Zachwycająca oda do świata, którego już nie ma.
Albo którego nie potrafimy zobaczyć
Rok 1918. Wśród polnych kwiatów, w maleńkiej wiosce otoczonej lasem, rodzi się Florentyna - dziewczynka obdarzona niezwykłymi zdolnościami. Dorastając, odkrywa, że jej Sokołów nie jest zwyczajną osadą, lecz miejscem pełnym tajemnic. Świat namacalny przenika się tu z inną rzeczywistością, którą można ujrzeć w krążących nad lasem światłach czy usłyszeć w echu zaplątanym w starej studni. Nastoletnia Florentyna zakochuje się w Siemile - wrażliwym, zapatrzonym w gwiazdy chłopcu. Ich beztroską młodość przerywa wybuch wojny, która nieodwracalnie odmieni życie wszystkich mieszkańców Sokołowa...
Florentyna od kwiatów to wyjątkowa opowieść z elementami fantastyki i realizmu magicznego, pełna odniesień do ludowych wierzeń. Pokochają ją wielbiciele Olgi Tokarczuk, Radka Raka i Neila Gaimana.
Wydawnictwo: Książnica
Data wydania: 2021-09-01
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 304
Florentyna oglądała wymarły ogród tak, jak matka ogląda cmentarz, na którym pochowane są jej dzieci.
"Niektórzy mówią, że wszystko zaczyna się od czasu, inni powiadają, że czasu nie ma, że wymyślili go ludzie. Ci pierwsi wsłuchują się w swoje ciała, nadają znaczenie rzeczom i zjawiskom uchwytnym. Ci drudzy natomiast wypatrują znaków i podobieństw, wiedzą bowiem, że wszystko, co jest, jest wieczne i wciąż się zapętla. Oni wiedzą, ze tak naprawdę nic się nigdy nie kończy i nie zaczyna. Jedni i drudzy maja rację."
Tymi słowami pani Agnieszka Kuchmister zaczyna snuć swoją niezwykłą opowieść. Zaintrygował mnie tytuł książki "Florentyna od kwiatów" jak również jej okładka, bo niby taka niepozorna, ale jednocześnie jakby wołała i zapraszała aby zajrzeć do środka. Gdy po przeczytaniu książki raz jeszcze przyjrzałam się okładce, to mogę stwierdzić, że zawiera jakby ilustrowany skrót opowieści. Autorka tak mnie oczarowała swoja historią i idealnie, wręcz rewelacyjnie trafiła w aktualny mój nastrój a nawet w gust czytelniczy. Już dawno nie spotkałam się z tak niby prostą, ale piękna zarazem prozą, w którą pani Agnieszka bardzo sprawnie wplata elementy fantastyki, magii, ludowych wierzeń. To jakby nieco baśniowy świat pokazany nam w maleńkiej wiosce na skraju lasu.
"Każda wieś ma sobie właściwe drogi, którymi roznoszą się wieści. W Sokołowie wystarczyło szepnąć coś przy starej Juchowej, a pewnikiem wiadomość zaczynała krążyć od chaty do chaty."
W 1918 roku na skraju pola wśród kwiatów, pięćdziesięcioletnia Jodełka ku swojemu zdziwieniu rodzi dziewczynkę. W środowisku tym ludzie uznali to wydarzenie niemal za cud, gdyż w tej rodzinie dotychczas byli tylko synowie, a Jodełka jako kobieta już dojrzała prędzej śmierci się spodziewała niż ciąży.
Dziewczynkę nazwano Florentyną, od początku była dzieckiem dość niezwykłym, była bardzo ciekawska i wszystkim zadawała mnóstwo pytań. Najbardziej ją ciekawiło po co się urodziła, w jakim celu przyszła na świat i dlaczego wokół niej wyrastają piękne rośliny i rozkwitają kwiaty koloru niebieskiego. Nawet nie ma znaczenia pora roku, rośliny jakby obrazują jej stan emocjonalny. Mieszkańcy wioski przyzwyczaili się już do tego i nazwali dziewczynkę Florentyna od kwiatów. W tej małej wiosce ludzie żyją blisko natury, są z nią bardzo związani, próbują wszystko zrozumieć i nie wnikać zbyt głęboko w różne zawiłości. Śledzimy w tej książce życie Florentyny oraz jej rodziny i znajomych, ich codzienne kłopoty i radości.
Wszystko płynie jakby sennie, powoli, lecz gdy wybucha wojna, ponownie nad wsią zawisły chmury.
