnia dochodzi do nieprzyjemnej sytuacji. Przyszli rodzice nie życzą sobie, aby poród odebrała czarnoskóra pielęgniarka. Należą oni do ruchu, który głosi nienawiść wobec Afroamerykanów, żydów i homoseksualistów. Kiedy ich syn umiera w szpitalu, złość i nienawiść znajduje ujście. Położna Ruth znajduje się w bardzo ciężkiej sytuacji. Niezależnie od decyzji jaką podejmie, nie będzie umiała znaleźć sposobu, by się obronić.
Autorka już wielokrotnie udowodniła, że jest królową kobiecej literatury, a jej książki nie bez powodu są bestsellerami. Jej powieści dotykają tematów ciężkich, czasem zahaczających nawet o miano tabu. Historia przedstawiona w "Wielkie małe rzeczy" jest pełna realizmu.
Bohaterowie to postaci z krwi i kości, których moglibyśmy minąć na ulicy. Są stworzeni i opisani z niezwykłą dbałością o szczegóły i przenikliwością. Twórczość Picoult zawsze zmusza nas do refleksji, więc wierni Czytelnicy nie będą zdziwieni, że tak będzie i tym razem.
Jodi Picoult to urodzona w 1966 roku amerykańska autorka bardzo poczytnych powieści, a także współtwórczyni popularnego komiksu "Wonder Woman". Literacki talent autorki ujawnił się na studiach. W tym okresie w młodzieżowym magazynie "Seventeen" ukazały się jej dwa krótkie opowiadania". Prawdziwy sukces przyszedł jednak później, dokładnie w 1992 roku. Powieść "Głos serca" otworzył przed autorką bramę do kariery. To wzruszająca historia o poświęceniu oraz podążaniu za głosem własnego serca.
Część z książek Picoult doczekało się ekranizacji, m.in. "W imię miłości", "Czarownice z Salem Falls" czy "Tam gdzie Ty". Serdecznie zachęcamy do lektury tych świetnych książek oraz oczywiście do obejrzenia filmów na podstawie stworzonych przez autorkę tekstów. Pisarka otrzymała nagrodę New England Book za całokształt twórczości.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2016-10-11
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 608
Tytuł oryginału: Small Great Things
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Magdalena Moltzan-Małkowska
"Małe wielkie rzeczy" to bardzo dobra powieść, w której autorka porusza temat rasizmu.
Ruth Jefferson to afroamerykanka, położna, od dwudziestu lat pracuje w szpitalu. Jest profesjonalna i oddana pracy, ma nieposzlakowaną opinię. Mąż Ruth zginął na misji. Kobieta samotnie wychowuje nastoletniego syna Edisona. Chłopak jest bardzo zdolny, świetnie radzi sobie w szkole. Mają dom w dobrej dzielnicy. Ruth wszystko co posiada zawdzięcza ciężkiej pracy i uporowi. Pilnie się uczyła, walczyła z przeciwnościami losu i bardzo się starała, aby zdobyć wykształcenie i szczęśliwe życie.
Brittany i Turk Bauer to młode małżeństwo, biali supremacjonaliści, aktywnie działający. Właśnie urodził się ich pierwszy syn Davis. Gdy noworodek zostaje przydzielony pod opiekę Ruth, Turk i Britt nie zgadzają się aby opiekowała się nim afroamerykanka. Przełożona położnych umieszcza w karcie pacjenta odpowiednią adnotację i odsuwa Ruth od opieki nad Davisem.
Kennedy McQuarrie jest prawniczką. Pracuje jako obrońca z urzędu. Jej codziennością są sprawy o handel narkotykami, kradzieże, oszustwa itp. Jeszcze nigdy nie otrzymała większej, poważniejszej sprawy. Kennedy ma córeczkę Violet i męża Micaha, który jest lekarzem okulistą.
