"Jak wymówić knife" to czternaście krótkich opowiadań o uchodźcach z Laosu, spisanych oszczędną, intymną prozą, nasyconą ładunkiem emocjonalnym i błyskotliwym dowcipem. Mamy tu przegranego boksera, który maluje paznokcie w lokalnym salonie. Kobietę oskubującą pióra w przetwórni kurczaków. Matkę uczącą córkę sztuki łapania robaków. To opowieści o ludziach, którzy muszą zaczynać wszystko od nowa, jakby życie, które mieli, nie miało znaczenia. To ludzie, którzy chcą jedynie znaleźć pracę, kochać, nazwać jakieś miejsce swoim, przetrwać. I właśnie to robią w niniejszych historiach - pogodnie, zaciekle, niezapomnianie.
Miłka Raulin o książce:
,,Jak wymówić knife" to zbiór z pozoru niepowiązanych ze sobą historii, które łączy jeden element - Laos - ojczyzna bohaterów. Jak wymówić knfie opowiada o losach uchodźców, ich zmaganiach w nowej rzeczywistości, poczuciu wyobcowania i nieprzynależności. To historie o walce z nieprzechylnością, stereotypami, a czasem ich łamaniem. To losy ludzi wrzuconych w nową rolę - rolę uchodźcy. To opowieść o próbach przystosowania się i tęsknocie za domem - za miejscem, w którym ważne są nie tylko bezpieczne cztery ściany i laotańska kuchnia, ale przede wszystkim ojczysty język słyszany na ulicy.
Miłka Raulin - zdobywczni Korony Ziemi oraz trzecia i najmłodsza Polka z Trawersem Grenlandii. Laureatka licznych nagród m.in. Forbes ,,Leader of future", RedBull, nagrody Magellana. Nominowana do Telekamer 2022. Autorka książek, pomysłodawczyni rajdu Południe-Północ, czyli rowerowej lekcji historii z okazji odzyskania przez Polskę niepodległości.
Wydawnictwo: inne
Data wydania: 2022-10-04
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 144
Tłumaczenie: Emilia Skowrońska
Za pomocą żartu można ukryć swoje uczucia, a jednocześnie mieć na myśli dokładnie to, co się powiedziało, i nikt się nie zorientuje.
„Od czasu do czasu zapraszano nas na spotkania w domach innych uchodźców z Laosu. Niektórzy mieszkali tu już od dawna, tak jak my, inni dopiero co przyjechali. Na takich domówkach wszyscy tańczyli, słuchali muzyki, grali w karty, jedli, wspominali i rozmawiali o dawnych czasach. Śmiali się całą noc, ale wybuchy śmiechu były smutne i słabe. I kręcili głowami z niedowierzaniem na myśl o tym, kim stali się w tym nowym kraju”.
Mamy dach nad głową, mniej lub bardziej lubianą pracę, posługujemy się językiem dla wszystkich zrozumiałym, potrafimy sobie poradzić w trudnych, stresowych informacjach, bo…? Bo mieszkamy w kraju, w którym się urodziliśmy, który zamieszkiwali nasi pradziadowie. Czy zastanawiamy się, co muszą przechodzić i przeżywać ludzie, którzy z różnych powodów musieli opuścić swój ukochany rodzinny kraj i znaleźli się na obcej ziemi? Wyrwani z korzeniami muszą się zapoznać z nowym środowiskiem, starać się sprostać przeróżnym przeciwnościom losu przy okazji przełamując bariery, nie tylko językowe czy kulturowe, ale wielokrotnie zmuszani są, do opuszczenia strefy komfortu, by móc zacząć życie od nowa na obcej i często nieprzyjaznej ziemi. Jak my poradzilibyśmy sobie na ich miejscu z nową nieznaną rzeczywistością?
