Są takie historie, które zostają w nas na zawsze.
Są takie osoby, których nigdy nie zapominamy.
Ja już nie czekam. Chwytam każdy dzień i się do niego uśmiecham. Wierzę, że będą w nim cudowne chwile.
Ile razy zadawali sobie pytania jak potoczyłoby się ich życie, gdyby nie wojna?
Adela, Franciszek, Janek, Rachela, Joachim i Sabina mieli wielkie plany i marzenia. Przeżywali pierwsze miłości i prawdziwe przyjaźnie. Nie było ważne, że ktoś ma nazwisko żydowskie, niemieckie czy polskie. Po prostu byli przyjaciółmi. Wojna zmieniła wszystko. Wiele lat później, wnuczka Adeli, Justyna, przeżywa kryzys małżeński. Dopiero wówczas poznaje historię swojej babki i jej przyjaciół. Historię, która zmienia ją na zawsze.
Wzruszająca opowieść o różnych obliczach miłości wykradzionych wojnie, życiowych wyborach i rodzinnych tajemnicach, które wpływają na nas bardziej niż myślimy.
Bo to, kim jesteśmy nie zależy wyłącznie od naszych genów, czy wychowania, ale również od przeżyć naszych przodków. Od wszystkich tajemnic, które krążą w naszych rodzinach do kilku pokoleń wstecz.
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 2019-05-15
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 520
Magdalena Witkiewicz znana jest z dobrych książek i wiele czytelników jej książki bierze w ciemno, licząc na dobra lekturę. Tę książkę już pewna część z was na pewno czytała, bo to wznowienie z 2019 roku. Książka jest teraz wydana z pięknymi barwionymi brzegami i sentymentalnymi ilustracjami w środku. Wznowienia dają drugą młodość książce, która staje się jeszcze piękniejsza i jeszcze większe grono czytelników może po nią sięgnąć.
„Jeszcze się kiedyś spotkamy” porusza serca czytelników od pierwszych stron, zabierając ich w emocjonalną podróż przez losy kilku pokoleń. Autorka zręcznie łączy historię z czasów II wojny światowej ze współczesnością, snując opowieść o miłości, stracie, rodzinnych tajemnicach i sile przebaczenia. Książka bardzo skupia się na emocjach, doznaniach kobiet, które w swoim życiu tak wiele musiały przejść. Poznamy historię dwóch kobiet, czasu przeszłego i teraźniejszego. Kobiety łączą więzy krwi mimo tylu lat różnicy ich życie zapłata wspólny krąg.
Historia koncentruje się na Zosi – młodej kobiecie, która odkrywa rodzinne sekrety związane z jej dziadkami, żyjącymi w trudnych czasach wojny. W miarę poznawania przeszłości, Zosia odkrywa, jak dramatyczne wydarzenia wpłynęły na losy jej rodziny, a także na jej własne życie. Autorka w mistrzowski sposób ukazuje, jak przeszłość i teraźniejszość wzajemnie się przenikają, a rodzinne historie stają się fundamentem dla przyszłych pokoleń.
Czas przeszły to czasy II wojny światowej w której przyszło żyć Adeli, babci Zosi. Poznajemy jej smutną przeszłości tamtych lat, gdzie wraz z przyjaciółmi musiała się zmierzyć z czasami wojny, rozłąki, bólu i ciągłego smutku. Decyzje tamtych lat były pełne rozterek, a miłość miała inną wartość.
Witkiewicz pisze w sposób lekki, ale jednocześnie pełen emocji. Jej styl jest przystępny, co sprawia, że książkę czyta się z łatwością, mimo trudnych tematów, które porusza. Szczególną uwagę przywiązuje do detali historycznych, które dodają powieści autentyczności. Opisy miejsc i wydarzeń są tak sugestywne, że czytelnik niemal przenosi się w czasie, czując klimat wojennej Polski. Warto zaznaczyć, że mimo tego, że akcja rozgrywa się w czasach wojny, jest to jednak tylko tło tej historii.
Bohaterowie są bardzo wiarygodni, a ich emocje i dylematy – przekonujące. Zarówno postacie z przeszłości, jak i te współczesne, zostały wykreowane z dużą wrażliwością. Czytelnik łatwo nawiązuje z nimi emocjonalną więź, przeżywając razem z nimi ich radości i smutki. To są postacie, które nie sposób nie zdarzyć sympatią. Od początku się im dopinguje, pociesza i wręcz marzy się o tym, by ich historie dobrze się zakończyły. Czy jednak tak będzie? Życie nikogo nie rozpieszcza, bez względu na to w jakich latach żyjemy.
