Wydaje się, że zwyczajność na dobre zagościła w życiu Bożka, niezwykłego chłopca z niezwykłą tajemnicą. Nie na długo. Po tym, jak nad wyraz udana impreza, taka z planszówkami, popcornem i francuskimi tostami na słodko, kończy się zbiorową kwarantanną, Bożek wraz z Tsadkielem i Guciem muszą spędzić ferie u ciotki w samym sercu przedziwnego lasu. Wkrótce odkrywają, że z pozoru nudne, zaśnieżone odludzie kryje wiele niespodzianek...
"Pierwszy tom »Małego Licha« połknęłam łapczywie, nie przeżuwając (ale przeżywając) i wraz z ostatnią stroną zaczęłam wypatrywać niecierpliwie tomu drugiego. I oto jest - »Małe Licho i anioł z kamienia« - z tą samą paczką wypróbowanych przyjaciół, cóż z tego, że wyposażonych w skrzydełka, ogony i kopytka. Nawiedzony dom Bożka trzeszczy i zawodzi pod naporem wiatru, pachnie szarlotką i przygodą. Od piwnic po strych przenika go aura przyjaźni, wyrozumiałej rodzinnej miłości, poczucia humoru. Marta Kisiel potrafi (siłą swojego talentu) uczynić prawdopodobnymi najbardziej zuchwałe i fantastyczne koncepty. Po lekturze gotowi jesteśmy dać słowo, że nie ma nic zdrożnego w zagniataniu ciasta na pierniczki w asyście potwora o wielu mackach i z okrzykiem »alleluja” na ustach«."
Joanna Olech
"Marta Kisiel nadaje nową jakość określeniu „przytulny”. Taki jest dom, do którego Bożek niespodziewanie trafia na ferie zimowe, a jego lokatorzy, ciocia Oda i czort Bazyl, podbiją z pewnością serca młodych czytelników. Mnóstwo humoru, solidna dawka strachu i bohaterowie intrygujący »bez względu na gatunek, rozmiar czy stan skupienia«."
Barbara Gawryluk, dziennikarz
Wydawnictwo: Wilga
Data wydania: 2019-10-30
Kategoria: Dla dzieci
Kategoria wiekowa: 9-12 lat
ISBN:
Liczba stron: 304
Cześć książkoholicy 🎶❣️
Drugim tom serii o małym Lichu, to kolejna książka, która zdecydowanie zarówno mi jak i dzieciom bardzo się spodobała. Bożydar i jego nadzwyczajni znajomi zdecydowanie zaskarbili sobie nasze serducha. Każdy kolejny tom to nowe, pełne ekscytacji przygody tej ekipy, tak więc i tutaj nie zabrakło mnóstwa wrażeń.
Autorka potrafi w bardzo przystępny dzieciom, a jednocześnie przyjemny dla dorosłych, sposób przedstawić historię, która stworzyła. Zarówno Ci najmłodsi jak i najstarsi znajdą w tekście coś co z niego wyniosą 😀
Bardzo razem z dziećmi polecamy tą serię, my już jutro będziemy kończyć trzeci tom, więc niebawem kolejna opinia wleci 😀
Pierwszy tom serii o Małym Lichu niesamowicie przypadł mi do gustu. Choć docelowo była to powieść dla młodszych, to i taki stary koń (w końcu prawie 22 lata to już nie przelewki) jak ja się nią zachwycił. Czy podobnie było z drugim tomem, czyli Małym Lichem i aniołem z kamienia?
Bożek zdążył się już zaaklimatyzować w szkole i nawet zdobył kilku kolegów. Jednak prawdziwą radość niesie świadomość, że przed chłopcem całe dwa tygodnie błogiego lenistwa, czyli ferie zimowe. Jednak nie wszyscy będą mogli spędzić je tak wesoło, jak Bożek, ponieważ przyjemna impreza z planszówkami skończyła się zbiorową kwarantanną związaną z ospą. Tak więc chłopiec wraz z Guciem i Tsadkielem wyruszają na podbój domku cioci w samym sercu lasu. Czy jednak będą to spokojne dni? Niemożliwe, alleluja!
