Powieść, w której największe marzenie każdego czytelnika, czyli przeniesienie się do świata ulubionej książki - urzeczywistnia się. Jednak to, co miało być niesamowitą przygodą dwóch bohaterek, wkrótce się zmienia w przerażający, złowrogi koszmar.
Adelle i Connie od zawsze łączyło zamiłowanie do gotyckiej powieści pod tytułem Moira. Kiedy tajemniczy nieznajomy kusi je możliwością wejścia do uniwersum księgi, co prawda nie bardzo w to wierzą... ale niespodziewanie odnajdują się w świecie powieści, pośród realnych postaci, którymi od lat się fascynowały.
Tyle że tam wszystko przedstawia się zupełnie inaczej: hucznym balom i ckliwym romansom towarzyszy niewypowiedziana groza. Dziewczyny uświadamiają sobie, że coś niezmiernie mrocznego czai się za ich wyprawą do świata fikcji. Aby wydostać się z tego koszmaru i ocalić życie, będą musiały napisać swoją historię na nowo.
Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: 2022-03-23
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 416
Tytuł oryginału: The Book of Living Secrets
Tłumaczenie: Stanisław Kroszczyński
"Księga żywych sekretów" Madeleine Roux to powieść fantasy. Nie jestem pewna jak właściwie trafiłam na tą powieść. Nie mogę sobie przypomnieć, gdzie o niej słyszałam.
Jednak to nie ma aż takiego znaczenia. To o czym chciałam napisać to to, iż ta książka jest po prostu przeciętna. Z pewnością autorka miała ciekawy pomysł jednak wykonianie nie do końca mi podeszło.
W gruncie rzeczy podczas czytania nie mogłam się doczekać końca bo bohaterowie mnie wprost irytowali. Styl pisania w sumie był w porządku, żadnej rewelacji. Zakończenie również mnie nie porwało a myślę, że taki miał być zamysł autorki.
Podsumowując nie jest to powieść porywająca tylko przeciętna powiastka tak dla zabicia czasu, na jeden wieczór.
Opowiedziana przez Roux historia nie porywa może od pierwszych słów, ale to, co dzieje się później, już nie pozwala się od niej oderwać ani na moment. W rezultacie pochłania się tę książkę w mig, a po lekturze pozostaje niedosyt. Bo chociaż książka zapowiadana jest jako jednotomówka, zakończenie pozostawia pole do domysłów, że to jednak nie jest koniec, że z bohaterkami powieści spotkamy się znowu. Skoro zaczęłam już od zakończenia, muszę Wam powiedzieć, że dawno takiego finału nie widziałam. Jest intensywny, przepełniony akcją. Powiedzieć, że jest zaskakujący, to jak nie powiedzieć nic. Wbił mnie w fotel, a szczękę jeszcze długo potem zbierałam z podłogi. Wcześniej też jest ciekawie. Bardzo dużo się dzieje, szczególnie, kiedy Adelle i Connie trafiają do rzeczywistości z książki. Nie trafiają razem i to jest pierwszy problem. Muszą się odnaleźć. Nie jest to łatwe, bo przeszkody, które stają na ich drodze, wydają się być nie do pokonania. Poza tym, trafiły do niej w innym czasie. W momencie, kiedy Connie wpada do tego nowego świata, powstaje w nim rozdarcie, a razem z nim pojawiają się niebezpieczne wrzaskuny. A to dopiero początek problemów. Potwór z mackami rodem z Lovecrafta, monstrum zlepione z ludzkich ciał, kantorzy, którzy chronią bogatych, a biednych skazują na koniec we wnętrzu potwora i ludzie, którym nie wiadomo, czy można ufać. Do tego są to prawie sami młodzi ludzie i to w niewielkiej ilości, bo większość mieszkańców miasteczka pochłonął potwór, który pojawił się w morzu nie wiadomo kiedy i dlaczego. Wiadomo jednak, że istota ta wpływa na ludzi poprzez ich sny i zmusza ich, aby lunatykując udali się do morza po to, aby mu służyć.