„Jeszcze się kiedyś spotkamy” to książka o miłości, która potrafi przetrwać wszystko – czas, wojenne tragedie i rodzinne konflikty. To również opowieść o sile przebaczenia i zrozumienia, które są kluczowe, by odnaleźć spokój w życiu. Witkiewicz pokazuje, jak ważne jest pielęgnowanie więzi rodzinnych i odkrywanie własnych korzeni.
Książka Magdaleny Witkiewicz to wzruszająca opowieść, która skłania do refleksji nad tym, jak historia kształtuje nasze życie. To pozycja dla tych, którzy cenią literaturę obyczajową, pełną emocji i rodzinnych tajemnic. „Jeszcze się kiedyś spotkamy” z pewnością na długo pozostanie w pamięci i przypomni, jak ważne są relacje międzyludzkie oraz miłość, która przetrwa każdą burzę. Książka przy której spędziłam przyjemne chwile, nie mogąc się od niej oderwać. Bardzo wam ją polecam, bo bohaterowie i ich dziej są tego warte. Polecam.
Okładka książki jak i całe wydanie jest cudowne!!! Na środku widzimy kobietę odwróconą do nas bokiem. W lewym górnym rogu widzimy typowe czarno białe zdjęcie, za czasów wojny - tak mi się kojarzy. W dotyku jest matowa z wytłuszczeniami i przepięknymi niezapominajkami, które szczerze uwielbiam. Posiada skrzydełka, które stanowią dodatkową ochronę przed uszkodzeniami mechanicznymi. Na jednym z nich przeczytacie kilka słów o autorce, a na drugim fragment z powieści. Ma przepiękne, barwione brzegi i jest w mojej biblioteczce pierwszą taką. Oczywiście wzór to niezapominajki, które grają tutaj kluczową rolę... Stronice są kremowe, czcionka wystarczająca dla oka, literówek brak, raz zdarzyło się w tekście pomieszanie imion, ale nie przeszkadza to w lekturze. Strony są tak pięknie ozdobione niezapominajkami lub filiżankami. Tak pięknie ozdabia tę powieść... Lepiej nie można jej było zaprojektować.
Już trochę czasu minęło od mojego spotkania z autorką. Już od momentu pierwszej premiery tej książki, chciałam ją przeczytać, ale nie było okazji. Gdy tylko do mnie dotarła, skończyłam czytaną wtedy książkę i zabrałam się za nią. Trochę się obawiałam, bo sporo bohaterów tutaj jest, wiecie, że się pogubie... Nic bardziej mylnego. Czyta się szybko, lekko, jednak nie przyjemnie. Przyjemnie jest tylko chwilami, przeważnie jest smutno... Blokad nie ma. Autorka ma tak doświadczone pióro, że wie, jak napisać powieść by zainteresować czytelnika. Ja od pierwszych stron po prostu przepadłam. Nie jestem wielką fanką powieści historycznych, ale tam, gdzie przeplata się to z obyczajem, już prędzej do mnie przemawia. Z ogromnym zainteresowaniem śledziłam wydarzenia, które miały miejsce w przeszłości jak i teraźniejszości bohaterów. Czułam się tak, jakbym była tuż obok! Nie mogłam chwilami się oderwać, czytałam do późna... Liczy niewiele ponad pięćset stron, a to czyni z niej grubaska. A pochłonęłam ją w rekordowo szybkim tempie. Tak, kosztem snu, ale jednak. Zdecydowanie już teraz polecam.
Mamy wielu bohaterów, nie chcę się o nich zbytnio rozpisywać, bo się zdenerwujecie i nie przeczytacie całej recenzji. Jest Justyna jako główna bohaterka teraźniejszości. Czasami jej nie rozumiałam, a z drugiej zaś strony... Kiedyś miałam, a raczej trwałam w internetowym związku. Na odległość. Z tym, że nigdy w realnym życiu nie widziałam się z tą osobą. Teraz nawet nie mam pewności, że istniała, ale wtedy... Nikt nie mógł mi przemówić do głowy, człowiek był głupi i zakochany, z różowymi okularami na oczach. Wiem, jak to jest czekać, być wiernym i pełnym emocji... Do czasu. Aż w końcu zbrzydło. Bo ileż można czekać? Każdy z nas zasługuje na obecność drugiego człowieka, a zamykając się w skorupie czekania więdniemy niczym nie podlewany kwiat... Nie była to moja ulubiona bohaterka.
