Jak sobie poradzisz kiedy na Twoich oczach świat rozsypuje się na kawałki? Co zrobisz kiedy wszystko idzie źle? Kiedy ból rozsadza Twoją duszę? Po prostu oddychasz. Dziesięć płytkich oddechów...
Kilka lat temu życie dwudziestojednoletniej Kacey Cleary rozpadło się na kawałki. Wraz z młodszą siostrą Livie, z biletami autobusowymi w kieszeni, wyruszają do Miami. Goniąc za marzeniami i uciekając przed koszmarem, dziewczyny trafiają do apartamentowca niedaleko plaży. Rozpoczynają nowe życie. I wszystko przebiegałoby zgodnie z planem, gdyby Kacey nie spotkała Trenta Emersona z mieszkania 1D.
Zamknięta w sobie Kacey nie chce niczego czuć. Tak jest bezpieczniej. Dla wszystkich. Jednak w końcu ulega, otwiera serce i zaczyna wierzyć, że może pozostawić za sobą koszmarną przeszłość, by zacząć od nowa. Niestety okazuje się, że nie tylko Kacey kryje tajemnicę. Pozornie perfekcyjny mężczyzna ukrywa prawdę o wydarzeniach, których nie da się wybaczyć. Odkryta przeszłość Trenta sprawi, że Kacey powróci w przerażający mrok i samotność. Piękna powieść o bliznach, o których nie można zapomnieć, o winie, której nie da się odkupić i o światełku w tunelu, które sprawia, że nawet najbardziej poraniony człowiek szuka w sobie siły, która pozwoli mu wykonać dziesięć płytkich oddechów...
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 2014-06-18
Kategoria: Dla młodzieży
ISBN:
Liczba stron: 338
Tytuł oryginału: Ten Tiny Breaths
Język oryginału: Angielski
Tłumaczenie: Katarzyna Agnieszka Dyrek
Zabierając się za "Dziesięć płytkich oddechów" spodziewałam się typowej powieści NA, wtedy jednak nie wiedział jak bardzo się mylę. Powieść K.A Tucker pochłonęła mnie, trzymając w napięciu do ostatniej strony.
Problem poruszony przez autorkę jest ciężki. ZSP (zespół stresu pourazowego), to choroba z którą samemu trudno się uporać. Potrzebna jest rozmowa, zrozumienie. Narkotyki, alkohol są tylko chwilowym rozwiązaniem, dodatkowo pogorszającym sprawę. Wszystko to potwierdza się na przykładzie Kacey. Dziewczyna ucieka w kick-boxing, by uśmierzyć swój ból. Pomaga. Jednak tylko na chwilę...
Zdecydowanie jednym z największych atutów powieści są bohaterowie. Każdy z nich jest całkowicie inny, ich zachowania są zupełnie różne. Autorka nie pominęła bohaterów drugoplanowych. Każdemu z nich poświęciła na tyle czasu, aby czytelnik poznał każdego z nich, a nie tylko Kacey i Trenta.
Kacey i Trent to bohaterowie specyficzni. Zamknięci w sobie, posiadający wiele tajemnic. Ich walka z kłopotami i pokonywanie kolejnych przeciwności są opisane w sposób absolutnie genialny. Trzeba przyznać, że książka pod względem psychologicznych jest arcydziełem.
Musze też przyznać, że nie wszystko w tej pozycji było idealne. Osobiście mam ogromny problem z uczuciem jakie łączy głównych bohaterów. Jak dla mnie było ono nie naturalne i trochę przesłodzone. Oczywiście mają wiele wspólnego i temu nie można zaprzeczyć, jednak Kacey osoba całkowicie zamknięta, która najchętniej nie utrzymywałaby kontaktów z innymi ludźmi, nagle nie wiadomo skąd "zakochuje się" w Trencie. Jak dla mnie było to zwykłe pożądanie, co najwyżej zauroczenie, na pewno nie miłość. Trzeba też przyznać, że później ich uczucie staje się naprawdę trwałe i wtedy można jest nazwać miłością.
Minusem można nazwać też to, że mniej więcej w połowie domyśliłam się jaką tajemnicę skrywa Trent. Mimo to dalej z ogromną przyjemnością ,pochłaniałam kolejne strony.
"Dziesięć płytkich oddechów" to powieść o stracie, miłości przebaczeniu. O ponownej nauce życia. O odnajdywaniu sensu istnienia. O sile rodziny oraz przyjaźni. Wszystko to sprawia, że jest to książka warta przeczytania, może trochę przewidywalna i naiwna, ale również bardzo mądra. Plusem jest również to, że K.A Tucker zafunduje wam karuzelę emocji, zarówno tych pozytywnych jak i negatywnych. Dajcie tej pozycji szansę. Jestem pewna, że na pewno się z niej czegoś nauczycie.