Losy tych bohaterów splatają się w chwili gdy po rutynowym zabiegu obrzezania umiera noworodek, Davis Bauer. Zrozpaczeni rodzice obwiniają Ruth o śmierć swojego dziecka. Pozwolenie Ruth na wykonywanie zawodu zostaje zawieszone. Kobieta zostaje bez pracy i środków do życia. Ale to dopiero początek problemów jakie ją czekają. Niebawem Ruth zostaje aresztowana pod zarzutem morderstwa Davisa Bauera. Do obrony położnej, z urzędu zostaje przydzielona Kennedy McQuarrie. Dla młodej prawniczki jest to pierwsza tak poważna sprawa. Kennedy udaje się wyciągnąć Ruth z aresztu za kaucją. Ruth musi zaufać i wspólpracować ze swoją białą prawniczką. Razem muszą przygotować się do rozprawy i udowodnić, że Ruth nie zawiniła w sprawie śmierci noworodka. Sprawa Ruth i Bauerów jest głośna, kontrowersyjna, budzi ogromne zainteresowanie mediów i społeczeństwa. Czy uda się oczyścić Ruth z zarzutów i dowieść, że śmierć chłopca nie była zemstą położnej za rasizm jego rodziców?
"Małe wielkie rzeczy" to powieść budząca ogromne emocje. Zwraca uwagę na problem rasizmu. Otwiera oczy na agresję i uprzedzenia jakie cały czas mają miejsce. Tragedia jaka dotknęła Bauerów oczywiście budzi ogromne współczucie. Jednocześnie ciężko zaakceptować jak okropnymi ludzmi oni byli, jak bardzo uprzedzonymi, agresywnymi i brutalnymi w stosunku do jakiejkolwiek odmienności. Książka porusza ważny i trudny temat, budzi emocje i skłania do refleksji. Zakończenie zaskakujące, lecz zbyt przesłodzone. Książka zdecydowanie warta przeczytania.
"...tak naprawdę w miłości nie chodzi o to, na co patrzymy, tylko kto patrzy."
Autorka podjęła trudny i złożony, ale jakże istotny, temat rasizmu, zarówno w jego aktywnej, jak i biernej postaci. Chodzi nie tylko o jawną wrogość, celową dyskryminację, wprost artykułowane pozorne zarzuty i bolesne słowa pogardy, ale również o konserwowanie utajonych uprzedzeń, bezrefleksyjne przyjmowanie stereotypów, akceptowanie racji większości, przyznawanie przywilejów określonym grupom. W powieści z różnych stron rozpatrywane jest to negatywne zjawisko, podkreślane są jego źródła, historyczne uwarunkowania, polityczne bariery i współczesne trendy społeczne.
Dlatego głos narracji oddany został trójce bohaterów, dwóm stojącym po różnych stronach barykady silnym osobowościom i reprezentantce prawa. Przekonała mnie zwłaszcza kreacja Ruth, bardzo wyrazista i realna. Ciekawie udało się sportretować Kennedy, z zainteresowaniem śledzimy dokonującą się w niej przemianę, zdobywanie coraz głębszej świadomości cichego przyzwolenia na nietolerancję także w symbolicznym wymiarze. Natomiast Turk wydał mi się przejaskrawiony, owszem wywołuje silne emocje, jednak kwestionowałabym wydarzenia z jego udziałem na końcu powieści, lecz rozumiem, że taka finalna odsłona miała konkretne przesłanie.
Fabuła mocno wciąga, pochłania intrygującym scenariuszem zdarzeń, nawet nie zauważamy jak szybko przenikamy przez rozdziały książki, angażujemy się w akcję, docieramy do odpowiedzi na niewygodne pytania, rozwiewamy wątpliwości, odkrywamy prawdę. Udana mieszanka wzruszenia, smutku, rozgoryczenia, oburzenia, niedowierzania, negacji i zaprzeczenia. Dynamiczne rytmy pozostawiają jednak swobodną przestrzeń dla przemyśleń i refleksji, których nasuwa się sporo. Jak wiele jeszcze potrzeba czasu, aby nie dochodziło do sztucznych podziałów między ludzkimi rasami? Jak boleśnie mogą ranić słowa, nawet te nieuświadomione i krążące w publicznym obiegu? Dlaczego tak łatwo przychodzi ocenianie innych przez pryzmat koloru skóry?
