Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: 2000-12-31
Kategoria: Publicystyka
ISBN:
Liczba stron: 208
'' Wydarzenia opowiedziane przez jednego człowieka to jego los, przez wielu ludzi - to już historia ''
Była piękna, ciepła wiosenna noc. Gwiazdy mrugały do siebie nawzajem i wdzięczyły się do księżyca . Ludzie, utrudzeni pracowitym dniem , spali snem sprawiedliwych w swoich bezpiecznych domach i mieszkaniach. Nikt z nich nie spodziewał się że już za parę godzin nastąpi coś co zmieni wszystko, dla wielu. Coś, czego skutki odczuje jeszcze wiele kolejnych pokoleń...
Tak mogłaby się zaczynać jakaś straszna, horrorowata wymyślona historia wziętego pisarza wymienionego gatunku. Jednak sęk w tym, że ta historia to samo życie , same '' gołe '' fakty, nic wymyślonego czy podbarwionego. To monologi naocznych świadków lub ich najbliższych (bo sami świadkowie często już nie żyją). Autorka, rewelacyjna Swiatłana Aleksijewicz, oddała całą '' narrację '' im, swoim rozmówcom, niczego nie komentując nie poprawiając, nie wycinając. Dlatego w książce zdarzają się powtórzenia, czasem padnie '' brzydkie '' słowo, czasem ktoś na dłużej się zamyśli . Samo życie...życie Czarnobylców, życie w cieniu sarkofagu, życie w cieniu śmierci. Ale, ale , o czym ja właściwie mówię ? Mówię o książce '' Krzyk Czarnobyla ''
Długo stała u mnie na półce, bardzo chciałam ją przeczytać i tak samo bardzo bałam się jej . W końcu usłyszałam że powstał mini serial o Czarnobylu, obejrzałam wszystkie pięć odcinków. Oglądałam go ze zmarszczonym czołem i zaciśniętą szczęką. Zaciśniętą tak mocno że miałam wrażenie że już nigdy nie uda mi się jej otworzyć. Pomyślałam, że w końcu czas zabrać się za książkę, nic już chyba mnie '' gorszego '' nie spotka jak ten serial. Jakże się myliłam...Książkę czytałam dwa tygodnie, mimo że to tylko 200 stron, musiałam robić przerwy, ponieważ inaczej się nie dało. Zduszone gardło, łzy lecące ciurkiem...To co zrobiono tym ludziom , tym którzy w tej książce powierzają czytelnikowi swoje monologi, powinno być uznane za świadome ludobójstwo z odroczonym wyrokiem śmierci . Gdzieś kiedyś usłyszałam że Rosja, to nie kraj, to stan umysłu i chyba coś w tym jest, zmieniła się nazwa tego '' kraju '', ale czy zmieniła się mentalność ludzi ?
O Czarnobylu napisano już całkiem sporo, więc ja niczego już więcej nie będę pisać . Może jeszcze tylko tyle że dziś do Zony organizuje się wycieczki . Ale też to że dziś skażone lasy porastające okolice sarkofagu, płoną, wyrzucając w atmosferę...nie wiadomo co właściwie , ale znowu nam się wmawia że '' jest bezpiecznie '' czy to prawdziwa prawda, czy taka sama jak tamta ? Dzisiaj wypada 34 rocznica tamtej katastrofy...pamiętajmy, gdyż, wbrew pozorom , bezpieczeństwo technologiczne elektrowni atomowych dotyczy nas wszystkich. Książkę polecam, chociaż , czytacie na własną odpowiedzialność.
Przeczytane:2014-07-01, Ocena: 5, Przeczytałam, Posiadam, Wyzwanie: 52 książki - 2014,
"Człowiek pośród śmierci żyje, ale nie pojmuje, cóż to takiego śmierć."