O Bożku i Małym Lichu nie będę się ponownie rozpisywać, ponieważ zrobiłam to raczej wyczerpująco w recenzji pierwszego tomu. Chciałabym jednak wspomnieć o innych bohaterach, jakich poznałam tutaj bliżej. Zacznę od cioci Ody, którą doskonale pamiętam z lektury Oczu urocznych. Już wtedy kobieta ta zyskała moją sympatię, natomiast tutaj podbiła moje serducho jeszcze bardziej. Przede wszystkim tym, jak traktowała Bożka. Nie jak dziecko, które nic nie rozumie i wszystko trzeba mu tłumaczyć na chłopski (no, w tym przypadku na dziecięcy) rozum, ale jak dojrzałego już chłopca.
Nie mogę zapomnieć natomiast o moim ulubionym bohaterze wszechczasów (wybacz Małe Licho), czyli o Bazylu. Ten czort to postać, którą uwielbiam i która zawsze, ale to zawsze potrafi mnie rozbawić. Nie mam pojęcia, jak Marta Kisiel wpadła na pomysł, by stworzyć takiego bohatera, ale jestem jej za to wdzięczna ogromnie. Choć Bazyl to zwyczajna koza (no, jeśli zwyczajna koza potrafi mówić i nosi na głowie koczek, to brawo Natalka), to nie potrafię przejść obok tego stworzonka obojętnie.
Ten tom jest zdecydowanie bardziej dynamiczny i lepszy (według mnie) od poprzedniego. Choć oba pokochałam, to przy Małym Lichu i aniele z kamienia bawiłam się jeszcze lepiej i śmiałam się jeszcze więcej (Bazyl I ♥ U). Ponadto autorka tutaj przedstawiła kolejny ważny wątek, który pozwolę sobie zinterpretować na swój dość pokrętny sposób.
Otóż doszło tutaj do pewnej wymiany poglądów między Bożkiem i Tsadkielem, a w efekcie wyszło na to, że w zasadzie to nie ma co się słuchać starszych, a ważna jest tylko zabawa, a nie rozsądek. No i z jednej strony rozumiem młodego głównego bohatera, ponieważ czasami trzeba odpuścić i się po prostu trochę odciąć od wszelkich męczących spraw. Natomiast autorka zwraca uwagę na to, że z drugiej strony taka ciągła zabawa i niesłuchanie starszych od siebie, którzy nierzadko mają o wiele więcej doświadczenia życiowego i rację w wielu sprawach też nie jest zbyt dobra. Doszło do urażenia dumy, ale przede wszystkim do poczucia odrzucenia. U mnie nie obyło się też bez smutku z tego powodu.
Małe Licho i anioł z kamienia to rewelacyjna książka, którą także polecam wszystkim czytelnikom. Dobra zabawa, ważne tematy poruszane pod przykrywką komizmu i dynamiczna akcja to ogromne zalety tej powieści. Dla młodszych i tych starszych – po prostu polecam z całego serducha.
Znany Wam już z poprzedniej części Bożek aklimatyzuje się w szkole, a nawet ma kolegę. Jest zima, zbliżają się święta, chociaż Bożek nie do końca rozumie tradycje chrześcijańskie, to z chęcią pisze list do Pani Gwiazdki. Na szczęście ma wujka Konrada i wujka Turu, swoje Małe Licho oraz resztę bandy. Nikt tak nie wyjaśni obyczajów i tradycji jak Konrad. Turu doprawi szczyptą żartu, a zły nastrój poprawi Krakers swoimi wypiekami. Małe Licho nie odstąpi na krok, a do tego mama zgadza się, żeby Bożek urządził imprezę sylwestrową, na którą zaprasza swojego najlepszego przyjaciela. No i tu już jest pierwszy moment, kiedy to Ałtorka mnie roczarowuje. Bo to już jest nudne, żeby kolejny raz w książce niby dla dzieci, robić taką atmosferę, że nawet stara baba jak ja czuje zapach świątecznego ciasta, czuje miłość wyglądającą z każdego kąta tego przedziwnego domu.