Serce skradli mi bohaterowie z przeszłości, którzy żyli w czasie wybuchu wojny. To oni: Adela, Janek, Rachela, Franciszek i Joachim oraz Klara podbili moje serce. To za nimi tęsknię, pisząc tę recenzję. To na ich myśl, boli mnie serce, bo to, co przeżyli jest nie do opisania.
Uważam, że każdy z nich jest inny, ale bardzo realny i na spokojnie moglibyśmy spotkać takich ludzi na ulicy. Autorka świetnie wykreowała te postacie, nic im nie brakuje.
Tematyka jest dosyć trudna. Wojna, czasy obecne. Pisarka świetnie pokazała nam, jak wyglądały wojenne relacje, wydarzenia, jaki był tamten świat... Niewiele się różnił, a jednak jakbyśmy spojrzeli mając dwa czasy na jednym ekranie, byłaby znaczna różnica...
A przede wszystkim, jeśli chodzi o ludzi. To, że czynią zło nikogo nie dziwi. Bardziej chodzi mi o relacje międzyludzkie, zachowania. Ludzie żyli bez telefonów, tabletów, komputerów, Internetu. Byli zżyci, rozmawiali ze sobą, a nie patrzyli w ekrany. Spędzali razem czas na świeżym powietrzu, wychodzili do kina, na zabawy, do parku. A teraz wychodzimy, jasne, ale do przestrzeni zamkniętej w łączach internetowych...
Widać było, że ludzie byli bardziej cierpliwi? Nie łamali tak szybko danego słowa jak teraz...
Mamy też wiele tajemnic rodzinnych, które po pewnym czasie wychodzą na jaw. Chociaż są i takie rzeczy, o których filozofom się nie śniło. Magdalena Witkiewicz porusza temat miłości, o jej walce, do ostatnich sił. O nie poddawaniu się i pokazaniu, że miłość wszystko przetrwa, dobre i złe momenty. Często mówimy, że nie będziemy jak nasi rodzice, a często jest tak, że nieświadomie zachowujemy się bardzo podobnie do nich, ale tylko ktoś stojąc obok nas potrafi to zobaczyć, bo my sami, zawsze będziemy się wypierać.
Jeśli chodzi o emocje... Może coś się we mnie zmieniło, odkąd zostałam mamą, a może było ze mną już tak dawniej, że losy związane z wojną mocno na mnie oddziaływały. Tak było też tutaj. Byłam bardziej zainteresowana losami postaci z przeszłości niż z teraźniejszości, mimo że te czasy są nam bliższe jak wojenne. Czułam wszystko to, co czuła Adela, Janek, Franciszek, Rachela i Joachim, ba, nawet Klara czy Sabina. Może nie płakałam, ale serce mi drżało, byłam okrutnie smutna, a w mojej głowie był kompletny chaos.
Akcja ma odpowiednie tempo - raz wolniejsze, raz szybsze - przez co my, czytelnicy nudzić się nie będziemy. Zwroty akcji autorka serwuje niczym asy z rękawa.
Fabuła jest dopracowana i mimo, że coś tam jest powiązane z rodzinną historią autorki, to i tak świetnie poprowadziła wątki i, że się w tym nie pogubiła! Jestem w szoku i podziwiam, za tak obszerną opowieść, wielowątkową! Rewelacja.
Reasumując już, bo trochę się rozpisałam, chciałabym bardzo gorąco zachęcić Was do lektury tej powieści. Jest jedną z tych wyjątkowych. Łączy przeszłość z teraźniejszością, ukazując jak kiedyś wyglądał świat, relacje i wszystko. A jak to jest teraz... Mnóstwo emocji, które przejmujemy od bohaterów. Śmiem twierdzić, że to jedna z najlepszych z dorobku pisarki. Polecam!!!
„Są takie historie, które zostają w nas na zawsze.
Są takie osoby, których nigdy nie zapominamy.
Ja już nie czekam. Chwytam każdy dzień i się do niego uśmiecham. Wierzę, że będą w nim cudowne chwile”.
Połączenie przeszłości z teraźniejszością. Zwrócenie uwagi na to, jak bardzo jesteśmy podobni do naszych przodków. Jak często się zdarza, że mimo doświadczeń, wciąż popełniamy te same błędy, nawet na przestrzeni wielu pokoleń.
Babcia Adela 50 lat czekała na swoją miłość, która przez wojnę zniknęła jej z oczu. Kiedy jej wnuczka Justyna przeżywa kryzys w związku, postanawia opowiedzieć jej swoją historię. Historię, która być może zmieni jej spojrzenie na życie. Bo nie zawsze warto czekać, i nie zawsze czekanie zostanie wynagrodzone.
