Nie ma miast, których mury nie byłyby świadkami tragedii.
W trakcie pandemii elbląska podstawówka opustoszała. Tylko nieliczni nauczyciele od czasu do czasu pojawiają się w budynku, aby prowadzić zajęcia zdalnie. Zmęczenie i frustracja dają o sobie znać – przecież nikt nie był przygotowany na tak długi lockdown. Diana, młoda nauczycielka, dochodzi do wniosku, że nadszedł najwyższy czas, aby pożegnać się z tą szkołą. Za długo zasiedziała się w jednym miejscu. Coś ją jednak zatrzymuje. Nie może oprzeć się wrażeniu, że w tej nienaturalnej ciszy, która ogarnęła gmach szkoły, rozbrzmiewają echa dawnych, tragicznych wydarzeń. Towarzyszące Dianie koszmarne wizje nasilają się z każdym dniem, a kobieta zaczyna tracić kontakt z rzeczywistością. Wkrótce okaże się, że nie tylko mury starej szkoły pełne są krwawych tajemnic…
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 2024-01-29
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 352
Język oryginału: polski
"Budynek ma już przeszło sto lat i jego przedwojenna uroda sprawia, że mogłby znaleźć się w tej mojej książce o starym Elblągu."
"Gmaszysko" Katarzyny Pedersen to tytuł, który już od samego początku wywoływał we mnie określone skojarzenia: stary, opuszczony budynek z historią. Lektura tej książki pokazała mi, że niewiele się pomyliłam - na kartach powieści pojawia się placówka z minionej epoki, dziś szkoła, jeszcze kiedyś pełniąca funkcję szpitala. Niestety okres II wojny światowej to niechlubny czas, w którym budynek był świadkiem bestialskich eksperymentów na chorych dzieciach.
Co tak naprawdę wydarzyło się na terenie placówki?
Czy wydarzenia mające wówczas miejsce odcisnęły swoje piętno na murach dzisiejszej szkoły?
Jest lockdown i świat ograniczają rygorystyczne obostrzenia, mające zminimalizować ryzyko zakażenia. Szkoły zostały pozamykane, a lekcje odbywają się wyłącznie zdalnie. Diana jest nauczycielką języka angielskiego, która niekoniecznie cieszy się szacunkiem innych nauczycieli, a dyrektor wydaje się tylko czyhać na jakąkolwiek jej wpadkę. Kobieta jako jedna z nielicznych, celem odbycia lekcji z uczniami dzień w dzień chodzi do szkoły, by tam połączyć się z nimi online. Wszechobecna cisza zdaje się potęgować samotność i izolację. Gdy Diana zaczyna widzieć niepokojące rzeczy składa to na karb przemęczenia, jednak gdy sytuacja się powtarza, coraz trudniej jest znaleźć jej logiczne wytłumaczenie tego zjawiska.
Czy przedłużające się odosobnienie pociągnęło za sobą aż tak przerażające skutki?
Powodem, dla którego sięgnęłam po tę powieść był temat pandemii. Zacieiekawiło mnie jak zagadnienie to zostało przedstawione w literaturze, a zwłaszcza zainteresowały mnie jej negatywne skutki odciskające swe piętno na psychice człowieka. Autorka przywołuje tu kilka przykładów na to jakie efekty pociągnął za sobą lockdown, ale co do samej bohaterki, to jej historia rozwija się w zupełnie nieoczekiwany sposób. Przyznam, że w ogóle nie spodziewałam się, że fabuła podąży w tym kierunku.
Bardzo długo niewiele wiemy o Dianie. A raczej wydaje nam się, że wiemy dużo, ale jak przychodzi co do czego okazuje się, że wszystko to były tylko i wyłącznie nasze domysły. Nie będę nic więcej pisać na ten temat, bo nie chcę Wam psuć zabawy, ale przyznam, że ja byłam naprawdę zaskoczona! Dodam jeszcze, że momentami miałam wrażenie, że niektóre fragmenty są całkowicie zbędne, dopiero z czasem wyszło w jakim celu autorka zdecydowała się na ich wstawienie. Ta historia ma drugie dno, którego w ogóle nie widać, sugerując się wyłącznie opisem powieści.