O nagłą śmierć noworodka na szpitalnym oddziale zostaje oskarżona pielęgniarka Ruth. Turk, ojciec chłopczyka nie może pogodzić się, że opiekę nad dzieckiem sprawuje afroamerykańska kobieta. Jako biały supremacjonista, nienawidzący dla samej nienawiści, pragnie nie tyle sprawiedliwości, co spektakularnego pomszczenia śmierci synka. Nie cofa się przed niczym, aby zrealizować plan zemsty i udowodnić wyższość białej rasy. Obrony Ruth podejmuje się Kennedy, to pierwsza sprawa o morderstwo w karierze adwokatki. Nie brakuje umiejętnie podsycanego napięcia, nagłych zwrotów akcji, zaskakujących incydentów, frapujących wątków pobocznych.
W zasadzie nie ma książki Jodi Picoult, która by mnie rozczarowała, za każdym razem spotkanie z jej twórczością zaliczam do dobrych i udanych. Tak było choćby z powieściami "Przemiana", "Dziewiętnaście minut", "To, co zostało", "W naszym domu", "Jesień cudów", "Deszczowa noc", "Jak z obrazka". Świetny warsztat pisarski, ciekawe zagadnienia, psychologiczne aspekty, etyczne dylematy, dramatyczne nuty, odcienie dobra i zła. Wrażenia z tych czytelniczych przygód spisywałam w formie skondensowanych podsumowań na początku istnienia Bookendorfiny.
bookendorfina.pl
Dramatyczna i zarazem wzruszająca historia, taka która pozostaje w pamięci jeszcze długo po przeczytaniu.
Jodi Picoult ukazuje brutalną prawdę o dyskryminacji jakiej wciąż poddawani są ludzie innego koloru kóry, wyznania czy narodowości. Oraz rzeczywistość, w której dalej żyją "aryjscy wojownicy" walczący o białą rasę. I ironię losu, gdy nagle okazuje się, że należymy do grupy tych, którymi pogardzamy.
Jodi Picoult w swoich ksiązka porusza problematyczne kwestie. I tym razem sięgnęła po cięzki temat a mianowicie rasizm. Wielu z nas nie zdaje sobie sprawy jak łatwo przypinamy metki osobom. W książce bohaterka - Ruth zostaje oskarżona o morderstwo a jej adwokat - Kennedy próbuje udowodnić że oskarżenie powstalo na tle rasowym a nie z powodu jakiegokolwiek przewinienia.
W najnowszej książce Jodi Picoult sięga do ulubionych motywów i charakterystycznego dla siebie schematu fabularnego. „Małe wielkie rzeczy” to swoista wisienka na torcie w jej dorobku artystycznym – bodaj najbardziej dojrzała powieść, będąca także podsumowaniem stylu amerykańskiej pisarki.
Autorka powraca m.in. do wątków medycznych, wyszukuje mało znane przypadłości, operuje terminologią z tego zakresu. Jednym z miejsc akcji jest szpital, w którym od dwudziestu lat Ruth Brooks wzorowo wykonuje swoje obowiązki. Jest jedyną czarnoskórą położną w niewielkiej placówce. I nigdy sprawa jej koloru skóry nie była źródłem nieprzyjemności. Aż do narodzin maleńkiego Davisa. Rodzice chłopca, zdeklarowani supremacjoniści, nie życzą sobie opieki Afroamerykanki dla swojego dziecka. Dyrekcja zgadza się na warunki klientów. Ruth głęboko przeżywa przejaw nienawiści rasowej i dyskryminacji w miejscu pracy.
Los jednak bywa przewrotny. Po rutynowym zabiegu Davis musi być pod stałą kontrolą, w szpitalu panuje kocioł i jedynie Ruth może kontrolować noworodka. Dziecko nagle zaczyna sinieć i tracić oddech. Kobieta staje przed dramatycznym wyborem (również znamienny element w fabułach Picoult) – ratować chłopca łamiąc zakaz pracodawcy i stracić posadę czy postąpić zgodnie z wytycznymi, ale wbrew swoim przekonaniom i pielęgniarskiej przysiędze?