Najbardziej urzekło mnie uświadomienie przez autorkę ulotności czasu. Powinniśmy żyć tak, jakby każdy dzień miał być tym ostatnim. Często w swoim życiu czekamy nie wiadomo na co. A bo studia, bo praca, bo większe mieszkanie, więcej luksusowych dóbr. Często w tym biegu i gonitwie za lepszym jutrem zapominamy o dzisiaj i o osobach, które są obok nas i którym nie zależy na tym lepszym jutrze, ale na dobrym czasie tu i teraz właśnie z nami.
Lektura była dla mnie ogromną przyjemnością. Nie byłam w stanie oderwać się od tej historii aż do ostatniej strony. A później długo myślałam o tym, jaka to była bolesna, ale zarazem piękna historia. Żeby stworzyć tak przepiękną, a jednocześnie tak bardzo wiarygodną powieść potrzeba wiele siły, samozaparcia, rozeznania w temacie, ale i pomocy wielu osób. Autorka w tym przypadku zrobiła to po mistrzowsku, ale jak sama pisze w podziękowaniach, inspirację znalazła w swoim własnym życiu.
Ta książka otuliła mnie jak koc. Wywołała bardzo wiele emocji, ale była tak ciepła, życiowa i prawdziwa, że każda spędzona z nią minuta była jak podróż w czasie. Podróż w życie bohaterów do wojennych realiów.
Sami bohaterowie również byli bardzo dobrze wykreowani. Każda z postaci była przemyślana i nie zabrakło również czarnego charakteru, którego po prostu nie szło lubić. Niektóre zachowania bohaterów mnie denerwowały, że aż łapałam się za głowę, inne natomiast sprawiały, że na twarzy pojawiał się uśmiech.
Nie mogę napisać nic ponad to, że wszystko było po prostu na swoim miejscu. Jedyne, czego żałuję to to, że dopiero teraz zetknęłam się z twórczością autorki, bo widzę ile dobrego mnie ominęło.
Mieliście kiedyś tak, że po przeczytaniu pierwszej strony książki wiedzieliście, że będzie ona całkowicie wyjątkowa. Mnie się to właśnie przytrafiło przy powieści Magdaleny Witkiewicz "Jeszcze się kiedyś spotkamy", która była niezwykłe melancholijną, a zarazem niezwykłą opowieścią o miłości, o rodzinie, o przodkach i o ich tajemnicach, mających ogromny wpływ na dalsze życie bohaterów.
"Jeszcze się kiedyś spotkamy" to historia kilkorga przyjaciół: Adeli, Franciszka, Janka, Racheli i Sabiny, którzy mieli wielkie marzenia i plany. Przeżywali pierwsze miłości i prawdziwe przyjaźnie do czasu, aż wojna przekreśliła ich spokojne i szczęśliwe życie. Każdy z nich musiał zmierzyć się z wojenną codziennością i odnaleźć w tym wszystkim chęć do życia i budowania rodziny. Wojna zmieniła wszystko, ale ich przyjaźń przetrwa nawet najgorsze chwile. Wiele lat później, wnuczka Adeli poznaje historię swojej babci i jej przyjaciół, a poznana opowieść całkowicie zmienia jej podejście do życia. Od tego momentu zacznie wierzyć, że życie trzeba brać po prostu takim, jakie jest.
Autorka stworzyła niezwykły klimat, przepełniony młodzieńczymi marzeniami i uroczymi miłostkami. Historia jest w tematyce wojennej, często łamie serce i wywołuje łzy. Przeżywałam wraz z bohaterami ich rozterki i trudne wybory życiowe. Akcja toczy się dwutorowo, bo z jednej strony poznajemy przeszłość, czyli życie głównych bohaterów podczas wojny i teraźniejszość, kiedy to wnuczka Adeli stara się poznać historię swojej babci. Bardzo urzekło mnie to, że ta opowieść inspirowana jest prawdziwymi wydarzeniami z życia autorki, dlatego dzięki temu odbieramy tę historię tak dotkliwie. Autorka napisała piękna książkę, którą teraz będę wszystkim polecać.
Miałam okazję poznać tylko jedną książkę tej autorki - "Po prostu bądź", a zapewniam was, że do dziś bardzo miło ją wspominam. Niesamowicie urzekł mnie styl pisania autorki, który jest lekki i po prostu dobrze się czyta książki pani Magdaleny. Z reguły nie sięgam po książki polskich autorów, z wyjątkiem Jakuba Małeckiego, tak teraz wiem, że pani Magdalena Witkiewicz jeszcze u mnie zagości, ponieważ jestem ogromnie ciekawa jej innych historii.