Zastanawialiście się kiedyś, co dzieje się z tymi, którzy kiedyś żyli w pobliżu elektrowni Czarnobyl? Co dzieje się z tymi, którzy byli najbardziej narażeni na radiację? Dlaczego tak mało pisze się o Czarnobylu? Dlaczego nadal tak niewiele wiadomo o skutkach awarii reaktora w czarnobylskiej elektrowni? Czy można pojąć to, co się tam stało, tak po ludzku objąć rozumem, znaleźć w tym sens? Swietłana Aleksijewicz przez wiele lat cierpliwie słuchała każdego, kto zechciał podzielić się swoją historią, wspomnieniami, przemyśleniami. W ten sposób powstał "Krzyk Czarnobyla", przejmujący monolog tych, którzy już na zawsze pozostaną naznaczeni."Ot, żyjesz, zwyczajny człowiek, mały, taki jak wszyscy wokół. Idziesz do pracy, wracasz, pobierasz średnią pensję, raz w roku jeździsz na urlop. I w jeden dzień raptownie przeobrażasz się w człowieka czarnobylskiego. W dekownika! W coś takiego, co interesuje wszystkich i nie obchodzi nikogo."
Cisza.
26 kwietnia 1986 r. o godzinie 1:23:58 następuje seria wybuchów, która uszkadza reaktor bloku energetycznego nr 4 elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Pożar, jaki rozpętał się po eksplozjach, trawi resztki budynku i tony grafitu zabezpieczającego reaktor przez 9 dni. Strażacy wezwani do gaszenia ognia umrą jako pierwsze ofiary tej największej katastrofy w historii energetyki jądrowej i jednej z największych katastrof przemysłowych XX w. Nikt jeszcze nie wie, że zostało im maksymalnie dwa tygodnie życia. Podobnie, jak nikt nie zdaje sobie jeszcze sprawy z powagi sytuacji, szczególnie zwykli ludzie, szarzy obywatele wierzący w "dobro atomu" i wsparcie rządzących. Mieszkańcy Prypeci, miasta leżącego najbliżej elektrowni, podobnie jak ludzie zamieszkujący bardziej oddalone miejscowości, rozpoczynają kolejny zwyczajny dzień swojego życia. Idą do pracy, wysyłają dzieci do szkół i przedszkoli, krzątają się w gospodarstwach... Promieniotwórczy obłok rozpoczął swoją podróż po świecie. 26 i 27 kwietnia dotarł do Rosji, na Białoruś i rozprzestrzenił się na terenie Ukrainy. 28 i 29 kwietnia odnotowano znacznie podwyższony poziom promieniowania w Polsce, Niemczech, Austrii, Rumunii, "30 kwietnia - w Szwajcarii i północnych Włoszech, 1-2 maja - we Francji, Belgii, Holandii, Wielkiej Brytanii, północnej Grecji, 3 maja - w Izraelu, Kuwejcie, Turcji. Promieniotwórczy obłok 2 maja dotarł do Japonii, 4 maja - do Chin, 5 - do Indii, 5 i 6 maja - do USA i Kanady. W niecały tydzień Czarnobyl stał się problemem całego świata" Szacuje się, że w wyniku awarii skażeniu promieniotwórczemu uległ obszar od 125 000 do 146 000 km2 terenu leżącego na pograniczu trzech krajów: Białorusi, Ukrainy i Rosji; "skażeniu uległo 0,5 proc. terytorium Rosji, 4,8 proc. obszaru Ukrainy i aż 23 proc. powierzchni Białorusi".
Ewakuacja, tabu i wiara.
27 kwietnia 1987 r. zapadła decyzja o ewakuacji Prypeci i okolicznych wsi. Ludzie byli przekonywani, że to tylko na 3-4 dni, żeby wojsko i specjaliści zajęli się oczyszczeniem terenu. Nikt z nich nie wiedział, co tak naprawdę się stało i jakie jest zagrożenie. Nikt ich nie poinformował o skali awarii. Nikt nie spodziewał się, że to na zawsze. Był zakaz, żeby nic ze sobą nie zabierać - brali choć drobiazgi, słoiki z przetworami, zdjęcia. A one były skażone. Miasta, miasteczka i wsie opustoszały na lata, nie na dni. Mimo zakazu wstępu do niebezpiecznej zony, przywożono do wsi ludzi na zbiory i zasiewy. Jak dawniej trudzono się przy żniwach, jak dawniej plony były sprzedawane. A przecież były skażone... Z czasem, ukradkiem, przedzierając się przez las, ukrywając się przed wojskiem, ludzie wracali do swoich domów, szczególnie staruszkowie. A wszystko wokół skażone... Byli i tacy, których nie ewakuowano ze względu na brak pieniędzy w kasie państwowej. Cóż mieli zrobić ci, co zostali? Wierzyć w to, co im mówią, bo jak inaczej żyć?
