Polska lat 80. Gest Kozakiewicza podczas olimpiady w Moskwie zapisuje się w historii sportu, Czesław Miłosz otrzymuje Nagrodę Nobla, ,,Boskie Buenos" wygrywa w Opolu, a sierpniowe strajki rozpoczynają ,,karnawał" Solidarności i socjalistyczny raj trzeszczy w szwach.
Franz Lipa, obibok z wyboru, znalazł swoją wielką miłość - gitarę, i miejsce na ziemi - scenę. Jako ,,wieczny student" ciągle musi kombinować, by nie trafić w kamasze. Robi dobre interesy, rozwija artystyczne talenty i kocha kobiety, a one go uwielbiają, choć i tak zawsze najważniejsza jest muzyka. Trzynastego grudnia 1981 roku zamiast ,,Teleranka" na ekranie telewizora pojawia się śnieżny pył, a na rogatkach miasta - czołgi i ZOMO, które wita obywateli pałami. WRON roztacza opiekę nad narodem, ale Franz - od dziecka zbuntowany wobec totalitarnego systemu, mający za nic wszelkie zasady i reguły panujące w tym chorym kraju - kolejny raz ogrywa PRL.
Warto wystąpić Na scenie w PRL-u - z Franzem, ponieważ fabuła kipi humorem, ironią i lekkością. Wszystkich rozbawi, ale i wzruszy!
Wydawnictwo: Szara Godzina
Data wydania: 2024-11-05
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 304
Lata 80 XX wieku. Franek Lipa w końcu odnalazł sens swojego życia- gitarę. To z nią i z karierą na scenie pragnie związać swoje życie. Jednak wciąż musi kombinować by nie zostać powołanym do wojska... I tak życie ,,wiecznego studenta'' musi łączyć z próbami i koncertami. I kiedy wydawałby się, że jego muzyczna kariera nabiera rozpędu nadchodzi 13 grudnia 1981 roku. Franek, jako młody i zbuntowany chłopak po raz kolejny postanawia zagrać systemowi na nosie.
Niestety, ale w moim odczuciu Jak ograłem PRL. Na scenie jest najsłabszą cześć cyklu. Czytając ją miałam nieodparte wrażenie, że tym razem autor cyklu kompletnie ,,odleciał''. Jak ograłem PRL. Na scenie charakteryzuje mało autentyczną fabułą i irytującym bohaterem skłonnym do konfabulacji... Inaczej tego jego przygód nie mogłam określić... I nie jest to jedyna wada Franza, który drażnił mnie na każdej ze stron niniejszej historii. Bowiem był złodziejem ze skłonnością do mitomani a jego ego było kompletnie wywalone w kosmos. Jak ograłem PRL. Na scenie uwidoczniła również, że Franz był także chrystianofobem najgorszego sortu. Niestety, ale lektura tej książki to orka na ugorze. Z niechęcią wracałam do Franza i jego przygód. Tylko cudem udało mi się dotrzeć do ostatniej strony.
"Gitary traktowałem jak kobiety".
Artysta z wyboru i obibok z powołania, czyli Franek Lipa powraca na kartach trzeciego tomu cyklu "Jak ograłem PRL" i po raz kolejny zabiera czytelnika do czasów szarości, mającej jak się okazuje wiele odcieni. W finalnej części to właśnie muzyka staje się jej pierwszoplanową bohaterką, a scena miejscem, w którym można było być po prostu wolnym.
Witek Łukaszewski to pisarz i gitarzysta, prekursor gatunku flamenco & rock w Polsce. Jest autorem i kompozytorem 15 albumów z pogranicza rocka, popu, flamenco i jazzu. Współpracuje z najlepszymi muzykami w naszym kraju, w tym z Marylą Rodowicz i Mieczysławem Jareckim. Jest założycielem i liderem kilku grup muzycznych. Literacko zadebiutował w 2007 r. książką o zespole Led Zeppelin.
Końcówka lat 70. i początek 80. XX wieku. Franek Lipa całkowicie poświęca się graniu, a przy tym nadal kombinuje na różnych polach. W jego życiu przewijają się kolejne kobiety i ich okolice moczowo-rozrywkowe, ale to scena jest tą, której oddaje całego siebie. Grudzień 1981 r. przynosi stan wojenny, czołgi i ZOMO na ulicach. Franz jednak nadal ogrywa PRL po swojemu.
Literacki wehikuł czasu stworzony piórem Witka Łukaszewskiego po raz kolejny zapewnił mi podszytą humorem i ironią, podróż po czasach totalitarnego systemu, który z dzisiejszej perspektywy wydaje się bytem zupełnie niemożliwym. Trzeci i ostatni tom cyklu tym razem pokazuje w pełnej krasie szalone życie rockandrollowca w pakiecie z ciekawym libacjami gitarowo-alkoholowymi. Rockandrollowca, w którego żyłach zamiast krwi krąży muzyka. To bowiem właśnie ona staje się nieodłączną towarzyszką Franza, pozwalając mu grać kolejne koncerty i organizować festiwale. Ta płaszczyzna fabularna mocno angażuje, bo pozwala zobaczyć od kuchni codzienność artystów w tamtych pokręconych czasach.
Przez cały cykl przewija się sporo drugoplanowych bohaterów, a wśród nich postać sklepikarza, Żyda Stefanowicza. Bohater ten w trzecim tomie bezapelacyjnie staje na podium owych nietuzinkowych kreacji, a jego nauka, że "kto szybko płaci, połowę płaci" to świetny wątek, skłaniający do refleksji w temacie tego, że zmieniają się czasy, ale ludzie już niekoniecznie. Intrygującą staje się także postać Danuty, bogatej wdowy po jubilerze, która chętnie opiekowała się w tamtych czasach artystycznymi i niepokornymi duszami.
"Jak ograłem PRL. Na scenie" to książka, która została utrzymana w identycznej konwencji, co dwa poprzednie tomy cyklu. Pierwszoosobowa narracja głównego bohatera, będącego alter ego autora to w dużej mierze gawędziarski styl podszyty humorem, ironią i ciętą ripostą. W szczególności widać to w zaprezentowaniu środowiska księży, a co za tym idzie, hipokryzji kapłanów i ich pazerności.
Muzyka na zawsze zdefiniowała życie Franka Lipy i kreatora jego postaci, Witka Łukaszewskiego, który stworzył niezwykle wciągający i jednocześnie wzruszający cykl o życiu w czasach PRL-u. Wszystkie trzy tomy to pouczająca lekcja dla młodych czytelników i nostalgiczna wędrówka do czasów młodości dla tych starszych. Mam nadzieję, że w przyszłości powstanie jeszcze jeden tom ukazujący losy bohatera w zderzeniu z wyzwaniem postawionym mu przez nieprzewidywalny los.
https://www.subiektywnieoksiazkach.pl/
Nie myślcie sobie, że będzie to słodka opowieść o karierze, kasie i beztroskim życiu gwiazd rocka. Życie prawdziwych rockmanów nigdy naprawdę nie...
Polska lat 60. W muzyce króluje big-beat, w kolarstwie Ryszard Szurkowski, a na czarno-białym ekranie serial ,,Czterej pancerni i pies". W tym samym czasie...