Violet i jej przyjaciele są fanami powieści Taniec na szubienicy i członkami fandomu świata wykreowanego w książce oraz jej ekranizacji. Akcja powieści toczy się w XXII wieku. Ludność podzieliła się na genetycznie ulepszonych Genuli oraz zmuszonych przez nich do posłuszeństwa zwykłych ludzi, do których przylgnęło określenie Niedosków. Prawo wstępu na zajmowane przez Genuli Błonia otrzymywały jedynie najsilniejsze i najbardziej uzdolnione jednostki, które musiały im służyć niewolniczą pracą. Aby zachować władzę i utrzymać Niedosków w ciągłym strachu, Genule urządzali co tydzień publiczne egzekucje. Zbierali się w wielkich arenach zwanych Koloseami i oglądali wieszanie Niedosków. Zwyczaj ten nazwano „tańcem na szubienicy”. Violet z młodszym bratem Nickiem oraz przyjaciółkami Alice i Kathy udają się na londyński Comic Con, by wziąć udział w spotkaniu z gwiazdami ekranizacji. Jednak tam nieoczekiwanie cała czwórka zostaje przeniesiona prosto do świata z opowieści. Zostają tam uwięzieni i dodatkowo przypadkowo zabijają główną bohaterkę, Rose. Zostaje tylko jeden sposób, by się uratować: Violet musi zająć miejsce Rose i całą historię przywrócić na właściwe tory. Wierzy, że gdy trafi na stryczek, przyjaciołom uda się wrócić do rzeczywistości. Jednak żadna historia nie jest warta śmierci… Prawda?
Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: 2018-04-18
Kategoria: Dla młodzieży
ISBN:
Liczba stron: 416
Tytuł oryginału: The Fandom
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Grzegorz Komerski
Zastanawiałam się od samego początku, jaki autorka ma na to pomysł. Jak zaczęłam ją czytać, to nie przekonywała mnie za bardzo. Jednak im dalej, im bardziej fabuła się rozwijała to, przyznam się, wciągnęła mnie. Dzięki niej, rozmyślałam bardziej o tych powieściach, które sama czytam i jak autorzy pomijają życie innych osób, prócz głównych bohaterów.
Zmiana głównego wątku i to jak kanon podążał i sprawiał, by wszystko doszło do kulminacyjnego momentu, byłam w miłym szoku. Nasi bohaterowie musieli wcielić się w inne osoby i wsiąknąć w tą fabułę. Zaczęli rozumieć jak ten świat jest okrutny, niesprawiedliwy i jak ma wiele niedopowiedzeń. Jak jedna zmieniona decyzja mogła doprowadzić do czegoś zupełnie innego.
Jeżeli chodzi o postacie to mam za to do nich mieszane odczucia. Rozumiałam ich zachowania w niektórych sytuacjach, ale czasami biłam się po czole i przeklinałam ich. Violet miała do spełnienia najtrudniejszą rolę. Została zobowiązania do zrealizowania zadań, które były przeznaczone dla Rose. Mimo tego, mimo, że wiedziała iż od powodzenia jej misji zależy ich powrót do domu, to i tak nie potrafiła racjonalnie podejmować decyzji. Jasne czasami to jej pomagało, ale częściej przeszkadzało. Drażniła mnie w takich momentach, a zwłaszcza jak wzdychała do chłopaków i zmieniała co chwila o nich zdanie. Alice nie była lepsza, nienawidzę tego typu postaci w książkach i każdy z nią wątek doprowadzał mnie do wariacji. Jednak bardzo polubiłam Katie i Nate, to były osoby, które rozśmieszały mnie, były głosami rozsądku dla Violet.
Jeżeli chodzi o styl pisania, to były wzloty i upadki. W niektórych momentach czytałam to z zapartym tchem, a zaraz niemiłosiernie się męczyłam. Przy scenach walk czy ucieczek, trudno było mi się połapać kto co robi i nagle się pojawia. Postacie wymieniały się co chwile i serio tutaj autorka, przykro mi to stwierdzić, nie popisała się. Jednak fabularnie było genialne. Pomysł, koncept i wykończenie, bardzo mi się podobało. Nie raz autorzy potrafią się pogubić w wątkach, a tutaj tego nie znalazłam. Dobrze, że autorka pokazała jak jedna książka może zostać szeroko rozwinięta i jak wątki postaci są pomijane, a mogłyby zmienić cały bieg wydarzeń.
Dlatego podsumowując, Fandom to bardzo oryginalna i nietypowa powieść. Książka zbierze Was w świat książki i sprawi, że sami nie chcielibyście znaleźć się na miejscu bohaterów. To lektura, która pochłonie i nie wypuści do ostatniej strony. Dlatego jeśli macie na nią ochotę i lubicie książkę w książce to powinna się Wam spodobać!
