Akcja powieści toczy się kilka miesięcy po wydarzeniach z Dworu skrzydeł i zguby. Historia opowiedziana jest z perspektywy Feyre i Rhysa, którzy wraz z przyjaciółmi zajmują się odbudową Dworu Nocy oraz miasta, które uległo znacznym zniszczeniom podczas wojny. Na szczęście zbliża się czas Przesilenia Zimowego, a z nim wyczekiwane ułaskawienie.
Jednak mimo świątecznej atmosfery duchy z przeszłości nie dają o sobie zapomnieć. Feyre, która będzie obchodziła swoje pierwsze Przesilenie Zimowe, odkrywa, że najbliższe jej osoby są znacznie bardziej poranione niż można by przypuszczać. A to może mieć znaczący wpływ na przyszłość Dworu i całego ich świata.
Wydawnictwo: Uroboros
Data wydania: 2024-05-15
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 320
Od momentu, gdy przeczytałam trzeci tom Dworów, minęło już trochę czasu. Z upływem czasu zauważam jednak, że seria ta niekoniecznie jest moją ulubioną, a sentyment każe mi trwale stać przy Szklanym tronie, który kocham i zamierzam przeczytać raz jeszcze – jednak nie o tym dzisiaj. Na mojej półce od dłuższego już czasu gościła część 3.5, czyli Dwór szronu i blasku gwiazd. W sieci zbierał i wciąż zbiera on dość skrajne opinie, więc przyszła pora na to, by określić, co ja uważam na temat tego tomu.
Feyra i Rhysand mogą powoli przystąpić do odbudowy dawnego ładu, miasta i Dworu Nocy, które uległy dużym zniszczeniom podczas wojny. Ich motywacją jest pragnienie spokoju oraz nadchodzące Przesilenie Zimowe. Świąteczna atmosfera zaczyna coraz mocniej wpływać na każde z nich, a Feyra coraz wyraźniej widzi, jak poranieni są jej bliscy. Czy nadzieja na lepsze jutro oraz świętowanie dadzą radę pokonać mrocznego ducha przeszłości, który wciąż czyha?
Pozwólcie, że zacznę od tego, że po raz pierwszy Sarah J. Maas napisała tak krótką książkę. Myślę, że wszyscy pamiętamy tom 5.5 z serii Szklany tron, czyli Wieżę świtu. Czy jednak oznacza to, że będę tę powieść zachwalać i się nią zachwycać? No, niestety nie. Wbrew moim oczekiwaniom i wszystkim nadziejom, uważam, że Dwór szronu i blasku gwiazd jest mocno przeciętny na tle poprzednich części cyklu.
Główna bohaterka Feyra, którą naprawdę polubiłam w tej serii, tutaj mam wrażenie, że charakteru nie dostała w ogóle. Nie, nie wiem jak to możliwe, ale po tak długiej przerwie w lekturze kolejnych tomów nie da się tego nie zauważyć - tutaj Feyra przypomina szarą masę, która nijak nie przypomina mi samej siebie. Istnieje też szansa, że to moja wina, a w rzeczywistości postać ta jest taka sama, jak zawsze, jednak mimo tego nie mogę przejść obok tego obojętnie.
Iskierką nadziei był Rhys, jednak i tu moje oczekiwania nie zostały w stu procentach spełnione. No cóż, zdarza się, prawda? Z nim przynajmniej jakkolwiek udało mi się zżyć i zaangażować w wydarzenia dotyczące bezpośrednio właśnie tego bohatera, więc w tej kwestii mogę czuć się usatysfakcjonowana.
Autorka skacze tu pomiędzy różnymi bohaterami, co choć jest zrozumiałe, to jednak potrafi niesamowicie namieszać i zgubić czytelnika w całej historii. Trochę jest tutaj perspektywy Feyry i Rhysanda, trochę Kasjana, a jeszcze w mniejszym stopniu pojawia się Nesta. Nie jestem fanką takiego spoglądania na historię z tak wielu perspektyw i przyznaję się bez bicia, że i ten aspekt znacząco wpłynął na moją ostateczną ocenę dla tej książki.