Dodam jeszcze, że spodobał mi się język autorki, którym umiejętnie operowała, stosując słownictwo adekwatne do określonych wydarzeń. Dzięki temu dało się wyczuć czy czytamy o bieżących zjawiskach, czy też o wypadkach mających miejsce w przeszłości. Muszę przyznać, że książka ta zrobiła na mnie pozytywne wrażenie, choć szczerze, spodziewałam się trochę czegoś innego. Jednak nie uważam, by ujmowało to coś tej historii.
Moja ocena 8/10.
Na świecie szaleje pandemia, a większość placówek oświatowych ze względu na Lockdown opustoszała. Tak samo dzieje się w elbląskiej podstawówce. Tylko nieliczni nauczyciele przekraczają jej progi, by prowadzić zajęcia przez internet. Wśród nich znajduje się Diana, samotna kobieta bez rodziny i przyjaciół, która utrzymuje kontakt jedynie ze swoim byłym uczniem ze szkoły językowej. Pewnego dnia belferka zaczyna zauważać, że w gmachu budynku, w którym pracuje, zaczynają się dziać niepokojące rzeczy, a ona sama doznaje dziwnych halucynacji... Jakie tajemnice skrywają stare mury? Przed czym ucieka lektorka, skoro nie potrafi zbyt długo zagrzać miejsca w jednym zawodzie?
Powiem szczerze, że bardzo ciężko byłoby mi zaklasyfikować i ocenić tę książkę. Prolog naprawdę intryguje, a początkowe rozdziały wprowadzają napięcie oraz niepokój. Jednak później ta gęstniejąca atmosfera grozy blaknie, rozmywa się jak wyraz napisany na piasku, ochlapywany morskimi falami. Akcja również traci rozpęd, jedynie niektóre jej zwroty wybudzają ją na chwilę z letargu. Autorka próbowała ze sobą połączyć kilka gatunków literackich, ale moim zdaniem nie do końca jej się to udało. Widać, iż pisarka lubi bawić się słowem, co zdecydowanie należy zaliczyć na plus, aczkolwiek jej styl pełen dygresji czy przeskoków wprowadza niepotrzebny chaos, w środku którego czytelnik może się zagubić niczym dziecko we mgle. Dopiero końcówka znów przyspiesza, a odbiorca dostaje wszystkie elementy układanki oraz odpowiedzi na dręczące go pytania.
Jednak w tej całej gmatwaninie można znaleźć również pozytywy. Są to kwestie poruszane przez panią Katarzynę oraz ilustracje, będące miłym akcentem. Na samo czoło aspektów przedstawionych w tej powieści wysuwa się oczywiście nie tak odległa pandemia covid-19. Autorka trafnie uchwyciła trudności, problemy bądź wyrzeczenia z jakimi musieli borykać się ludzie w tamtym okresie oraz jaki wpływ miało to na ich psychikę czy zachowanie. Ucierpiało wtedy także szkolnictwo, gdyż lekcje prowadzone zdalnie, nie oszukujmy się, przynosiły dość mizerne rezultaty.
Kolejnym istotnym zagadnieniem, z którym mamy do czynienia w tej pozycji był postęp naukowy i medyczny. Oczywiście wiadomo, iż jest on bardzo ważny w kontekście naszego życia bądź zdrowia. Jednak czy można rozwijać różne dziedziny kosztem ludzkich egzystencji? Gdzie przebiega granica, której nie należy przekroczyć? Czy śmierć jednej osoby w czasie trwania danego eksperymentu można usprawiedliwić dobrem nauki oraz nadzieją na przeżycie innych? Gdzie w tym wszystkim znajduje się miejsce na etykę, moralność lub po prostu człowieczeństwo? Zapewniam Was, że po tej lekturze będziecie sobie zadawać nie tylko takie pytania...