Jak wymówić knife to zbiór 14 krótkich opowiadań. Jak to ze zbiorami bywa, niektóre są lepsze inne gorsze, ale każde na swój sposób było interesujące. Kilka z nich swoją prostotą i minimalizmem przekazu chwyciło mnie za serce, inne zmusiły do zadumy, a kilka przeszło bez echa. Autorka poprzez prosty, nieukwiecony styl pisania, w swoich krótkich formach potrafiła stworzyć słodko-gorzki klimat. Uchwyciła udrękę i nieszczęście tych ludzi – uchodźców, jest to mocny przekaz. Ci ludzie tak jak my chcą tylko kochać, być kochanym i mieć swoje własne, bezpieczne miejsce na ziemi. W opowiadaniach mamy zatem niezrealizowane marzenia, niespełnione miłości, brak zrozumienia, ostracyzm, próby akceptacji, radzenia sobie ze smutną, samotną rzeczywistością, próbę oswojenia się z nowym życiem i nikłymi szansami na lepsze. Jak to jest zaczynać wszystko od nowa? Mam nadzieję, że nigdy się tego nie dowiem.
Przyznam szczerze, że o sytuacji w Laosie wiem tyle, co nic. Lektura tego poruszającego zbioru opowiadań skłoniła mnie do tego, by zwrócić uwagę na ten kraj i dowiedzieć się więcej na jego temat.
Za możliwość zapoznania się z treścią książki dziękuję Wydawnictwu Labreto.
Książka ma dość nietypowy tytuł, więc oprócz opisu wydawcy nie wiedziałam, co znajdę w środku. Czy ta lektura mnie porwała? O czym możemy przeczytać w środku ? Zapraszam do zapoznania się z moimi odczuciami.
Zacznijmy od tego, że publikacja ta jest zbiorem opowiadań. Znajdziemy tutaj 14 różnych historii, w których głównymi bohaterami są uchodźcy z Laosu. Możemy przeczytać tutaj między innymi o starszej kobiecie i młodym mężczyźnie i łączącej ich intymnej relacji. O byłym bokserze, który aktualnie zajmuje się malowaniem paznokci czy o pracy matki i córki, jaką jest łapanie dżdżownic. Każda z tych opowieści jest pełna tęsknoty za krajem ojczystym, oraz próbą odnalezienia się w zupełnie nowej dla nich rzeczywistości. Wszyscy ci ludzie uczą się żyć w nowym dla nich świecie. Znaleźć pracę i po prostu przetrwać. Każda z tych opowieści, jest niezależną historią. Jedynym elementem wspólnym, są właśnie dawni mieszkańcy Laosu. W opowiadaniach znajdziemy bijącą tęsknotę za ojczyzną, za narodowymi potrawami, za rodziną. Jednym z niewątpliwie wielkich powodów do radości jest napotkanie kogoś, kto również posługuje się laotańskim językiem. Zbiór ten ukazuje nam, z czym Ci ludzie musieli się zmierzyć, oraz jakie wspomnienia pozostawili za sobą.
Pełna tęsknoty, smutku i wyobcowania lektura. Porusza skłaniając czytelnika do refleksji. Pozwala na to, by pochylić się nad losem Laotańczyków. Zrozumieć, że to, co dla nas jest normalne, dla nich jest zupełnie nowe. Ciekawa pozycja, z dużym ładunkiem emocjonalnym. Przekazana nam w prosty a zarazem oszczędny sposób. Polecam Wam się z nią zapoznać. Przyznaję 8 ⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐/10 punktów. Współpraca barterowa z Wydawnictwem Labreto oraz portalem Lubimyczytac.pl .
Ostatnio zauważyłam, że coraz lepiej rozumiem lub można powiedzieć, że bardziej odczuwam emocje czytając literaturę azjatycką.
A te krótkie opowiadania w zbiorze "Jak wymówić knife" są jakby krótkimi spojrzeniami czytelnika w okna mieszkań przypadkowych ludzi, ludzi którzy musieli uciekać ze swojego kraju. Tym razem z Laosu.
Ostatnio w naszym kraju jest sporo uchodźców ze wschodu, więc być może bardziej potrafimy zrozumieć również innych, którzy z różnych powodów opuścili swój kraj i muszą się przystosować do nowych warunków panujących w obcym kraju i mówić w obcym języku.