Główną bohaterką powieści jest Violet. Jest to nastolatka, która jest naprawdę sympatyczna, przyjazna i zdecydowanie oddana swojej rodzinie i przyjaciołom. Już na samym początku zdobyła moją sympatię, ale gdzieś tam po drodze odrobinę to się zepsuło. Niektóre jej decyzje, które podejmowała, będąc w tym książkowym świecie, były po prostu głupie. Denerwowałam się na nią nie raz, ale muszę przyznać, że jest to naprawdę fajna bohaterka.
Alice to najlepsza przyjaciółka Violet. Znają się od wczesnego dzieciństwa i spędzają ze sobą każdą wolną chwilę. Oczywiście obie są miłośniczkami Tańca na szubienicy, a Alice dodatkowo tworzy opowiadania fanfiction dotyczące Willowa, drugiego głównego bohatera ich ulubionej powieści.
Jest to taka bohaterka, do której mam mieszane uczucia. Z jednej strony wydaje się naprawdę miła, przyjacielska, ale z drugiej wydała mi się fałszywa. Tutaj dzieli zainteresowania z najlepszą przyjaciółką, ale gdzieś tam poza kadrem próbuje całą uwagę skupić tylko na sobie, co udowodniła, będąc w uniwersum powieści.
Kiedy zaczynałam czytać tę książkę, bałam się, że kompletnie mi ona nie przypadnie do gustu. Kilka pierwszych rozdziałów dosłownie przemęczyłam, bo akcja absolutnie mnie nie wciągnęła. Dopiero po tym, jak bohaterowie trafili do tego drugiego książkowego świata, zaczęło się dziać coś, co mnie zainteresowało.
Muszę przyznać, że autorka ma bardzo przyjemny styl pisania, co zdecydowanie pozytywnie wpływa na lekturę Fandomu. Kolejną zaletą tej książki jest sama fabuła, która jest przemyślana i dopracowana w najmniejszych szczegółach. Jestem pełna podziwu dla autorki, ponieważ udało jej się połączyć tak naprawdę dwie książki w jedną, spójną historię. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, jak dużo czasu musiało zająć przemyślenie całego zarysu fabuły.
Historia tu przedstawiona jest intrygująca, wciągająca (co prawda, dopiero po czasie, ale jednak) no i totalnie rozwala mózg. Pisząc teraz moją opinię dla Was, nadal nie potrafię ogarnąć tego, jak została napisana ta książka. Tu mamy Comic Con, jest wszystko pięknie, a nagle bum! i nasi bohaterowie przenoszą się do zupełnie innego świata, który rządzi się kompletnie innymi prawami. Nie chcę Wam za bardzo opisywać tego wszystkiego, ponieważ moim zdaniem jest to największe zaskoczenie w tej pozycji.
Mimo moich zachwytów jest to taka książka, która jakoś szczególnie nie zapadnie mi w pamięci. Owszem, ta historia jest świetna i oryginalna, ale zabrakło mi tu jeszcze tego czegoś. No i nie mogę zapomnieć o tym, że zakończenia domyśliłam się już w połowie. Jeśli chodzi o zakończenie, to myślę, że Anna Day zbyt dosadnie zasugerowała, jak to wszystko się może zakończyć.
Jeżeli lubicie fantastykę, która nie do końca jest typową fantastyką, a bardziej powieścią młodzieżową, to będzie to zdecydowanie powieść dla Was.
Słowem wstępu do dzisiejszej recenzji jest krótki wywiad z Violet, główną bohaterką „Fandomu".
Molik: Violet wraz z przyjaciółmi trafiasz do świata „Tańca na szubienicy", czy odważyłabyś się na podobną wycieczkę do innej książki?
Violet: Po tej przygodzie w „Tańcu na szubienicy" nie jestem pewna, czy po raz drugi chciałbym trafić do świata z jakieś książki.
Molik: Możesz wyjaśnić dlaczego?
Violet: Pewnie. Świat jaki przedstawia nam autor bardzo kusi i wzbudza chęć znalezienia się w nim. Jednak nie zawsze wszystko jest tym, czym nam się wydaje.
Molik: W takim razie można stwierdzić, że autorzy fundują nam coś w stylu złudzenia. Dzięki Violet za wywiad , a teraz zapraszam swoich czytelników do przeczytania recenzji.
Violet, Alice, Nate oraz Katie wybierają się na Comic Con. Nastolatkowie pragną spotkać się z aktorami, którzy grali w ekranizacji ich ulubionej książki „Taniec na szubienicy". Podczas spotkania dochodzi do dziwnego zdarzenia w wyniku którego bohaterowie przenoszą się do swojej ulubionej powieści. Wkrótce okazuje się też, że Violet musi wcielić się w rolę głównej bohaterki-Rose, ponieważ ta ginie w momencie przybycia nastolatków do jej świata. Czy Violet podoła zadaniu?
„Miłość. Często mówi się o niej, jak o swoistej odmianie choroby psychicznej.
Obłąkańczo zakochany, oszalały z miłości, opętany uczuciem… “(*²)
AKCJA I FABUŁA
Książka zaczyna się bez żadnych rewelacji mimo to już po pierwszym rozdziale akcja się rozkręca, a fabuła zaczyna pędzić jak oszalała. Akcja oraz fabuła współgrają ze sobą zaskakująco dobrze, częste zwroty akcji podsycają wątki, więc nie ma mowy o nudzie, wręcz przeciwnie jeszcze bardziej wciągają w książkę.