Na szczęście nie wszystko jest takie cudowne i kolorowe. Jedno pechowe wydarzenie psuje wspaniały posylwestrowy nastrój. Bożek w towarzystwie przemądrzałego Tsadkiela i przesłodkiego Gucia jest zmuszony wyjechać na całe ferie do tajemniczej ciotki, zamieszkującej jakieś odludzie. Tutaj zła Ałtorka miesza postaci z dwóch serii i połap się w tym człowieku. Z jednej strony Bożydar, Gucio i Tsadkiel, a z drugiej Oda, Bazyl i Ossa. Że niby ktoś ma być z tego zadowolony? Kto będzie się cieszył z tego, że Ałtroce udało się połączyć bohaterów z “Dożywocia” i “Oczu urocznych” w jednej książce?
Pobyt Bożka u ciotki Ody, to nie zwykłe ferie u normalnej cioci. Oda i jej dziwna aura nie wzbudzają zachwytu Tsadkiela, a do tego czort i jego mama przepełniają już szalę goryczy. Ktoś powie kilka słów za dużo, ktoś inny nie będzie potrafił nie reagować i przez zbieg kilku zdarzeń Tsadkiel zniknie. Nikt inny tylko Bożek podejmie się trudu odnalezienia go. Ta wyprawa nie będzie łatwa, ale dzięki niej Bożek znów odkryje kilka ważnych dla siebie rzeczy. Ale nie tylko on. Ta paskudna, zdolna Kisiel ma ogromny talent do wplatania poważnych tematów w pozornie błahe i zabawne wydarzenia. Udało jej się to doskonale w “Tajemnicy Niebożątka” i udaje jej się to teraz.
Jak możecie przeczytać ta książka będzie hitem. Wszyscy znów będą Ałtorkę chwalić, podziwiać, dawać jej nagrody. I co? I bardzo dobrze! Bo jej się to wszystko należy :). Książka jest cudowna, jestem nią zachwycona, a moja miłość do twórczości Marty rosła z każdą przeczytaną stroną. Postaci są cudownie skrojone, każdy bohater ma coś co go wyróżnia. Wszystkie dialogi, sceny, opisy i cała historia stworzona przez Atłorkę jest odpowiednio podana i ma sens. To niesamowite jak pozornie prosta książeczka dla dzieci może tak zachwycić i zauroczyć. Mam wielką nadzieję, że będzie dalszy ciąg, bo nie wyobrażam sobie rozstania z postaciami z “Dożywocia” i “Oczu Urocznych“.
Bożek zyskuje kolegę od którego domownicy zarazili się ospą lub dostali półpaśca. Chłopiec, dzięki temu, że został zaszczepiony nie musi przeżywać tego co inni. Zostaje wysłany do cioci Ody... by nie przeszkadzać. Teraz będzie przeżywał swoje przygody w miejscu, gdzie dawniej stała Lichotka.
Bożek, po świetnej zabawie z kolegą i… ospą, musi spędzić ferie u nieznanej Dotą cioci Idy. On, Tsadkiel i Gucio, nie zostali naznaczeni krostkami, więc mama, która ma już ręce pełne roboty przy chorym wujku, aniele stróżu i Krakersie, wysyła ich na przymusowe wczasy. Wielkie męki Bożka, zostają nagrodzone śniegiem i pysznym ciastem Ody. Gucio też jest zadowolony z takiego obrotu spraw. Niestety Tsadkiela nie jest łatwo usatysfakcjonować. Na jego nieszczęście i ku uciesze Bożka, Oda nie jest zwykłą ciocią. A sytuację podgrzewa pojawienie się gadającej kozy z wadą zgryzu.
Autorka po raz kolejny porusza trudne tematy i przedstawia je w przystępny i ciekawy sposób. Pokazuje jak mylne potrafią być pozory, a zrozumienie drugiej osoby jest podstawą dogadania się. Czasami pod odpychającą powierzchownością, kryje się piękne wnętrze.
