Koń, którego chciała uratować Susan Richards, nie dawał się zapędzić do przyczepy. Za to Lay Me Down, była klacz wyścigowa, razem ze swoim źrebięciem wmaszerowała po rampie wprost w życie Susan. Łagodne zwierzę - osłabione z powodu niedożywienia, zapalenia płuc i infekcji oka - przeszło trudną drogę, lecz w przedziwny sposób jego serce pozostało szczodre i otwarte. Najwyraźniej Lay Me Down było pisane trafić na pastwisko Susan i nauczyć ją, jak w pełni cieszyć się życiem pomimo jego niebezpieczeństw.
Przepiękna, rozdzierająca serce opowieść. Zwierzęcy bohaterowie są równie złożeni i barwni jak ich ludzkie odpowiedniki, a cała historia inspiruje do przemyśleń na temat odwagi, nadziei i sposobu, w jaki każda miłość - nawet miłość zwierzęcia - może pokazać swą uzdrawiającą moc.
Susan Richards myślała, że ratuje zagłodzonego, zmaltretowanego i porzuconego konia... Okazało się, że to Lay Me Down uratowała Susan Richards. Niewiarygodnie poruszająca opowieść, wnikliwa i pięknie napisana.
,,The Roanoke Times"
Wydawnictwo: Replika
Data wydania: 2017-07-11
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 312
Tytuł oryginału: Chosen by a horse
Autorka po dość toksycznym związku, z problemami emocjonalnymi z sobą, w pewnym momencie swojego życia postanowiła poświęcić się zwierzętom. Ludzie od najmłodszych lat ją zawodzili, ba, nawet ona sama w pewnym momencie życia zawiodła siebie, ale zwierzęta pomogły jej odbudować wiarę w przyjaźń, miłość i radość.
Jest to niesamowita historia opowiadająca o tym, jak bliska może być więź między człowiekiem a zwierzęciem. Uważam, że w pełni jest to możliwe do pojęcia tylko ludziom posiadającym zwierzęta.
Pokazana tutaj miłość do koni jest równa miłości rodzicielskiej, bo autorka traktowała swoje konie nie jak zwykłe zwierzęta. Obdarowywała je przyjaźnią i miłością tak silną i piękną jak tylko to może być możliwe.
Sama jestem właścicielką dwóch psów i wierzę, że kochać można nie tylko drugiego człowieka, ale również zwierzę.
W swojej książce autorka opisuje wewnętrzną walkę toczoną najpierw z bólem doglądania zaniedbanej przez poprzedniego właściciela klaczy, a potem z jeszcze silniejszym bólem, kiedy okazało się, że klacz zachorowała na nowotwór.
Pięknie opisane czynności jakie każdego dnia musi wykonać właściciel stadniny, zbliżają każdego do takiego miejsca. Myślę, że wiele osób nigdy nie zastanawiało się nad tym, ile pracy wymaga utrzymanie konie w takim stanie, aby zachwycał swoim wyglądem i zachowaniem.
Nie ukrywam, że bardzo wzruszyła mnie historia klaczy, ale ze wzruszeniem czytałam również o przyjaźni między ludźmi. O gotowości do niesienia pomocy i współpracy wymagającej często wielu wyrzeczeń.
Ta lektura, to emocjonalna podróż po ludzkich i zwierzęcych uczuciach. O świadomości o tym jak ważnym można być dla kogoś drugiego, nawet jak tym kimś jest ,,tylko" zwierzę. Jeżeli ktoś uważa, że zwierzęta nie potrafią odczuwać miłości, żalu czy rozpaczy po utracie kogoś bliskiego, bez względu czy jest to człowiek czy inne zwierzę, to niech koniecznie przeczyta tę książkę.
Autorka szczerze i bardzo emocjonalnie opisuje zachowania swoich zwierząt wobec innych, udowadniając jak mocna potrafi być więź między zwierzętami, czy więź między człowiekiem i zwierzęciem.
Polecam tę książkę nie tylko miłośnikom zwierząt, ta historia z pewnością poruszy niejedno serce i skłoni człowieka do refleksji. Zwierzęta potrafią nas ludzi nauczyć wiele.
NIE PRZECHODŹCIE OBOK TEJ KSIĄZKI OBOJĘTNIE.
RECENZJA
„Dopiero miłość do chorego konia sprawiła, że wreszcie, po tylu latach, byłam gotowa stanąć oko w oko ze śmiercią i po raz pierwszy opłakać zmarłą matkę i utratę rodziny. Trzydzieści osiem lat trwało, nim przestałam pić i żartować lub kłamać na temat okropnego dzieciństwa, jakie od tamtej pory było moim udziałem. Przez te wszystkie lata radziłam sobie, dystansując się od niego, zupełnie jakby przydarzyło się komuś innemu, ot, dzieciakowi z opowiadania.” – fragment książki.
„Koń, który mnie wybrał. Jak znękana klacz uleczyła sponiewierane serce” autorstwa Susan Richards to książka, na której lekturę bez wahania się zdecydowałam, ponieważ powieści ze zwierzęcymi bohaterami w rolach głównych są bardzo bliskie memu sercu. Jakież było zatem moje rozczarowanie, kiedy okazało się, że książka ta traktuje o tytułowej znękanej klaczy w dużo mniejszym stopniu niż się spodziewałam.
