Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2012-03-01
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 484
Douglas Hulick z wykształcenia jest historykiem. W jego domu od zawsze były książki, a On uwielbiał je czytać. Nikogo, więc nie zdziwiło, gdy rozpoczął pracę nad swoją własną powieścią. Zabrało mu to praktycznie dekadę, jednak w końcu Honor złodzieja ujrzał światło dzienne. Debiutancka powieść jest także tomem otwierającym serię pod tytułem Opowieść o kamratach. Obecnie pisarz pracuje nad kolejną częścią, której tytuł roboczy to Przysięga stali.
Gdy ukazały się pierwsze zapowiedzi książki, byłam jej strasznie ciekawa zwłaszcza, że uwielbiam typowe historie z gatunku fantastyki. Jednak jak sami widzicie, sporo czasu upłynęło nim wreszcie zabrałam się za Honor złodzieja. Jednak nie mogę powiedzieć, aby mój zapał osłabł. Dlatego tym bardziej żałuję, że powieść nie stanęła na wysokości zadania i zawód przyszedł już od pierwszych stron. Szczerze się przyznaje, że nie dałam rady przeczytać jej w całości. Utknęłam gdzieś około 270 strony i ni jak nie mogę ruszyć. Dlatego nie będę starała się „wycisnąć” z siebie skróconego opisu fabuły i po prostu posłużę się tym, który zaproponowało Wydawnictwo Literackie.
„Ildrekka to niebezpieczne miasto. Jeśli brakuje ci sprytu i przezorności, marny twój los. Na szczęście Drothe nie musi się tym martwić. Od wielu, wielu lat jest członkiem Kamratów, zna na wylot każdy najciemniejszy zaułek miasta, a złodzieje i mordercy to jego codzienne towarzystwo. Pracując, jako informator dla szefa przestępczej organizacji, Drothe natrafia na ślad śmiercionośnej intrygi. Ten, kto wejdzie w posiadanie prastarej magicznej księgi, zawładnie światem…”
Jak widzicie wszystko zapowiadało naprawdę ciekawą historię. Niestety w fabułę strasznie ciężko jest się wciągnąć. Zwłaszcza, że często właściwe wątki, które mogłyby być atutem książki, są przerywane przez opowieści związane czy to z historią Ildrekki, Kamratów, czy też z przeszłości samego Drothego. Rozumiem, że autor chciał, aby czytelnik lepiej poznał nie tylko bohatera, ale także świat, jaki go otaczał, jednak wydaj mi się, że mógł wybierać lepsze momenty na przytoczenie takich obrazów, a nie w środku najciekawszej akcji. Kolejnym argumentem przeciwko fabule jest fakt, że została ona rozciągnięta i zapętlona do granic możliwości. Niestety z czasem zaczyna być to dosyć nużące, zwłaszcza, że w kilku miejscach wyglądało to tak jakby Douglas Hulick sam pogubił się w tej plątaninie wątków.
Chyba jedynym atutem powieści, który może podnieść jej ostateczną ocenę, jest a właściwie to są… bohaterowie. Do ich tworzenia autor naprawdę się przyłożył. Zadbał o każdy najmniejszy szczegół, ale bez zbytniej przesady. Często ich zachowania w danych sytuacjach sprawiają, iż dużo łatwiej można wyobrazić sobie, że takie osoby naprawdę mogłyby funkcjonować w naszym społeczeństwie.
Podsumowując. Autor miała naprawdę ciekawy pomysł, który przedstawiał sobą naprawdę spory potencjał. Tym bardziej żałuję, że nie wykorzystał nawet ¼ tego, co wymyślił. Ja osobiście nie polecam.
Ciężko mi ocenić tę książkę. To była fantastycznie napisana nudna opowieść. Tzn. nie do końca nudna… mam twardy orzech do zgryzienia. Całą historię swobodnie można by zmieścić na góra 200 stronach. To niewiele prawda? Jednak wtedy otrzymalibyśmy ekscytującą i pełną zwrotów akcji książkę. „Honor złodzieja” liczy sobie 479 stronic i właśnie przy tych stronach wynudziłam się nie mogąc przestać czytać. Dziwne prawda? Postaram się to wyjaśnić.
Główny bohater nie przypadł mi do gustu, nie poczułam z nim żadnej więzi… był mi zupełnie obcą i nader irytującą osobą. Nie wiem czy sam autor też za nim nie przepadał, bo nie został on przedstawiony w pozytywnym świetle. Bohater całego zamieszania to Drothe. Niski człowiek, chyba nawet bardzo niski, ponieważ jak znalazł się ktoś niższy od niego, to on sam się temu dziwił. Drothe jest utalentowanym włamywaczem i tzw. Nosem, czyli kimś kto zbiera informacje dla swojego szefa. Tak jak zbieranie informacji szło mu całkiem nieźle, tak przez całą książkę otworzył dwie szuflady, choć i z nimi miał problem. Poza tym nasza główna postać to istny nieudacznik. Każdą potyczkę na białe bronie jak i pięści przegrywał… przegrywał z kretesem. Nie ważne kto był jego przeciwnikiem, wszyscy przewyższali go minimum o klasę. Pod jego ochroną było kilku ludzi, ale nie zapewnił żadnemu z nich bezpieczeństwa. Czy Drothe powinien zostać numerem jeden w książce? Absolutnie nie! Za to nasz promyczek miał przyjaciela i to ten osobnik był barwną postacią. Brązowy Degan – przyjaciel, świetny wojownik z poczuciem humoru. Taka postać to świetny materiał na główną postać w jakimkolwiek opowiadaniu.
Magia… magia w tej książce była jak chińska tandetna zabawka ustawiona na pięknym dębowym XV wiecznym stole w jakimś cudownym zamku. Pasowała tam ni przypiął ni przyłatał. Totalna porażka, porażka na całej linii. Na szczęście nie było jej dużo więc dało się to wytrzymać.
Co było w takim razie w tej książce fascynującego? Sposób w jaki historia została nam przedstawiona. Czytając czułam się jakby ktoś mi ją opowiadał. To było naprawdę fascynujące. Świetnie napisana historia! Nie ważne że nudna, ale nie mogłam się od niej oderwać. Czułam się tak, jakby ktoś przy mnie siedział i opowiadał bajkę na dobranoc. To było naprawdę piękne. Czy będę chciała przeczytać drugą część historii? Oczywiście, że tak! Nikt nie opowie tak rewelacyjnie historii jak sam Douglas Hulick! Czy polecam „Honor złodzieja”? Nie wiem;) Ta książka to genialny paradoks.
Przebojowa kontynuacja Honoru złodzieja. Przygodowa powieść fantasy na miarę Brenta Weeksa i Scotta Lyncha! Minęły trzy miesiące, od kiedy Drothe spalił...
Przeczytane:2015-11-09, Ocena: 6, Przeczytałem, Mam, Wyzwanie Initium - fantastyka,