STYL I JĘZYK
Day dokładnie opisuje każdy detal związany ze światem do którego trafiają bohaterowie, dzięki czemu po wciągnięciu się w książkę, świat w niej stworzony się nam urzeczywistnia. Bogate opisy przeżyć uczuciowych Violet sprawiają, że emocje bohaterki jesteśmy w stanie odczuć na własnej skórze. Jedynym minusem są ciągle powtórzenia, w niektórych wypowiedziach postaci. Wszystko zostało napisane lekkim językiem.
POSTACIE
Violet
To z jej perspektywy toczy się cała historia i dzięki temu możemy poznać ją najbardziej ze wszystkich bohaterów. Kierując się fabułą książki można powiedzieć, że dziewczyna w trakcie pobytu w świecie „Tańca na szubienicy" przechodzi przemianę. Przede wszystkim zmienia się jej samoocena i robi się dojrzalsza pod względem uczuciowym. Oprócz tego wiele też dowiadujemy się o jej relacjach z bratem i przyjaciółmi.
Alice
Z jakiegoś powodu ta postać wydała mi się zbędna w tej książce. Mimo że fabuła wiąże się z nią pod sam koniec, to uważam, że wątek z tą postacią właśnie rozwala akcję w jej kluczowym momencie. Sama bohaterka wydaje się zadufana w sobie, myśli tylko o tym, co dla niej najlepsze tym samym utrudnia przyjaciółce zadanie, które ma wykonać. Odniosłam też wrażenie, że autorka po części jakby na siłę próbowała z Alice zrobić drugą główną bohaterkę, zaznaczając jej wartość fabularną pod koniec książki.
Pozostałe postacie.
Wszystkie postacie, jakie stworzyła Day w swojej książce zostały moim zdaniem stworzone dobrze i do tzw. końca. Szkoda jednak, że nie da się poznać ich bliżej. Mimo to wzbudzają sympatię.
„Poznaje ten korytarz”(*³)
„Fandom" mimo moich lekkich obaw okazał się wspaniałą książką. Autorka w pełni wykorzystuje potencjał swojego pomysłu na książkę i przenosi nas wraz z bohaterami do niebezpiecznego świata „Tańca na szubienicy", aż żałuję, że owa książka nie istnieje. Bo na pewno stałaby na półce wśród moich ulubionych książek. Trzeba dodać również, że pomysł na książkę Day miała naprawdę świetny, każdy marzy, żeby znaleźć się w świecie z jakiejś swojej ulubionej książki. Jestem bardzo zadowolona z tej książki, wywarła na mnie bardzo pozytywnie wrażenie. Ba! Mam nadzieję, że powstanie druga część.
Violet oraz jej przyjaciele są ogromnymi fanami sławnej powieści Taniec na szubienicy. Książka ta opowiada o antyutopijnym świecie, w którym istnieją ludzie idealni, zmodyfikowani genetycznie, nazywani Genulami, oraz ci zwyczajni, uznawani za gorszych, czyli Niedoski. Główna bohaterka Tańca na szubienicy, Rose, dołącza do rebelii, która ma naruszyć porządek panujący w państwie, w którym Genule co tydzień urządzają widowiskowe uroczystości, których głównym punktem jest oglądanie Niedosków zawisających na stryczku. Rose udaje się wzniecić bunt, jednak dziewczyna przypłaca to życiem.
Kiedy Violet wraz z przyjaciółmi wybiera się na Comic Con organizowany w okolicy, wszyscy zostają w jednym momencie przeniesieni do świata ukochanej powieści. Gdy przypadkiem doprowadzają do śmierci Rose, okazuje się, że Violet będzie musiała zająć miejsce głównej bohaterki Tańca na szubienicy, aby doprowadzić fabułę książki do końca, a tym samym wrócić bezpiecznie do domu. Violet doskonale wie, jaki koniec spotkał Rose… Czy dziewczyna także będzie musiała zawisnąć na szubienicy?