To smutne, słodko-gorzkie historie ludzi w nowym miejscu skłaniające do przemyśleń.
Każdy zbiór opowiadań zawiera w sobie lepsze i gorsze historie. Tak jest i tutaj. Niektóre z pewnością zostaną w pamięci na dłużej.
Opowiadania są krótkie, ale niektóre z nich trafiają prosto w serce. Niby nie mają ze sobą nic wspólnego, lecz mają wspólny mianownik - łączą je uchodźcy z Laosu, którzy próbują nowego życia w obcym dla siebie kraju. Opowiadania mówią o ich zmaganiach w nowej rzeczywistości, w pracy, w szkole, w nowym kraju, w nowym mieście.
"Za pomocą żartu można ukryć swoje uczucia, a jednocześnie mieć na myśli dokładnie to, co się powiedziało, i nikt się nie zorientuje."
Przyznam, że książka jest nietypowa, mnie zaintrygował już sam tytuł oraz imię i nazwisko autorki, które jest dla mnie nie do wypowiedzenia. Dlatego rozumiem, że uchodźcy z Laosu mają problem z angielskim słowem "knife”. Sama nie wiedziałam jak się to czyta, bo nie uczyłam się tego języka, lecz dopiero wnuczek mnie oświecił. Lecz ja mam go pod ręką a dziewczynka z jednego z opowiadań nie miała nikogo do pomocy. A będąc w obcym kraju trudno się nauczyć języka bez pomocy i ciężko jest być ciągle wystawianym na pośmiewisko za złe wyrażanie...
Forma krótkich opowiadań to bardzo prosta w wyrazie forma, którą lekko się czyta i łatwo przyswaja.
Jeżeli lubicie krótkie opowiadania, to ta książka jest dla was.
Myślę, że "Jak wymówić knife" to książka na którą warto zwrócić uwagę.
Zachęcam do poznania problemów uchodźców z Laosu.
Dziękuję Wydawnictwu LABRETO za otrzymany egzemplarz tej książki.
Dziwna to książka. Z jednej strony ważna, o laotańskich uchodźcach, pokazująca historie poszczególnych ludzi, tego jak się mają jako obcy w nie swoim kraju. Jedne historie były bardziej przejmujące w trakcie słuchania, inne mniej, a to co mnie najbardziej zaskoczyło, to fakt, że chwilę po skończeniu książki nie pamiętam o czym były. Aż tak bardzo nieistotne opowieści rzadko mi się zdarzają. Wiem, że te opowieści traktują o trudnych przeżyciach, a z drugiej strony mam poczucie, że zupełnie zabrakło w nich emocji. Napisane są poprawnie, ale to trochę za mało, żeby dobrze ocenić książkę. Określenie, które się nasuwa po lekturze, to nijakość. Szkoda.
Czytałam opinię, że opowiadania te są nierówne. Są.
I to stanowi, być może paradoksalnie, jeden z atatutów tego zbioru. Tak jak różni są ludzie, tak i różne ich historie - także te przeżywane wewnętrznie, na płaszczyźnie emocji.
Lektura tej pozycji nie należała do łatwych, choć nie chodzi tu zupełnie o jakiekolwiek zarzuty co do warstwy językowej - tych nie mam. Autorka co prawda żongluje nie zawsze kwiecistą i wkłada w usta swoich bohaterów mało lubiane przeze mnie w każdych okolicznościach wulgaryzmy, trudno jednak odmówić jej bardzo dobrego warsztatu literackiego. Treść i przesłanie opowiadań zmuszają do refleksji - często bardzo smutnych i przygnebiających, mocno życiowych. Nie potrafiłam przebrnąć przez te kilka opowieści za jednym zamachem, bo wielokrotnie potrzebowałam przerwy, by ochłonąć i przetrawić to co zostało już przeczytane. Każdy tekst stanowił bardzo spójną historię, odkrywającą jakiś aspekt emigranckiego życia.