Pióro Sary J. Maas jest dobre, lekkie i ostatecznie książkę czyta się przyjemnie i całkiem szybko. Dzięki niej poczułam również, że chcę wrócić do twórczości tej autorki i myślę, że w nadchodzącym czasie możecie spodziewać się opinii kilku jej książek. Czy Dwór szronu i blasku gwiazd zasłużył na wysoką ocenę? Moim zdaniem – nie. Jest to po prostu zwykłe uzupełnienie pomiędzy kolejnymi tomami i gdybym go nie przeczytała - przeżyłabym. Jeżeli jednak pokochaliście Dwory i tych bohaterów, to i ta pozycja przypadnie Wam do gustu.
"- Trzech ilyryjskich wojowników. Największych ilyryjskich wojowników - uściśliłam - urządziło sobie bitwę na śnieżki.
Oczy Mor niemal płonęły z dzikiej radości.
- Robią to od dzieciństwa.
- Wszyscy mają ponad pięćset lat.
- Chcesz wiedzieć, kto obecnie prowadzi w klasyfikacji zwycięzców?"
Cykl "Dwór cierni i róż" podobał się mi bardzo i wpisał się jako jeden z moich ulubionych. Niestety jednak autorka nieco go zepsuła, tworząc na siłę dodatek do całości, który łączy się z resztą, ale w mojej opinii jest zbędny.
"Dwór szronu i blasku gwiazd" opowiada historię po wielkiej wojnie. Bohaterowie Dworu Nocy zbierają się po wszystkim, próbują normalnie funkcjonować, odbudowują miasto. I to jest akurat fajna sprawa, jednak całość przysłania ciągłe użalanie się nad sobą Feyry, która stała się bardzo denerwująca, Rhysand pantoflarz, który ma ciągle twardego członka i wszechogarniająca chęć kopulowania się. Już nie chcę nawet krytykować wątku, w którym Feyra mówi, że nie chce dziecka, chce pożyć, a za jakiś czas zmienia zdanie. Ahh te niezdecydowane kobiety.
Umęczyłam się podczas czytania. Irytowało mnie bardzo ciągłe uprawianie seksu Rhysanda i Feyry i sprowadzanie wszystkie do niego. Kurde, to jest fantastyka dla młodzieży, dlaczego nie możemy dostać książki bez seksu? Czy on musi być wszędzie i to w takiej ilości? To jest już męczące i denerwujące. Odnoszę wrażenie, że autorka nie wiedziała co napisać, więc dla pogrubienia powieści wstawiła sobie kilkanaście namiętnych scen. Porażka.
"Nawet poprzez dawanie prezentów czcimy poświęcenie tych, którzy walczyli za pokój, którym się dziś cieszymy, i za możliwość obchodzenia tego święta."
Nie podoba się mi, że mają być kolejne tomy tego cyklu. Według mnie są zbędne, naprawdę. Irytujący jest wątek Nesty i Elainy. Pierwsza jest obrażona na cały świat, zaszyła się w noże, pije nałogowo i sypia z kim popadnie. Wątek prostytucji po prostu wyśmienity. A Elaina to taka cicha myszka, która jest nieśmiertelna, opłakuje ciągle swój los i rozpacza, że nie mogła wyjść za mąż za człowieka. Dla mnie te wątki są tak naciągane, że aż nudne.
Powieść ratuje postać Kasjana i Azriela. Przynajmniej oni nie do końca postradali zmysły i są tacy, jacy byli. I nie mogę zapomnieć też o Amrenie, która nadal ma cięty język, dobrą ripostę i rozbawia swoją osobą.
Osobiście żałuję, że sięgnęłam po "Dwór szronu i blasku gwiazd". Moim zdaniem ten tom nie powinien powstać, bo psuje wgląd na całą serię, która jest po prostu świetna. No ale teraz liczy się pieniądz, a autorzy idą na ilość, a nie jakość.