Do tej książki na pewno będę wracać. Wprowadziła mnie w tak zaskakujący nastrój, że nawet nie wiem jak, bo brakuje mi słów aby opisać to co czuję.
Wiem jednak, że sięgnę po następną książkę autorki "Nadzieja od zwierząt", która jest kontynuacją "Florentyny od kwiatów" i zapewne opowiadać będzie o dalszych losach Florentyny lecz również o losach jej starszej córki - Nadziei.
POLECAM.
Byli ludzie, którzy rozumieli mowę gwiazd i tacy, dla których ziemia rodziła kwiaty. „Las myśli podziemną plątaniną grzybni ikorzeni" a człowiek potrafił zrozumieć język zwierząt. W takim świecie żyła Florentyna. Dziecko, które urodziło się wśród kwiatów i kwiatami życie obdarzało. Wrażliwa dusza, która dostrzegał więcej, niż przeciętny człowiek kiedykolwiek potrafił. Jej życie przypadło na okres, gdy nadprzyrodzone istniało wśród ludzi i nikogo nie dziwiło. Gdy jeszcze pradawna magia wisiała w powietrzu i mieszała w codzienności.
Lisi Las zamieszkiwały duże lisy i stworzenia, o których wspominało się szeptem. Których widok mógł przerazić człowieka. Czarny Las był znacznie przyjaźniejszy, ale i on nie zawsze chciał trzymać ludzi w swoich objęciach, więc musiał ich wyprosić. Była szeptucha i wiedźmy, był dziad i pustelnik. Legenda o topielicy krążyła po okolicy, a domek dla lalek nie był zwyką zabawką. Wiara chrześcijańska mieszała się ze starymi wierzeniami. Ludzie wierzyli w zabobony, ale nie można było im odmówić pobożności typowej dla osób o małej wiedzy, a dużej wierze. Stali się świadkami nadprzyrodzonego, na które mogli zareagować jedynie wykonaniem znaku krzyża.
A do tego dochodzi wątek wojny. Wielka wojna (jak nazywana była pierwsza) nie odcisnęła na mieszkańcach Sokołowa i okolic piętna. Nie odczuli oni jej prawie wcale, ale ta druga... Gdy nadeszła — zmieniła wiele. O okrucieństwach mówiono szeptem, nie każdy wrócił, a jak już wrócił był zupełnie odmieniony, głód doskwierał każdemu. To wtedy wszystko się zmieniło. Magia powoli ulatywała ze świata, odchodziła w zapomnienie. Oczy ludzi stały się puste, a zmarszczek przybyło na ich twarzach. Nawet osoby, które okres ten potraktował łagodnie, uległy zmianie. Dzieci musiały szybciej dorosnąć, a starcy stracili chęć życia. Wszyscy zdawali się odmienieni.
„Wkażdej wsi są rzeczy, októrych się nie mówi." Rzeczy nadprzyrodzone i te traumatyczne. To o nich jest ta powieść. O losach pewnej wsi, choć to Florentyna zawsze jest w centrum wydarzeń. Jest ona bohaterką najważniejszą, bo obserwujemy jej życie, ale jednocześnie jest ona jedynie elementem czegoś większego. Czegoś mrocznego, momentami brudnego, ale mającego w sobie piękno. Staje się ona świadkiem nadprzyrodzonego, ale również codzienności w małej wsi na obrzeżach lasu. Dzięki niej poznajemy mieszkańców, którzy wzbudzają w nas różne emocje — od sympati do wstrętu. Obserwujemy jak kolejni ludzie odchodzą i cierpimy po ich stracie. Marwimy się o ich losy w czasie wojny i boli nas widok ich złamanych dusz, gdy wracają z piekła, w jakim się znajdowali. A jakby tego było mało zaczynamy zastanawiać się wraz z bohaterami nad sensem istnienia, nad jego źródłem. Nad tym, co znaczymy i jakie jest nasze przeznaczenie...
Agnieszka Kuchmister pisze pięknie. Zapełnia opowieść zdaniami pokroju „Słońce wlewało się wkażdy zakątek wsi, zaglądało wszpary drewnianych płotów, niedomkniętych okien, wypędzało zkryjówek leśne zwierzęta" czy „Mijali się tak codziennie, jedno zapatrzone wziemię, we wszystko, co ta rodzi, drugie wniebo, tak mocno, że nawet patrząc woczy żony, widziało gwiazdy" i czaruje nimi czytelnika. Nie było to moje pierwsze spotkanie z jej prozą (czytajcie zbiór „Listopad", bo to naprawdę dobre teksty), ale zachwyciła mnie równie mocno, jak za pierwszym razem. Czytałam kolejne strony i myślałam „JAK PIĘKNIE JEST TO NAPISANE". Co prawda tym razem plastyczność czasu sprawiała, że momentami się gubiłam, ale wciąż jest to dobrze poprowadzona powieść. Może nieco monotonna dla poniektórych, ale mnie to jej rozleniwienie jedynie przyciągało do siebie.