Po pierwsze: Nie dotykaj!
,,Dziesięć płytkich oddechów" K.A. Tucker
wyd. Filia
rok: 2014
str. 426
Ocena: 5,5/6
I'm breathing in,
and breaking down
I feel my time is running out.
The fire in my heart will burn me to the ground.
I did my part I tried my best the things I'm fighting to protect
always shatter into pieces in the end..*
Życie rzadko bywa sprawiedliwe. Zwykle nie dostajemy od niego tego, czego najbardziej na świecie pragniemy. Zdarza się jednak, że mamy dość, by uznać się za ludzi szczęśliwych. Wstajemy rano, świeci słońce, ptaszki śpiewają, i wiemy, że to będzie dobry dzień. Czasem ktoś się potknie. Czasem coś pójdzie nie tak, jak powinno. Ogólnie jest jednak na tyle dobrze, że nie ma powodów, by narzekać. Co jednak, gdy dzieje się coś na tyle strasznego i dramatycznego, że choć powodów jest wiele, na narzekanie brak siły? Co, jeśli ktoś brutalnie roztrzaska chroniącą nas bańkę? Albo zniszczy nas samych? Czy cokolwiek jest w stanie złożyć człowieka do kupy?
Kacey Delyn Cleary jeszcze kilka lat temu wiodła wspaniałe i udane życie. Była szczęśliwie zakochana, miała wspaniałą przyjaciółkę, cudowną siostrę i najlepszych na świecie rodziców. Była członkiem drużyny rugby i dość często wyjeżdżała ma mecze. Rodzina i przyjaciele, jako wierni kibice, zawsze jej towarzyszyli. Również tego feralnego dnia, gdy skończyło się życie Kacey. Jedna chwila, moment nieuwagi i on - pijany kierowca. Kilka lat później dziewczyna potajemnie pakuje swój oraz siostry bagaż i obie ruszają do Miami. Uciekają z domu ciotki dewotki i wujka, cóż, nie tylko nałogowego hazardzisty, ale i potencjalnego pedofila. Gdy którejś nocy w drzwiach sypialni Kacey staje jej piętnastoletnia siostra Livie, niewiele brakuje, by doszło do rękoczynów. Ostatecznie jednak dziewczyny decydują, że nie tylko nie zabiją wujaszka, ale również nie naślą na niego policji. Jednak skrupulatnie planują ucieczkę. I w końcu nadchodzi dzień, w którym udaje się wcielić plan w życie i bezpiecznie wyjechać. Co czeka na dziewczyny w słonecznym i dusznym Miami? Czy odnajdą tam siebie? Czy odnajdą szczęście? Czy podniosą się po wielkim upadku i poskładają się do kupy? By się tego dowiedzieć, koniecznie należy sięgnąć po Dziesięć płytkich oddechów.
Wiele dobrego słyszałam o tej powieści, nim udało mi się po nią sięgnąć. Przyznam, że bardzo się na nią nastawiłam i w pewnym momencie zaczęłam się martwić, czy książka spełni moje, dość wygórowane, oczekiwania. Zaczęłam więc lekturę z drżeniem serca, które już na drugiej stronie rozpędziło się niczym błyskawica. Jeszcze pięć minut wcześniej kleiły mi się oczy i planowałam przeczytać maksymalnie kilka stron, nim pójdę spać. Już pierwsze przeczytane zdania uświadomiły mi, że to będzie długa i ciekawa noc. I taka też była. Przewracałam kartki w zawrotnym tempie i jedynie perspektywa porannego wstawania zmusiła mnie do odłożenia książki na nocny stolik. Cały następny dzień czekałam, na wyjście do domu. Bo tam czekała na mnie powieść K.A. Tucker. Przez chwilę nawet zaczęłam się bać, że w nocy miałam jakieś omamy i jak sięgnę w domu po Dziesięć płytkich oddechów, to okaże się, że powieść jest beznadziejna. Na szczęście ten scenariusz się nie sprawdził, wręcz przeciwnie. Kolejne rozdziały przynosiły coraz więcej wrażeń i nagłych zwrotów akcji. Mniej więcej w połowie zorientowałam się, o co tak naprawdę chodzi, przyjęłam jednak, że autorka tak poprowadzi akcje, że wszystko skończy się szczęśliwie. Niestety, im bliżej końca, tym mniej byłam o tym przekonana. Czyżbym jednak miała przed sobą jeden z tych dramatów, który wyciśnie ze mnie morze łez i nie pozwoli o sobie zapomnieć ze względu tragiczne zakończenie? Tego niestety zdradzić wam nie mogę. Powiem jednak, że Dziesięć płytkich oddechów zaliczam do grona najlepszych powieści, jakie miałam okazję w tym roku przeczytać. Zdecydowanie lubuję się w powieściach przepełnionych nie tylko namiętnością, ale i wrażliwością, buntem oraz dramatem jednostki. Chciałabym jak najczęściej trafiać na takie perełki. Zdecydowanie polecam, a czytelników zaczynających lekturę od zakończenia przestrzegam - nie psujcie sobie przyjemności odkrywania finału.