Akcja Dworu Szronu i Blasku Gwiazd rozgrywa się kilka miesięcy po wydarzeniach z trzeciego tomu. Opisuje ona atmosferę panującą po wojnie, czas odbudowywania Dworu Nocy i panujących relacji między bohaterami. Jesteśmy też świadkami przygotowań do święta przesilenia.
Książka nie wydaje się zbyt ciekawa, ponieważ nie ma w niej żadnej wciągającej fabuły, oprócz wątku z trudnymi relacjami między Feyrą, a jej siostrą Nestą, która w dalszym ciągu nie może pogodzić się z tym, co z nią się stało. Jednakże to doprowadza do bardzo ciekawego końca książki, który robi nadzieję, że dalsza kontynuacja Dworów może być ciekawa.
“Prawda jest twoim darem. Prawda jest twoim przekleństwem.”(*¹)
Sporym zakończeniem była dla mnie narracja tej książki, ponieważ autorka skusiła się, aby przedstawić tym razem historię z różnych perspektyw. Mamy perspektywę Feyry, Rysha i kilku innych bohaterów, co faktycznie urozmaica nieco tę część, bo pozwala jeszcze bardziej poznać danych bohaterów.
“Dałam mu siebie - w takiej formie, w jakiej nikt mnie nigdy nie widział. I nikt poza nim by nie zrozumiał.”(*²)
Dwór Szronu i Blasku Gwiazd można uznać za nie do końca dopracowane pociągnięcie serii, chociaż nie też aż tak złe. Widać wyraźnie, że ta część ma stanowić jedynie coś pomiędzy przygodami bohaterów i jest niezłym podsumowaniem dotychczasowych tomów.
Dwór cierni i róż autorstwa Sarah J. Maas należy do moich ulubionych serii fantasy. Po pierwszych dwóch tomach, które skradły moje serce i trzecim, niezbyt udanym, przyszedł czas na "Dwór szronu i blasku gwiazd". Jak wypadła ta część cyklu i czy sprawdziła się jako łącznik pomiędzy historią Feyry i Rhysa a kolejnymi, uzupełniającymi nowelkami, skupiającymi się na pozostałych bohaterach?
Po wojnie z Hybernią w Prythianie wreszcie zapanował pokój. Książę Dworu Nocy nie ma jednak złudzeń, doskonale wie, że jest on bardzo kruchy. Jedna pochopna decyzja może doprowadzić do kolejnych walk, zwłaszcza gdy wśród Ilyrów pojawiają się coraz to nowe ogniska buntu. Wszystkie Dwory zajęte są odbudową miast i naprawą powojennych zniszczeń. Wydaje się jednak, że zagrożenie jeszcze nie minęło, przyczaiło się tylko w ciemnościach, czekając na odpowiedni moment, by znów uderzyć. Mur zniknął, lecz królowe nie powróciły na swoje ziemie, w dodatku pojawiają się plotki jakoby niektórzy z książąt chcieli zawłaszczyć tereny należące do ludzi, by powiększyć swe włości.
Dramatyczne wydarzenia z "Dworu skrzydeł i zguby" odcisnęły wyraźne piętno na wszystkich bohaterach. Każdy z nich stara się na swój własny sposób uleczyć i odzyskać spokój ducha, choć nie jest to łatwe, gdy wspomnienia wciąż powracają, dręcząc na jawie i we śnie. Cena, jaką przyszło im zapłacić za zwycięstwo, okazała się wysoka. Autorce udało się całkiem przekonująco przedstawić ich zmagania z demonami przeszłości, nadal żywymi i obecnymi w ich myślach. Podobało mi się również osobiste zaangażowanie Feyry w odbudowę Velaris, dzięki któremu mogłam wraz z nią poznać historie niektórych mieszkańców tego miasta.
Pomimo bólu straty i zniszczeń, które dosięgły tak wielu, w powieści znalazło się naprawdę wiele zabawnych scen. Dialogi rozśmieszające mnie niemal do łez, jakie podbiły moje serce w pierwszym tomie serii, teraz znów powróciły. Dzięki nim tekst czytało mi się znacznie przyjemniej, a ponura, przygnębiająca atmosfera ustępowała miejsca wybuchom radości i szczerego śmiechu (kiedy przeczytałam o małym Rhysiu, nie mogłam się opanować :D).