Chłopiec umiera. Rodzice Davisa, Turk i Brittany, nie mają wątpliwości – ich syna zabiła Ruth (w akcie rzekomej zemsty), rozpoczynają swoistą wendetę. Bohaterka traci licencję, zostaje aresztowana, przeciw niej rozpoczyna się sprawa o morderstwo. I tak trafiamy w drugie ulubione miejsce akcji Picoult – na sale sądową. Tu znów przyjrzymy się działaniu amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości, żmudnemu procesowi doboru ławników, prawniczym sztuczkom i wreszcie właściwej rozprawie (z wszystkimi jej elementami).
Ruth reprezentuje obrońca z urzędu, Kennedy. To dla młodej prawniczki pierwsza tak poważna sprawa. Kobieta nie ma jednak wątpliwości, że świetnie sobie poradzi. Za wszelką cenę unika kwestii dyskryminacji rasowej, uważając, że taka linia obrony nie przyniesie jej klientce oczekiwanego werdyktu. Ruth prosi o prawo głosu, co wywołuje konflikt między bohaterkami. Kennedy nie może uwierzyć, że swoim emocjonalnym wystąpieniem czarnoskóra pielęgniarka chce przekreślić całą ich dotychczasową pracę.
W „Małych wielkich rzeczach” autorka porusza wiele istotnych tematów. Obok tych naczelnych mówi m.in. o sile rodziny, wsparciu i miłości, które mogą przezwyciężyć największe tragedie. Pisarka wielokrotnie podkreśla, że bardzo ważne są poprawne relacje z drugim człowiekiem, jaką stanowią wartość. Miłość i szacunek do ludzi czyni nas lepszymi. Najpełniej wyraża to swoją postawą główna bohaterka. Ruth jest pielęgniarką z powołania, swoją pracę traktuje jako misję, każde nowe życie to dla niej najwyższy dar. Przede wszystkim jednak dba o pacjentki. Doskonale zna i rozumie kobiety, w mig potrafi odgadnąć ich potrzeby. Tworzy wyjątkową więź z rodzącymi, otacza je przyjacielską opieką.
Picolut wykreowała trzech bohaterów-narratorów i z ich perspektywy obserwujemy wydarzenia, oni także charakteryzują siebie oraz inne postaci, ale przede wszystkim każdy pokazuje odrębne środowisko i różne spojrzenie na temat tolerancji lub jej braku. Ruth na co dzień spotyka się z rozmaitymi (mniej lub bardziej przykrymi) formami rasizmu. Turk, jego żona, przyjaciele, bracia i siostry z Ruchu to aktywni neofaszyści. Kennedy zaś to łącznik między tymi dwoma, skrajnymi, światami. Kobieta uważa, że jest wolna od uprzedzeń – tak, jak deklaruje to większość białych. Dopiero Ruth uświadamia jej, jak bardzo się myli. Niechęć do inności jest w nas mocno zakorzeniona i często przejawia się nieświadomie, w drobnych gestach czy choćby grymasach.
„Małe wielkie rzeczy” to przede wszystkim powieść o rasizmie, ale jej wymowa jest o wiele bardziej uniwersalna. Dotyczy wszelkich uprzedzeń i ich rozmaitych form. Ruth została wychowana w duchu społecznej sprawiedliwości i zwykłej, ludzkiej, przyzwoitości. Tak też edukuje swojego syna. Wychodzi światu naprzeciw, ale świat białych okazuje się bezwzględny, szczególnie gdy na drodze stają bojownicy Białej Supremacji.
Fenomen Jodi Piocult nie polega tylko na znakomitym stylu i poruszającej historii, nawet nie na naturalnych, szczerych relacjach między prawdziwymi, pełnokrwistymi ludźmi (autorka każdego obdarzyła własną historią, indywidualnym językiem, odrębną osobowością). Jej geniusz tkwi w umiejętności zatrzymania czytelnika – proza amerykańskiej autorki wymusza wręcz refleksje, zadaje nam pytania typu: co ja bym zrobił/a na miejscu bohaterki, czy ja także zmagam się z tymi problemami, a może mnie akurat nie dotyczą. Historie Picoult są tak rzeczywiste, tak bliskie, że automatycznie przestają być wyłącznie literaturą, a stają się częścią otaczającej nas rzeczywistości.