O czym są opowiadania? O życiu. O American dream, który w całej swej piękności i przepychu pozostaje ,,dreamem" - marzeniem i wizją utopii. O tożsamości, poszukiwaniu jej znaczenia i odbiorze w społeczeństwie. Co ją determinuje? Co kształtuje?
,,Jak wymówić knife?"
Czy odpowiedź na to pytanie jest tylko jedna? Może zależy od tego, kto ją wymawia.
Uchodźca- słowo bardzo istotne i często powtarzane w ostatnim czasie. Według różnorakich słowników uchodźca to ktoś, kto zmuszony jest opuścić swoje miejsce zamieszkania ze względu na różnego typu prześladowania. Najczęstsze powody, by w sposób konieczny zostawić dobytek życia, to opresje i konflikty zbrojne, a przykładem są aktualne zamieszki rosyjsko-ukraińskie. Autorka czternastu krótkich opowiadań pt. Jak wymówić nife" serwuje nam jednak coś zupełnie innego, gdyż uchodźcami są mieszkańcy Laosu. Bardzo chciałam dowiedzieć się, jak owe teksty będą wyglądały i czy mnie zainteresują. Wielu czytelników ma rację, albowiem zwykle tak jest, że gdy jedno z opowiadań wywiera na nas silne wrażenie, drugie jest o wiele słabsze. Jeśli o mnie chodzi- bardziej ambitne teksty z dobrym ładunkiem emocjonalnym zaczynają się w momencie, gdy trafimy na czwarty tekst.
Osoba zmuszona z dnia na dzień pożegnać się ze swoim domem nie traci tylko docelowego miejsca zamieszkania. Wyobraźmy sobie, że nagle i koniecznie musimy zapanować nad nowymi elementami kultury, takimi jak odrębny język, spędzanie wolnego czasu, ubiór, jedzenie, sposób rozmowy z drugim człowiekiem. Coś, co dla jednych wydaje się głupie i nielogiczne, dla innych jest niepodważalną wartością, bez której nie można się obyć. Weźmy dla przykładu Haloween- można uznać, że jest to coś chorego, banalnego. Przebieranki za upiorne stwory nie każdemu przypadają do gustu, natomiast naród amerykański nie przejdzie wobec tego święta obojętnie. Wspominam o tym nieco dziwnym rytuale, ponieważ nie został on pominięty przez pisarkę.
Niemniej jednak, na nieco większą uwagę zasługuje kilka opowiadań. ,,Mani Pedi" doskonale pokazuje historię, w której uchodźca z Laosu musi wczuć się w nową rolę zawodową. Czy wstydem jest wykonywać typowo damski zawód przez mężczyznę? Otóż nie, wstyd to kraść, a nie uczciwie zarabiać pieniądze. Tego stwierdzenia zawsze będę bronić, bo jest ono dobitne i stuprocentowe. Jeszcze inny tekst, a mianowicie ,,Wszechświat jest okrutny" to opis przywiązania do tradycji językowych danego kraju. Osoby nawet musowo opuszczające swoją ojczyznę nie mogą przekreślać swoich rodzimych słów. Sama kocham uczyć się języka hiszpańskiego, ale polskie wyrażenia, zwłaszcza związki frazeologiczne, zostaną ze mną na zawsze. Przypadło mi do gustu także opowiadanie pt. ,,Przynosisz mi wstyd", gdyż bardzo lubię czytać historie o relacjach matki z córką.
Cykl opowiadań zaproponowanych przez Souvankham Thammavongs nie jest zły, ale w części tekstów brakowało mi tego ,,czegoś". Problematyka odnalezienia się w nowej rzeczywistości nie była aż tak mocno podkreślona, a szkoda. Niemniej jednak, czytanie tego zbioru nie jest straconym czasem. Dziękuję wszystkim osobom pracującym w Wydawnictwie Labreto za podarowany mi egzemplarz recenzencki.
Nie wiemy, że mamy zmarszczki, dopóki ich nie zobaczymy. Starość to coś, co dzieje się na zewnątrz. Coś, co widza w nas inni.
Więcej