"Tysiące tabu, partyjnych i wojskowych tajemnic. Na dodatek wszyscy byli wychowani w wierze, że pokojowy sowiecki atom nie jest tak niebezpieczny jak torf i węgiel. Byliśmy ludźmi skutymi strachem i przesądami. Zabobonem wiary."
Zmarłych z Czarnobyla chowano w tajemnicy, w obłożonych metalowymi płytami grobach, z dala od innych, często na porzuconych przez przesiedleńców cmentarzach. Do chorych, cierpiących nie chciało się zbliżać wielu lekarzy, wiele pielęgniarek. Nie było dla nich ratunku. Byli zagrożeniem. Żyjącym długo nie mówiono (i nadal się tego często nie mówi), że przyczyną choroby, czy śmierci wśród ich bliskich jest napromieniowanie. Głośno było tylko o bohaterach ludowych, o odważnych ochotnikach, o tych, co "pracują z męstwem i samozaparciem", o wyrabianiu norm mimo trudnych warunków. "Za bohaterski czyn dali dyplom i tysiąc rubli." - dobre podsumowanie. Dla czarnobylców, jak nazywają samych siebie Ci, którym wybuch w elektrowni na zawsze odmienił życie, Czarnobyl jawi się jako wojna. Trudniejsza i okrutniejsza od Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, bo i wróg tu okrutniejszy, nieznany, nie wiadomo, jak go pokonać. Wojna od której nie ma ucieczki, nie schowasz się w ziemiance, czy lesie, nie schowasz w okopach. Zda się momentami, że to walka bratobójcza. Ona jest w każdym z nich. Czarnobylska ziemia - mój nowy dom, nowe życie.
"Czyż jest coś straszniejszego od człowieka?
Czarnobylska zona. Skażona zona. Zakaz wjazdu, przebywania, mieszkania, życia. Zostały puste domy, opuszczone cmentarze, zdziczałe zwierzęta. I tylko czasami przejedzie wojsko wzbijając tumany kurzu. Jedni porzucili swoje domy, inni odnaleźli w nich swoją przystań. Starzy ludzie, ci, którzy nie dali się ewakuować lub ukradkiem wrócili. Dzicy lokatorzy, dla których te widmowe wsie stały się schronieniem przed straszliwą rzeczywistością w Tadżykistanie, Czeczenii.Oni nie boją się radiacji, obawiają się innych ludzi, bo to od nich zaznali najwięcej bólu i zła. Dziecięcym głosem.
"Mama z tatą pocałowali się i urodziłam się ja. Wcześniej myślałam, że nigdy nie umrę. A teraz wiem, że umrę. Razem ze mną leżał w szpitalu chłopiec, Wadik Korinkow. Ptaszki mi rysował, domki. Umarł. Umierać nie jest strasznie. Będziesz długo, długo spać, nigdy się nie przebudzisz."
"Leżałam w szpitalu. Bolało mnie. Prosiłam mamę: - Mamusiu, nie mogę cierpieć. Lepiej mnie zabij!"
"W domu zamknęliśmy i zostawiliśmy mojego chomika. Takiego bielutkiego. Zostawiliśmy mu jedzenia na dwa dni. I wyjechaliśmy na zawsze."
"Śni mi się, jak umarłam. We śnie słyszałam, jak mama płakała. I wtedy się przebudziłam."
Dzieci, podobnie jak dorośli, nie rozumiały, czemu cierpią, czemu chorują, czemu każą im zostawić ukochane zwierzaki i misie, czemu ktoś nie chce koło nich siedzieć w szkolnej ławce, czemu nie wrócą już do swojego domu. Rodzice nie potrafią im tego wytłumaczyć, sami się pogubili. Radosny dziecięcy śmiech zastąpiły rozmowy o umieraniu, zabawy w pogrzeb, w ewakuację, w zasypywanie reaktora. Dziecięce głosy, opowieści bez słów tych, które narodziły już po awarii, przerażają.
