Po ,,Sycylii" oraz ,,Apulii. Abruzji. Rzymie" tom ,,Umbria. Toskania" Grzegorza Musiała stanowi
kolejną część jego ,,Dziennika włoskiego", będącego opisem wędrówek po Włoszech odbywanych
w latach 2002-2007. Autor zmieniał nie tylko odwiedzane przez siebie regiony, ale też towarzyszy
swych przygód.
Tym razem wędrówka wiedzie przez samo serce Italii, pełne najwspanialszych krajobrazów i
największych dzieł geniuszu ludzkiego: Orvieto i Asyż, Florencję i Sansepolcro, Pizę i Sienę.
Autorowi towarzyszy jego nieodłączny kompan Livio - połączenie Pantalona z Arlekinem z
komedii dell'arte a zarazem smakosz sztuki i kuchni włoskiej, oraz ekscentryczna Polka z Paryża
- filmowiec znający wszelkie grzeszne zakamarki Paryża, ale i gorliwa katoliczka. Ta
ekscentryczna trójka wędruje z hostelu do hostelu i od katedry do katedry, stając w zachwycie
przed freskami Giotta i ,,Primaverą" Botticellego, przed ,,Wygnaniem z Raju" Masaccia i
,,Zwiastowaniem" Signorellego ale zarazem prowadząc spór, często dowcipny i przewrotny, o
dawnym i dzisiejszym świecie, o upadku cywilizacji i jednak tęsknocie ludzi za wzniosłością. I ta
podwójność narracji - pełnej wielkich pamiątek przeszłości ale i wartkiej codzienności,
uduchowienia, ale też żartu i kpiny, jest szczególnym walorem tej książki, przekraczającej ścisłe
ramy dziennika podróży i stającej się powiastką filozoficzną na wzór Diderota.
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 2023-11-14
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN:
Liczba stron: 536
,,Dziennik włoski. Sycylia" jest zapisem wędrówek Grzegorza Musiała - autora wydanej ostatnio powieści o życiu Tamary Łempickiej pt. Ja, Tamara...
"Było to przedwczoraj, wczoraj, nigdy. Zdarzyła się nam wojna. Zabrano nam osiem lat. Potem fale przypływu jednych wyrzuciły na brzeg, innych pociągnęły...
Ocena: 5, Przeczytałam,
Gdy na dworze plucha, zimno i wietrznie, bo piękna zima tej jesieni już się kończyła, dobrze przenieść się, chociaż na kartach literatury, do miejsc ciepłych, słonecznych i gwarantujących wspaniałą przygodę. Trzecia część ,,Dziennika włoskiego" Grzegorza Musiała zabiera nas w podróż do Umbrii i Toskanii...
Ciekawą formę ma ta książka, bo to rzeczywiście niemal codzienne zapiski z wędrówki po Italii w latach 2002-2007. Pewne rzeczy się nie zmieniły, zabytki nadal stoją na swoich miejscach, nawet różne knajpki i restauracje wciąż istnieją. Może jednak zmieniło się podejście do problemu emigrantów i kwestii szeroko rozumianej tolerancji.
Autor odbywa podróż w towarzystwie włoskiego przyjaciela, Livia, starego kociarza i dziwaka, oraz byłej miłości - pięknej kobiety, która przyjeżdża do Włoch z Francji. Szybko dowiadujemy się, że tę parę w przeszłości wiele łączyło i chyba nadal narrator coś czuje do Felicji.
W takim towarzystwie eskapada nie może być spokojna. I bardzo dobrze, bo różne komentarze, a nawet uszczypliwości dodają całości smaczków i pikanterii.
Wraz z autorem odwiedzamy i zwiedzamy różne miasta i miasteczka. To m.in. Rzym, Asyż, Siena, Florencja, Cortona, Perugia, Foligno...
Czasem podążamy utartymi i powszechnie znanymi szlakami, a czasem odwiedzamy miejsca, których nie znajdziemy w popularnych przewodnikach.
Bywa i tak, że w miejscach bardzo znanych, uznawanych za kultowe i kulturotwórcze, autor zwraca uwagę na szczegóły i detale, które są istotne tylko dla niego (przykładem może być pobyt na Campo di Fiori w Rzymie, gdy przygląda się on nie koszom kwiatów i owoców, tylko skupia uwagę na jednej ubogiej sprzedawczyni marniejących roślin i na żebraczce...).
Wraz z bohaterami raczymy się włoskimi trunkami, próbujemy różne dania, delektujemy się smakami i zapachami, romantycznymi widokami. Ale - właśnie na przekór kolorowym przewodnikom - czujemy też smród wąskich uliczek, odwiedzamy dzielnice, do których nie zapuszczają się tzw. niedzielni turyści.
Grzegorz Musiał odziera nas w swoim dzienniku z mitu pięknego, klasycznego Południa. Pokazuje postępujący upadek kultury europejskiej, jej coraz bardziej znikome znaczenie dla mediów i turystyki. Ubolewa nad wszechogarniającą tandetą, uleganiem niskim gustom turystów, którzy nie szukają duchowych przeżyć, lecz taniej rozrywki.
Sporo ponadczasowych i wciąż aktualnych problemów odnajdziemy w rozmowach podróżujących bohaterów i dotyczą one nie tylko Italii. Felicja mieszkająca od lat we Francji krytycznie odnosi się do narastającej fali emigrantów, którzy stanowią - jej zdaniem - zagrożenie dla cywilizacji europejskiej i religii chrześcijańskiej. To, oczywiście, duże uproszczenie, nie da się jednak ukryć, że autor sporo miejsca poświęca zderzeniu kultur.
Przyznam, że czasem miałam problem z odbiorem tego dziennika, bo nie wynikało z niego jednoznacznie, czy autor przedstawia własne poglądy, czy opisuje nastroje panujące we Włoszech (dotycz to np. kwestii homoseksualizmu, także w odniesieniu do Watykanu).
Miło i twórczo podróżowało mi się podczas lektury tego dziennika i - podobnie jak autor - z żalem wróciłam do polskiej rzeczywistości. Też deszczowej i zimnej.
Ta książka to na pewno wielka gratka dla tych, którzy - tak jak ja - lubią i cenią flanerowe zwiedzanie, skupianie się na detalach, zatrzymywanie w miejscach, które z jakichś przyczyn zwracają uwagę, a nie dlatego, że tak powiedział pan przewodnik.
Zdarzyło Wam się trafić w jakieś miejsce i zachwycić czymś powszechnie nieznanym, niewidzianym w reklamach? Jeśli tak, to ta książka jest dla Was.
Polecam - 535 stron literackiej podróży...A wszystko to opisane barwnie, żywiołowo, czasem dosadnie, ale niezmiennie emocjonalnie i przekonująco.
BEATA IGIELSKA