Śmiało mogę powiedzieć, że była to miłość od pierwszego wejrzenia. Wiecie, całkiem często zdarza się, że czytając opisy fabuły książek mających pojawić się wkrótce na rynku, stwierdzam, że brzmią one interesująco. Jednak niezwykle rzadko któraś powieść od razu zamota mną tak, że mam ochotę wyrwać niedokończony maszynopis z rąk wydawcy i natychmiast zagłębić się w lekturę. Przysięgam, że ostatni przypadek, gdy jakaś książka aż tak mnie zaintrygowała, przytrafił się mniej więcej sześć lat temu, a były to Igrzyska Śmierci. Domyślacie się więc, że miałam od samego początku ogromne oczekiwania wobec Fandomu. Jednocześnie bałam się, że sprawiłby mi on bolesny zawód, gdyby nie okazał się tak dobry, jak się spodziewałam, ale okazało się, że moje obawy były zupełnie niepotrzebne…
Fabuła Fandomu jest jedną z najbardziej oryginalnych, z jakimi spotkałam się w ciągu ostatnich kilku lat. Być może w rzeczywistości motyw „książki w książce” nie jest aż tak oryginalny, jak mi się wydaje, jednak ja nigdy nie czytałam żadnej powieści, która skrywałaby w sobie kolejną historię, a w dodatku bohaterowie ślepym trafem zostaliby uwięzieni w tej książkowej rzeczywistości. Violet oraz jej przyjaciele znają Taniec na szubienicy na wylot – potrafią z miejsca cytować kwestie wypowiadane przez bohaterów, doskonale pamiętają wszystkie wydarzenia, jakie następują po sobie. Pozwala im to w pewnym stopniu przewidzieć tok wydarzeń po tym, gdy trafiają już do świata powieści. Jej fabuła wydaje się samoczynnie płynąć z nurtem narzuconym przez Sally King, autorkę książki, i nawet, gdy pojedyncze elementy historii ulegają zmianie – na przykład pojawia się niespodzianka w postaci śmierci głównej bohaterki – wątki na nowo się ze sobą splatają, dążąc wciąż do jednego i tego samego końca, zapisanego w powieści. To dlatego Violet musi zająć miejsce Rose. Dziewczyna wierzy, że jest to jedyny sposób, aby dostać się z powrotem do rzeczywistego świata.
Ile razy zdarzało nam się marzyć o tym, aby choć na chwilę przenieść się do książkowego uniwersum, zamienić się miejscem z jednym z bohaterów, aby wciąć udział w wydarzeniach, o których czytamy z zapartym tchem… Bywa jednak tak, że świat powieści wydaje się fantastyczny tylko wtedy, gdy czyta się o nim w domowym zaciszu, nie musząc martwić się o własne bezpieczeństwo czy nawet życie. Bohaterowie Fandomu, którzy nieoczekiwanie przenoszą się w głąb swojej ulubionej powieści, odkrywają, że nie jest ona tak wspaniała, jak im się wydawało. Pomijając już to, że zostają zaliczeni do gorszej kategorii ludzi, Niedosków, w związku z czym muszą ciężko pracować i żyć w koszmarnie niewygodnych warunkach, to postacie, które znali z Tańca na szubienicy nie wydają się już tak niesamowite, jak wcześniej. Rzeczywistość, o której marzyli, w niczym nie przypomina ich wyobrażeń.
Fandom nie jest jedną z książek, które rzucają czytelnika na głęboką wodę, już od pierwszych stron przytłaczając go prędkością zdarzeń i mnogością wątków. Nie – powieść Anny Day to jedna z tych historii, które powoli rozwierają nad czytającym swoje macki, gdy nieświadomy niczego pochłania kolejne zdania, aby nagle schwycić go z taką siłą, że nie ma szans na wydostanie się. Przyznam się szczerze, że ten niespieszny początek trochę mnie zwiódł. Nie spodziewałam się więc, że będę aż tak głęboko zaangażowana w akcję powieści i że na koniec uczyni ona w moim sercu pobojowisko. Czytanie dobrych książek jest największą przyjemnością, jaka może spotkać miłośnika literatury, ale gdy powieść, której wyczekuje się z tak ogromnym entuzjazmem i co do której ma się tak wysokie oczekiwania, okazuje się nawet lepsza – w takiej chwili można umierać szczęśliwym.
Fandom ma w sobie wszystko to, co powinna mieć rewelacyjna książka – angażującą, ale nieprzytłaczającą atmosferę, szalenie oryginalną fabułę, niezwykle wciągającą akcję, no i w końcu zakończenie, które zwala z nóg. Naprawdę nie doceniłam Anny Day myśląc, że nie będzie ona w stanie wymyślić choć w miarę logicznego wytłumaczenia sytuacji, w której czwórka nastolatków od tak teleportuje się do nierzeczywistego świata z książki. Muszę zwrócić autorce honor, ponieważ zdołała w tak przemyślany i pomysłowy sposób domknąć wszystkie luki w fabule, które zauważałam w trakcie czytania, że należą jej się za to oklaski na stojąco.
Czy muszę dodawać coś jeszcze? Fandom to książka, którą mam zamiar polecać wszystkim wokoło, nawet tym, którzy nie będą mieli ochoty mnie słuchać. Jest to bowiem historia nietuzinkowa, która zabrała mnie do kompletnie innego świata, uraczyła masą zaskoczeń, toną emocji i zalała falą uwielbienia. Jestem pewna, że Fandom jeszcze kiedyś znajdzie się w moich rękach, ponieważ jest to jedna z tych książek, do których chce się wracać.
booksofsouls.blogspot.com
Niejednokrotnie zdarzało mi się marzyć o umiejętności przenikania do wnętrza książek, które swego czasu zrobiły na mnie olbrzymie wrażenie. Tym samym otrzymałabym szansę znacznie lepiej przyjrzeć się poczynaniom bohaterów, w międzyczasie odkrywając wszelkie, niedostępne dotąd dla zwykłego czytelnika, zakamarki danego świata. I mogłabym pozazdrościć Violet, jej bratu Nate'owi oraz przyjaciółkom dziewczyny, Katie i Alice, takiej szansy od losu, gdyby nie pewien, dość znaczny szczegół... Gdyby od nich to zależało, to zapewne nigdy dobrowolnie nie przenieśliby się do rzeczywistości, w której czekało na nich tylko jedno – śmierć.