Podsumowując: historia zawarta w "Jeszcze się kiedyś spotkamy" Magdaleny Witkiewicz uświadamia nas, jak bardzo musimy docenić to mamy i że nie należy czekać na lepsze jutro, bo to jutro może nigdy nie nadejść, tylko należy czerpać z życia wszystko co tylko nam oferuje, a co najważniejsze nie bać się po to sięgnąć, bo to często strach powoduje, że odkładamy wszystko na potem, przesypiając nasze najlepsze chwile, które już mogą się nie powtórzyć. Także czytajcie tę niezwykłą powieść i odnajdźcie w niej sens. Jest wzruszająca i piękna. Musicie ją poznać.
"Jeszcze się kiedyś spotkamy" jest powieścią, która skłania do refleksji nad kilkoma ważnymi tematami. Czy powielamy błędy naszych przodków? Czy miłość bezwarunkowa jest możliwa? Czy warto poświęcić własne szczęście i życie na czekanie na coś, co nie wiemy kiedy nastanie? Czy życie w toksycznym związku można nazwać miłością? Czy należy korzystać z każdej nadarzając się chwili, by nie żałować niczego? W powieści znajdziesz jeszcze wiele innych pytań, na które musisz sobie odpowiedzieć Każdy z nas chociaż na moment powinien zatrzymać się i zastanowić się czy nasze życie nie stanowi powtórzenia historii naszych przodków, ponieważ każdy jest kowalem swojego losu i tylko od nas samych zależy co zrobimy ze swoim życiem.
Odkryjesz też kilka tajemnic rodzinnych i inaczej spojrzysz na życie bohaterów, którzy podjęli takie a nie inne decyzje.
Jeżeli lubisz powieści obyczajowe z wątkiem historycznym, to ta książka spodoba się tobie.
Jestem zauroczona tą powieścią i pełna podziwu dla autorki, że stworzyła coś tak fantastycznego. Niesamowicie zżyłam się z bohaterami tej powieści, mocno trzymając kciuki, by w końcu ich życie się ułożyło.
„Czasami w życiu trzeba dokonywać wyborów. Nie jest problemem wybrać pomiędzy dobrem i złem. Największą trudnością jest wybrać między dobrem a dobrem. I to w taki sposób, by nikogo nie skrzywdzić.”
Adela, Franciszek, Janek, Rachela, Joachim i Sabina byli przyjaciółmi. Nie ważne, że różnili się od siebie pochodzeniem, gdyż dla nich to nie miało znaczenia. Liczyło się to, że się przyjaźnią. Rodziły się między nimi miłosne historie i tak Adela z Franciszkiem pobrali się. Ale kiedy wybuchła wojna, ich życia diametralnie się zmieniły. Franciszek i Janek wyruszyli na front niepewni tego czy jeszcze tutaj wrócą. Rachela z matką pewnego dnia po prostu zniknęła i nikt nie wiedział czemu i dlaczego. A później ich życie toczyło się własnym torem. Nie mieli łatwego życia, zresztą Magdalena Witkiewicz doskonale oddaje klimat tego co się działo podczas wojny.
Ale oprócz tego, że poznajemy losy tych przyjaciół, przenosimy się w teraźniejszość, gdzie poznajemy losy wnuczki Adeli. Jej chłopak wyjeżdża do Stanów, by zarobić na ich dom, ale jakoś nie kwapi się do tego, by szybko powrócić. Justyna wciąż jest wierna i wciąż czeka, ale czy tak naprawdę ma na co?
Muszę przyznać, że powieść wciągnęła mnie już od pierwszych stron, wprost nie mogłam jej odłożyć na bok, za bardzo byłam ciekawa jak to wszystko się skończy. Mogłabym powiedzieć, że motywem przewodnim tej powieści jest czekanie. Czekanie na miłość swego życia pomimo wszystko, pomimo upływających lat i pomimo wiecznej niepewności. Stajemy się świadkami życia kobiet, które wierzą w siłę swojej miłości i nie są w stanie iść do przodu zapominając o niej. Adela wciąż wyczekuje swojego męża, który nie wrócił z wojny, natomiast Justyna wciąż wierzy, że jej chłopak w końcu do niej wróci z zagranicy. Paradoksalne jest to, że pomimo upływu lat Adela wciąż żyje nadzieją, zapominając, że prawdziwe życie toczy się tu i teraz, że zamiast żyć chwilą obecną, ona w pewnym sensie w pełni z tego nie korzysta. Ileż można czekać? Rok, dwa, ale aż pięćdziesiąt lat?