Sny odgrywają w powieści niebagatelną rolę, to one są przyczyną i skutkiem chaosu, który zapanował w mieście. Wokół snów toczy się akcja. Ale nie tylko. Bohaterki mają do rozwiązania tajemnicę, która pomoże uratować ten znany/nieznany mroczny świat i ludzi, z którymi zdążyły się zaprzyjaźnić. Muszą też przecież bezpiecznie wrócić do domu. Nie wiedzą, czy czas w ich rzeczywistości biegnie wolniej, czy bliscy się o nich nie martwią. I co się stanie, jeśli utkną w świecie powieści. Tak naprawdę nie wiedzą nic, a czytelnik razem z nimi. Pięknie odkrywa się ten świat razem z bohaterkami (świetnie zbudowany, trzeba dodać), poznaje drugoplanowych bohaterów powieści „Moira”, do której świata trafiły dziewczyny, a o których autorka nie wspomniała w oryginalnej powieści zbyt wiele. „Moira”, którą dziewczyny znają to zupełnie inny świat niż ten, do którego trafiły. Również ich idole, boski Severin i tytułowa Moira, których połączyło niezwykłe uczucie, okazują się być zupełnie innymi osobami niż te przedstawione w powieści. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dziewczyny poznają innych młodych ludzi zamieszkujących Boston w latach osiemdziesiątych dziewiętnastego wieku, tworzą się nowe przyjaźnie, a nawet romantyczne relacje. I rozdziera im się serce, bo wiedzą, że nie będą ich mogły zabrać do swojej rzeczywistości.
Roux odkrywa karty stopniowo, dlatego nie jest łatwo przewidzieć, co wydarzy się dalej, a w konsekwencji książka jest mocno zaskakująca. Powieść charakteryzuje ciężki, mroczny klimat rodem z Lovecrafta z jednej strony, z drugiej cudownie rozwijające się relacje przyjacielskie, a także romantyczne. Naturalnie, bez zbędnego pośpiechu i w sposób właściwy dla wiktoriańskich czasów. Ujmująca jest przyjaźń między Adelle i Connie. Mimo różnych zainteresowań i charakterów, nastolatki są wobec siebie szczere, lojalne, zawsze są za sobą. Traktują się jak rodzinę i kiedy zostają rozdzielone, robią wszystko, aby się odnaleźć. W mrocznej wersji gotyckiego romansu każda z nich przeżywa inne doświadczenia i miło jest obserwować, jak się zmieniają i jak bardzo dojrzewają dzięki temu, w czym mają okazję brać udział. Bardzo mi się podoba w powieści kreacja postaci, podoba mi się również, jak wiele istotnych tematów porusza przy okazji autorka. W dosadny sposób pokazuje różnice między klasami społecznymi i istniejące w związku z tym nierówności. To kolejna rzecz, której nie spodziewały się nastolatki zanurzając się w świat powieści, bo tego w oryginale nie było. W „Księdze żywych sekretów” obecna jest również queerowa reprezentacja, czego akurat się nie spodziewałam, ale miło mnie ten wątek zaskoczył. Więcej jednak nie zdradzę, musicie chociaż część sekretów powieści odkryć sami.
„Księga żywych sekretów” to gotycki horror młodzieżowy, który spodoba się fanom powieści „Hazel Wood” i każdemu, komu nie jest obcy lovecraftowski klimat. To niebanalna, magiczna i niebezpieczna powieść, która zachwyci każdego mola książkowego. Bo powiedzcie, czy ktoś z Was nie chciałby odwiedzić świata swojej ulubionej powieści? I odkryć jej nieznane, ciemne strony? Serdecznie polecam!
"Życie jest przyjemne. Śmierć jest spokojem Tylko ten moment między jednym, a drugim bywa kłopotliwy"
Addele i Connie od zawsze łączy zamiłowanie do Moiry - gotyckiej powieści. Kiedy właściciel sklepu z osobliwościami kusi je możliwością wejścia do świata ksiegi nie wierzą w to. Ale nieoczekiwanie znajdują się w świecie powieści, pośród realnych postaci, które od lat je fascynowały. Jednak nie wszystko jest takie piękne. Hucznym balom i romansom towarzyszy groza, a dziewczyny uświadamiają sobie, że coś niezmiernie mrocznego czai się za ich wtargnięciem do świata Moiry
Już dawno nie czytałam tak nierównej książki. Do połowy było po prostu nudno, akcja się wlokła, a ja miałam wrażenie że nic się nie dzieje. Dopiero po połowie wciągnęłam się, a pod sam koniec nie mogłam się już oderwać. Mam wrażenie, że autorka miała do ty pomysł na fabułę, jednak całkowicie nie wyszło jej wprowadzenie czytelnika do tej historii.