W tekście znajdziemy trochę symboli pokroju kaczeńcy (polecam sprawdzić ich znaczenie, gdy już w powieści się pojawią), trochę pięknie skomponowanych zdań i trochę pradawnej magii, o której już zapominamy. Jest to powieść dobra, w pełni mnie zadowalająca. Właśnie czegoś takiego po Agnieszce się spodziewałam i moja dusza czuje się syta. Dostałam otumaniające nadprzyrodzone, które zderzało się z codziennością — jej pytaniami oraz troskami. To zdecydowanie moje ulubione połączenie.
To moje drugie spotkanie z Autorką. Debiutancki „Listopad” zrobił na mnie duże wrażenie, oczarował i sprawił, że chciałam więcej. Więcej magii, więcej niezwykłości, więcej tajemnic.
„Florentyna” to opowieść o dziewczynie, która od urodzenia ma niezwykłe zdolności, jest inna od rówieśników, widzi i czuje więcej. Akcja powieści zaczyna się w 1918 roku, obejmuje także czasy wojny i okres powojenny. To baśń dla dorosłych z elementami realizmu magicznego i fantastyki. To powieść o życiu na wsi, o sile przyrody i zjawiskach nadprzyrodzonych.
Na początku przeszkadzała mi niespieszna akcja, później przywykłam do takiej narracji i takiego sposobu opowiadania. Szkoda, że w powieści nie ma więcej magii, więcej niezwykłych zdarzeń – trochę mi tego brakowało.
Polecam „Florentynę od kwiatów” fanom realizmu magicznego, wielbicielom wsi i lubiącym magię w literaturze.
W maleńkiej wiosce rodzi się niezwykłe dziecko, która otrzymuje na imię Florentyna. Dziewczynka została obdarzona niezwykłymi zdolnościami. Kiedy zaczyna dorastać zauważa, że jej wioska jest niezwykłym miejscem gdzie codzienność przenika się z inną rzeczywistością. Gdy a staje się nastolatką zakochuje się w Siemile. Ich beztroskie życie przerywa wybuch wojny, która zmieni życie wszystkich.
Nie raz miałam wątpliwą przyjemność przeczytania historii, które miały fantastyczne recenzje a okazywały się delikatnie rzecz ujmując słabe. Z przykrością odnotowałam, że do tej kategorii należy Florentyna od kwiatów.
Kompletnie mnie nie urzekła. Nie było w niej ani jednego elementy, który by mnie zachwycił. Nie było w niej żadnej magii. Raczej miałam nieodparte wrażenie, że autorka nie mogła zdecydować się do jakiego gatunku powinna należeć niniejsza książka. Ten miks gatunkowy, który zafundowała nie intrygował. Stało się coś odwrotnego. Książka z każdą kolejną stroną stawała się coraz dziwaczniejsza. Dziwaczna była główna bohaterka. O ile gdy była dzieckiem można było jej zachowanie położyć na karb wybujałej dziecięcej wyobraźni o tyle jej dorosła wersja jak dla mnie miała coś nie tak z głową.
Właściwie nie wiem dlaczego w pewnym momencie nie zdecydowałam się odłożyć Florentyny od kwiatów na półkę. Miałam nadzieję, że jeszcze czymś mnie ciekawi ? Pomimo słabej fabuły chciałam poznać jej zakończenie? Nie potrafię sobie odpowiedzieć na to pytanie, ale ta książka już na zawsze będzie jednym wielkim nieporozumieniem.
Powiadają, że w korzeniach wierzb ukryty jest skarb, a strzeże go sam diabeł. Tyle że ten diabeł miewa czasem ludzką twarz… Historia rodziny, która...
Sokołów wciąż nie jest sielskim miejscem. W tajemniczych okolicznościach znika córka sołtysa, do pałacu wprowadzają się dziwni lokatorzy. W okolicy aż...
Dla Florentyny czas rozciągał się jak pajęczyna rozpostarta między gałęziami drzewa, które zbyt szybko rosło.
Więcej