Wszystko wskazuje na to, że Justyna powiela błędy swojej babci. Niewiarygodne, że życie naszych przodków może mieć wpływ również i na nasze.
Historia ta pokazuje różne oblicza miłości w danej chwili. Uświadamia nam, że czasem trzeba sobie rozwiać złudzenia, pozwolić sercu iść na przód, a nie stać w miejscu. Na niektóre rzeczy nie mamy wpływu, a czas wciąż przesuwa się do przodu. Czy warto wciąż czekać, nie mając 100% pewności, że jest na co? Czy warto poświęcać własne życie i wciąż żyć przeszłością nie ciesząc się teraźniejszością? Czasem by to zrozumieć potrzebujemy jakiegoś znaku, co w przypadku tej powieści stanowi historia Adeli. Jak widać, niekiedy losy naszych przodków mogą stać się dla nas cenną lekcją życia.
„Bo życie ludzkie jest jak porcelanowe filiżanki. Kruche, delikatne. Po latach możemy spotkać się, niby jesteśmy tacy sami, a jednak rysy, którymi życie nas naznaczyło, mogą uczynić nas zupełnie innymi ludźmi. Tak jak spękania na filiżankach mogą narysować na nich zupełnie nowy wzór.”
Doskonała kreacja bohaterów, którzy byli dla mnie niczym prawdziwi. Nie są przerysowani, są sobą, popełniają błędy, ale któż z nas ich nie popełnia? Emocje biją od nich na kilometry. Czytając czułam jakąś cząstkę sentymentalną, opowieści o czasach wojennych trafiały w moje serce. Mogę powiedzieć, że odbyłam sentymentalną podróż w głąb polskiej historii. No i to pierwsza książka, w której pojawił się mój Wieluń, w którym mieszkam.
Pomimo dość sporej objętości, tę książkę pochłania się w mgnieniu oka. Kiedy pierwszy raz wzięłam ją w ręce pomyślałam sobie -sporo tych stron -, a kiedy w końcu dobrnęłam do końca stwierdziłam, że mogłoby być ich jeszcze drugie tyle.
Jak to jest, że w życiu żyjemy czasem złudzeniami? Wierzymy, że nasz ukochany choć wyjechał to wróci, nieważne, że miało to być pół roku, a przerodziło się już w dwa lata, bo my wciąż wierzymy, że wróci. Myślę, że ta powieść, może odmienić życie właśnie takich ludzi. Ludzi, którzy zamiast czerpać z życia garściami, wciąż dopowiadają sobie coś, czego w rzeczywistości nie ma. Powinniśmy umieć cieszyć się każdą chwilą, bo nigdy nie wiadomo ile nam ich pozostało.
"Jeszcze się kiedyś spotkamy" to niezwykła historia z niezwykłymi bohaterami, których życie nie oszczędzało. Historia o miłości i jej sile, o czekaniu oraz życiowych wyborach. Skuście się i wyruszcie w tę sentymentalną podróż, która być może odmieni wasze spojrzenie na jedną z najważniejszych kwestii – na życie. Gorąco polecam.
W tej książce mamy dwie równoległe historie. Pierwsza z nich to historia paczki przyjaciół, Adeli, Franciszka, Janka, Joachima, Racheli oraz Sabiny. Są to młodzi ludzie mieszkający w Grudziądzu, którzy przezywają swoje pierwsze miłości, snują marzenia i plany na przyszłość. Jednak na ich drodze pojawia się wojna. To ona powoduje, że ich świat wywraca się do góry nogami.
Druga historia to historia Justyny - wnuczki Adel. Poznajemy jak potoczyły się jej losy, oraz jej wielkiej miłości. Wolf (chłopak Justyny) wyjechał do Stanów jak twierdził by zarobić na lepszy byt w Polsce. Jednak jak zbierał na mieszkanie, to zdecydował, że lepszy był by dom i tak, z półrocznego wyjazdu zrobił się znacznie dłuższy. Jednak Justyna po kilku latach w małżeństwie przeżywa kryzys. Jednak wtedy poznaje historie życia swojej babci i dziadka, co trochę otwiera jej oczy.
Książkę dosłownie pochłonęłam. To moje pierwsze spotkanie z piórem Pani Magdaleny i zdecydowanie nie ostatnie. Historia napisana lekko, co sprawia, że czyta się ją bardzo przyjemnie. Mimo iż w książce są dwie historie równolegle to wszystko jest przejrzyste i łatwe w orientacji czyja obecnie historia jest opisywana.