Sil
*Extreme Music - Bring Me Back To Life
Rozpoczynając "Dziesięć Płytkich Oddechów" liczyłam na ciekawą i przyjemną lekturę. Tymczasem autorka sprawiła, że nie mogłam opuścić świata przez nią wykreowanego, dopóki nie przewróciłam ostatniej strony. A nawet teraz nie mogę przestać myśleć o tym, co miałam okazję przeczytać.
Pewnego dnia życie Kacey rozpadło się na kawałki. Teraz wraz ze swoją młodszą siostrą, dziewczyna wyrusza do Miami, żeby rozpocząć wszystko od nowa. Przez te lata stworzyła w okół siebie pancerz ochronny, który ma ją chronić przed skrzywdzeniem siebie i innych. Kiedy jednak poznaje Trenta Emersona spod mieszkania 1D, mur, który zbudowała, powoli się rozpada. Niestety, nie tylko ona ma tajemnice, a chłopak, który wydaje się być ideałem, również skrywa mroczną tajemnicę.
Prawda jest taka, że domyślałam się, co się okaże w książce. Piszę "domyślałam się", ponieważ czytając "Dziesięć Płytkich Oddechów" nigdy nic nie jest pewne. Wszystko jest nieprzewidywalne. A jednak stworzyłam sobie jakąś wizję tych wydarzeń i to sprawiało, że z jeszcze większą ochotą zapoznawałam się z kolejnymi wydarzeniami.
Na początku poznajemy główną bohaterkę jako osobę od której wieje lodem. Już po pierwszych wilku fragmentach czułam do niej niechęć i początkowo się nad tym nie zastanawiałam, ale myślę, że płynie to z tego, że autorka świetnie wykreowała Kacey. Miała być oschła i sarkastyczna? I taka też jej się udała. Z czasem, tak samo, jak odmieniała swoje życie, nie tylko zdobywała przyjaciół, ale również moją sympatię.
Początkowo miałam takie nieodparte wrażenie, że lektura jest podobna do "Morza Spokoju", które miałam okazję niedawno poznać. Obie książki opowiadają równie bolesne historie, których bohaterki muszą zmierzyć się z cierpieniem. Ale to jedyna rzecz, która je łączy. "Dziesięć Płytkich Oddechów" jest zupełnie inna. Dla niektórych Kacey może być trochę ostra i oschła, ale jeżeli ją przyrównać do innych bohaterek trudnych historii, okaże się delikatniejsza. Bardzo podobało mi się też to, że pisarka stworzyła postać inteligentną, która potrafi zastanowić się nad sensem niektórych zdarzeń, a poza nie da się z nią nudzić.
Są takie książki, które najpierw rozsadzają nas od środka, niszczą, a potem sprawiają, że odradzamy się jak feniks z popiołów. "Dziesięć Płytkich Oddechów" niewątpliwie jest jedną z nich. Łamie nas, doprowadza do smutku i współczucia, a potem sprawia, że zaczynamy odzyskiwać nadzieję w ludzi i dostrzegamy, że nie wszystko od nas zależy. Czasem nawet coś pozornie niewybaczalnego, odejdzie w niepamięć, kiedy nadejdzie nowy dzień. To właśnie książka, która zniewala.
link do recenzji: http://ksiazki-patiopei.blogspot.com/2014/06/wybaczania-tez-trzeba-sie-nauczyc.html
Gdy sięgałam po "Dziesięć płytkich oddechów" byłam święcie przekonana, że mam w ręku lekki romans.
Kilka lat temu życie dwudziestojednoletniej Kacey Cleary rozpadło się na kawałki. Wraz z młodszą siostrą Livie, z biletami autobusowymi w kieszeni, wyruszają do Miami.
Goniąc za marzeniami i uciekając przed koszmarem, dziewczyny trafiają do apartamentowca niedaleko plaży. Rozpoczynają nowe życie.
I wszystko przebiegałoby zgodnie z planem, gdyby Kacey nie spotkała Trenta Emersona z mieszkania 1D.