Wiadomo nie od dziś, że jestem wielką fanką mrocznych, mrożących krew w żyłach wizji świata, dlatego też nie czułam się ani odrobinę zdziwiona, kiedy w dość ekspresowym tempie dałam porwać się brutalnej scenerii zaoferowanej przez Annę Day. Pochłonięta codzienną walką o własne istnienie, pozbawionych wszelkich wygód (oraz praw), Niedosków nawet nie spostrzegłam, kiedy sama zapragnęłam tego, aby wywyższający się, zmodyfikowani przez swoją nowoczesną technologię Genule wreszcie sami odczuli na własnej skórze znaczenie ich „rozrywki”. Pragnęłam równie mocno, jak oni, aby sami zasmakowali słynnego tańca na szubienicy, by wreszcie zrozumieli, że tak naprawdę nie są bogami i nie mają prawa decydować o czyimś istnieniu. Można śmiało powiedzieć, że utożsamiłam się z niedoskonałymi mieszkańcami tamtego świata, co znacznie bardziej wpłynęło na mój odbiór lektury. I właśnie dzięki temu przymykałam oko na przewidywalne wątki, których również tutaj nie zabrakło. Ale, ale... nie mogę także zapomnieć, że również „Fandom” jest ubezpieczony w momenty, przy których niespodziewany zwrot akcji przyprawiał mnie o gęsią skórkę oraz chęć wypowiedzenia na głos słowa, którego pozwolę sobie tutaj nie zacytować (Zatrzymam sobie tę łacinę podwórkową dla siebie). Niestety tę „idyllę” próbowała zakłócić pewna osoba, po której bym się tego nie spodziewała. No dobra... Było kilka takich postaci starających się o to, abym znienawidziła tę książkę tak szybko, jak ją – poniekąd – pokochałam...
„Opowieść przypomina żywą istotę, Violet. Żyje we własnym, zamkniętym cyklu. Odzyskasz wolność jedynie, kiedy ta historia się dopełni. Gdy pozwolisz się jej narodzić, dojrzeć i umrzeć”.
Violet dała mi się poznać jako nieśmiała, nieskora do wyrażania własnego zdania, zapatrzona w swoją egoistyczną do szpiku kości przyjaciółkę, nastolatka, co nie wróżyło niczego dobrego. Wielokrotnie dawała popis tego, jaka ona jest biedna i bezwartościowa, bo przecież nie może się równać słynnej Alice. I nawet nie wyobrażacie sobie wzrostu mojej irytacji, kiedy w jednym z kulminacyjnych momentów postawiła życie przyjaciółek nad życie jedynego brata! Później starała się jakoś zatrzeć ślady swojej niepodważalnej głupoty, gdzie jakimś cudem (Alleluja!) dokonała niemożliwe, bo zapałałam do niej skromną dozą sympatii. Przestała odgrywać rolę tej gorszej i wreszcie postanowiła uwolnić tę dziką i nieokrzesaną nastolatkę, której nie wolno dmuchać w kaszę. Niestety niesmak poprzednich poczynań nadal był silny, przez co nie umiałam w pełni zaufać Violet. Przecież zawsze mogła zmienić zdanie i ponownie zabłysnąć swoją „inteligencją”... Inaczej jednak miały się sprawy z Ashem, który w pierwotnej wersji „Tańca na szubienicy” ponoć odgrywał rolę wiernego przyjaciela głównej bohaterki. Ślepo zapatrzony w Rose (w której rolę musiała wcielić się Violet), udowodnił, że nie tak łatwo nim dyrygować i że posiada własny rozum, który działa bez zarzutów. Aczkolwiek, to nie zmieniało faktu, iż jego kreacja wydawała mi się nieco... przesłodzona? Owszem, jego poczucie humoru pozwalało chociaż przez chwilę zapomnieć o mrocznych realiach tamtego świata oraz bezinteresowna pomoc bliźniemu pokazywała, że Niedoskowie wcale nie są takimi potworami, na jakich ich starają się wykreować Genule, ale jego zaślepienie Violet nieco wytrącało mnie z równowagi. Powiedzcie mi, czy miłość musi robić człowiekowi aż taką sieczkę z mózgu? Aż czuję tutaj silne nawiązanie do imienników tych bohaterów z innej ksiązki, a mianowicie „Klejnotu” Amy Ewing, gdzie ona również została wydana przez wydawnictwo Jaguar. Przypadek?