Lecz wróćmy na chwilę do treści. Adela przeżywa swoją wielką miłość podczas wojny. Wychodzi za mąż, rodzi dziecko jednak los zabiera jej ukochanego na wojnę. Ona zostaje sama z matką i dzieckiem, i ciągle czeka na Franciszka.
Natomiast jej wnuczka- Justyna, ciągle czeka aż jej miłość wróci ze Stanów. Mimo, iż i przyjaciółka i matka próbowały przemówić jej do rozsądku, że może warto zakończyć ten związek i zacząć w końcu żyć. Ona upiera się przy swoim i z utęsknieniem czeka na powrót Wolfa.
Autorka wyraźnie chce nam ukazać, iż całe życie na coś bądź kogoś czekamy. Jedni na miłość inni na wakacje a jeszcze inni na odpowiedni moment. I tak ciągle gdzieś pędzimy przez nasze życie zawsze na coś czekając. A czasem warto zatrzymać się, choć na chwilę, przemyśleć, bądź posłuchać rady najbliższych i zastanowić się czy rzeczywiście warto jest na daną rzecz czekać?
Przepiękna książka. Czytałam ją na przemian słuchając dzięki akcji czytaj.pl. Nie raz przy historii Adel i Franciszka zakręciła mi się łza w oku. Ich historia jest bardzo smutna a zarazem przepiękna. No, ale nie chce Wam tu zbyt dużo zdradzić. Czy warto sięgnąć po tę książkę? Uważam, iż warto. A ja już nie mogę się doczekać aż sięgnę po kolejną książkę Pani Magdaleny Witkiewicz.
Poznajemy dwie historie - babci i wnuczki. Choć kobiety dzieli pół wieku, obie są bardzo do siebie podobne. I bynajmniej nie chodzi tu o wygląd, urodę, a o to, że obie czekają, tęsknią. Mąż babci poszedł na wojnę, z której nie wrócił, jednak ona nadal na niego czeka. Z kolei młodsza z kobiet czeka na narzeczonego, który w celu zarobkowym wyjechał do Ameryki. W tym miejscu lektura skłania nas do zastanowienia się nad związkami na odległość. Czy w nie wierzycie? Czy mają rację bytu? Widzimy, że mimo upływu lat, nic się nie zmieniło. Ludzie tak samo kochają i tęsknią. To wartości uniwersalne, a obie historie wydają się być autentyczne.
"Staram się nie myśleć, co by było gdyby, bo to niczego nie zmieni. Lepiej przeznaczyć czas na robienie dobrych rzeczy, niż na rozpamiętywanie i rozliczanie tych złych. Lepiej planować przyszłość, niż zastanawiać się, jak mogłaby wyglądać teraźniejszość, gdyby ktoś kiedyś podjął inne decyzje."
Jestem zaskoczona tematyką, jakiej podjęła się w swojej powieści Magdalena Witkiewicz. Wojna to niełatwy temat, ale i trudno jest nam ją zrozumieć, zaakceptować wszystko to, co odbiera. Strach, strata, śmierć, ból, poniżenie, głód, tułaczka - nie ma wytłumaczenia dla zła. Uważam, że autorka doskonale poradziła sobie z przedstawieniem wojennych czasów i realiów Grudziądza. Zachowała wszystkie istotne szczegóły tego miasta. Obserwujemy również wpływ wojny na psychikę człowieka.
"Życie odciska na człowieku jeszcze większe piętno niż czas na kruchej porcelanie. Każdego dnia trzeba dbać o drugiego, szczególnie bliskiego ci człowieka. Gdy go zranisz, to jego duszę pewnie da się posklejać, ale rysy, czasem bardzo głębokie, pozostaną na zawsze."
Niezwykle spodobały mi się piękne wzruszające przepełnione bólem i tęsknotą listy pisane przez jednego z bohaterów. Czasy się zmieniły i z kolei drugi bohater pisze maile. Tylko technologicznie się różnimy, a wszystko inne wydaje się takie samo.
Interesujące okazało się pojęcie psychologii transgeneracyjnej. Przyznam, że wcześniej nie słyszałam o tym zagadnieniu. Zakłada on, że na człowieka wpływają losy jego przodków do kilku pokoleń wstecz. Pewnie po części tak jest, ale ja uważam, że to wzorce zachowań determinują nasze życiowe wybory. Może i popełniamy czasem te same błędy, ale to my sami kreujemy swoją rzeczywistość.