Niestety wraz z pojawieniem się Nesty dobry nastrój pryskał jak bańka mydlana. Jak ta bohaterka działała mi na nerwy! Przy każdej wzmiance czułam irytację, licząc, że wreszcie przestanie być tak zimna, obojętna i wyniosła. No cóż, nie doczekałam się. Denerwował mnie sposób, w jaki traktowała swoje siostry i cały wewnętrzny krąg Dworu Nocy. Zachowywała się, jakby wyrządzili jej jakąś krzywdę, jakby Feyra siłą zaciągnęła ją tam dla własnej przyjemności i odebrała jej wszystko, co miała. Jakby zapomniała lub nie dopuszczała do siebie myśli, że ona również ponosi część odpowiedzialności za to, co przydarzyło się ich rodzinie. Przez całą powieść była po prostu nieznośna i wolałam już czytać o każdej innej postaci, byle nie o niej. Nawet Tamlin tak na mnie nie działał.
"Dwór szronu i blasku gwiazd" był dla mnie przyjemną, dość interesującą lekturą, choć tak naprawdę niewiele się w nim działo. Niemniej towarzyszenie członkom Dworu Nocy w tych niełatwych dla nich chwilach okazało się ciekawym doświadczeniem. Sarah J. Maas pozwoliła zajrzeć w ich myśli, poznać dręczące ich obawy i wspomnienia. Obserwować, jak w pocie czoła pracują, by odbudować nie tylko drogie im miasto, ale także poskładać siebie samych po dramatycznych wydarzeniach wojny. Wprawdzie postać Nesty strasznie mnie denerwowała, ale na szczęście poczucie humoru autorki, zaserwowane w odpowiednio dużych dawkach, zdołało mi zrekompensować tę niedogodność. Jeśli liczycie na dużo akcji i zamknięcie dotychczasowych wątków, ten tom Was rozczaruje. Mówiąc krótko, to trochę taki zapychacz pomiędzy kolejnymi częściami serii. Choć w moim odczuciu całkiem dobry i zabawny.
Czy ten tom faktycznie był niepotrzebny i nie wprowadza nic nowego do fabuły?
"Dwór szronu i blasku gwiazd" stanowi "pomost"między tą serią ("Dwór cierni i róż") oraz, tą która ukaże się w przyszłym czasie, będąca również w tym uniwersum, jednak z innymi bohaterami. Z jakimi? Tego dowiecie się sięgając po książkę, ponieważ na końcu znajduję się fragment zwiastujący, co nam Sarah J. Maas zaserwuje w nowym cyklu.
I zapowiada się obiecująco. Może bohaterzy nie są moimi ulubionymi, ale mam wrażenie, że mają bardzo ciekawą historię do opowiedzenia, która ma duży potencjał i mam nadzieję, zostanie odpowiednio wykorzystany.
Wracając do głównej lektury. Skończyła się wojna, następuje odbudowa Dworu, ogólnie fabuła opiera się na tym jak wygląda cały świat po wszystkich katastrofach, zniszczeniach.
I tego nigdy autorzy nie opisują. Mogę wymienić wiele książek o wojnie. A ile z nich jest opisanych o tym co działo się potem? I nie uważam, że to było niepotrzebne. Mimo, że większość fabuły to codzienność bohaterów, przygotowania do Przesilenia (swoją drogą żałuję, że książka nie została wydana bliżej świąt, według mnie byłby to niesamowity klimat!). To w międzyczasie zajmujemy się katastrofalnymi skutkami wojny. I nie mówię tylko o zniszczonych budynkach, problemach biednych ludzi, których nie stać na naprawę wszystkiego, a stratach moralnych. Niejeden mąż, syn, ojciec poległ w wojnie. Dla Feyry niewyobrażalne jest stracić swojego Towarzysza i nie może patrzeć w pustkę mieszkańców odznaczającą się w ich oczach.