Czy zastanawialiście się kiedyś jakby to było przenieść się do świata ulubionej książki? Czy spełniłby wasze oczekiwania?
"Księga żywych sekretów" to historia Adelle i Connie, którym się to udało.
Adelle to niepoprawna romantyczka, która chodzi z głową w chmurach. Connie to typ sportsmenki, twardo stąpającej po ziemi. Obie jednak kochają gotycką powieść pod tytułem "Moira".
Za sprawą czarów przenoszą się do fikcyjnego świata. Jednak nic nie jest takie, jak powinno być. Ulubieni bohaterowie mają parszywe charaktery, a uczynne osoby są niezauważane. Do tego dziwny kult, potwory i ludzie wchodzący do morza, z którego już nie wracają.
Przerażające, prawda?
Dwie nastolatki próbują się dowiedzieć dlaczego świat z ich ukochanej powieści tak mocno różni się od tego, który stworzyła autorka. Czy uda im się naprawić ten świat i wrócić do własnego?
O tym możecie przekonać się czytając "Księgę żywych sekretów".
Historia była wciągająca, ale niestety nie porywająca. Byłam bardzo ciekawa rozwoju wydarzeń, ale nie pochłonęły mnie bez reszty. Dużym plusem są krótkie rozdziały. Poza tym świetna okładka, prawda?
Jeśli szukacie lekkiej fantastyki do czytania to naprawdę polecam wam sięgnąć po tę pozycję.
Przyznajcie się, ile razy totalnie wsiąkliście w fabułę książki, którą pokochaliście z całego serca, do której bohaterów wzdychaliście nocami i o której ziszczeniu w życiu rzeczywistym marzyliście? Madeleine Roux postanowiła stworzyć opowieść idealną dla każdego mola książkowego, wrzucając swoich bohaterów wprost do stron ich ulubionej powieści. Brzmi doskonale, prawda? :)
"Księga żywych sekretów" opowiada o losach dwóch najlepszych przyjaciółek, Adelle i Connie, których jedynym wspólnym zainteresowaniem jest czytanie Moiry - romantycznej historii sprzed lat, w których to główna bohaterka porzuca aktualnego narzeczonego, bezgranicznie zakochując się w mężczyźnie z nizin społecznych. Oprócz tego dziewczyny są zupełnie różne. Adelle to czarująca, przesympatyczna marzycielka, zaś Connie jest twardo stąpającą po ziemi młodą kobietą, zmagającą się w ciszy z własnymi problemami egzystencjonalnymi (jest lesbijką, ale nie potrafi się do tego przyznać na głos).
Wskutek magii Adelle i Connie lądują w świecie Moiry, który okazuje się zupełnie odmienny od tego, jaki poznały podczas czytania. Dziewczyny nie tylko zmagają się z wynikłymi różnicami, ale przede wszystkim muszą powstrzymać ciągle rozprzestrzeniające się zło. W świecie Moiry bowiem nastąpiło swego rodzaju rozdarcie, przez które przesączyły się groźne bestie...
Czy dziewczynom uda się powrócić do rzeczywistości? Czym są te groźne bestie? I najważniejsze: jacy w rzeczywistości okażą ukochani bohaterowie Moiry?
"Księga żywych sekretów" Madeleine Roux zachwyca magicznym opisem: wszak jakiemu zapalonemu czytelnikowi chociaż raz nie przeszła przez głowę myśl o tym, jak cudownie byłoby wsiąknąć w fabułę ulubionej książki? Problem w tym, że mimo doskonałego pomysłu na historię, wykonanie zupełnie mnie nie zachwyciło. Przez ponad połowę książki kompletnie nie mogłam się wciągnąć, bo najzupełniej w świecie wiało nudą. Bohaterki mnie odrzucały, ponieważ do końca nie potrafiłam się z nimi zżyć, nie było mi dane zrozumieć ich postępowania, bo akcja nagminnie przeskakiwała z jednej na drugą. Kolejną wadą Księgi żywych sekretów były rażące błędy stylistyczne i literówki (nawet w imionach!), co już we wstępie ostudziło mój zapał.