Zabrzmi to nieco sadystycznie (i cóż – tak jakby po mojemu), ale z ogromną przyjemnością sama przyczyniłabym się do słynnego tańca na szubienicy „najlepszą” przyjaciółkę Violet, Alice. Nawet nie przypuszczacie jak jej arogancja, próżność oraz bycie „ą-ę” doprowadzało mnie do szału! Doprawdy nie wiem, co ludzie w niej widzieli. Sama osobiście omijałabym tę zadufaną w sobie nastolatkę, coby przypadkiem nie zrobić jej krzywdy, tym bardziej po tym, co zrobiła. Aż dziw, że Katie oraz Nate nie dali się ponieść emocjom i przypadkiem nie dziabnęli jej nożem, kiedy mieli ją w zasięgu ręki, bo zaś tę dwójkę wręcz ubóstwiałam! Z całej ekipy z „nie tego świata” to właśnie oni odznaczali się inteligencją, chociaż Katie niejednokrotnie igrała z ogniem, kiedy jej niewyparzony język dawał o sobie znać w złych momentach. Co nie zmieniało jednak faktu, że ogromnie żałowałam, że nie mogłam poznać ich jeszcze lepiej.
Rozpisuję się aż nadto o bohaterach, ale nie czułabym się zbyt dobrze, gdybym pominęła kwestię Saskii czy Thorna, gdzie każdy z nich robił dosłownie wszystko, aby uprzykrzyć życie Genulem, tym samym powoli doprowadzając do chaosu umożliwiającego Niedoskom zemścić się za wszelkie zaznane krzywdy. W sumie mam wrażenie, że autorce znacznie lepiej wyszła kreacja „niedoskonałych”, bo tylko nieliczni „perfekcyjni w każdym calu” jakoś zdołali mnie do siebie przekonać. W gronie tych szczęśliwców uplasowała się sama Starowinka, której ciepło oraz przeogromna wiedza sprawiły, że z miejsca ją polubiłam, za to Willow, czyli dość rozchwytywany młodzieniec wydawał mi się tak mdły, tak papierowy, że aż miałam ochotę wymiotować, gdy tylko pojawiało się jego imię. Ale cóż się dziwić – w końcu był bohaterem książki w... książce! Incepcja i te sprawy.
Mogę śmiało stwierdzić, że kunszt pisarski Anny Day nie zaprezentowała niczego nowego, jeżeli chodzi o styl pisania. Tak samo jak inni autorzy dystopijnych klimatów, których grupą docelową jest młodzież, posługuje się prostym językiem oraz barwnymi opisami pozwalającymi znacznie lepiej wyobrazić sobie odgrywające się wewnątrz „Fandomu” scenerie czy ukazujące się krajobrazy. Nawet Anna Day „podlizywała się” swoim czytelnikom poprzez liczne nawiązania do innych książek charakteryzujących się pewnym kanonem, co mnie osobiście przypadło do gustu. Jedynie mogłabym się przyczepić do tego, że autorka niekiedy natarczywie próbowała nam podawać najważniejsze elementy fabuły na tacy, zapominając o najpiękniejszej kwestii – zaskoczeniu pochłoniętego lekturą człowieka. A tak nie wolno robić.
Podsumowując, może niektórzy bohaterowie „Fandomu” robili dosłownie wszystko, aby uprzykrzyć mi lekturę, to koniec końców mogę stwierdzić, że nie jest aż taka zła. Oczywiście nie nazwę tej książki ambitną, bo bym zgrzeszyła, ale niewiele wymagający czytelnik na pewno znajdzie tutaj coś dla siebie. A że przy tym trochę pomarudzi, pojęczy? Cóż... najważniejsze, że książka wzbudza jakiekolwiek emocje, czyż nie?
Myślę, że każdy czytelnik lub wielbiciel filmów, choć raz marzył o tym, by w jakiś magiczny sposób zostać przeniesionym do świata fantazji, świata ulubionych bohaterów. Nie chcielibyście poznać Bilbo? Lub wraz z Aragornem przemierzać bezdroża Rohanu? A może po prostu usiąść na ławeczce obok Forresta Gumpa? Oczywiście są to marzenia, które mogą się ziścić tylko w książkach. Jedną z nich jest "Fandom". Tytuł książki oznacza "społeczność fanów" więc jeśli się do jakiejś zaliczacie to myślę, że pozycja ta może być właśnie dla was. Zapraszam do świata "Fandom".
Violet i jej szkolni przyjaciele są fanami powieści "Taniec na szubienicy", której akcja rozgrywa się w przyszłości. Rozwój technologiczny sprawił, że ludzkość została podzielona na bogatych, udoskonalonych genetycznie Genuli i zepchniętych na margines społeczeństwa Niedosków. Genule żyją w podmiejskich, strzeżonych enklawach, gdzie wstęp mają tylko Ci z Niedosków, którzy zdecydowali się im służyć.
Pewnego dnia Violet wraz z przyjaciółmi odwiedza londyński Comic on. Nieoczekiwanie zostają
przeniesieni wprost w fikcyjny świat powieści gdzie zostają uwięzieni. Na domiar złego główna bohaterka "Tańca na szubienicy" umiera i Violet musi wcielić się w jej rolę by otrzymać szansę powrotu do domu. Czy dziewczynka będzie musiała "zatańczyć na szubienicy" by ocalić przyjaciół?