To także refleksja w naszym przemijaniem, starzeniem się lub właśnie śmiertelnością. Istnieją ludzie, którzy są w stanie zrobić absolutnie wszystko i poświęcić bardzo wiele, byle tylko zachować młody wygląd lub opóźnić procesy starzenia. Aczkolwiek upływ czasu jest nieubłagalny oraz wpisany w nas życiorys, tak jak śmierć bądź podatki. Czasem ten wyrok uda się chwilowo odroczyć... Ale czy naprawdę warto?
Jako ciekawostkę od siebie jeszcze dodam, iż wspomniana w książce szkoła naprawdę istnieje, faktycznie była tam Truso Schule, znajduje się właśnie na ulicy Mickiewicza i wygląda jak na zamieszczonych rycinach. Jedynie nie udało mi się potwierdzić, że w czasie drugiej wojny światowej mieścił się tam szpital.
Podsumowując... Książka nie należy do grona najgorszych jakie przeczytałam. Fabuła ma potencjał i gdyby mocniej nad nią popracować oraz oszlifować, mogłaby się okazać prawdziwą petardą. Także lepsze zazębienie między gatunkami, mocniejsze spojenie wątków i brak przeskoków zdecydowanie wyeliminowałyby poczucie dysharmonii. Ja daję jeszcze szansę tej debiutującej autorce, nie skreślam jej definitywnie. Wierzę, że znajdzie dla siebie złoty środek oraz iż jej kolejne powieści pozytywnie mnie zaskoczą.
Książka pochodzi z Klubu Recenzenta portalu nakanapie.pl
Przeczytane:2024-03-13, Ocena: 3, Przeczytałam, Mam, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2024 roku, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2024,
Pandemia sprawiła, że szkoły przeszły w tryb nauki zdalnej, w tym również pewna podstawówka w Elblągu. Dzieci łączą się z domów, nauczyciele różnie, niektórzy przychodzą do szkoły i z niej prowadzą zajęcia. Jedną z takich nauczycielek jest Diana. Kobieta ma swoje tajemnice, niebawem zamierza po raz kolejny zmienić miejsce zamieszkania, jednak coś jej na to nie pozwala. Szkoła również skrywa swoje sekrety, jej mury widziały bardzo wiele i to nie koniecznie dobrych rzeczy. Co mieściło się dawniej w szkole? Co się w niej działo? Co widzi i czuje nauczycielka? Jak potoczą się losy Diany? Co takiego skrywa nauczycielka?
Nie będę ukrywać, że do książki niestety mam bardzo mieszane uczucia. Ciężko mi było zebrać się za recenzję, chyba pierwszy raz nie wiem jak, ją napisać, abyście dobrze mnie zrozumieli. Książkę przeczytałam, jednak nie zostanie w mojej pamięci na długi czas. Nie mogłam się w nią wciągnąć, odkładałam ją kilka razy podczas czytania. Co prawda wracałam do niej, ale nie na zasadzie, że coś mnie do niej bardzo ciągnęło, po prostu nie lubię zostawiać niedokończonych książek. Jednocześnie nie myście sobie, że była nudna czy też usypiająca, bo taka nie była. Po prostu mnie nie porwała, no cóż, się zdarza.
Bohaterką jest nauczycielka Diana, którą poznajemy w pandemii. To osoba pełna tajemnic, które pomału odkrywamy. Jest dla mnie postacią neutralną ani się bardzo nie polubiłyśmy, ani nie uważam, że była zła, nudna itp.
„Gmaszysko” niestety nie było książką dla mnie, jednocześnie ją przeczytałam i nie uważam, żeby była tragiczna. Ani nie polecam, ani nie odradzam, umieszczam ją na półce „średnie”.
Recenzja pojawiła się również na moim blogu - Mama, żona - KOBIETA