Bo według mnie, „Koń, który mnie wybrał” to nic innego jak spisana prostym, pamiętnikarskim językiem historia życia czterdziestotrzyletniej Susan Richards, mająca dla niej samej wartość terapeutyczną, bo tworzyła ją jako osoba nieoszczędzana przez los od wczesnego dzieciństwa. Tak naprawdę to ona gra w tej historii główną rolę, a nie uratowana klacz wyścigowa o dźwięcznym imieniu „Lay me down”, która bardzo wiele wycierpiała, kiedy przestała być częścią dochodowego biznesu. Trzeba przyznać, że wątki bezpośrednio związane z hodowlą koni, ich charakterami, relacjami między poszczególnymi członkami stada, opieką nad tymi pięknymi zwierzętami oraz uwagą, jakiej wymagają są opisane bardzo interesująco i przejmująco, i za to autorka ma u mnie plusik. Podobnie jak za ukazanie tego, jakimi bezdusznym biznesem są wyścigi konne, które ku uciesze gawiedzi wchłaniają warte po sto tysięcy dolarów piękne konie, a wypluwają wymęczone, zabiedzone i wyeksploatowane karykatury tych fantastycznych stworzeń.
Niestety jednak wyzierające z przeważającej części książki zgorzknienie autorki oraz jej zapętlenie wokół zdarzeń z przeszłości (śmierci matki, problemów alkoholowych, nieudanych związków z mężczyznami) i ich nadmierne roztrząsanie, skutecznie mnie do niej zniechęciły. Nie neguję oczywiście tego, że autorka miała prawo być rozżalona na świat, za to co ją spotkało, ale nie oznacza to, że ma ten świat zamęczać swoimi rozterkami i dosłownie rozkładać je na łamach książki na czynniki pierwsze. No, przynajmniej ja poczułam się zmęczona, ponieważ liczyłam na książkę pokroju „Marley i ja” czy „Zaklinacz koni”, która rozbawi mnie, ale i wzruszy do łez, bo tak barwne jest życie ze zwierzakami u boku. I niestety nie zmienia moich uczuć fakt, że ostatecznie – jak wskazuje zacytowany wyżej fragment książki – Susan oswaja przeszłość i stara się na nowo zaufać ludziom w taki sposób, w jaki zaufaniem obdarzyła ją „Lay me down”, która to do końca swoich dni pozostała pogodnym koniem, pomimo koszmaru, jaki ją spotkał.
Lektura tego tytułu wywołała we mnie zatem bardzo mieszane uczucia, jednak ostatecznie, czas na nią przeznaczony nie został zmarnowany. Poznanie historii „Lay me down” przywraca bowiem wiarę w ludzi, którzy poświęcają się pomocy potrzebującym zwierzętom i szanują je dokładnie tak, jak powinniśmy szanować siebie nawzajem. I z taką myślą was zostawiam, podobnie jak z decyzją, czy dać tej książce szansę, czy jednak nie.
Bardzo dziękuję Wydawnictwu „Replika” za egzemplarz recenzencki.
Przeczytane:2017-10-03,
Susan nie miała łatwego życia, co odbiło się na jej spostrzeganiu światła, sprawiając, że ona sama zamknęła się przed ludźmi. Tym, co jest niezmienne w jej życiu to konie. Kocha je i traktuje jak własne dzieci. Są dla niej przyjaciółmi na całe życie.
Był marzec, kiedy życie kobiety odmieniło się wraz z pojawieniem się Lady Me Down. Klacz wraz ze źrebięciem trafiła do niej za pośrednictwem Stowarzyszenia na rzecz Zapobiegania Okrucieństw wobec Zwierząt. Lady Me Down pomimo osłabienia, niedożywienia i zapalenia płuc, pozostaje nadal łagodna i ufna wobec ludzi. Ją i Susan zaczyna łączyć niewiarygodna więź. Kobieta z czasem uświadamia sobie, że tak naprawdę to nie ona uzdrowiła łagodną klacz, lecz Lady Me Down uleczyła serce i duszę Susan.
Nasz świat jest pełen okrucieństwa, które odbijają się na zwierzętach, a przecież to one są najbardziej bezbronne. Potrzebują kogoś, kto je pokocha prawdziwie, z całego serca i uczyni swoim przyjacielem. Jednak nie każdy z nas taki jest. Zdarza się, że zwierzęta są bezdusznie traktowane i często w bestialski sposób. To my ludzie powinniśmy im pomóc. Jednak czasem role się odwracają i to one ratują nas.
W książce mamy możliwość zaobserwowania zmian jaki zachodziły w Susan wraz z pojawieniem się Lady Me Down. Równie jej historię - bolesną, okraszoną trudnym dzieciństwem, które odbiło się na jej decyzjach, spostrzeganiu świata i ludzi. Autorka w niezwykle czuły sposób przedstawia nam jak zachowują się konie. Pokazuje, że mają takie same uczucia jak my - boją się, kochają, są ufne i tęsknią.
''Koń, który mnie wybrał'' to niesamowita historia o odrodzeniu, naszpikowana emocjami i uczuciami. Możliwe, że klacz i Susan było dane się spotkać, aby jedna uleczyła drugą. Chociaż książka jest niekiedy monotonna, a opisy przydługie to nadrabia to uczucie miłości, które przebija się z każdej strony. Historia o tym jak pomimo wyrządzonego zła można zachować łagodność i ufność i że czasem potrzeba kogoś, aby wyleczył nasze serce i pokazał nam, że świat jest piękny i ma dla nas wiele możliwości.