Zamknięta w sobie Kacey nie chce niczego czuć. Tak jest bezpieczniej. Dla wszystkich. Jednak w końcu ulega, otwiera serce i zaczyna wierzyć, że może pozostawić za sobą koszmarną przeszłość, by zacząć od nowa. Niestety okazuje się, że nie tylko Kacey kryje tajemnicę.
Dawno żadna książka tak mną nie wstrząsnęła. Może dlatego, że porusza ciężki dla mnie temat.
Kacey ma bardzo poważny problem. Po traumatycznych przeżyciach nie potrafi nikomu zaufać. Jednak po ucieczce na drugi koniec kraju znajduje grupę ludzi, którzy wstrząsając nią do głębi. Ale droga do oczyszczenia jest jeszcze długa. Bo Kacey musi nauczyć się wybaczać.
Trent jest bardzo tajemniczą osobą. Pojawia się niewiadomo skąd. Jest zawsze wtedy, kiedy jest potrzebny. Nie wiadomo czym się zajmuje, jaka jest jego przeszłość. I jakie ma intencje.
W trakcie lektury cały czas miałam wrażenie, że coś jest nie tak. Czekałam tylko, kiedy wszystko coś wybuchnie. Bo atmosfera zaczęła się robić jakaś dziwna. Bo jaki facet by tak się bronił przed nawalony dziewczyną? I cały czas pytanie co jest z nim nie tak. W pewnym momencie olśniło mnie. I okazało się, że trafiłam...
Książka porusza bardzo ważny temat przebaczenia. Kacey straciła w tragicznym wypadku rodziców i przyjaciół. Przez cały czas zastanawiałam się czy ja bym potrafiła wybaczyć sprawcy wypadku. I stwierdziłam, że chyba jednak nie.
Sama Kacey powoli przekonuje się, że są ważniejsze rzeczy niż rozpamiętywanie bolesnej przeszłości.Zwłaszcza, że to prosta droga do obłędu i straty ważnych osób. Czasem trzeba przebaczyć sobie by wybaczyć innym.
Tak jak pisałam wyżej, książka jest poruszająca. Ukazuje jak jeden bezmyślny błąd może zniszczyć wiele istnień. I to, że czasami sprawca cierpi gorzej niż ofiara. Przez cały czas kibicowałam bohaterom. Może nie każdy zasługuje na drugą szansę i wybaczenie ale czasem trzeba zaryzykować i zobaczyć co przyniesie los. Książkę polecam z całego serducha. Ale ostrzegam, że nie jest to lekkie romansidło do poduszki. Może popłynąć niejedna łezka.
Po śmierci rodziców Kacey wraz z młodszą siostrą trafiają do domu ciotki, jednak stamtąd uciekają. Kacey stała się trudna, autodestrukcyjna zagłusza ból, do tej pory ma koszmary z wypadku.” Bóg oszczędził mi jeden promyk światła” młodszą siostrę chce chronić. Poza nią bohaterka nie dopuszcza do siebie nikogo, ponieważ za tym idzie ból.
Jednak w nowym miejscu przystojny sąsiad Trend burzy jej udawany spokój, odbiera poczucie kontroli i wyzwala niechciane emocje. Również przyjaciółka sąsiadka Storm stara się przebić przez jej pancerz ochronny – „za każdym razem gdy odrobina prawdziwej ciebie się wymyka, zamykasz ją z powrotem ukrywasz ją.”
Ta emocjonalna, łapiąca za serce historia to opowieść o utracie bliskich, stresie pourazowym, o bliznach na ciele i na duszy, o przebaczeniu i jego mocy uzdrawiania.
„Walczę by nie rozpaść się na kawałki.”
OCENA 6/6
Opowieść o miłości, o traumie, o dorastaniu, która... zupełnie do mnie nie przemówiła. Aż dziwne, ponieważ uwielbiam takie klimaty.
Tym razem miałam wrażenie, że bohaterka na siłę szuka problemów i nie zawsze korzysta z głowy podczas podejmowania decyzji. Drażniły mnie też sceny erotyczne, coś w nich niegrało. Niestety... chyba największe rozczarowanie tego roku.
Przeczytane:2017-09-20, Ocena: 4, Przeczytałam, 52 książki (2017),
Początkowo bardziej mnie irytowała niż ciekawiła...Jednakże stopniowo się w nią wciągnęłam i choć z każdym kolejnym rozdziałem wydawała mi się coraz bardziej przewidywalna to z biegiem wydarzeń nie mogłam się od niej oderwać, choć przyznać muszę że bardziej interesowały mnie jednak wątki poboczne a nie główni bohaterowie....