Za to Nesta nie może poradzić sobie, z tym, kogo straciła na wojnie. Odcina się od wszystkich, większość czasu spędza w zniszczonym domu lub, w jeszcze gorszym stanie, barze, a później w łóżku z przypadkowym fae. Ale nic nie potrafi zapełnić tej pustki. Odtrącanie wszystkich jest najgorszą opcją, lecz, jak wiadomo, z jej charakterem trudno wygrać i nie chcę otrzymywać żadnej pomocy.
Widywał już taką pozę u Nesty. Nazwał to jej postawą "zgładzę wrogów swych". Jak dotąd Kasjan nazwał już ponad dwadzieścia postaw typowych dla Nesty. Od "zjem twoje oczy na śniadanie" po "nie chcę, żeby Kasjan się dowiedział, że czytam erotyki". Tę ostatnią lubił najbardziej.
Według mnie ta książka jest bardzo dobra. Przez chwilę opisuje o codziennym życiu, obchodzeniu święta, szczęściu, zwyczajach, które od setek lat są w ich rodzinie. A chwilę później autorka sprowadza nas na ziemię, ukazując skutki tej, niezaprzeczalnie, niepotrzebnej, szkodliwej wojny, która wyniszczyła to, co piękne.
Szybko mi się ją czytało, skończyłam ją w jeden wieczór. I nie wynudziła mnie. Robienie zakupów przez Feyre to nie jest główny temat. Była na nich dwa razy. Próbowała się przystosować do świata, w którym się znalazła, a wiadomość o zwyczaju kupowania prezentów, był powodem, przez który długi czas siedziała w sklepach. Dla mnie to jest kpiące, ponieważ widzę szerszy, większy sens książki, niżeli nudny zapychacz skierowany na zarobek. Odczuwam bardzo przyjemne emocje wobec tej lektury.
Tym razem perspektywę mamy z prawie wszystkich bohaterów. Każdy po kawałku opowiada jedno wydarzenie, emocje mu towarzyszące, myśli. To pozwala nam lepiej ich poznać, dowiedzieć się czego się spodziewać w kolejnej serii i uzupełnić niedomówienia z poprzedniego tomu. Co z Nestą i Kasjanem? Mor i Az? Tamlinem? Spokojnie wszystkiego się dowiecie, nawet o problemach fizjologicznych, nowo powstałej, Amreny (możecie być spokojni/nie łudźcie się, jej charakter nadal się nie zmienił).
Uwielbiam ich dewizę: rodzina to nie tylko więzy krwi. To była najprawdziwsza relacja jaką widziałam. Od setek lat wiedzą, że mogą sobie nawzajem ufać. Tak różnorodne charaktery połączone tworzą chaos, a mimo to, gdy znajdziemy ich wszystkich w jednym pokoju, to usłyszymy głośne rozmowy, śmiech i przekomarzanie.
Związek Rhysanda i Feyry, jak wiadomo, wciąż rozkwita. O ich relacji zawsze się przyjemnie czyta. Ja również, jak wielu ludzi, mam wrażenie, nie jestem fanką ich scen miłosnych i podkurczaniu stóp przez księżną (błagam, autorko, skończmy z tym!). Ich miłość, mimo tego jaka jest wyjątkowa, wydaję się być realna. Oprócz tego, że przez 300 stron ciągle mają ochotę uprawiać seks, to są dla siebie ciepli, wspierający się, zawsze blisko, wyczuwają, gdy, któreś potrzebuje pomocy. Wiecie, o czym mówię, przez 3 tomy przekonaliśmy się jak bardzo więź ich jest trwała i w tej części niewiele się zmienia.
Nie wiem co mogę więcej powiedzieć. Ciepła książka z niekiedy smutnymi momentami, dopowiadająca więcej szczegółów o życiu bohaterów. Nie znajdziemy tu akcji, jak w poprzednich tomach, nie jest wielce przełomowa, ale wciąż przyjemna do czytania. Ja, ze swojej strony, polecam.