„Małe wielkie rzeczy” to literacka lekcja tolerancji i szacunku dla drugiego człowieka. Konstrukcja utworu podporządkowana została cyklom porodu – w fazie utajonej poznajemy problematykę powieści, faza przejściowa to ukazanie różnych punków widzenia na temat rasizmu (i jemu pochodnych), potem następuje parcie i rodzi się – w intencji autorki – społeczna świadomość. Picoult wykonała tytaniczną pracę, tworząc jedną z najważniejszych amerykańskich książek ostatnich lat.
Jodi Picoult jak zwykle prusza ważny problem społeczny. Tym razem są to uprzedzenia rasowe. Czarnoskóra położna zostaje oskarżona o śmierć noworodka. Jego rodzice są rasistami i nie mogli znieść tego, że kobieta opiekowała się ich dzieckiem. Są więc pewni, że odpowiada za jego śmierć. Podczas procesu sądowego kobiety broni młoda adwokatka, dla której jest to pierwsza poważna sprawa. Wszyscy bohaterowie dowiedzą się czegoś o sobie, a czytelnicy dowiedzą się, jak wygląda dyskryminacja na tle rasowym w USA. Bardzo dobra książka - warto przeczytać.
" [...] czasami ludzie mówią nie dlatego, że mają coś ważnego do powiedzenia. Mówią, gdyż bardzo chcą zostać wysłuchani"
Dawno już nie miałam w swoich czytelniczych łapkach niczego Jodi Picoult. Tym razem trafiła do mnie książka "Małe wielkie rzeczy" tejże autorki. Picoult porusza w niej bardzo ważny, nie tylko w USA, ale i na całym świecie, problem rasizmu. Niestety w moim odczuciu dość jednostronnie. Generalnie w tej książce wszystko jest bez pośrednich szarości. Białe albo czarne.
On Turk Buer i jego żona, biali supremacjonaliści i ona biedna Czarna (chociaż mniej czarna niż jej siostra) pokrzywdzona, wystawiona na widok publiczny jako kozioł ofiarny i oskarżona o zabójstwo białego chłopczyka, Ruth Jefferson.
Jednak to właśnie w myślach Ruth pojawia się taka kwestia (cytat poniżej) kiedy słucha policjanta przesłuchiwanego na jej rozprawie
"Niesamowite jak można zniekształcić prawdę, lepić w niej jak w wosku, który za długo leżał na słońcu. Nie ma czegoś takiego jak fakt, liczy się tylko to, jak przestrzegałeś go w danej chwili. Jak go opisałeś. Jak przetworzył go twój mózg. Opowieść jest nierozerwalnie złączona z autorem."
Moim zdaniem właśnie tutaj jest cały sęk wszystkiego. Nie ma czegoś takiego jak obiektywna prawda, prawda jest zawsze subiektywna, jest PRAWDĄ dla tego kto ją wypowiada, a nie od dziś wiadomo, że punkt widzenia, zależny jest od punktu siedzenia (za przysłowiem).
Możecie mnie nazwać symetrystką, ale uważam, że prawda zawsze leży gdzieś pośrodku i to tylko media, rządy i możni tego świata objawiają ją w zależności, w jaką stronę powieje chorągiewka poruszana wiatrem zapotrzebowania na sensacje.
Jak media mają sprzyjające warunki, widzimy wokół nagromadzone dane, jak to Afroamerykanie są bezdusznie i nieludzko traktowani przez białasów. Jak wiaterek zapotrzebowania machnie chorągiewką w przeciwnym kierunku, dostajemy ogrom zdjęć, wiadomości i filmików pokazujących jak to gangi kolorowych są zagrożeniem dla Białego człowieka.