Jedynymi plusami książki Madeleine Roux było zadziwiająco zaskakujące zakończenie, dzięki któremu wreszcie poczułam jakiekolwiek emocje, oraz postać Connie. Dziewczyna przed całym światem (i trochę także przed sobą) ukrywała, że jest lesbijką; czytelnik mógł śledzić jej zmagania natury psychologicznej, co wnosiło odrobinę prawdy do lektury.
"Księgi żywych sekretów" nie polecę, bo tak naprawdę nie ma co polecić. Historia zawodzi, szczególnie kiedy od momentu przeczytania opisu ma się nadzieję na naprawdę wciągającą, oryginalną i pełną emocji fabułę. Całkowicie nie można się zżyć z bohaterami, ponieważ autorka nie pozwoliła ich w rzeczywistości lepiej poznać. Gdyby nie zakończenie i kreacja Connie, książkę uznałabym jako totalny niewypał.
Przeczytane:2023-01-22,
Powieść Madeleine Roux czekała na mojej półce już od dłuższego czasu, a ja dopiero teraz zabrałam się za jej lekturę. Nawet nie wiecie, jak bardzo tego żałuję - okładka przyciągała mój wzrok, a opis obiecywał wiele. Nie spodziewałam się jednak, jak dobra ostatecznie okaże się ta powieść. No, ale więcej na temat Księgi żywych sekretów przeczytacie poniżej.
Adelle i Connie szaleńczo kochają powieść o tytule Moira. Ich miłość jest na tyle ogromna, że kiedy w głowie jednej z nich rodzi się iście szalony plan, postanawiają pójść za ciosem. Za pomocą tajemniczego nieznajomego przenoszą się do świata ukochanej powieści, jednak... Nic tam nie jest do końca takie, jakie miało być. Rozpoczyna się prawdziwa walka o przetrwanie, a sytuację utrudnia nie tylko główna bohaterka całej historii – Moira, ale i dziwni ludzie, którzy zamierzają pozbyć się Adelle i Connie... Czy przyjaciółkom uda się odnaleźć drogę do domu i przetrwać w tym dziwnym świecie?
Może zabrzmię dziwnie, ale wychodzę z założenia, że w zasadzie nie ma przypadków, a wszystko dzieje się z jakiegoś powodu. Dlatego też, kiedy wzięłam do ręki swój egzemplarz powieści i otworzyłam go na pierwszej stronie - poczułam, że tak właśnie miało być. No tak, brzmię niczym Natalia Coelho, ale przemilczmy ten fakt, dobrze? Do rzeczy - Księga żywych sekretów przyciągnęła mnie do siebie już pierwszymi zdaniami, a ja nawet nie miałam ochoty zostawiać jej na dłużej, niż było to konieczne.
Główne bohaterki bardzo przypadły mi do gustu, choć fantazja Adelle nie miała sobie równych. Uważam, że obie te postacie zasługują na uwagę i są niezwykle magnetyczne – po prostu było w nich coś takiego, co mnie przyciągało. Przyznaję jednak, że moim większym zainteresowaniem cieszyła się Adelle, która trafiła bezpośrednio do otoczenia Moiry, a to było... bardzo ciekawe spotkanie. Connie z kolei przytrafiło się poznanie pewnej grupy buntowników (o ile mogę tak ich nazwać), co także było ciekawe, jednakże nie są to już moje klimaty za bardzo.
Madeleine Roux ma świetne pióro, a prowadząc mnie przez XIX-wieczne miasto, zdobyła moje ogromne uznanie. Nie mam pojęcia co autorka, a następnie tłumacz zrobili, ale ich robota zasługuje na uznanie, a ja jestem po prostu oczarowana historią Adelle oraz Connie. Przyznaję, czuję smutek na myśl, że musiałam opuścić wykreowany przez autorkę świat, jednak pozostaje mi mieć nadzieję, że kolejne powieści Madeleine Roux będą równie dobre.
Jeśli poszukujecie powieści młodzieżowej z dość lekkim wątkiem fantastycznym oraz ciekawą fabułą (no bo w końcu - ONE PRZENOSZĄ SIĘ DO ŚWIATA ZE SWOJEJ ULUBIONEJ POWIEŚCI), to koniecznie zapoznajcie się z tym właśnie tytułem. Myślę, że się nie zawiedziecie.