M u s z ę tworzyć albo wszystko to było na nic. M u s z ę tworzyć albo załamię się pod ciężarem przytłaczającej mnie rozpaczy i nie będę miała siły wstać z łóżka. M u s z ę tworzyć, ponieważ nie mam żadnego innego sposobu na wyrażenie t e g o.
Uwielbiam książki Maas. Za każdym razem czyta mi się je fantastycznie. Już nie mogłam się doczekać ponownego spotkania z bohaterami. I choć tutaj nie ma żadnych bomb i akcji fajnie było znowu spotkać się ze starymi przyjaciółmi. 😍 Już nie mogę się doczekać dalszych części i coś czuję, że autorka tym razem nas pozytywnie zaskoczony. Tak jak tylko ona potrafi. 😁
Byłam ciekawa tej części zanim po nią sięgnęłam. Okazuje się, że mój zapał do tej trylogii jakby zgasł. Niemniej przeczytałam by sumienie mnie nie gryzło. I fajerwerków nie ma. To taki epilog ale w dłuższej wersji. Nic większego się tutaj nie dzieje. Autorka przygotowuje nas na dwie kolejne części ale z perspektywy Nesty i Kasjana.
Czułam się jak w korytarzu przenoszącym z jednej historii do drugiej.
No i okazało się, że 4 część Dworów niestety średnio mi się podoba. Nie była tak emocjonująca jak poprzednie. W sumie to nic się w niej nie działo i trochę mnie nudziła, ale nie żałuję poświęconego jej czasu.
Po ostatnich rewelacyjnych trzech tomach długo odkładałam przeczytanie tej, którą uważałam za ostatnią. Okazuje się jednak, że nie muszę się żegnać z bohaterami, bo w planach jest już część kolejna. Niesamowicie mnie to cieszy. Na szczęście ten tom był naprawdę krótki i nie zepsuł mi radości z poznawania historii Feyry i Rhysanda, więc z pewnością sięgnę po następny. .
Wbrew wielu negatywnym opinią na bookstagramie mnie ta nowelka bardzo się podobała. Może nie aż tak jak "Dwór mgieł i fruii", ale naprawdę miło spędziłam z nią czas. Szkoda tylko, że była taka krótka.
Tak naprawdę jest to 'książka' o niczym... Ot taki skok na kasę... Wydanie tego w wersji papierowej było zupełnie zbędne. Gdyby autorka postanowiła wrzucać u siebie gdzieś na stronie, po 'rozdziale' z tego tworu, to jeszcze bym to zrozumiała. Ale fizyczna wersja papierowa? To po prostu naciąganie czytelników na kasę (i niepotrzebna wycinka lasów...)
Co do 'fabuły' - dostajemy tu kilka rozdziałów o przygotowaniu do święta Przesilenia, kilka rozdziałów o buntach narastających w niektórych miejscach i to tak naprawdę byłoby na tyle.
W tym wszystkim mamy napaloną gadkę Rhysa pantoflarza i Feyry, która jak nic ma jakieś problemy z układem nerwowym, skoro co chwila 'podkurczają jej się palce u stóp' - na jej miejscu zbadałabym taki tik, bo to może objaw jakiejś początkowej niewładności czy coś... :|
Nie będę ukrywać, że przeczytałam tę część tylko dla Cassiana i Nesty i w sumie się nie zawiodłam. Ja byłabym taką samą suką w stosunku, do tej żałosnej kreatury jaką jest Feyra... Siostra, nie siostra - nieważne. Ta baba jest taaaaaaaaaaak fatalną postacią, że zdecydowanie znajduje się w czołówce moich znienawidzonych bohaterek książkowych.
Nie do końca rozumiem, dlaczego Nesta zachowuje się właśnie tak, a nie inaczej? Ja na jej miejscu spróbowałabym znaleźć gdzieś jakąś pracę (choćby i w tych spelunach, w których pije), zebrałabym kasę i przeniosłabym się na jakiś inny dwór, z daleka od tego "kółka wzajemnej adoracji".