Ale dość tych dygresji, wracając do książki i reasumując, dla mnie zbyt jednostronnie potraktowany temat, a zakończenie, najpierw przyprawiło mnie o zdziwienie, a następnie o pusty śmiech i na końcu o wrażenie przesłodzenia. Jak to wszyscy nagle się zmienili, jak to wiele zrozumieli i jak cukierkowi się stali. Więc ta pisarka znowu niczym mnie nie zaskoczyła i moja ocena pozostanie w granicach "przeciętna" i tylko tyle.
I znowu moja cudowna Jodi. Książka zaskakuje i bulwersuje, autorka na koniec stawia bardzo ważne pytania, która powinien zadać sobie każdy czytelnik. Polecam w 100%
Jedna z lepszych książek jakie czytałam. Ruth, ciemnoskóra pielęgniarka z dwudziestoletnim stażem, zostaje oskarżona o pozbawienie życia noworodka. Rodzicami dziecka byli neofaszyści, którzy nie życzyli sobie, aby ich dziecka dotykała afroamerykanka. Gdy malec umiera, uznają, że ktoś musi za to odpowiedzieć i zgłaszają policji, że Ruth zamordowała ich dziecko. Od tego momentu prawie wszyscy się od niej odwracają, a walka o udowodnienie jej niewinności jest długa i bardzo trudna.
„Nastała chwila- mgnienie oka, jedno uderzenie serca- gdy wykształcenie, pieniądze i kolor skóry się nie liczyły. Wszyscy byli równi, a jedna kobieta zwyczajnie pomagała drugiej. Od 39 lat czekam, aż się powtórzy.”
Ruth jest położną w szpitalu. Opowiada o wadach wrodzonych u dzieci, śmierci na porodówce, (ale zaznacza, że „każde dziecko rodzi się piękne. Brzydota jest czymś co mu przypisujemy”). Pewnego dnia natrafia na męża jednej z pacjentek, Turka, który skarży na nią do przełożonej. Nie chodzi bynajmniej o to, co zrobiła. Chodzi o to, kim jest. Że jest „kolorowa”. Zostaje odsunięta od opieki nad jego dzieckiem, ale gdy po rutynowym zabiegu nie ma innej wolnej pielęgniarki, Ruth chwilę się nim zajmuje. Ta „chwila” zmienia całej jej życie. Noworodek pomimo akcji ratunkowej, umiera. A Ruth coś ukrywa…
Picoult podjęła ciężki i kontrowersyjny temat w swojej powieści, taki, o którym się też rzadko mówi. Rasizm. Nietolerancja. Nienawiść i zemsta. Dyskryminacja rasowa. Mamy dwa przeciwstawne punkty widzenia: Ruth, która uważa, że z powodu koloru skóry jest na celowniku (to ciągle, od dziecka w niej tkwi) oraz Turka, zrozpaczonego ojca, który stracił bliskich przez „nich” i od tej pory pała do nich nienawiścią.
„Jeśli nie mogę czynić wielkich rzeczy, mogę czynić rzeczy małe w wielki sposób.”
Pisarka ukazuje co dzieje się z Ruth, gdy zostaje aresztowana: skutki finansowe, psują się jej relacje z synem; chce być kimś, kim nie jest. Na sali sądowej chce powiedzieć słowo „rasizm”, ale jej prawniczka odradza jej to, kłócą się o to.
„Małe wielkie rzeczy” to owszem książka o przejawach dyskryminacji, ale też o przepaści między ludźmi, stereotypach i uprzedzeniach, nienawiści i głębokiej krzywdzie. Zadaje pytanie czy przemilczanie pewnych kwestii ma swoją cenę? Bo działając w myśl wadliwego systemu, godzimy się na jego zasady? Czy to co się darzyło Ruth, to incydent na tle rasowym, którego nikt nie nazwał po imieniu? Polecam fanom pisarki i powieści o refleksyjnym brzmieniu.
Mariah przyłapuje męża z inną kobietą i wpada w depresję, a jej córka Faith - świadek zdarzenia - zaczyna zwierzać się wyimaginowanej przyjaciółce...
Szukasz opowieści, która pozwoli ci zrozumieć, jak głęboko zmieniły cię ostatnie trzy lata? Oto ona.Diana O'Toole od zawsze działa według ścisłego harmonogramu...