"Gdy się urodziła, nie była dzieckiem, a żywym woreczkiem, ze wszystkich stron zaszytym, ani jednej szczelinki, tylko oczęta otwarte. W karcie medycznej zapisano - dziewczynka, urodzona z wieloraką patologią kompleksową: aplazja odbytu, aplazja przyrodzenia, aplazja lewej nerki. Tak to brzmi w języku naukowym, a w zwyczajnym: ni pipci, ni pupci, jedna nerka. Zaniosłam ją na operację w drugim dniu jej życia."
Mogłabym napisać więcej o treści książki. Tylko po co? To nie możliwe i nie ma sensu. Musiałbym ją całą cytować, byście zrozumieli jej oddziaływanie, jej siłę, jej przesłanie. Żeby zrozumieć to rozstrojenie, ten ból. Lepiej sami po nią sięgnijcie, przeczytajcie opowieść o spokojnej i cichej grozie i przekonajcie się, że piętno Czarnobylu to nie jakiś tam wymysł.
W Czarnobylu przeszłość zlała się z przyszłością, teraźniejszości - brak. Wraz z reaktorem zostały pogrzebane marzenia i plany, życie. Została śmierć. Tragedia w Czarnobylu wielu ludzi skłoniła ku zwróceniu się ku religii. Nauka zawiodła w ich mniemaniu. Została pokonana. Ludzie, którzy próbują zrozumieć, uświadomić sobie, zastanowić się, co się stało, nie kierują się ku fizyce, matematyce, biologii, ale raczej ku filozofii i religii. Dlatego czasami, na początku lektury, wydawało mi się, że niektóre monologi są zupełnie nie związane z tematyką książki. Ot, takie głupstwa rozsiewane przez plotkujących staruszków o sąsiadach. Im dalej zagłębiałam się w książkę tym wyraźniej dostrzegałam sens umieszczenia ich w niej, ich powiązanie z Czarnobylem. Z czasem, często to właśnie one wydawały mi się najmocniej odzwierciedlać tragedię czarnobylców. W "Krzyku Czarnobyla" znajdziecie niewiele suchych informacji, danych statystycznych, za to napotkacie tu wiele przemyśleń, pytań, filozofowania. Poznacie spojrzenie ta tamte wydarzenia, ten miniony czas zwykłych ludzi. Dostrzeżecie ich zagubienie, życie po omacku w gąszczu domysłów, podsycanych plotkami. Język książki jest prosty, często chaotyczny tak jak chaotyczne są ludzkie myśli, bez ozdobników. Aleksijewicz nie poprawia wypowiedzi. Prosty człowiek mówi prostym językiem, z naleciałościami ludowymi, odwołuje się do zabobonów; wykształcony człowiek używa bardziej uczonych słów, ale to nadal język zwykłego człowieka, a nie styl specjalistycznych referatów i rozpraw naukowych. Narracja powieści prowadzona jest w pierwszej osobie, przez co każda opowieść o awarii jest kolejnym głosem, krzykiem duszy dołączającym do chóru żyjących z piętnem Czarnobyla. Dzięki wspomnieniom naocznych świadków, czytelnik łatwo zanurza się w atmosferze niewiedzy, strachu, bólu, którego nie uśmierzą mijające lata. Każdy monolog to historia życia i śmierci innego bohatera. Książka Aleksijewicz przenika do głębi, do kości, wywraca duszę na lewą stronę. Zupełnie jakby czytelnik znajdował się w centrum tego niepojętego, niewidzialnego zła. Czytając ją pojmujesz czym jest życie, doceniasz je. Rozumiesz zwykłe ludzkie szczęście i to, jak okrutne jest państwo, jak bezduszni są sami ludzie. Poznajesz też miłość. Bezkresną, niepojętą, wzruszającą, pełną strachu. "Krzyk Czarnobyla" to powieść pełna przerażających obrazów, których nie zapomną nie tylko oni, czarnobylcy, ale i ja.
"Uciekamy. Czujesz, jak jakaś zupełnie nieznana rzecz burzy cały twój dotychczasowy świat, wpełza, włazi w ciebie."