I napisałam, że "w sumie się nie zawiodłam" częścią o Cassianie i Neście, bo jedynie zakończenie mi się nie spodobało (tzn. ten rozdział z następnej książki, poświęconej właśnie tej dwójce) - bo już widzę, że wylądują razem w tych górach, pewnie będą od razu mieszkać razem, trenować, walczyć, tłumić bunty i będą żyli długo i szczęśliwie... Naprawdę mam nadzieję, że Maas nie zniszczy mi Nesty! Jeśli zrobi z niej postać choć minimalnie zbliżoną do tej nieszczęsnej Feyry to zdecydowanie nie tknę już więcej czegokolwiek co wyjdzie spod pióra tej kobiety!
I nadal czuję niesmak w stosunku do tej nienawiści jaką wszyscy z tego Dworu Nocy, darzą Tamlina. SERIO?! Oni nadal nie widzą, że to jest TYLKO I WYŁĄCZNIE wina ich najdroższej 'księżnej'??? Rozmowa, rozmowa, jeszcze raz rozmowa. Tylko tyle by wystarczyło, żeby uniknąć całej tej szopki. A jak tu czytam, że Rhys najchętniej by zabił Tamlina 'bo ten na to zasłużył'... SERIO?!... Ugh... Zdecydowanie pisanina Maas mnie ostatnio bardziej drażni niż cieszy. Obym tylko się nie zawiodła na tej kolejnej książce o mojej ukochanej Neście i Cassianie! Bo takiej 'zdrady' już nie wybaczę.
Ojej... Co to było? Po co to było?
Kiedy usłyszałam, że Sarah powróci jeszcze do świata dworów, byłam zachwycona. Bardzo trudno było mi się pożegnać z Rhysem i Feyrą, Nestą i Kasjanem, Mor i Azrielem, Amreną, Varianem, Elainą, a nawet - o dziwo - z Lucienem. Nowelka Maas jest bardzo zła. Autorka schrzaniła na całej linii... Zabiła Feyrę i Rhysa, jakich lubiłam, zrobiła z nich wiecznie napalonych nastolatków, którym tylko jedno w głowie, skomplikowała postać Nesty do poziomu, którego nie jestem w stanie ogarnąć, z niezależnej Mor zrobiła zagubioną istotkę, która nie wie, czego chce i zniszczyła Tamlina - jego postaci właściwie już nie ma. Jedynie postać Elainy, można by to tak ująć, wyszła na prostą.
Maas mogła napisać prawdziwą czwartą część, która być może nie byłaby tak naszprycowana akcją, jak pozostałe trzy części, ale byłaby w stanie usatysfakcjonować fanów. Nowela zachwyca jedynie okładką, niczym więcej. Pierwsze rozdziały były dla mnie katorgą. Słaba jakość, słaba Feyra... Tą bohaterkę zapamiętałam sobie zgoła inaczej... Nesta, która stała się odludkiem, która pogardziła Kasjanem, a i tak wiemy, że Maas zaplanowała im wspólną przyszłość. Zdaje się, że ta dwójka będzie swoimi towarzyszami, ale to tylko takie moje przewidywania. Wydaje się również, że Maas postawi na drodze Elainy Azriela, zaś Luciena niechybnie strąci do innego świata (prędzej czy później), ale to także tylko moje przewidywania.
Życzyłabym sobie, żeby autorka nie powielała więcej takich błędów jak ten. Piękna szata graficzna nie rekompensuje merytorycznej jakości noweli ani też ceny zgoła nieadekwatnej do tego, co otrzymałam. Książkę kupiłam pomimo słabych recenzji, ponieważ chciałam przekonać się sama, co z tego wyszło. Niestety - nic dobrego. Nawet ostatnie strony nie rekompensują całości, a złe wrażenie bardzo trudno będzie Maas zatrzeć.
Mam nadzieję, że autorka w kontynuacji nie rozwali do końca postaci Nesty i Kasjana i napisze coś na miarę pierwszej części dworów. Mam też nadzieję, że ta część będzie naprawdę gruba i warta przeczytania.