Muszę przyznać, że pomysł na fabułę był naprawdę nowatorski i miał duży potencjał jednak już od pierwszego rozdziału wiedziałam, że będę mieć z tą książką problem. Serce mówiło jedno a rozum drugie. Akcja powieści rozpoczyna się lekcją szkolną, kiedy zadaniem uczniów jest opowiedzenie o swojej ulubionej książce. Jest nią oczywiście "Taniec na szubienicy", powieść która niedawno została zekranizowana. Kiedy Violet, choć stremowana, zaczyna swoją opowieść od razu możemy zauważyć, że jest nią zafascynowana. Dopiero później zwróciłam uwagę na fakt, że cały pierwszy rozdział jest tak naprawdę jednym wielkim spojlerem. Autorka słowami naszej głównej bohaterki opowiedziała co krok po kroku ma się wydarzyć w książce. Co prawda po przeniesieniu do innej rzeczywistości nasi bohaterowie będą mieć wpływ na wydarzenia, jednak ogólny zarys fabuły został nam z góry narzucony. Jeszcze nie zdarzyło mi się czytać książki, która się "samozespojlerowała". Dopóki świat wykreowany przez autorkę był dla mnie nowością, dopóki zajęta byłam poznawaniem naszych bohaterów, czytanie książki sprawiało mi wielką przyjemność. Niestety gdzieś w połowie zdałam sobie sprawę, że głównym zajęciem naszych postaci było analizowanie książki i scenariusza filmowego oraz planowanie następnych kroków. O wiele lepiej by było gdyby autorka dała swoim bohaterom więcej samodzielności, pozwoliła akcji toczyć się własnym tempem, mniej mówić a więcej robić. Na domiar złego, ciągle mnie zastanawiało dlaczego, pomimo wylądowania w świecie fikcji literackiej, nasza bohaterka wszystko porównuje z filmem a nie książką. Czy mam zacząć gratulować reżyserowi faktu, że wiernie się trzymał fabuły, czy po prostu scenariusz jest łatwiejszy do ogarnięcia? Pomimo paru zwrotów akcji oraz mało zaskakujących niespodzianek, nadal nie jestem do końca przekonana. Po otwartym zakończeniu, którego w mojej opinii tak jakby w ogóle nie było, mogę się spodziewać, że planowane są kolejne tomy. Może tam autorka podejmie się lepszego wykorzystania potencjału "Fandomu"?
Skupmy się teraz na naszych głównych bohaterach. Jeśli fabuła zawodzi to jedyne co ją może uratować to właśnie oni. Choć poszczególne postaci, jeśli oceniać je osobno, dało się polubić i na pewno reprezentowały cechy, których poszukuję w ludziach, to jako grupa przyjaciół były niewiarygodne i niedopasowane, wręcz fałszywe. Mowa tutaj o Violet, Alice i Katie. Czasem miałam wrażenie, że znowu znalazłam się w przedszkolu gdzie jedną z najpopularniejszych rozrywek jest obrażanie i obgadywanie innych. Alice podśmiewywała się z Violet za niedawno zdobytą popularność, a ta w odwecie kpiła z jej wyglądu i wrażliwości. Rozumiem, że "kto się czubi to się lubi" jednak pewne zachowania przestają być odpowiednie kiedy wkraczamy w wiek późno szkolny. To co przedstawiła autorka na pewno nie można nazwać przyjaźnią, przynajmniej ja mam nadzieję, że nikt z moich przyjaciół nie wyśmiewa mnie przy kieliszku czy herbatce.
A żeby były mało to na deser dostajemy jeszcze brata naszej głównej bohaterki, który pomimo swoich 14 lat, zachowuje się jak osoba o dziesięć lat młodsza. Jest irytujący, upierdliwy i snuje się jak przysłowiowy "wiatr po gaciach", ja sama czasem czułam się jak opiekunka do dziecka, a to ostatnie uczucie na które mam ochotę w przypadku lektury. Dość mi dwójki dzieci w domu.
Więc podsumujmy, fabuła zawiodła, bohaterowie również. Co więc sprawiało, że czytałam dalej? Pomimo błędów i "baboli" nadal byłam zafascynowana samym pomysłem . Z jednej strony straszny a z drugiej zabawny, był dla mnie fakt że naszym bohaterom przez przypadek udało się uśmiercić główną bohaterkę powieści. Czy to jakiś żart? No bo wyobraźcie sobie, że przez was ginie Frodo albo Harry Potter? Przecież to jest niewyobrażalne. Chciałam doczytać do końca i zobaczyć jak Violet poradzi sobie w całym tym galimatiasie.