Książka nominowana do nagrody Nagroda Fandomu Polskiego imienia Janusza A. za 2019 rok.
Ciepła historia o tym jak odmienność może być piękna, a bycie sobą ważne. Wszystko w nadnaturalnej oprawie.
Gorąco polecam Wam obie części tej serii, to piękny, mądry i zabawny prezent dla dzieci, tych nieco starszych. Gwarantowane morze emocji, sporo śmiechu, trochę napięcia, ale przede wszystkim dobrej zabawy. Koniecznie zabierzcie Wasze pociechy w literacką podróż z Martą Kisiel.
https://korcimnieczytanie.blogspot.com/2019/12/marta-kisiel-mae-licho-i-anio-z-kamienia.html
Mam mieszane uczucia. Na pewno jest sympatycznie i zabawnie, jak to zwykle u Kisiel bywa. Bazyl i jego wada wymowy jak zwykle uroczy. Jest też mądrze i z morałem, ale nie moralizatorsko, co się ceni. Z drugiej strony - jakoś tak mało charakteru i akcji. Nieźle, ale niedosyt pozostał.
Najnowsza powieść Marty Kisiel, autorki kultowego Dożywocia! Toń to opowieść o tym, jak łatwo zniszczyć relacje międzyludzkie i jak trudno je odbudować...
Salomea Przygoda ucieka od zwariowanej rodziny, chcąc rozpocząć samodzielne życie. Gdy okazuje się, że jej stancja przypomina posiadłość z filmów...
Przeczytane:2021-02-07, Ocena: 6, Przeczytałam,
Książka dosyć abstrakcyjna, świąteczna i na pozór dziwnie rodzinna. Czytać ją mogą młodsi i starsi, gdyż moim zdaniem nie ma ograniczeń wiekowych. Dość barwne postacie, które istnieją w opowieściach i których jednocześnie nie ma:-) Fantastyczna opowieść o strojeniu choinki, wykrawaniu pierniczków i chorobie, która uniemożliwia pobyt z przyjaciółmi. Maleńki domek w środku lasu, który sieje wiele wspomnień i wrażeń, gdyż nie jest taki zwyczajny. Tajemniczości dodaje fakt, iż mieszkają w nim pewne osoby, które niekoniecznie są prawdziwi. Już sam widok ciotki wywołał we mnie salwy śmiechu, choć przeplatała się ona z dreszczykiem emocji. W książce mamy czarny humor, który rozbawi nas do łez, a także straszne odgłosy i opisy czegoś nieznanego, co przywoła gęsią skórkę. Co prawda jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością pani Kisiel, jednak nie ostatnie. Dane mi było dzięki wydawnictwu Uroboros zagłębić się w drugi tom jej serii i powiem wam, że zabawę miałam przednią. Niecodzienne sytuacje, choćby takie, gdzie spotykałam się z opisami żalu, budziły momentami ukryty respekt do bohaterów. Tutaj nie ma określenia dla wymyślonych bohaterów. Strach budzi czasem coś zabawnego, a śmiech coś strasznego. Nikt chyba nie widział jeszcze strasznego czorta, który bawiłby się w gilgotki i śmiał do rozpuku. Zaraz sobie pomyślałam o tym, że autorka nabiera pewnego dystansu do rzeczy strasznych. Zupełnie jakby chciała pokazać najmłodszym, że nawet najstraszniejsze postacie mają swoje uczucia i też potrafią się bawić. Żaden duch nie straszy nikogo przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, bo i on musi się zająć czymś innym. Choćby zabawą:-)Jeden z bohaterów przemawia tutaj w dość niezrozumiałym języku, powiedziałabym nawet, że troszkę sepleni. Dziecko czytając taką bajkę nie odczuwa swojej inności przez to, że sam nie wszystko potrafi wymówić. Bierze to jako coś oczywistego, co tylko sprawia, że otrzymuje więcej pewności siebie. Podsumowując, warto sięgnąć po tą książkę, choćby i po to, by przestać się bać czegokolwiek i kogokolwiek-)