Co do "Dworu szronu i blasku gwiazd" - nie polecam!
Poznaj piękną, bezwzględną i naznaczoną wielkością zabójczynię i zobacz, jak rodzi się legenda. Celaena Sardothien to najgroźniejsza zabójczyni...
Drugi tom cyklu Szklany tron, opowiadającego o zabójczyni Celaenie Sardothien Po roku ciężkiej pracy w kopalni soli osiemnastoletnia Celaena Sardothien...
Przeczytane:2023-07-23,
Okładka jest utrzymana w stylu poprzednio wydanych tomów. Jest najkrótszym tomem, liczy niewiele ponad trzysta stron. Jest piękna, z wyłuszczeniami śliskimi, a cała jest matowa. Nie posiada skrzydełek, więc nie ma dodatkowej ochrony przed uszkodzeniami mechanicznymi. Stronice są kremowe, czcionka wystarczająca dla oka, literówek brak. Odstępy między wersami i marginesy zostały zachowane. Rozdziałów jest wiele, tak jak i narratorów, co w tym przypadku nieco mi przeszkadzało. Nie gubiłam się, ale jednak nastawiłam się na Rhysa i Feyrę, a tu było jeszcze kilku innych obserwatorów.
Powróciłam do świata bohaterów i bardzo się cieszyłam, że znów mogłam poznać ich koleje losu. Sarah J.Maas wciąż posługuje się niesamowicie wciągającym piórem, od którego trudno się oderwać. Czyta się szybko i lekko, z wielką przyjemnością śledziłam poczynania postaci i trzymałam kciuki, by ich dusze w końcu zaznały spokoju. Nie miałam jakichkolwiek blokad, ani trudności. W tym tomie jak pisałam powyżej, przeszkadzało mi, że było więcej niż dwójka narratorów. Nie można było się skupić na najważniejszej dwójce, o której wiadomo, że kolejnych części już nie ma. :( Może występują gdzieś pobocznie, ale to już nie to samo... I jest tez najkrótsza, więc tym bardziej nie chciałam jej kończyć... Ale zapewne kiedyś znów odświeżę sobie serię i będę czytać, by poczuć to, co początkowo w pierwszym czy drugim tomie.
Emocji jakoś tutaj zbytnio nie odczuwałam, a szkoda, bo potencjał z poprzednich części był ogromny! Zresztą wcześniej czułam tak wiele i tak mocno, że wydawało się to niemożliwe, a tutaj... Odnoszę wrażenie, że jest to historia napisana taka już na koniec, bez uniesień, bez momentów, które mogłyby zachwycić. Szkoda, bo plasuje to ostatni tom jako najsłabszy, niemniej jednak i tak kocham serię całą sobą, w szczególności Rhysa, który stał się moim książkowym mężem, jak to nie raz dziewczyny z blogosfery się śmieją.
Mamy tutaj niemal wszystkich poznanych wcześniej bohaterów, wciąż jestem zafascynowana umiejętnościami Rhysa, relacją, jaka łączy go z jego towarzyszką. Nie zmieniłam zdania na temat innych postaci, lubię ich, zarówno Aza, Kasjana czy Mor. Bohaterowie w tej sadze są dość szczegółowo opisani, da się ich lubić, kochać, ale i nienawidzić. Nie są płascy i nijacy, a wręcz przeciwnie. Cieszę się, że mogłam całościowo patrząc na cztery części, spędzić z nimi czas i co ważne, poznać ich.
Reasumując uważam, że jest to tom uzupełniający całą serię, bez zbędnych fajerwerków, uniesień, czy fascynujących opisów. Jest dobra, jednak zdecydowanie jestem pod urokiem tomu drugiego. Na samą myśl, serce bije mi o wiele mocniej. Trochę się zawiodłam, bo nie było tego wow, ale i tak kiedyś na pewno sięgnę po książki pisarki, ze względu na wciągający styl i fantastyczną fabułę.