Zapowiadało się interesująco i oryginalnie jednak niestety zabrakło dobrego wykonania. Świat "Fandom" jest niezwykle ubogi, jego budowa niedbała podobnie jak charakterystyka bohaterów, którym zabrakło wielowymiarowości. Książka z gatunku new adult powinna działać na wyobraźnię nastolatków, być kolorowa, pełna akcji i jej zwrotów. Tego tutaj zabrakło, nastąpił przerost formy nad treścią. Żałują, że autorce nie udało się wykorzystać w pełni swojego własnego pomysłu. W pewnym momencie ten dystopijny świat zaczął połykać własny ogon, zaczęłam zauważać jego stereotypowość i nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że już to gdzieś widziałam, może w "Igrzyskach śmierci" skoro nawet główni bohaterowie często o nich wspominają?
Pomimo mojej opinii, uważam że znajdzie się spore grono czytelników, których ta powieść zachwyci, wystarczy zresztą poczytać inne recenzje. Nadal uważam, że sama koncepcja książki jest genialna, przenieść się w świat fikcji literackiej i znaleźć sposób na jednoczesne ruszenie fabuły do przodu i powrót do rzeczywistości. To kupiłam w ciemno. Zabrakło mi tylko dopracowania szczegółów, pewnej dbałości o detale, większej pomysłowości i odtrącenia stereotypów. Jednak ciągle jest szansa. Autorka nie zamknęła ostatecznie furtki, jest jeszcze czas by wszystko naprawić i zrobić z "Fandom" powieść o której będą rozmawiać nastolatkowie nie tylko dziś ale i za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat .Sięgnę po kolejny tom by zobaczyć czy się udało.
Recenzja z bloga: zatraceni w kartkach
Czy kiedykolwiek mieliście tak, że chcieliście się znaleźć w akcji książki, którą aktualnie czytacie? Podobnie jak w „Niekończącej się opowieści” zrobił Bastian? Ja tak chciałem, ale niestety, to nie mi przypadł zaszczyt znalezienia się w swojej ulubionej książce, tylko Violet i jej znajomym…
Violet, jej brat i dwie przyjaciółki wybrali się na Comic Con, by poznać aktorów, którzy zagrali w filmie na podstawie ich ukochanej książki „Taniec na szubienicy”. W niewytłumaczalny sposób bohaterowie zostają wciągnięci w swoją ulubioną książkę i stają się jej bohaterami. (Ja wiem, to brzmi bardzo źle, ale naprawdę trudno to wytłumaczyć, bo w końcu bohaterowie książki zostali wciągnięci do książki).
Wszystko byłoby nawet fajnie, gdybanie fakt, że już na samym początku umiera główna bohaterka a jej miejsce musi zając Violet. Czy dziewczyna sprosta wyzwaniu i zajmie miejsce Rose? Akcja musi trwać i kołem się potoczyć, tylko jak, skoro nie ma głównej bohaterki?
„Fandom” nie powoduje „wow” na samym początku. Zaczyna się zwyczajnie, jak we wszystkich młodzieżówkach. Autorka nie daje znać, że to co napisała jest po prostu świetną książką. U czytelnika powoduj aż znudzenie i chyba nie jeden z nich zrezygnował z dalszego czytania. Jednak im dalej w książkę, tym lepiej. Muszę przyznać jednak, że ten początek to istny zniechęcacz!
Bohaterowie książki zostają od razu wrzuceni w wir wydarzeń, jednak świetnie się odnajdują, bo w końcu znają tą powieść bardzo dokładnie. Mimo ogromnej wiedzy na temat świata z „Tańca na szubienicy” bohaterowie „Fandomu” czują strach, bo ich historia nie zmierza ku dobremu. Anna Day stworzyła światy niesamowite! Napisała dwie książki zamiast jednej, obie są interesujące i nie mogę się doczekać, aż autorka wpadnie na pomysł napisania „Tańca na szubienicy”!
Autorka ma bardzo przyjemny sposób pisania. W swoim arcydziele postawiła na naturalność, czyli wszystko wygląda tak, jakby pisane było na faktach autentycznych. Wątek miłosny- subtelny, naturalny i uroczy, emocje bohaterów- podobne do tych, które ja bym okazał w takiej sytuacji, sposobność i okoliczności- bardzo prawdopodobne, w końcu na Comic Conie może stać się wszystko!
Anna Day sprawiła, że czytając „Fandom” nic innego dla mnie nie istniało. Byłem tylko ja, „Fandom”, „Taniec na szubienicy” i powietrze. Mogę z dumą powiedzieć, że ZATRACIŁEM SIĘ W KARTKACH tej książki!
Oprócz pięknej treści, książka ma też piękną okładkę, którą kocham całym serduszkiem. Złote kolce pięknie się błyszczą a sznur na grzbiecie pokazuje nawiązanie do „Tańca na szubienicy”. No mega połączenie!
„Fandom” to niesamowita książka mówiąca o tym jak bardzo można zatracić się w książce. Czyta się ją niemiłosiernie szybko a po przeczytaniu odczuwa się głód stron. Pomysł książki w książce to fenomen za który autorka ma ode mnie dużego plusa. Jedynym minusem jest przenudny wstęp, który powodował u mnie senność.
Recenzja z bloga: zatraceni w kartkach