"Czasami w życiu trzeba dokonywać wyborów. Nie jest problemem wybrać pomiędzy dobrem i złem. Największą trudnością jest wybrać między dobrem a dobrem. I to w taki sposób, by nikogo nie skrzywdzić."
Książka zawiera mnóstwo zaskakujących sytuacji, wydarzeń, wątków. Emocji, refleksji i przemyśleń nie brakuje. Jednym z nich jest to, żebyśmy nie marnowali czasu, jaki otrzymaliśmy od losu. Należy żyć pełnią życia. Jednocześnie należy pamiętać o kruchości życia. Stąd też pojawiający się w książce motyw filiżanki.
"Jeszcze się kiedyś spotkamy" to mądra, życiowa, prawdziwa, niezwykle ciepła, pełna uroku i wzruszeń powieść, która w namacalny sposób łączy wojenny czas z teraźniejszością. To książka o dwóch kobietach z różnych epok tęskniących za miłością. To lektura o stracie, obietnicach, złudzeniach, przebaczeniu, trudnych wyborach i rodzinnych tajemnicach.
U mnie, zwolenniczki kryminałów i thrillerów, zadomowiła się chyba już na stałe powieściopisarka książek obyczajowych, Pani Magdalena Witkiewicz. Z przyjemnością sięgnęłam po jej kolejną książkę. Książkę pt. ,, Jeszcze się kiedyś spotkamy" czyta się lekko i przyjemnie, mimo że fabuła sięga czasów przedwojennych i czasów wybuchu i trwania II Wojny Światowej. W sumie to także smutna i wywołująca wiele refleksji opowieść. Piątka przyjaciół różnej narodowości, polskiej, niemieckiej i żydowskiej spędza ze sobą ogrom czasu. Razem przeżywają miłości i rozczarowania, wzloty i upadki, wspierają się i pomagają sobie. I wtedy wybucha wojna, które wywiera ogromny i dalekosiężny wpływ na ich życie. Czy ich przyjaźń ma szansę przetrwać? Jak potoczą się ich losy i jaki wpływ ich życie będzie miało na ich potomnych? Czy to prawda, że życie przodków ma wpływ na ukształtowanie życie aktualnych pokoleń? Czy miłość przetrwa wszystkie przeciwności? Czy przyjaciół faktycznie poznaje się w biedzie? Czy można wybaczyć zło, którego bohaterowie doświadczyli od znajomych? Czytajcie, naprawdę warto. Nigdy nie przepadałam za historią a obecnie coraz częściej sięgam po powieści w niej umiejscowione lub historią inspirowane.
Główni bohaterowie Adela, Franciszek, Janek, Rachela, Joachim i Sabina są przyjaciółmi. Czasy wojny wystawiają ich na próbę czasu.
Wtedy przyjaźń polsko-żydowsko-niemiecka była zakazana ale dla nich się to nie liczyło.
Adela zakochuje się w Franicszku i biorą ślub. Gdy pojawia się dziecko wojna zabiera Franciszka a Adela zostaje sama, czekając na jego powrót.
Książka przedstawia dwie perspektywy - to, co działo się u grupy przyjaciół w czasie wojny oraz to, co dzieje się w teraźniejszości u wnuczki Adeli, Justyny.
Justyna przeżywa kryzys małżeński i w tym czasie poznaje historię swojej babci i jej przyjaciół. Po wysłuchaniu historii babci, Justynę nachodzą różne życiowe refleksje.
Książki Magdaleny Witkiewicz zachwycają i przeprowadzają przez całą gamę różnych emocji.
Akcja książki toczy się dwutorowo. Dotyczy czasów wojny oraz nam współczesnych. Bardzo podobał mi się wątek dotyczący babci głównej bohaterki. Natomiast ona sama mnie nużyła i spodziewałam się trochę innego zakończenia.
Cudowna książka, opowiadająca o trudnej miłości w czasach II wojny światowej. Losy babci Adeli i jej wnuczki Justyny są bardzo podobne. Obie czekały na miłość swojego życia. I w obydwu przypadkach to miłość nie miała szans na przetwarzanie.
Mała Przytulna - urokliwe miasteczko wśród ukwieconych wzgórz. To miejsce, gdzie każdy chciałby zamieszkać. Miejsce, w którym wędrowny grajek od lat opowiada...
Wszystko zaczęło się od tego, że ciotka Matylda postanowiła umrzeć. Joance trudno się pogodzić z tą stratą, do tego los postawił przed nią jednocześnie...
Przeczytane:2025-01-23, Ocena: 6, Przeczytałam, Literatura obyczajowa, Mam, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2025 roku,
(czytaj dalej)